Mamy liczne dowody na to, że odporność poszczepienna chroni przed zachorowaniem - wyjaśniał w programie "Koronawirus Konkret24" doktor Paweł Grzesiowski, który zmierzył się z kolejnymi pytaniami związanymi ze szczepionką. Mity na temat szczepień obalał także Jan Kunert z redakcji Konkret24.
W programie "Koronawirus Konkret24" w TVN 24 zaproszeni eksperci obalają mity i rozwiewają wątpliwości związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa, wpływem epidemii na nasze codzienne funkcjonowanie i szczepionkami przeciw COVID-19. Tematy przekazała redakcja Konkret24. 6 lutego wątpliwości wyjaśniali: specjalista w dziedzinie terapii zakażeń i ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej doktor Paweł Grzesiowski oraz dziennikarz Konkret24 Jan Kunert.
"Nie ma dowodu epidemiologicznego, że szczepionki działają"
Doktor Paweł Grzesiowski: Mamy liczne dowody na to, że odporność poszczepienna chroni przed zachorowaniem. To najpierw badania eksperymentalne, a więc wykonywane na tkankach i komórkach, a później z użyciem zwierząt, a następnie badania pierwszej, drugiej i trzeciej fazy wykonywane u ludzi. Naszym miernikiem odporności poszczepiennej jest liczba osób, która została zaszczepiona i zachorowała na COVID-19. W ramach badań klinicznych szczepionek obecnie dopuszczonych do Polski - czyli firmy Pfizer i firmy Moderna - wykazano, że 95 procent osób, które zostały zaszczepione, jest chronione przed zachorowaniem przez okres co najmniej półroczny. Takie mamy na razie wyniki i dalej te grupy są obserwowane, bo oczywiście badania się nie zakończyły. Ostateczny czas utrzymywania się odporności poszczepiennej zostanie ustalony dopiero po dwóch latach badań.
"Z jednej fiolki robią nie 5 a 6 dawek. To obniża skuteczność szczepionki"
Dr Grzesiowski: Nic podobnego nie dzieje się w przypadku szczepionki Pfizer. W jednej fiolce jest potencjalnie nawet siedem dawek szczepionki, natomiast podczas nabierania może dojść do drobnych strat substancji, która jest wewnątrz, w związku z tym jedna czy dwie kropelki tego płynu mogą zostać uronione w trakcie nabierania. Dlatego właśnie jest pewien zapas w każdej fiolce, który wynosi aż dwie dawki. Okazuje się, że przy starannym nabieraniu nie ma najmniejszego problemu, by uzyskać sześć dawek z jednej fiolki. Można powiedzieć, że bezpiecznie i skutecznie można zaszczepić sześć osób materiałem z jednej fiolki. Natomiast oprócz tego istnieje bardzo ścisła instrukcja, że gdyby z jakichś powodów nie udało się tej szóstej dawki w pełni uzyskać, na przykład byłaby ona mniejsza o jakąś niewielką ilość, to należy ją wyrzucić. Czyli nie wolno nikogo zaszczepić niepełną dawką szczepionki.
"Jaki ma sens szczepionka, skoro dalej zakażamy innych?"
Dr Grzesiowski: Sprawa tego, czy możemy, czy nie możemy zakażać po szczepieniu, jest otwarta. Przeciwko takiej hipotezie raczej przemawiają obserwacje osób zaszczepionych już w ramach badań klinicznych. W rodzinach tych osób, w najbliższym ich otoczeniu, nie stwierdzano zakażeń. To by jednak dawało do myślenia, że osoby, które są zaszczepione, nawet jeśli przez jakiś krótki czas mogą mieć wirusa na swoich błonach śluzowych lub skórze, to jednak nie zakażają tak, jak gdyby były niezaszczepione i chore. Po drugie nie zaobserwowano - poza tymi osobami, które zachorowały, bo nie wytworzyły odporności poszczepiennej - objawowych zakażeń u tych, którzy byli zaszczepieni. A przecież wiadomo, że osoby objawowe znacznie silniej przenoszą wirusa. Na ten moment możemy powiedzieć więc, że rzeczywiście nie mamy jednoznacznych, ścisłych dowodów na to, że osoba zaszczepiona nie będzie przenosić wirusa, ale jest to zjawisko marginalne, rzadkie i należy je brać pod uwagę na zasadzie teoretycznej. Dlatego uważam, że każda osoba zaszczepiona, mimo wszystko powinna nosić maseczkę, zachowywać dystans i przestrzegać dezynfekcji. Nie mamy pewności, dlatego te podstawowe zasady ochrony pozostają aktualne.
"Liczba niepożądanych odczynów poszczepiennych w Polsce jest wysoka"
Jan Kunert, Konkret 24: Przypadki występowania niepożądanych odczynów poszczepiennych to jest to, co skupia uwagę środowisk antyszczepionkowych, które chcą, aby takie przypadki były jak najbardziej nagłaśniane. Oczywiście po przyjęciu każdej szczepionki - o czym informują producenci - mogą wystąpić skutki uboczne. Ale jak wygląda rzeczywistość, jeżeli chodzi o szczepienia przeciw COVID-19 w Polsce? Na ten moment mamy około 0,05 procent niepożądanych odczynów poszczepiennych. Tak więc odsetek osób, które mają jakieś komplikacje po przyjęciu szczepionki, jest naprawdę bardzo mały. Eksperci mówią, że to właśnie świadczy o tym, że szczepionka jest bezpieczna. A jakie są ewentualne komplikacje? To są głównie krótkotrwałe bolesności w okolicy wkłucia, krótkotrwałe zaczerwienienie. Te osoby generalnie nie trafiają do szpitali, tylko przechodzą to łagodnie w domu. Rzeczywiście kilka dni temu miała miejsce śmierć mężczyzny, który wcześniej przyjął szczepionkę przeciw COVID-19. Jest jednak zbyt wcześnie, by mówić, że to właśnie przez przyjęcie preparatu ten mężczyzna stracił życie.
"Szczepionka powoduje zespół pocovidowy"
Jan Kunert: Nasi eksperci, lekarze, z którymi rozmawiamy, nie mają żadnych wątpliwości. Mówią wprost, że jest to kompletna bzdura. Żeby zachorować na zespół pocovidowy trzeba najpierw złapać koronawirusa. Nie można więc, nie chorując na COVID-19, tylko przyjmując szczepionkę, mieć kłopotów z zespołem pocovidowym. A co to jest za zespół? To jest ogólny stan zapalny różnych części organizmu, on się pojawił mniej więcej w kwietniu 2020 roku u dzieci w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Objawy to były bóle mięśni i stawów, biegunki, wymioty. Teraz wiemy już, że ten zespół występuje także u dorosłych. A jak się przed nim ustrzec? Dokładnie tak samo, jak przed samym koronawirusem - czyli dystans społeczny, maseczki i częste mycie rąk.
Autor: akw, momo//rzw / Źródło: TVN24, Konkret24; zdjęcie:TVN24