Rządzący przekonują, że gdyby Polska była w strefie euro, inflacja u nas mogłaby być wyższa. Jako dowód na tę tezę podają trzy kraje, "gdzie jest też euro, a mamy do czynienia z inflacją kilkunastoprocentową". Nie wymieniają reszty państw ze strefy euro, w których inflacja jest niższa.
Reagując na padające ze strony opozycji, ekspertów i dziennikarzy uwagi o niebezpiecznie rosnącej w Polsce inflacji, przedstawiciele rządu i Narodowego Banku Polskiego przekonują, że gorzej niż u nas jest w niektórych krajach strefy euro. Zapewniają, że "dzięki własnej walucie możemy reagować na inflację", ponieważ "mamy narzędzia do tego, aby dzięki sprawnej polityce rządu i Narodowego Banku Polskiego ten wzrost inflacji utrzymywać jakoś pod kontrolą", a "w strefie euro nasza sytuacja byłaby znacznie gorsza".
Jako przykład wymieniają wybrane trzy kraje ze strefy euro, nie analizując sytuacji w tych, w których sytuacja jest dużo lepsza.
Państwa bałtyckie jako cała "strefa euro"
Już w maju rzecznik rządu Piotr Muller, pytany w Polsat News o wysokość inflacji w Polsce, podkreślał, że jest to zjawisko globalne, a "inflacja jest najwyższa w strefie euro, od kiedy tylko powstała". Mówił, że "dzięki własnej walucie możemy reagować na inflację, a ona mogłaby być wyższa, gdybyśmy byli w strefie euro, bo w inny sposób mielibyśmy uregulowane kwestie stóp procentowych". I wymienił trzy kraje bałtyckie - Litwę, Łotwę i Estonię - "gdzie jest też euro, mamy do czynienia z inflacją kilkunastoprocentową".
Tych samych argumentów użył na czerwcowej konferencji prezes NBP Adam Glapiński - i też przywołał przykład krajów bałtyckich. "Wysoka inflacja jest w tej chwili zjawiskiem globalnym. W strefie euro inflacja jest najwyższa w historii. U naszych sąsiadów inflacja jest też rekordowa. (...) Jest wyższa niż w Polsce" - mówił prezes NBP. "Na Łotwie inflacja wynosi obecnie 16,4 procent. Przypominam, Łotwa to jest kraj strefy euro - to dla tych, co widzą jakieś lekarstwo w przynależności do strefy euro. Łotwa 16,4 procent, Litwa 18,5 procent, Estonia 20,1 procent. To są wszystko kraje euro. To pokazuje, w jakiej bylibyśmy sytuacji, gdybyśmy byli w tej chwili w strefie euro. Byłaby nasza sytuacja o wiele, wiele gorsza i nie moglibyśmy w tej sprawie nic zrobić, bo decyzje byłyby podejmowane we Frankfurcie, a kierowane głównie sytuacją gospodarczą Niemiec, Francji, tych potężnych krajów" - twierdził.
3 lipca sytuację w Polsce i krajach bałtyckich porównywał z kolei w Polsat News wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Błażej Poboży. "A jeżeli mówicie o tym, jak wygląda sytuacja w innych państwa i czy w Polsce to lepiej, czy gorzej, to ja proponuję, czego się unika w przekazach medialnych, żebyśmy spojrzeli na inne państwa naszego regionu, jak choćby państwa bałtyckie, które są w strefie euro, gdzie poziom inflacji jest wyższy niż w Polsce" - mówił wiceminister. "Dlaczego? Dlatego że tam nie ma tych narzędzi, które mamy w Polsce, które zostały uruchomione przez rząd Mateusza Morawieckiego, jak choćby tarcza antyinflacyjna. I oczywiście inflacja w Polsce jest duża, jest poważnym problemem, musimy z nim walczyć, ale w przeciwieństwie do takich państw jak Litwa, Łotwa czy Estonia mamy narzędzia do tego, aby dzięki sprawnej polityce rządu i Narodowego Banku Polskiego ten wzrost inflacji utrzymywać jakoś pod kontrolą z nadzieją oczywiście, że będzie ona niższa" - dodał.
Na tę wypowiedź zareagował obecny w studiu Włodzimierz Czarzasty, wicemarszałek Sejmu z Lewicy: "Chciałem powiedzieć Panu w sprawie tego euro. Bo Pan powiedział, że mądra jest nasza polityka polska, dlatego że trzy kraje bałtyckie mają euro i mają wyższą inflację. Zapomniał pan o kilkunastu innych krajach, które mają euro i mają niższą inflację. Co to za myślenie w ogóle? Przecież to skandal jest. Jesteście za to odpowiedzialni".
Jak więc wygląda inflacja w krajach strefy euro - nie tylko trzech państwach bałtyckich - i w jakim tempie rosły tam ceny w porównaniu z Polską?
W większości krajów strefy euro inflacja jest niższa
W Unii Europejskiej waluty euro używa 19 krajów: Austria, Belgia, Cypr, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Litwa, Łotwa, Luksemburg, Malta, Niemcy, Portugalia, Słowacja, Słowenia, Włochy.
Porównywalne dane o inflacji w krajach członkowskich podaje Eurostat. Dla krajów strefy euro są już dostępne za czerwiec, dla pozostałych ostatnie są z maja. W Polsce poziom inflacji za czerwiec podał już co prawda Główny Urząd Statystyczny (15,6 proc.), ale liczy on inflację w inny sposób niż Eurostat, więc nie są to dane porównywalne. Dlatego Polskę można zestawiać na razie z krajami strefy euro według statystyk za maj tego roku.
W maju tylko w trzech państwach UE inflacja była wyższa niż w Polsce (12,8 proc.) - były to właśnie wymieniane przez członków rządu trzy kraje bałtyckie. Najwyższy wzrost cen odnotowała Estonia (20,1 proc.), potem Litwa (18,5 proc.) i Łotwa (16,8 proc.). Pozostałe 16 państw - czyli większość - miało jednak niższą inflację niż Polska.
Na przykład inny nasz sąsiad i kraj regionu - Słowacja - gdzie również jest euro, zanotował w maju inflację na niższym poziomie niż Polska: 11,8 proc. A średnia inflacja w całej strefie euro w maju wyniosła 8,1 proc. - była więc o ponad 4 punkty procentowe niższa niż u nas.
W Polsce inflacja rośnie szybciej
W dodatku teraz inflacja w krajach strefy euro rośnie znacznie wolniej niż w Polsce. Średnia między majem a czerwcem wzrosła w strefie euro z 8,1 do 8,6 proc - o 0,5 punktu procentowego, podczas gdy w Polsce z 13,9 do 15,6 proc. - o 1,7 punktu procentowego.
Na to zjawisko zwrócił uwagę na Twitterze ekonomista Rafał Mundry z Uniwersytetu Wrocławskiego. Dodał, że w dwóch krajach strefy euro - Niemczech i Holandii - inflacja zaczęła już spadać. W pierwszym z tych państw spadła z 8,7 do 8,2 proc.; w drugim z 10,2 do 9,9 proc.
Wolniej rośnie w strefie euro także podawana przez Eurostat inflacja bazowa, czyli nieuwzględniająca cen m.in. żywności, energii, paliw, które zależą od zbyt wielu regionalnych i globalnych czynników (jak wahania rynku czy pogoda). Jak podaje główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju Sławomir Dudek, jeszcze w grudniu 2019 roku inflacja bazowa w Polsce i strefie euro była taka sama - natomiast w czerwcu tego roku w Polsce wynosiła już 18,2 proc., podczas gdy w strefie euro średnio 5,6 proc.
Ekonomista wymienił powody obecnego wzrostu cen w Polsce: "W tej różnicy nie ma cen energii, gazu, paliw, CO2, nie ma Putina. To efekt m.in. pompowania konsumpcji na kredyt, drukowania pieniądza, zapaści w inwestycjach, wzrostu podatków, fatalnej polityki NBP, lekceważenia inflacji, braku działań w zakresie kryzysu demograficznego, udawania walki z inflacją". "Ceny bazowe [w Polsce] bez czynników zewnętrznych wzrosły od początku 2020 o ponad 18 proc., 3,3 raza szybciej niż w strefie euro" - podsumował. Tym sposobem odniósł się do tezy, że państwa, które używają euro, gorzej radzą sobie z inflacją.
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock