Ministerstwo Zdrowia, zmieniając sposób prezentacji liczby zgonów osób z koronawirusem, tłumaczyło, że taki trend obowiązuje w innych państwach. Jak sprawdziliśmy, wiele krajów w swoich raportach nie dzieli zgonów na COVID-19. Podział taki może pomóc ostrzegać, jakim zagrożeniem jest wirus w połączeniu z innymi chorobami - ale też szerzyć tezę, że pacjenci rzadko umierają na COVID-19.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało 29 września, że zmienia sposób prezentowania danych o zgonach pacjentów zakażonych koronawirusem. Od tego dnia w dziennych raportach podaje, w ilu przypadkach przyczyną śmierci był tylko COVID-19, a ile osób zmarło przez połączenie choroby wywołanej koronawirusem z chorobami współistniejącymi.
Argumentując zmianę, rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz mówił w rozmowie z PAP, że:
Zgodnie z trendem obowiązującym w innych państwach rozbicie na zgony typowo z powodu COVID-19 i zgony z powodu współistnienia COVID-19 z innymi chorobami w sposób pełniejszy odzwierciedla przebieg epidemii. Wojciech Andrusiewicz
"Jednocześnie pokazuje to społeczeństwu, jakim zagrożeniem jest COVID-19 przy współistnieniu innych chorób" – dodał.
"Po co te wygibasy językowe?"
Pod wpisami Ministerstwa Zdrowia z nowymi danymi o zgonach pojawiały się jednak różne opinie na temat zmiany raportowania. Wiele osób zastanawiało się, jaki jest powód tego ruchu.
"W ten sposób rozbijając na dwie grupy widać, że albo chce się przekazać, że umierają też osoby zupełnie zdrowe, albo zmylić bo ktoś nie doczyta tych 30 lub je zignoruje. Dane zawsze powinny być podawane w ten sam sposób"; "Nie wydaje mi się, żeby to była manipulacja. Ludzie ciągle dopytywali ile osób nie miało chorób współistniejących to zaczęli to wyróżniać. Komunikat większość osób miało choroby współistniejące nic nie mówił. Do statystyk przekazują łączną liczbę zmarłych"; "Po co te wygibasy językowe, ci ludzie by żyli, gdyby nie pandemia" (pisownia tweedów oryginalna) – dyskutowali w komentarzach na Twitterze internauci.
W wielu krajach nie dzielą zgonów
Ministerstwo Zdrowia argumentowało, że dzielenie zgonów w nowy sposób jest "zgodne z trendem obowiązującym w innych państwach".
Zapytany o to dr Paweł Grzesiowski, pediatra i immunolog z Centrum Medycyny Zapobiegawczej, mówi, że jest wręcz przeciwnie. – To wbrew trendowi światowemu, bo nie kojarzę żadnego innego państwa, które podawałoby dane o zgonach w ten sposób – komentuje. – Oczywiście takie statystyki zbiera się do celów badawczych i potem na ich podstawie publikuje się opracowania naukowe o czynnikach ryzyka zgonu, ale nie podają ich ministerstwa – dodaje.
Sprawdziliśmy w kilkunastu krajach - tych leżących blisko Polski i tych, które były chwalone za sposób publikowania danych o koronawirusie – jak podają opinii publicznej dane o zgonach na COVID-19.
Wprowadzonego w Polsce podziału zgonów nie ma w raportach na stronach ministerstw zdrowia m.in. Austrii, Czech, Danii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Włoch, Słowacji, Szwajcarii i Ukrainy, a także Brazylii i USA.
W podobny sposób, jak robi to nasz resort w mediach społecznościowych, dane o stanie pandemii publikuje m.in. ministerstwo zdrowia Słowacji. Lecz choć w jego postach nie ma w ogóle informacji o zgonach – to na oficjalnej stronie resortu statystyk jest dużo więcej i tam zgony pacjentów z COVID-19 podaje się bez takiego rozbicia, jak u nas.
Dzielą na Litwie i na Wyspach
Krajem, gdzie ministerstwo zdrowia, podając na stronie oficjalne statystki, rozdziela zgony osób z COVID-19 na dwie grupy, jest Litwa. W mediach społecznościowych resort podaje wyłącznie liczbę nowych zakażeń, ale w szczegółach dostępnych na jego witrynie jest podział na: "zgony z powodu koronawirusa" i "zgony koronawirusowe z innych przyczyn". Zdecydowanie więcej zaliczono do pierwszej kategorii. 7 października rano ministerstwo podało, że "z powodu koronawirusa" zmarło 101 osób, a "z innych przyczyn" - 21.
Dane o zgonach w podobnym podziale podaje też Wielka Brytania. Jak informuje Konkret24 wirusolożka z Uniwersytetu w Oksfordzie Emilia Skirmuntt, nie są publikowane na stronie ministerstwa zdrowia, tylko na witrynie brytyjskiej publicznej służby zdrowia NHS (National Health Service). "W Wielkiej Brytanii od początku podkreślano, że osoby z chorobami współistniejącymi są jedną z głównych grup ryzyka i powinny szczególnie uważać" – wyjaśnia Skirmuntt.
Na stronie fińskiego ministerstwa zdrowia jest natomiast informacja, że "większość (ponad 90 procent) zmarłych, dla których dostępne są bardziej szczegółowe informacje zdrowotne, miała jedną lub więcej chorób przewlekłych". Dokładniejszych danych nie ma.
Logika kontra dezinformacja
Komentując zmianę metodologii ministerstwa zdrowia, dr Paweł Grzesiowski zauważa pewne zagrożenie. – Ten sposób prezentacji informacji o zgonach stwarza niebezpieczeństwo, że podchwycą go osoby podważające istnienie pandemii i będą używać tych danych, udowadniając, że ci pacjenci w ogóle nie umierają na COVID-19. A według sondażu takich osób w Polsce tym momencie może być nawet 30 procent – wyjaśnia.
"Na COVID-19 nie umierają tylko osoby, które cierpią na inne schorzenia, więc nie sądzę, żeby był to jakiś istotny argument dla osób próbujących umniejszać zagrożenie jakim jest nowy koronawirus" – uważa natomiast Emilia Skirmuntt.
Niektórzy komentujący dane ministerstwa podawane w mediach społecznościowych sugerowali, by w komunikatach podawać, jakie konkretnie choroby współistniejące miały doprowadzić do zgonów pacjentów zakażonych koronawirusem. – Wtedy rzeczywiście można by powiedzieć, że to pomaga nam w lepszym zrozumieniu epidemii. Te choroby współistniejące są bardzo różne. Jeśli wpisuje się komuś jako taką chorobę na przykład cukrzycę typu drugiego, to ona przecież sama z siebie nie zabija, więc skąd wiadomo, czy to sam COVID-19, czy rzeczywiście połączenie kilku chorób? – analizuje dr Paweł Grzesiowski.
Były Główny Inspektor Sanitarny Marek Posobkiewicz dodaje, że osoba, u której nie rozpoznano żadnych chorób współistniejących i tym samym zakwalifikowano jej zgon jako ten z powodu COVID-19, najpewniej była jednak z jakichś względów zdrowotnie predysponowana. Zdaniem Posobkiewicza w nowym sposobie podawania w Polsce danych o zgonach "jest logika, ponieważ to pokazuje, że COVID-19 może stanowić realne zagrożenie w połączeniu z innymi chorobami".
"Może to tylko bardziej zaznaczyć, że powinniśmy uważać, bo nawet jeśli nie cierpimy na żadne schorzenia, czy nie jesteśmy w grupie ryzyka, na pewno znamy osoby, które w tych grupach ryzyka już są i możemy stanowić dla nich zagrożenie, nie stosując się do obostrzeń" – uzupełnia Emilia Skirmuntt.
Doktor Paweł Grzesiowski pytany o możliwe cele zmiany metodologii ministerstwa, odpowiada, że nie wie, czemu to ma służyć. - Obawiam się, że to próba złagodzenia podawanych danych o zgonach – mówi.
Kilka versus kilkadziesiąt
Ministerstwo Zdrowia publikuje dzienne dane w kilku połączonych wpisach w mediach społecznościowych. Najpierw informuje o liczbie nowych zakażeń, następnie o zgonach z powodu COVID-19, a potem o zmarłych z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami.
Pierwszego dnia po zmianie metodologii podano, że z powodu COVID-19 zmarło sześć osób, a 30 z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami.
W kolejnych dniach proporcja ta wynosiła (wg wzoru: z powodu COVID-19/z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami):
30 września – 5/25
1 października – 1/29
2 października – 1/26
3 października – 2/32
4 października – 2/24
5 października – 2/27
6 października – 2/56
7 października – 8/67
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Leszek Szymański/PAP