Kandydat na prezydenta Robert Biedroń zasugerował, że po wyborach zostanie wprowadzony stan wyjątkowy, a Jarosław Kaczyński "będzie rządził dekretami". Żeby do tego doszło, prezes PiS musiałby wygrać wybory prezydenckie albo zostać premierem, a ponadto trzeba by było zmienić konstytucję i ustawę o stanie wyjątkowym.
Już po odrzuceniu przez Sejm sprzeciwu Senatu wobec ustawy o głosowaniu korespondencyjnym Robert Biedroń napisał 7 maja na Twitterze: "Boję się, że Kaczyński zrobi to, co Orban zrobił na Węgrzech: wprowadzi stan wyjątkowy po to, żeby wybory się nie odbyły, i będzie rządził dekretami".
Według polskiego prawa rząd nie może wydawać dekretów.
30 marca węgierski parlament na wniosek ministra sprawiedliwości uchwalił ustawę umożliwiającą rządowi Viktora Orbana rządzenie rozporządzeniami na czas nieokreślony. Judit Varga, minister sprawiedliwości, stwierdził, że jest to zgodne z konstytucją, bo w stanie zagrożenia (został wprowadzony 11 marca) rząd może wydawać rozporządzenia przez 15 dni, a potem, z upoważnienia parlamentu, przedłużać czas ich obowiązywania.
Decyzja węgierskiego parlamentu wiąże się z wydłużeniem stanu zagrożenia spowodowanego epidemią na czas nieograniczony. I w tym okresie rząd sprawuje władzę poprzez dekrety, nieograniczone czasowo.
Dekrety rządu? Po zmianie konstytucji
W polskim prawie dekrety - a poprawnie: rozporządzenia z mocą ustawy - mógł wydawać rząd w latach 1992-1997. Teraz może je wydawać tylko prezydent - na wniosek rządu - i tylko w jednej sytuacji: gdy w stanie wojennym (nie wyjątkowym) nie może zebrać się Sejm i Senat. Określa to art. 234 konstytucji:
Jeżeli w czasie stanu wojennego Sejm nie może zebrać się na posiedzenie, Prezydent Rzeczypospolitej na wniosek Rady Ministrów wydaje rozporządzenia z mocą ustawy w zakresie i w granicach określonych w art. 228 ust. 3-5. Rozporządzenia te podlegają zatwierdzeniu przez Sejm na najbliższym posiedzeniu. Rozporządzenia, o których mowa w ust. 1, mają charakter źródeł powszechnie obowiązującego prawa. art. 234 konstytucji
By umożliwić prezydentowi czy rządowi "rządzenie za pomocą dekretów" w obecnej sytuacji - gdy nikt nie grozi stanem wojennym - należałoby więc, po pierwsze, zgodnie z procedurą opisaną w rozdziale XII ustawy zasadniczej zmienić konstytucję, wprowadzając odpowiedni przepis do jej rozdziału XI "Stany nadzwyczajne". Po drugie, po zmianie konstytucji należałoby odpowiedni przepis wprowadzić do ustawy z 21 czerwca 2002 roku o stanie wyjątkowym. Podobną drogą należałoby pójść, by umożliwić "rządzenie dekretami" w stanie klęski żywiołowej.
Zmianę konstytucji musi poprzeć 2/3 posłów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Przy stuprocentowej frekwencji to 307 głosów. W Senacie zmianę konstytucji musi poprzeć 51 senatorów. W tej chwili PiS nie ma takiej większości w obu izbach.
Jeśli PiS udałoby się jednak zgromadzić odpowiednią większość w obu izbach, to zmianę konstytucji musiałby przeprowadzić przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego, a nie w trakcie jego trwania - co sugeruje Robert Biedroń. Bo art. 228 ust. 6 konstytucji stanowi:
W czasie stanu nadzwyczajnego nie mogą być zmienione: Konstytucja, ordynacje wyborcze do Sejmu, Senatu i organów samorządu terytorialnego, ustawa o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej oraz ustawy o stanach nadzwyczajnych. art. 228 ust. 2 Konstytucji RP
Na uchwalanie zmian w konstytucji potrzeba co najmniej 30 dni. Po tym trzeba przeprowadzić procedurę uchwalania zmian w ustawach o stanie wyjątkowym i stanie klęski. Dopiero wtedy można byłoby wprowadzić stan wyjątkowy i "rządzić dekretami".
Żeby więc doszło do tego, przed czym ostrzega Robert Biedroń, prezes PiS Jarosław Kaczyński musiałby wygrać wybory prezydenckie albo zostać premierem, lecz trzeba by było zmienić konstytucję i ustawę o stanie wyjątkowym.
Wytrych w ustawie antycovidowej
W obecnym stanie prawnym rząd nie musi dążyć do zmiany konstytucji, by z pomocą prezydenta "rządzić dekretami". Ma już swoisty wytrych: w ustawie z 2 marca o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych znalazł się art. 11. Pozwala on premierowi wydawać polecenia organom administracji państwowej, samorządom, a także firmom państwowym i prywatnym. Wydane polecenia mają być wykonywane natychmiast.
Premier Mateusz Morawiecki z tego wytrychu skorzystał już dwukrotnie, polecając 16 kwietnia Poczcie Polskiej rozpoczęcie przygotowań do wyborów korespondencyjnych, a Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych rozpoczęcie druku kart do głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich.
Jak już pisaliśmy w Konkret24, prawnicy są zdania, że art. 11 łamie konstytucyjną zasadę legalizmu - działania w ramach prawa. - Artykuł 11 jest wyjątkiem od tej zasady, bo przyznaje premierowi wyjątkowe kompetencje do wydawania poleceń - mówi prof. Anna Rakowska-Trela z Uniwersytetu Łódzkiego - ale taki wyjątek należy interpretować zawężająco, tylko w zakresie celów, dla których przepisy są ustanawiane. Co więcej: dla celów usprawiedliwionych koniecznością ochrony jakichś wyjątkowo istotnych konstytucyjnych dóbr i wartości – podkreśla konstytucjonalistka.
Autor: Piotr Jaźwiński / Źródło: Konkret24