Bezobjawowi nosiciele wirusa SARS-CoV-2 nie zakażają; koronawirusem nie można się zarazić na świeżym powietrzu, hydroksychlorochina i cynk wyleczą z COVID-19 - takie i inne nieprawdziwe tezy zawiera "List otwarty polskich lekarzy, naukowców i pracowników służby zdrowia". Podpisało go ponad 170 osób związanych z zawodami medycznymi, w tym ponad 100 lekarzy.
Pismo zatytułowane "List otwarty polskich lekarzy, naukowców i pracowników służby zdrowia do polskich władz oraz mediów", datowane na 5 października, krąży w internecie. Rozsyłane jest w prywatnych grupach, ale trafiło też na stronę petycjeonline.com. Tam "List otwarty" podpisało ponad 14 tys. osób.
Jeden z czytelników, który napisał do nas w tej sprawie poprzez zgłoszenie na stronie Konkret24, zapytał: "Ziarno prawdy czy fejk?".
Autorzy listu uważają, że "po początkowej panice dotyczącej Covid-19, fakty obiektywne pokazują teraz zupełnie inny obraz - nie ma już medycznego i naukowego uzasadnienia dla kontynuacji stosowanych obostrzeń". Według nich trwające "zarządzanie kryzysowe stało się całkowicie nieproporcjonalne do zagrożenia i powoduje więcej szkody niż dobra".
Jak sprawdziliśmy, list powiela wiele wprowadzających w błąd lub niezgodnych z ustaleniami naukowców informacji o wirusie SARS-CoV-2 i trwającej pandemii.
Zasięg listu: ponad 2,5 mln użytkowników mediów społecznościowych
Autorzy "Listu otwartego" wzywają do "zakończenia nieuzasadnionych epidemiologicznie działań i natychmiastowego przywrócenia normalnych, demokratycznych zasad funkcjonowania Państwa, struktur prawnych, wszystkich naszych swobód obywatelskich oraz przestrzegania praw człowieka".
Według narzędzia CrowdTangle link do strony listlekarzy.pl, na której opublikowano pismo, został udostępniony przez ponad 300 stron i kont na Facebooku. Wpisy mogły dotrzeć do 2,5 mln użytkowników.
Treść listu opublikował 2 listopada serwis czasopisma katolickiego niedziela.pl, 8 listopada - lokalny serwis ostrodanews.pl; kaliski serwis calisia.pl cytował jego fragmenty w artykule 28 października.
"Do dnia 2 listopada 2020 list poparło 177 lekarzy" - czytamy na stronie listlekarzy.pl. 11 listopada pod listem dostępnym na stronie jako jego współautorka podpisana była tylko dr Dorota Sienkiewicz, pediatra. W środowisku naukowym budzi kontrowersje swoimi prywatnymi opiniami na temat szczepionek. Na przykład w 2018 roku portal medyczny Polityka Zdrowotna podał, że podczas połączonego posiedzenia sejmowych Komisji Zdrowia oraz Polityki Społecznej i Rodziny dr Sienkiewicz powiedziała, jej zdaniem preparaty stosowane do immunizacji w ramach programu szczepień ochronnych nie są bezpieczne i według jej wiedzy zawierają glin i aluminium.
Nazwiska lekarzy popierających list są na stronie petycjeonline.com. List jako petycję może podpisać tam każdy użytkownik, który odwiedzi stronę - w formularzu wyrażającym poparcie należy zadeklarować, czy jest się lekarzem lub medykiem.
177 osób podających się na stronie na petycjeonline.pl za lekarzy sprawdził w Centralnym Rejestrze Lekarzy RP (prowadzonym przez Naczelną Izbę Lekarską) portal Fakenews.pl o 19 nie znalazł informacji w rejestrze. Według portalu pod listem jest 101 nazwisk lekarzy różnych specjalizacji, 39 lekarzy dentystów i dwóch weterynarzy. Wśród lekarzy znalazła się epidemiolożka i specjalista chorób zakaźnych. Inne zawody medyczne (fizjoterapeutów, dietetyków i inne) reprezentuje 16 osób.
Hydroksychlorochina, cynk i azytromycyna leczą COVID-19? Nie ma dowodów
Jedna z tez przedstawiona w liście brzmi: "Opracowano dostępną, bezpieczną i skuteczną terapię dla tych, którzy mają ciężki przebieg choroby - zastosowanie HCQ (hydroksychlorochinę), cynku i azytromycyny. Szybkie zastosowanie tej terapii prowadzi do wyzdrowienia i często zapobiega hospitalizacji".
Nie po raz pierwszy ta teza pojawia się w internecie. Redakcja amerykańskiego portalu weryfikującego informacje FactCheck.org już w lipcu sprawdziła popularne nagranie z konferencji "America's Frontline Doctors" - to tam jeden z lekarzy, jak się okazało, fałszywie twierdził, że hydroksychlorochina jest lekarstwem na COVID-19. Dziennikarze opisali, że aktualne dowody naukowe nie wykazały, iż hydroksychlorochina jest skuteczna w leczeniu COVID-19. A autorzy "Listu otwartego" powołują się właśnie na grupę "America's Frontline Doctors".
Wciąż nie ma w pełni skutecznej terapii na COVID-19. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zapewnia, że "chociaż trwają badania nad kilkoma lekami, nie ma obecnie dowodów na to, że hydroksychlorochina lub jakikolwiek inny lek może wyleczyć lub zapobiec COVID-19. Nadużywanie hydroksychlorochiny może powodować poważne skutki uboczne i choroby, a nawet prowadzić do śmierci".
Nie ma też wystarczających danych, by móc zalecić albo odradzić stosowanie cynku do leczenia COVID-19 - stwierdziły z kolei w sierpniu Narodowe Instytuty Zdrowia (National Institutes of Health, NIH), amerykańska instytucja rządowa zajmująca się badaniami biomedycznymi i związanymi ze zdrowiem. Działający przy niej panel ds. wytycznych dotyczących leczenia COVID-19 zaleca, by nie podawać cynku powyżej zalecanej dawki żywieniowej w celu zapobiegania COVID-19, z wyjątkiem badań klinicznych.
Ponadto u pacjentów niehospitalizowanych NIH odradza w leczeniu COVID-19 stosowanie hydroksychlorochiny w połączeniu z wymienioną w liście azytromycyną, także z wyjątkiem badań klinicznych.
Bezobjawowi nosiciele wirusa nie zarażają? Nieprawda
W dalszej części "Listu otwartego czytamy: "Tak zwani 'bezobjawowi nosiciele' nie zarażają innych".
Źródła tej tezy można się doszukiwać w mylącym stwierdzeniu, które padło na konferencji prasowej Światowej Organizacji Zdrowia 8 czerwca. Sugerowano na niej, że transmisja wirusa przez osoby bezobjawowe jest bardzo rzadka. Jak jednak sprawdziła redakcja FactCheck.org, dzień później Maria Van Kerkhove, epidemiolożka kierująca pracami zespołu odpowiedzialnego w WHO za walkę z COVID-19, odniosła się do tego stwierdzenia, ponieważ wywołało dyskusje.
"Wiemy, że niektóre osoby bezobjawowe lub nieposiadające objawów mogą przenosić wirusa" - skorygowała swoje wystąpienie Maria Van Kerkhove. "To, o czym mówiłam wczoraj na konferencji prasowej, dotyczy tylko kilku badań, około dwóch lub trzech, które zostały opublikowane i próbują monitorować przypadki bezobjawowe" - wyjaśniła.
Zakażenie niemożliwe na otwartym powietrzu? Nieprawda
"Rozprzestrzenianie się wirusa zachodzi poprzez zarażenie drogą kropelkową (tylko u pacjentów, którzy kaszlą lub kichają) i aerozolową w zamkniętych, niewentylowanych pomieszczeniach. Dlatego też zakażenie jest niemożliwe na otwartym powietrzu" - to kolejna teza autorów "Listu otwartego".
Jak wyjaśnia WHO, wirus SARS-CoV-2 wywołujący chorobę COVID-19 rozprzestrzenia się między ludźmi, głównie gdy osoba zakażona pozostaje w bliskim kontakcie z inną osobą (w odległości mniejszej niż jeden metr). "Wirus może rozprzestrzeniać się z ust lub nosa osoby zakażonej w małych ciekłych cząsteczkach, gdy osoba ta kaszle, kicha, mówi, śpiewa lub silnie oddycha. Te ciekłe cząsteczki mają różne rozmiary, od większych 'kropel oddechowych' po mniejsze 'aerozole'" - wyjaśnia organizacja. WHO podkreśla, że ryzyko zakażenia zwiększa się w zamkniętych przestrzeniach - nie wyklucza jednak możliwości transmisji wirusa na otwartej przestrzeni.
Przebywanie na zewnątrz nie oznacza, że jesteś bezpieczny od COVID-19 - podkreśla prof. Thomas A. Russo, amerykański ekspert w dziedzinie chorób zakaźnych, autor artykułu opublikowanego w portalu The Conversation. Zaznacza, że wiatr i duża ilość powietrza sprawiają, iż przebywanie na zewnątrz jest mniej ryzykowne niż w pomieszczeniach, ale liczą się też okoliczności i zachowanie zasad higieny.
Jako przykład badacz podaje ognisko koronawrisua w Białym Domu, gdzie 26 września w ogrodzie różanym odbyła się uroczysta nominacja Amy Coney Barrett do Sądu Najwyższego. W ceremonii wzięło udział ok. 200 osób. Niewiele z nich miało maseczki, wiele nie utrzymywało odpowiedniego dystansu. Po tym wydarzeniu do 7 października obecność wirusa stwierdzono u 34 osób związanych z Białym Domem, w tym u prezydenta Donalda Trumpa, podawał portal amerykańskiej stacji informacyjnej ABC News.
Noszenie maski prowadzi do niedoboru tlenu? Brak dowodów
Autorzy "Listu otwartego" piszą, że "noszenie maseczki daje efekty uboczne takie jak niedobór tlenu".
Pisaliśmy o tym w październiku w Konkret24: noszenie maseczki nie prowadzi do niedotlenienia organizmu. Nieprawdziwą informację dementowało m.in. WHO. Maski noszone długo, ale poprawnie nie prowadzą do niedoboru tlenu - przekonuje WHO.
Śmiertelność COVID-19 jest porównywalna do grypy sezonowej? Jest wyższa
"Covid-19 nie jest wirusem-mordercą, ale łatwo uleczalną dolegliwością ze śmiertelnością porównywalną do grypy sezonowej" - czytamy w omawianym liście.
Choroba COVID-19 jest bardziej śmiertelna, a jej wirus jest bardziej zaraźliwy niż grypa sezonowa. Ponadto może powodować długotrwałe szkody u osób, które przeżyły - obszernie wyjaśniła to w październiku redakcja portalu Healthfeedback.org, która zajmuje się weryfikacją informacji dotyczących zdrowia i medycyny.
Na 12 października epidemiolożka odpowiedzialna w WHO za walkę z pandemią Maria Van Kerkhove stwierdziła, że ostatnie szacunki wskaźnika smiertelności na COVID-19 "zbiegają się wokół szacunku punktowego wynoszącego około 0,6 procent". "To jest znacznie wyższy wskaźnik niż dla grypy i wskaźnik śmiertelności z powodu infekcji [COVID-19] znacznie wzrasta wraz z wiekiem" - dodała Van Kerkhove.
W najnowszych badaniach szacuje się, że ogólna śmiertelność COVID-19 wynosi ok. 0,68 proc., co jest zgodne z powszechnie przyjętym stanowiskiem środowiska naukowego, że COVID-19 jest co najmniej dziesięć razy bardziej śmiertelny niż grypa sezonowa (za: healthfeedback.org).
Śmiertelność na grypę sezonową wynosi 0,04 proc., szacuje epidemiolog Christophe Fraser, Uniwersytetu Oksfordzkiego odnosząc się na Twitterze do dyskusji o śmiertelności grypy i COVID-19.
Twórca testu PCR uznał go za nieprzydatny do wykrycia infekcji wirusowej? Nieprawda
"Podstawą ogłoszenia epidemii/pandemii jest stwierdzana liczba dodatnich wyników niespecyficznego testu RT-PCR dającego wiele fałszywie dodatnich wyników, który sam jego twórca - Kary Mullis (...) uznał ten test za nieprzydatny do wykrycia i zdiagnozowania infekcji wirusowej i przeznaczony jest jedynie do procedur badawczych" - piszą autorzy "Listu otwartego".
Za stworzenie metody PCR (skrót od ang."polymerase chain reaction; reakcja łańcuchowa polimerazy) amerykański biochemik Kary B. Mullis otrzymał Nagrodę Nobla w 1993 roku. Twierdzenie, jakoby on sam uznał test PCR za nieprzydatny, w sierpniu krążyło w anglojęzycznych mediach społecznościowych. Posty internautów błędnie przypisywały Mullisowi słowa: "testy PCR zupełnie nie wykrywają wolnych, zakaźnych wirusów".
Jak sprawdzili dziennikarze Reutersa, cytat ten pochodzi z artykułu Johna Lauritsena opublikowanego w 1996 roku. Jego tematem były HIV i AIDS, a nie COVID-19. Lauritsen nie stwierdził, że testy PCR nie działają - wyjaśniał tylko, że metoda PCR wykrywa sekwencje genetyczne wirusów, ale nie same wirusy.
Testy PCR są powszechnie wykorzystywane w Polsce do stwierdzenia obecności materiału genetycznego wirusa SARS-CoV-2 u pacjenta.
Za zgłoszenie tematu dziękujemy czytelnikowi. Zachęcamy do śledzenia i oznaczania nas w mediach społecznościowych oraz do kontaktu mailowego: konkret24@tvn24.pl. Temat można także zgłosić poprzez przycisk "zgłoś do sprawdzenia" na naszej stronie.
Autor: Gabriela Sieczkowska / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Leszek Szymański/PAP