Po głośnym pożarze budynku w podwarszawskich Ząbkach w mediach społecznościowych pojawiły się teorie, że jego przyczyną były panele fotowoltaiczne. Jako potwierdzenie tej tezy publikowano nawet zdjęcia satelitarne. Straż pożarna dementuje ten przekaz.
Ogromny pożar wybuchł 3 lipca 2025 roku w wielorodzinnym bloku w podwarszawskich Ząbkach. Początkowo zapaliło się jedno poddasze, ale ogień szybko rozprzestrzenił się na cały dach obiektu, który ma kształt litery "U". Z ponad 200 mieszkań ewakuowano ponad 500 mieszkańców. W kulminacyjnym momencie akcji gaśniczej na miejscu pracowało 77 pojazdów gaśniczych i ponad 300 strażaków. W wyniku pożaru spłonęły wszystkie lokale mieszkalne na czwartym piętrze, a pozostałe mieszkania - według strażaków - również są zniszczone przez zalanie albo przez przedostanie się do nich ognia.
Jeszcze w czasie trwania akcji gaśniczej w mediach społecznościowych pojawiły się pierwsze teorie na temat przyczyn pożaru. Część internautów zrzucała winę na panele fotowoltaiczne, które rzekomo miały być zamontowane na dachu tego budynku. "Przyczyną ogromnego pożaru w Ząbkach były panele fotowoltaiczne, które zadziałały jak podajnik ognia na trzy dachy sąsiadujących budynków" - twierdził jeden z użytkowników serwisu X. Do posta dodał zestawienie zdjęć: jedno przedstawiało płonący dach budynku w Ząbkach, drugie - panele fotowoltaiczne na dachu. Te jednak były zamontowane... na innym budynku. Obecnie wpis ten jest już usunięty, ale zdążył się rozejść w sieci. "Szyby na dachach zapaliły blok w Ząbkach" - napisał Tomasz Sommer, redaktor naczelny dwutygodnika "Najwyższy Czas!", udostępniając cytowany wcześniej wpis.
Takie informacje docierały do szerokiego grona odbiorców. "W moim wiejskim sklepie dyskusja o pożarze w podwarszawskich Ząbkach. Wszyscy są przekonani, że pożar spowodowała instalacja fotowoltaiczna" - relacjonował w serwisie X dziennikarz Leszek Kraskowski. "Tłumaczę ludziom, że to niemożliwe, bo na dachach tych bloków nie było paneli fotowoltaicznych. I wszystko wskazuje na samozapłon przegrzanej instalacji elektrycznej. Ludzie się dziwią. No jak to, przecież czytali o tych panelach w necie. I widzieli zdjęcia" - dodał.
Fotowoltaika? Tak, ale na innym budynku
Rzeczywiście, dyskutujący o przyczynach pożaru mogli widzieć zdjęcia satelitarne paneli fotowoltaicznych na zielonym dachu budynku z Ząbek, ponieważ udostępniano takie w mediach społecznościowych. Autorzy takich wpisów zaznaczali widoczne na dachach panele, żeby potwierdzić swoją tezę.
Sęk w tym, że budynek zaznaczony na tych zdjęciach satelitarnych wcale się nie palił. To podłużny blok pod adresem ul. Powstańców 60A, podczas gdy pożar strawił położony obok większy budynek (ten w kształcie litery "U") przy ul. Powstańców 62.
Na dachu budynku, który się palił, nie widać paneli fotowoltaicznych. Nie ma ich ani na zdjęciu satelitarnym z marca 2024 roku, ani na widoku z poziomu ulicy z września 2024 roku. Dla niektórych internautów były to niewystarczające argumenty podważające ich tezę - twierdzili oni, że panele zostały założone w tym roku.
Straż pożarna dementuje
Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Wołominie, której strażacy brali udział w gaszeniu budynku w Ząbkach, w odpowiedzi na pytanie Konkret24 zaprzeczyła, że na dachu znajdowały się panele fotowoltaiczne. Zastępca dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej w Wołominie przekazał nam:
Nie potwierdziliśmy paneli fotowoltaicznych na dachu tego obiektu. Przyczynę pożaru ustala policja pod nadzorem prokuratury.
Paneli fotowoltaicznych nie widać też na żadnych zdjęciach palącego się dachu ani na fotografiach zrobionych następnego dnia po ugaszeniu budynku.
Rzecznik MSWiA: zobaczcie, do jakich bzdur dochodzi
Tak jak informowała wołomińska straż pożarna, śledztwo w sprawie pożaru już od 5 lipca prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. W wydanym 7 lipca komunikacie przekazano, że dotychczas przesłuchano 150 osób i zaapelowano do świadków zdarzenia o przesyłanie zdjęć lub nagrań.
CZYTAJ WIĘCEJ: Śledztwo po pożarze w Ząbkach. Ważny apel prokuratury
Wcześniej wysyp różnych teorii o przyczynach pożaru komentował rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński. Odniósł się on do tez o możliwym podpaleniu. - Wśród tych głupot, które są wypisywane w mediach społecznościowych, znalazł też między innymi absurdalny zarzut, że do podpalenia doszło, żeby odwrócić uwagę społeczeństwa od granicy zachodniej. Zobaczcie państwo, do jakich bzdur dochodzi - mówił rzecznik ministerstwa. - Nikt odpowiedzialny na tym etapie nie będzie wypowiadał się na temat przyczyn. Żeby jednoznacznie powiedzieć, co było przyczyną pożaru, muszą być zabezpieczone ślady, muszą to zbadać i zweryfikować biegli z zakresu pożarnictwa. Czyli osoby, które od długiego czasu mają wiedzę, doświadczenie i umiejętności w ocenianiu tego typu zdarzeń - zapewnił. I dodał, że "wszelkie fake newsy niczemu nie służą".
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24