Znany internauta i użytkownik Twittera Eryk Mistewicz zamieścił zdjęcie komunikatu francuskiego miasta Limoges, ostrzegającego kobiety przed samotnym poruszaniem się po ulicach. Część komentujących ten wpis uznała to za przestrogę przed niebezpieczeństwem ze strony imigrantów. Tymczasem jest to element scenografii do filmu na kanwie historii francuskiego mordercy kobiet.
Napis na tablicy ogłoszeń, której zdjęcie zamieścił znany użytkownik Twittera i doradca ds. PR Eryk Mistewicz brzmi: "Szanowne Panie Unikajcie wychodzenia w pojedynkę wieczorem. Zawsze kogoś miejcie lub bierzcie taxi. Nie chodźcie same! Unikajcie nieoświetlonych uliczek. Jeśli ktoś za wami idzie, wejdźcie do sklepu lub baru". Mistewicz dodał tylko informację: "komunikat miasta Limoges".
Jego wpis zyskał ponad 450 polubień i ponad trzysta podań dalej. Wywołał kilkadziesiąt komentarzy, które w większości były negatywnie nacechowane wobec kwestii napływających do Europy afrykańskich imigrantów.
Prawdziwa tablica, fałszywy kontekst
Jednym z internautów, który najszybciej zareagował na wpis Mistewicza był Jerzy Kwaśniewski, prezes katolickiej fundacji prawniczej Ordo Iuris. "W zderzeniu z rzeczywistością nawet polityka antyprzemocowa odwraca się od fantazmatów gender, a władza wraca do starych - może patriarchalnych i szowinistycznych, ale skutecznych - instrumentów prewencji" - napisał w odpowiedzi do Eryka Mistewicza.
Inni użytkownicy Twittera, którzy uznali zamieszczone ostrzeżenie za prawdziwe, komentowali to w kontekście zagrożeń związanych z obecnością imigrantów. "Czy nie brzmi to jak kapitulacja" – pyta Alina Petrowa (w opisie konta widnieje informacja: dziennikarka KAI). "Raczej jak informacje dla turystów udających się do krajów egzotycznych" – brzmiała kolejna opinia. "To również. Strefy no go, wchodzisz na własne ryzyko, państwo się wycofuje, obywatelu, walcz o siebie sam. Hm..." – odpowiedziała dziennikarka.
"Wincyj imigrantów z afryki. W koncu nic tak nie ubogaci europy ludzi komponujących symfonie i budujacych katedry jak dzicz z Afryki grajaca kijem na wydrążonym pniu i budująca lepianki z krowich placków" – stwierdził internauta o nicku Euzebiusz (pisownia oryginalna).
"Niech kobietki podziękują różnym NGO i pożytecznym idiotom (lub zdrajcom narodów) za różnorodność i ubogacenie kulturowe. Wysyłajmy pomoc do źródła konfliktów ale jak się pojawi w Europie to pomóc może tylko żelazo i oręż." - brzmiał kolejny wpis.
Dość szybko jednak inni internauci, w tym dziennikarz "Gazety Wyborczej" Bartosz Wieliński, wskazali, że nie jest to prawdziwe ostrzeżenie. "Dr @erykmistewicz postanowił pokazać upadek Francji pokazując alarmujący afisz z miasta Limoges. Władze przestrzegają kobiety przed chodzeniem samemu po zmroku", napisał Wieliński, od razu dodając "Biedny Mistewicz dał się nabrać Plakat to element scenografii. W Limoges kręcą film fabularny".
Filmowa opowieść o łobuzie na kanwie historii mordercy
Rzeczywiście, władze miasta Limoges zamieściły 5 listopada na swojej stronie i w mediach społecznościowych informację, że na elektronicznej tablicy informacyjnej na ulicy Jean Jaures pojawi się ostrzeżenie między godzinami 13 a 16. Władze miasta podały, że jest to związane z realizacją w Limoges filmu fabularnego. Informacja pojawiła się tylko na jednym elektronicznym wyświetlaczu i jak podkreślają władze miasta, jest to element filmowego scenariusza.
Tego samego dnia informację o kręceniu filmu zamieścił portal regionalnej telewizji. W Limoges reżyser Peter Dourountzis realizował sceny do filmu wg własnego scenariusza, zatytułowanego "Veurien" (Łobuz).
Jak podawał inny francuski portal, bohater filmu to, jak mówi jego producent, "złożona postać, człowiek towarzyski i czarujący, który potrafi przeistoczyć się w potwora".
Film jest inspirowany historią Guya Georgesa, francuskiego wielokrotnego mordercy kobiet z lat 90. XX wieku. Zamordował siedem kobiet, odsiaduje teraz karę dożywotniego więzienia. I dlatego, na potrzeby scenariusza filmu, którego fabula w ogóle nie dotyczy imigrantów, pojawiło się ostrzeżenie dla kobiet.
W "mylnym błędzie"
Mimo wpisów pokazujących pomyłkę w interpretacji ostrzeżenia z Limoges, Eryk Mistewicz w kolejnym wpisie, w odpowiedzi do Jerzego Kwaśniewskiego z Odo Iuris twierdził, że to "inspirująca prowokacja". W kolejnym wpisie dodał, że autorem rzekomej prowokacji jest francuska "Pomarańczowa alternatywa".
Nie wszyscy internauci komentujący wpis Eryka Mistewicza i informacje, że jest to element filmowej scenografii, byli skłonni przyznać się do błędu w opiniach. "Nawet jeśli to było dla filmu to nie zmienia to postaci rzeczy ze tak własnie jest ze kobiety mają przechlapane, do kawiarni wieczorem sie juz nie chodzi bo siedzą tam opaleni inzynierowie Merkel” – napisał Euzebiusz (pisownia oryginalna).
"Jeśli teoria nie zgadza się z faktami tym gorzej dla faktów!" - odpowiedział mu Janusz Napiórkowski.
W momencie publikacji tego artykułu, mimo wielu komentarzy internautów o prawdziwej naturze tablicy ogłoszeniowej w Limoges, obydwa wpisy Eryka Mistewicza są nadal dostępne.
Minister upowszechnia fejk
Sprawa w Limoges przypomina tę sprzed dwóch lat. 6 grudnia 2017 r. dziennikarka prawicowych portali Aleksandra Rybińska zamieściła na Twitterze wpis, o tym, że "policja w Brandenburgii radzi mieszkańcom by w dzień wychodzili tylko parami na ulice, a w nocy zostawali w domach, bo nie jest w stanie zagwarantować im bezpieczeństwa"
Dwa dni później ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak na antenie telewizji państwowej bronił polityki nieprzyjmowania imigrantów do Polski, twierdząc że wzmagają oni zagrożenie terrorystyczne. I niemal dosłownie powtórzył informację podaną przez Rybińską. "Nie tak dawno mogliśmy znaleźć informację, że policja w Brandenburgii rekomendowała mieszkańcom chodzenie w grupach po ulicach i niewychodzenie w nocy z mieszkań, bo policja nie jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwa", mówił Błaszczak.
I tak, jak w przypadku Limoges, ta informacja okazała się nieprawdziwa. W odpowiedzi na pytania Jana Pallokata, korespondenta niemieckiej stacji ARD w Polsce, policja w Brandenburgii poinformowała na Twitterze, że informacja nie pochodzi od nich. "Jesteśmy w stanie zagwarantować bezpieczeństwo ludzi w Brandenburgii. To stwierdzenie nie pochodzi od nas".
W swoim wpisie Rybińska, jako źródło swojej informacji, zamieściła link do artykułu z niemieckiego portalu nordkurier.de. Tyle tylko, że oryginalna informacja - co szybko zauważyli internauci - dotyczyła nie Brandenburgii, ale miasta Neubrandenburg, które położone jest w landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie na północy Niemiec.
Policja nie ostrzegała przed atakami imigrantów, tylko przed złodziejami damskich torebek, którzy grasowali na kładce dla pieszych w pobliżu stacji kolejowej i cmentarza. Policja zalecała starszym kobietom, by wychodziły z domu w towarzystwie, dokumenty trzymały przy sobie i nie stawiały oporu podczas ataku. W artykule gazety przypomniano, że dwa lata wcześniej policjanci na gorącym uczynku schwytali złodzieja damskich torebek.
Autor: Piotr Jaźwiński, kjab / Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock