"Jest taka komisja we Francji", "taka komisja powstała i funkcjonuje już we Francji" - przekonują politycy PiS, broniąc ustawy "lex Tusk". To nieprawda. Przede wszystkim francuska komisja ma umocowanie w konstytucji, podczas gdy polska nie.
Andrzej Duda, ogłaszając 29 maja, że podpisze ustawę o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 (zwaną "lex Tusk"), tłumaczył, że komisje w sprawach rosyjskich wpływów działają już w innych krajach europejskich.
"Różne kraje Europy, wiele z nich – myślę tutaj o Unii Europejskiej – miały, mają do czynienia z tym problemem. Mamy komisje w tych sprawach, także i śledcze, powołane w różnych krajach. Jest taka komisja we Francji. Przesłuchiwała już chociażby byłego premiera Fillona, przesłuchiwała Panią Marine Le Pen. Mamy taką komisję – akurat do spraw Nord Stream – powołaną w Meklemburgii–Pomorzu Przednim w Niemczech, w landzie niemieckim. Jak widać, na poziomie państwowym, parlamentarnym tego typu kwestiami się zajmują, albowiem są to bardzo ważne kwestie dla bezpieczeństwa państw" - dodał. Potem jeszcze powtórzył: "Tak jak powiedziałem: tego typu komisje istnieją, one pracują, one są bardzo potrzebne".
Przypomnijmy: Sejm uchwalił "lex Tusk" 14 kwietnia; Senat 11 maja uznał, że ustawa narusza 23 przepisy Konstytucji RP i ją odrzucił - ale 26 maja Sejm odrzucił weto Senatu. Prezydent Duda podpisał ustawę 29 maja i zapowiedział, że skieruje ją w trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego. Oznacza to, że nowe przepisy wejdą w życie dzień po ich ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw, co stało się po południu 30 maja.
CZYTAJ WIĘCEJ: Niezwykle szerokie uprawnienia. Co kryje "lex Tusk"
Na rzekomy wzór francuskiej komisji powołał się tego samego dnia na Twitterze poseł PiS Jan Mosiński. "Niektórzy dziennikarze już kreślą swoje opinie o tym, że powołana komisja badająca wpływy rosyjskie w Polsce łamie m.in. prawo unijne. Czy działająca we Francji komisja śledcza badająca ingerencje obcych mocarstw w sprawy Francji też jest niezgodna z prawem UE?" - napisał.
Ten sam argument powtarzał 30 maja w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 rzecznik rządu Piotr Muller: "Jak we Francji i Niemczech takie komisje funkcjonują, czy w Wielkiej Brytanii był raport na temat rosyjskich wpływów na Brexit, to były dobre komisje czy złe komisje? Czy we Francji, jak komisja bada teraz wpływ Rosjan, to jest dobrze czy źle? Jak w Niemczech w jednym z landów bada, to jest dobrze czy źle?". Prowadzący zaczął go jednak dopytywać:
Konrad Piasecki: We Francji kto powołał tę komisję? Piotr Muller: Parlament Konrad Piasecki: I we Francji jaką ona jest komisją? Piotr Muller: Pewnie parlamentarną Konrad Piasecki: I jakie ma możliwości wykluczania z życia publicznego? Piotr Muller: Tam nie ma wpisanych takich kompetencji.
O francuskiej komisji, która ma być rzekomo podobna do planowanej speckomsji powołanej na podstawie "lex Tusk", mówił również 30 maja w radiowej Trójce Łukasz Schreiber, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. "Proszę pamiętać, że taka komisja powstała i funkcjonuje już we Francji. Stawał przed nią zresztą jeden z byłych kolegów pana (Donalda - red.) Tuska, premier François Fillon" - stwierdził.
Francuska komisja śledcza ds. ingerencji obcych mocarstw
Politycy PiS mówili o komisji śledczej działającej wewnątrz Zgromadzenia Narodowego, czyli izby niższej francuskiego parlamentu. Jej pełna nazwa to: Komisja śledcza w sprawie ingerencji politycznych, gospodarczych i finansowych obcych mocarstw - państw, organizacji, przedsiębiorstw, grup interesu, osób prywatnych - mających na celu wywarcie wpływu lub skorumpowanie liderów opinii, przywódców lub francuskich partii politycznych.
Powstała w grudniu 2022 roku, ale już 1 czerwca tego roku zakończy działalność. W tym czasie przesłuchała kilkadziesiąt osób, które wypowiadały się na temat wpływów nie tylko rosyjskich, ale też np. chińskich we Francji. Wśród wezwanych znaleźli się m.in. dwaj byli premierzy François Fillon i Jean-Pierre Raffarin, a 24 maja na pytania komisji o związki z Rosją odpowiadała Marine Le Pen - była przewodnicząca Frontu Narodowego (obecnie Zjednoczenia Narodowego), obecnie deputowana do francuskiego parlamentu.
Już z samego faktu, że jest to parlamentarna komisja śledcza, wynika szereg różnic między nią a planowaną polską komisją do zbadania wpływów rosyjskich. O różnicach między komisją powołaną ustawą "lex Tusk" a sejmową komisją śledczą pisaliśmy w Konkret24. Teraz wyjaśniamy, dlaczego również francuskiej komisji nie można porównywać do zapowiedzianej polskiej speckomisji.
Francja: powołana przez opozycję. Polska: powołana przez rządzących
Jak wyjaśniono na stronie francuskiego Zgromadzenia Narodowego, komisja ds. ingerencji obcych mocarstw powstała w grudniu 2022 roku na wniosek partii Zjednoczenie Narodowe (fr. Rassemblement National, RN). To skrajnie prawicowe ugrupowanie, kierowane w przeszłości przez Marine Le Pen, jest jednak w opozycji do rządu Elisabeth Borne z partii Renaissance.
Utworzenie komisji śledczej przez opozycję to realizacja francuskiego zwyczaju zapisanego w art. 141 regulaminu Zgromadzenia Narodowego polegającego na tym, że każda partia opozycyjna może raz na rok powołać taką komisję: w zamyśle do kontrolowania rządzących, choć przedmiot dochodzenia może być dowolny. Z tego powodu przewodniczący komisji musi pochodzić z ugrupowania opozycyjnego - w komisji ds. ingerencji obcych mocarstw tę funkcję pełni Jean-Philippe Tanguy ze Zjednoczenia Narodowego.
Natomiast polska komisja do zbadania wpływów rosyjskich powstanie na podstawie ustawy złożonej przez 28 posłów z klubu Prawa i Sprawiedliwości (ma większość). Ustawa została następnie przyjęta głosami posłów PiS mimo sprzeciwu opozycji i wniosku Senatu o odrzucenie projektu ustawy w całości. W założeniu komisja ma badać wpływy rosyjskie w latach 2007-2022, a więc także dwie ostatnie kadencje rządów Zjednoczonej Prawicy, ale 30 maja Olga Semeniuk-Patkowska z PiS na antenie TVP 1 stwierdziła, że "badamy dwie kadencje i tak naprawdę czas rządzenia koalicji PO-PSL".
W przeciwieństwie do francuskiej komisji przewodniczący polskiej nie musi pochodzić z konkretnego ugrupowania - ale wiadomo już, że nie będzie to reprezentant partii opozycyjnej, ponieważ te odmówiły udziału w pracach komisji (poza kołem Konfederacji).
Co do przynależności partyjnej członków: skład francuskiej komisji musi odzwierciedlać rozkład sił politycznych w parlamencie. Dlatego w tej dotyczącej ingerencji obcych mocarstw zasiadają reprezentanci siedmiu klubów parlamentarnych. W ustawie o polskiej komisji do zbadania wpływów rosyjskich szansę zgłoszenia kandydatów dostały wszystkie kluby poselskie i parlamentarne, ale wiadomo już, że żaden klub opozycyjny (poza kołem Konfederacji) nie skieruje do niej swoich reprezentantów. Mimo tego komisja będzie mogła działać.
Francja: normalna ścieżka prawna. Polska: środki zaradcze, iluzoryczna kontrola sądu
Jeśli chodzi o uprawnienia komisji śledczych we Francji, to po przesłuchaniach świadków i analizie dokumentów komisja może przedstawić "wnioski mogące mieć wpływ na działania rządu". Przedstawia je w końcowym raporcie z działalności. Jeśli w trakcie prac komisja natrafi jednak na fakty wskazujące na złamanie prawa, może przekazać je Ministerstwu Sprawiedliwości lub organom ścigania, np. prokuraturze. Następuje więc normalna ścieżka prawna, w której ewentualny podejrzany ma prawo do obrony i odwoływania się od wyroków do wyższych instancji.
Polska komisja do zbadania wpływów rosyjskich - jako że nie będzie sejmową komisją śledczą - otrzymała uprawnienia prokuratury, sądu i służb. Może decydować między innymi o zastosowaniu tzw. środków zaradczych wobec osób, którym udowodni, że "pod wpływem rosyjskim działały na szkodę interesów Rzeczypospolitej Polskiej" i "istnieje prawdopodobieństwo, że ponownie będzie dokonywać takich czynności". Środki zaradcze wymienione w ustawie to: "cofnięcie poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenie zakazu otrzymania poświadczenia bezpieczeństwa na okres do 10 lat"; "zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat"; "cofnięcie pozwolenia na broń (...) lub nałożenie zakazu posiadania pozwolenia na broń na okres do 10 lat". Jak wyjaśniali w Konkret24 prawnicy, od decyzji o środkach zaradczych nie można się odwołać do wyższej instancji, bo takiej "lex Tusk" nie przewiduje. Można tylko złożyć skargę do sądu administracyjnego - lecz ten ocenia, czy decyzja komisji została podjęta zgodnie z prawem, nie co do meritum (czyli czy dana osoba rzeczywiście podejmowała decyzje pod wpływem rosyjskim, czym działała na szkodę interesów Polski).
Francja: ograniczony dostęp komisji do danych. Polska: dostęp do wszystkich materiałów z akt
Francuska komisja ma ograniczony dostęp do informacji, z których może korzystać. Nie może się zajmować sprawami, które stanowią już przedmiot postępowania sądowego. Sprawozdawca komisji może występować o niezbędne dokumenty służbowe, ale poza tymi dotyczącymi obronności i bezpieczeństwa państwa lub spraw zagranicznych. Osoby przesłuchiwane nie mogą być zwolnione z tajemnicy zawodowej, np. tajemnicy adwokackiej lub dziennikarskiej.
Zupełnie inaczej ma być w przypadku polskiej komisji do zbadania rosyjskich wpływów. W ustawie umożliwiono jej korzystanie m.in. ze wszystkich materiałów akt postępowań przygotowawczych i sądowych, "łącznie z materiałami archiwalnymi, zawierającymi informacje niejawne oraz tajemnicę przedsiębiorstwa". Ponadto może zwolnić wszystkich wezwanych świadków z tajemnic zawodowych (poza duchownymi, których nie może zwolnić z tajemnicy spowiedzi).
Polska komisja ma otrzymywać także "inne dokumenty do niezbędnych wykonywania zadań" od "Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Szefa Agencji Wywiadu, Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Szefa Służby Wywiadu Wojskowego, Szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Prokuratora Generalnego, prokuratorów, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, prezesów sądów powszechnych, sądów wojskowych oraz sądów administracyjnych, organów administracji rządowej i samorządu terytorialnego, podległych im jednostek organizacyjnych, organów samorządów zawodowych, a także innych jednostek organizacyjnych i instytucji". Co więcej: Komendant Główny Policji może na wniosek tej komisji udostępniać dane telekomunikacyjne, pocztowe i internetowe, które oceni jako "niezbędne do zweryfikowania wpływów rosyjskich na działalność osób".
Francja: działanie w ramach prawa. Polska: niekonstytucyjność
Francuska komisja ds. ingerencji obcych jako komisja śledcza działa na podstawie art. 51-2 Konstytucji Republiki Francuskiej, gdzie zapisano: "W celu wykonywania czynności kontrolnych i ocen (...) w każdej z izb (parlamentu - red.) mogą być tworzone komisje śledcze dla zbierania informacji na warunkach określonych w ustawie. (...) Warunki ich tworzenia określa regulamin każdej z izb". Francuska komisja działa ponadto w oparciu o Regulamin Zgromadzenia Narodowego, który wprowadza zasadę tworzenia komisji śledczych przez ugrupowania opozycyjne. Ten zwyczaj istnieje we francuskim prawie od 1988 roku. Był on wzmacniany zmianami konstytucji z 2008 roku i nowelizacją Regulaminu Zgromadzenia Narodowego z 2014 roku.
Natomiast polska komisja do zbadania rosyjskich wpływów nie będzie komisją śledczą, której tryb tworzenia i funkcjonowania ukształtowano w konstytucji i regulaminie Sejmu. Została utworzona osobną ustawą, która nadała jej specjalne uprawnienia i zapewniła m.in., że jej działalność nie skończy się wraz z obecną kadencją Sejmu. Taka forma budzi poważne obawy o niekonstytucyjność wyrażane przez polskich prawników czy Senat. W związku z nimi prezydent Andrzej Duda po podpisaniu odesłał "lex Tusk" do Trybunału Konstytucyjnego. To kolejna różnica względem francuskiej komisji, która działa w oparciu o zapisy francuskiej konstytucji.
CZYTAJ W KONKRET24: Które artykuły Konstytucji RP narusza ustawa "lex Tusk"
Źródło: Konkret24