Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecie. Prawnicy: grozi polityczną cenzurą


Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w serwisach społecznościowych miał gwarantować, że w internecie nie będą prowadzone działania cenzorskie. Zdaniem prawników jest wręcz przeciwnie: proponowana w ustawie Rada Wolności Słowa będzie niczym urząd cenzury, nieprecyzyjne terminy grożą arbitralnością decyzji, a o tym, które treści w sieci zablokować, zdecyduje prokurator.

Opublikowany w poniedziałek 1 lutego przez Ministerstwo Sprawiedliwości kilkakrotnie zapowiadany projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych zawiera przepisy, które tak naprawdę mogą wolność słowa ograniczyć. Jak np. plan powołania Rady Wolności Słowa, która mogłaby nakładać na właścicieli mediów społecznościowych ogromne kary, gdy nie będą wykonywać jej decyzji.

Prawnicy poproszeni przez Konkret24 o analizę projektu i opinię o nim są bardzo krytyczni. Przedstawiamy główne zarzuty.

Minister sprawiedliwości zapowiada projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecie
Minister sprawiedliwości zapowiada projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecietvn24

Rada Wolności Słowa: powrót cenzury, brak wymaganych kompetencji, podporządkowanie sejmowej większości

Zdaniem Marzeny Błaszczyk z zarządu stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska, które zajmuje się jawnością i dostępem do informacji, idea stworzenia w obecnych czasach instytucji państwowej nadzorującej media społecznościowe to "próba wpływania na wolność słowa i próba ograniczania debaty publicznej".

Dotyczy to m.in. planu stworzenia Rady Wolności Słowa. Według projektu ustawy w radzie zasiadać ma wraz z przewodniczącym (w randze sekretarza stanu) pięciu członków. Na sześcioletnią kadencję miałby ich powoływać Sejm większością 3/5 głosów - ale gdy to się nie uda, ma obowiązywać zwykła większość. Członek Rady Wolności Słowa nie będzie musiał mieć wyższego wykształcenia, jeśli będzie posiadać "niezbędną wiedzę w zakresie językoznawstwa lub nowych technologii".

Rada ma mieć status organu administracji publicznej. Ma obradować na posiedzeniach niejawnych i rozpatrywać odwołania użytkowników od treści, które zostały przez serwisy społecznościowe usunięte bądź została ograniczona do nich dostępność, jeśli złożona do właściciela serwisu reklamacja nie przyniesie skutku. A gdy rada uzna skargę za zasadną, może nakazać "niezwłoczne przywrócenie" zablokowanej treści lub konta. Jeżeli właściciel serwisu nie zastosuje się do decyzji rady, może mu grozić kara od 50 tys. zł do 50 mln zł.

Marzena Błaszczyk pomysł Rady Wolności Słowa porównuje do centralnego urzędu cenzury państwowej w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. - To powrót do tego, co już było. To urząd będzie decydować, co wolno, a czego nie wolno mówić - stwierdza Błaszczyk w rozmowie z Konkret24. Przypomina, że urząd cenzorski w PRL też oficjalnie powołano ze słusznych pobudek, bo miał m.in. chronić społeczeństwo przed nieobyczajny przekazem.- Szczytne cele określone w preambule i artykule pierwszym ustawy stoją w sprzeczności ze szczegółowymi rozwiązaniami, które mają instrumentalny charakter. Ich wprowadzenie grozi uruchomieniem politycznej cenzury, zwiększoną inwigilacją w sieci, upolitycznieniem procedur - ocenia z kolei projekt resortu dr Marcin Krzemiński, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Tytuł ustawy i preambułę określa jako "bombastyczne".

Grabiec: minister Ziobro nadzorujący ministerstwo hejtu, w istocie próbuje wprowadzić cenzurę w internecie
Grabiec: minister Ziobro nadzorujący ministerstwo hejtu, w istocie próbuje wprowadzić cenzurę w internecietvn24

On także krytykuje ideę Rady Wolności Słowa. Zwraca uwagę, że w przypadku braku konsensusu w Sejmie przy wyborze jej członków radę obsadzi rządząca większość. - Zapewne nieprzypadkowo z procedury nominacyjnej został wyeliminowany Senat (większość ma tam opozycja - red.). Organy stojące na straży praw konstytucyjnych praw i wolności powinny być niezależne - zaznacza dr Krzemiński.

- Jest więcej niż prawdopodobne, że wybór Rady Wolności Słowa będzie odbywał się przez partię u władzy. A wiemy, jak to się kończy i jak upolitycznione są wybierane w ten sposób ciała, przykładem może służyć chociażby Rada Mediów Narodowych - ocenia Dominika Bychawska-Siniarska z zarządu Helsińskiej Fundacja Praw Człowieka. Ma wątpliwości co do wymaganych kompetencji członków rady. - Zupełnie nie są merytoryczne. Wydaje się, że powinny to być osoby znające się na standardach swobody wypowiedzi, wolności słowa, regulacjach krajowych, medioznawcy, prawnicy. Te kompetencje się jednak w projekcie nie pojawiają - zauważa.

Podobnie widzi to dr Krzemiński. - Rada ma rozstrzygać kwestie prawne, ale nie ma gwarancji, że choćby jeden członek będzie miał wykształcenie prawnicze, nie mówiąc już o doświadczeniu. Zapewne stąd brak wymogu uzasadnienia prawnego decyzji rady, wystarczyć ma wskazanie przepisów - ocenia.

Jeden z przepisów projektu mówi o tym, że "usługodawca nie może ponownie ograniczyć dostępu do treści, które były przedmiotem badania przed Radą". Doktor Krzemiński nazywa go "absurdalnym". - Nie uwzględnia kierunku rozstrzygnięcia rady, późniejszej ewentualnej zmiany okoliczności czy orzeczenia sądu. Tym bardziej, że sąd administracyjnie mógłby wstrzymać wykonanie decyzji rady, co w normalnym postępowaniu jest możliwe - tłumaczy. Zgadza się z nim Dominika Bychawska-Siniarska: - Proponowane rozwiązanie nie uwzględnia ewentualnych nowych okoliczności, które mogłyby potwierdzić bezprawność takich treści po przeprowadzeniu postępowania bądź sytuacji, w której treści uległy zmianie.

"Prawdziwa informacja", "dezinformacja", "treści o charakterze bezprawnym" - terminy nieprecyzyjne i niebezpieczne

Jednym z celów projektu ustawy - według autorów - ma być "stworzenie warunków do zapewnienia prawa do prawdziwej informacji". W dokumencie nie zostało jednak określone, co to jest "prawdziwa informacja".

Pojawia się tam natomiast definicja dezinformacji. Ma to być: "fałszywa lub wprowadzająca w błąd informacja, wytworzona, zaprezentowana i rozpowszechniona dla zysku lub naruszenia interesu publicznego". Nie wiadomo, jak ma wyglądać procedura sprawdzenia, czy informacja powstała dla czyjegoś zysku i czy narusza interes publiczny.

Autorzy projektu definiują także "treści o charakterze bezprawnym". Mają to być treści "naruszające dobra osobiste, dezinformacja, treści o charakterze przestępnym, a także treści, które naruszają dobre obyczaje w szczególności rozpowszechniają lub pochwalają przemoc, cierpienie lub poniżenie".

Prawników razi brak precyzji uregulowań zawartych w projekcie, co grozi arbitralnością stosowania ustawy.

- Stąd tylko krok na przykład do zakazu wyrażania niepochlebnych opinii o władzy. Na przykład jeśli napisałbym dzisiaj, że "władza bije kobiety", mógłbym odpowiadać za dezinformację, bo prezydent czy premier nikogo osobiście nie uderzyli. Konstytucja gwarantuje prawo do informacji jako takiej, nie przyznając nikomu monopolu na prawdę - podkreśla dr Krzemiński.

Te wątpliwości podziela Dominika Bychawska-Siniarska. - Co do zasady państwo powinno się powstrzymywać od ingerencji w swobodę wypowiedzi i tworzyć przestrzeń do swobodnej debaty. Troska o "zbiorowe prawa do prawdy lub wolności od dezinformacji" wydaje się być niecelowa z punktu widzenia wolności słowa. Są to w dodatku pojęcia mocno nieprecyzyjne. W definicji wskazano, że elementem dezinformacji są treści "naruszające dobre obyczaje", a to pojęcie jest mocno dyskrecjonalne - analizuje. I podkreśla: - Bardzo groźna wydaje się sytuacja, w której organ państwowy decyduje o tym, co jest dezinformacją i co jest prawdą.

Internetowy serwis społecznościowy z co najmniej milionem użytkowników - czyli co?

Ustawa dotyczyłaby tylko "dostawców usług internetowych serwisów społecznościowych, polegających na przechowywaniu w internetowym serwisie społecznościowym informacji dostarczanych przez użytkownika na jego wniosek, posiadającego co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników".

- Trudno taką liczbę użytkowników oszacować, szczególnie, że mogą to być użytkownicy z polski i z zagranicy. A co z fejkowymi kontami, botami i trollami? Czy je też będzie liczyło Ministerstwo Cyfryzacji, UKE i Rada Wolności Słowa? - zastanawia się Dominika Bychawska-Siniarska.

- Nie wiadomo, co to jest "internetowy serwis społecznościowy", czy to na przykład poczytny blog z włączoną opcją komentowania? Nie wiadomo, w jaki sposób ustawodawca chce wymóc na internetowych gigantach poddanie się prawu polskiemu i wyznaczenie przedstawicieli obarczonych biurokratycznymi obowiązkami, których można by było karać - wymienia wady projektu dr Krzemiński.

Prokurator miałby decydować, które treści zablokować

Szczegółowej analizy prawnej projektu podjęło się dwóch prawników: Krzysztof Izdebski - dyrektor programowy Fundacji ePaństwo i Patryk Wachowiec z fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.

"Co do zasady nie jest rolą państwa ingerencja w treść debaty publicznej. Instrumenty prawne odnoszące się do wolności słowa powinny być kształtowane w taki sposób, aby działania organów władzy były jak najmniej inwazyjne. Każdy przejaw takiej ingerencji powinien odpowiadać stopniu naruszenia dóbr konkretnej osoby" - oceniają prawnicy i stwierdzają, że "indywidualną wolność słowa autorzy projektu odczytują jako zbiorowe prawo do wypowiedzi. W takim układzie państwo staje się swego rodzaju moderatorem debaty w internecie i jedynie od oceny piastunów organów władzy zależeć będzie mogło, która wypowiedź znajdzie aprobatę, a która nie" - podkreślają.

Również oni zwracają uwagę na brak precyzji terminów wymienionych w dokumencie, które "albo nie są zdefiniowane, albo odwołują się do nieostrych pojęć", co "może rodzić obawy, że zamysłem projektodawców może być zapewnienie ochrony prawnej tylko tym treściom, które mieszczą się w aksjologii władzy". Potwierdzają opinie, że jest niebezpieczeństwo, iż to większość rządząca będzie wybierać członków Rady Wolności Słowa.

Ale zwracają też uwagę na inne niebezpieczeństwo: "Projekt przewiduje kompetencję dla prokuratora do natychmiastowego nakazania usługodawcy zablokowania danej treści o charakterze przestępnym, jeśli 'dalszy dostęp do tej publikacji stwarza niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków'. Są to kryteria niejasne i pozostawione do uznania prokuratora".

Według autorów projektu ustawy to prokurator będzie decydował, czy dalszy dostęp do danej publikacji o charakterze przestępnym stwarza niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków. Gdy to stwierdzi, będzie mógł "wydać niezwłocznie" postanowienie, by usługodawca uniemożliwił dostęp do tej treści. Postanowienie to podlegałoby natychmiastowemu wykonaniu. Będzie można je jednak zaskarżyć do właściwego sądu rejonowego.

- W tej chwili istnieją tak poważne zastrzeżenia do niezależności prokuratury, że dawanie kompetencji do rozstrzygania w kwestiach wolności słowa prokuratorom wydaje się godzące w standardy swobody wypowiedzi - ocenia Dominika Bychawska-Siniarska.

Instytucja ślepego pozwu - krok w dobrą stronę

Pytani przez nas prawnicy nie wszystko jednak w projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości krytykują. Zakłada on możliwość złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych bez obowiązku wskazywania danych pozwanego. Mają wystarczyć tylko: adres URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, oraz data i godzina publikacji, nazwa profilu lub login użytkownika.

Doktor Krzemiński co do zasady pochwala propozycję wprowadzenia instytucji tzw. ślepego pozwu. - W chwili obecnej pozyskanie danych naruszyciela to droga przez biurokratyczną mękę - stwierdza dr Krzemiński. - Jednak i projektowane rozwiązania nie gwarantują tej efektywności, skoro sprawa byłaby umarzana w przypadku nienadesłania danych przez usługodawcę. Wydaje się, że to strona (która uważa, że jej dobra zostały naruszone - red.) powinna decydować, czy nalegać na ponawianie grzywny przez sąd, czy wybrać powództwo na zasadach ogólnych - mówi.

- O wprowadzenie instytucji ślepego pozwu od lat postulował między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich - zauważa Dominika Bychawska-Siniarska z HFPC. - Niemniej jednak instytucja ta miała iść w parze z wykreśleniem artykułu 212 (zniesławienia z Kodeksu karnego). Szkoda, że przy okazji projektowanych zmian resort o tym nie pomyślał - stwierdza.

Co miało być celem? "Standardy wolności w internecie"

Po raz pierwszy o projekcie usłyszeliśmy w połowie grudnia, gdy zapowiedział go na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wraz z wiceministrem sprawiedliwości Sebastianem Kaletą. "Wolność słowa i wolność debaty są istotą demokracji" - mówił Ziobro 17 grudnia. "Nierzadko ofiarami ideologicznych zapędów cenzorskich padają też przedstawiciele funkcjonujących w Polsce rozmaitych środowisk, których treści są usuwane bądź też blokowane, tylko dlatego, że wyrażają poglądy i odwołują się do wartości, które są nieakceptowalne z punktu widzenia środowisk (...), które wywierają coraz mocniejszy wpływ na funkcjonowanie szeroko rozumianych mediów społecznościowych" - tłumaczył powody pracy nad projektem. Jego celem miało być "zaproponowanie takich narzędzi, które będą pozwalać zarówno jednej, jak i drugiej stronie odwoływać się do decyzji organu, który będzie mógł rozstrzygać, czy rzeczywiście treści ujawnione na takim czy innym koncie społecznościowym naruszają dobra osobiste, czy mogą być eliminowane, czy może dochodzi do cenzury".

Na kolejnej konferencji prasowej, w styczniu tego roku, ministrowie Ziobro i Kaleta ponownie zapowiedzieli projekt. Szef resortu sprawiedliwości podkreślał, że w internecie toczy się wiele sporów i obywatele Polski powinni mieć zagwarantowane podstawowe prawa, o których mówi polska konstytucja. "Chcemy gwarantować najwyższy poziom i standardy wolności w internecie, by nie były prowadzone działania cenzorskie, które wypaczają istotę wolnej debaty publicznej, która w internecie toczy się na co dzień" - powiedział 15 stycznia minister sprawiedliwości.

Zapowiedzi resortu sprawiedliwości zbiegły się z dyskusją, jaka w połowie stycznia toczyła się na świecie na temat uregulowania funkcjonowania firm-właścicieli mediów społecznościowych - po tym jak platformy społecznościowe zablokowały konta Donalda Trumpa. 12 stycznia premier Mateusz Morawiecki na Facebooku zapowiedział: "Właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem. Dlatego zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform. W Polsce regulujemy to odpowiednimi przepisami krajowymi. Zaproponujemy także, aby podobne przepisy zaczęły obowiązywać w całej Unii Europejskiej".Jak informuje resort sprawiedliwości na stronie internetowej, projekt nowej ustawy został skierowany 22 stycznia do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z wnioskiem o wpis do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów. Jednak do publikacji tego tekstu dokument nie pojawił się na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Zapytaliśmy RCL, czy rzeczywiście projekt wpłynął, a jeśli tak, kiedy zostanie wpisany do wykazu prac. Czekamy na odpowiedź.

Wiceminister Kaleta o Radzie Wolności Słowa
Wiceminister Kaleta o Radzie Wolności Słowatvn24

Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Mateusz Marek / PAP

Pozostałe wiadomości

Komentując "patrole obywatelskie" na granicy polsko-niemieckiej, politycy opozycji mówią po raz kolejny o "tysiącach migrantów przerzucanych przez Niemców". Dane o rzeczywistych przekazaniach są jednak dużo niższe. Wyjaśniamy.

"Kilka tysięcy nielegalnych migrantów dziennie" z Niemiec? Dane pokazują coś innego

"Kilka tysięcy nielegalnych migrantów dziennie" z Niemiec? Dane pokazują coś innego

Źródło:
Konkret24

Po tragedii w Starej Wsi, podczas policyjnej obławy pojawiło się zdjęcie, które ma pokazywać ulicę przed domem, gdzie dokonano zbrodni. Jest rozpowszechniane z twierdzeniem, że podejrzany Tadeusz Duda uciekł stamtąd na motocyklu. Oba przekazy są nieprawdziwe.

"Tak wygląda ulica", morderca na motocyklu? Nic tu się nie zgadza

"Tak wygląda ulica", morderca na motocyklu? Nic tu się nie zgadza

Źródło:
Konkret24

W sieci pojawił się fragment kodu, który ma świadczyć o tym, że tak zwana aplikacja Mateckiego miała być podłączona do serwerów PKW. Nieznających się na programowaniu może wprowadzać w błąd. Tłumaczymy.

"Aplikacja Mateckiego" podpięta pod PKW? Fałszywy "niezbity dowód"

"Aplikacja Mateckiego" podpięta pod PKW? Fałszywy "niezbity dowód"

Źródło:
Konkret24

Nagranie z kilkudziesięcioma bocianimi gniazdami na słupie wysokiego napięcia przyciągnęło uwagę tysięcy internautów. Jedni twierdzą, że to Polska, inni wskazują na zagranicę. Sprawdziliśmy, co wiadomo o tym materiale.

"Blokowisko bocianów" w Polsce? Sprawdzamy popularne nagranie

"Blokowisko bocianów" w Polsce? Sprawdzamy popularne nagranie

Źródło:
Konkret24

Były wicepremier Jacek Sasin pytał w wywiadzie radiowym, gdzie są pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy i czy "ktoś odczuł jakąś poprawę z tego względu". Pokazujemy więc, na co do tej pory przeznaczono te środki: od pracowni AI, przez żłobki, po oczyszczalnie ścieków i modernizacje linii kolejowych.

Sasin: gdzie są mityczne pieniądze z KPO? Odpowiadamy

Sasin: gdzie są mityczne pieniądze z KPO? Odpowiadamy

Źródło:
Konkret24

Mimo zawieszenia przyjmowania wniosków o azyl na granicy polsko-białoruskiej, polskie służby wciąż przyjmują ich ponad tysiąc miesięcznie. Internauci komentują, że "Donald Tusk okłamał Polaków", bo "granica jest nieszczelna". Wyjaśniamy, dlaczego te dane o tym nie świadczą.

Wnioski o azyl w Polsce mimo zawieszenia. Kto i gdzie je składa

Wnioski o azyl w Polsce mimo zawieszenia. Kto i gdzie je składa

Źródło:
Konkret24

Politycy opozycji i internauci komentują, że wyborcy masowo wysyłali do Sądu Najwyższego protesty wyborcze według wzoru przygotowanego przez posła Romana Giertycha i z jego numerem PESEL. Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska dolała oliwy do ognia, mówiąc, że takich protestów jest kilka tysięcy. Inne zdanie ma jednak rzecznik prasowy instytucji. Wyjaśniamy, co wiemy.

"Giertychówki", PESEL posła i dwugłos w Sądzie Najwyższym. Co wiemy

"Giertychówki", PESEL posła i dwugłos w Sądzie Najwyższym. Co wiemy

Źródło:
Konkret24

Prokurator generalny Adam Bodnar wnioskuje o ponowne przeliczenie głosów z niemal 1,5 tysiąca komisji wyborczych, bowiem w kilkunastu przypadkach, w których przeliczono już głosy, wykazano nieprawidłowości. Monitorujemy na bieżąco, w jakich komisjach sprawdzono jeszcze raz oddane głosy i z jakim wynikiem, oraz stan prokuratorskich śledztw.

Komisje, w których przeliczono ponownie głosy. Ile miał Trzaskowski, ile Nawrocki

Komisje, w których przeliczono ponownie głosy. Ile miał Trzaskowski, ile Nawrocki

Źródło:
Konkret24

Rzecznik rządu Adam Szłapka jako sukces koalicji rządzącej wymienił wzrost punktualności pociągów do niemal 95 procent. Sprawdziliśmy więc dane.

Rzecznik rządu o punktualności pociągów. Dane nie potwierdzają

Rzecznik rządu o punktualności pociągów. Dane nie potwierdzają

Źródło:
Konkret24

Internauci z rozbawieniem komentują materiał pochodzący rzekomo z rosyjskiej telewizji. Przedstawia on reportera, który zachwala nowo wybudowaną drogę w Woroneżu, ale asfalt okazuje się być tylko ogromnym kawałkiem tkaniny. "Propaganda sukcesu" - podsumowują. Tyle że nagranie nie jest autentyczne.

Reporter mówi, asfalt "się podnosi"? Nie, to nie Rosja

Reporter mówi, asfalt "się podnosi"? Nie, to nie Rosja

Źródło:
Konkret24

Do sieci powraca zdjęcie, które jest podstawą antyimigranckiego przekazu. "Stop migracji", "straszny widok", "koszmar" - komentują internauci widoczną na fotografii grupę ciemnoskórych, młodych mężczyzn, czekających na przystanku autobusowym. Co o zdjęciu wiadomo?

Imigranci w Nadarzynie? Powraca zdjęcie ze zmanipulowanym przekazem

Imigranci w Nadarzynie? Powraca zdjęcie ze zmanipulowanym przekazem

Źródło:
Konkret24

Poseł PiS Marcin Przydacz, broniąc nieautoryzowanej aplikacji do weryfikacji zaświadczeń wyborczych, stwierdził, że sama PKW zezwoliła na stosowanie "tego typu instrumentów", a aplikacja miała uchronić przed turystyką wyborczą. Oba argumenty są nietrafione.

Przydacz o "aplikacji Mateckiego". Dwa razy fałsz

Przydacz o "aplikacji Mateckiego". Dwa razy fałsz

Źródło:
Konkret24

Do Sądu Najwyższego wpłynęło już ponad 54 tysiące protestów wyborczych, a sąd ma czas na ich rozpatrzenie do 2 lipca. Sąd zarządził też oględziny kart i przeliczenie głosów w kilkunastu komisjach. Te same komisje były wytypowane w modelach, które badały wahnięcia w poparciu na korzyść kandydatów. Wyjaśniamy, czym są te modele i czy na ich podstawie można mówić o jakichś "nieprawidłowościach statystycznych" w wynikach wyborów.

"Nieprawidłowości statystyczne" w wynikach komisji. Co pokazują modele, a czego nie

"Nieprawidłowości statystyczne" w wynikach komisji. Co pokazują modele, a czego nie

Źródło:
Konkret24

Wobec trwającej dyskusji prezydent Andrzej Duda miał zachęcać do ponownego przeliczenia głosów w wyborach - tak wynika z cytatu rozsyłanego obecnie w mediach społecznościowych. Pokazujemy, kiedy prezydent wypowiedział te słowa i jak dokładnie brzmiały.

Andrzej Duda o "rzetelnym przeliczeniu głosów". Kiedy to mówił

Andrzej Duda o "rzetelnym przeliczeniu głosów". Kiedy to mówił

Źródło:
Konkret24

Mateusz Morawiecki, komentując domniemany gwałtowny wzrost przestępstw w 2024 roku, stwierdził, że to przez "10 tysięcy nielegalnych migrantów z Niemiec". W jednym zdanie zawarł dwa fałsze. Wyjaśniamy.

Jedno zdanie Morawieckiego. Dwie nieprawdy

Jedno zdanie Morawieckiego. Dwie nieprawdy

Źródło:
Konkret24

Wymiana poległych ukraińskich i rosyjskich żołnierzy stała się podstawą do prokremlowskiej dezinformacji wymierzonej w Ukrainę. A wykorzystano do tego sfabrykowany artykuł "The Wall Street Journal".

Ciała 6000 żołnierzy, dekret Zełenskiego i amerykańska gazeta. Co się nie zgadza

Ciała 6000 żołnierzy, dekret Zełenskiego i amerykańska gazeta. Co się nie zgadza

Źródło:
Konkret24

Europosłanka Hanna Gronkiewicz-Waltz z Koalicji Obywatelskiej przekonuje, że prezydent Andrzej Duda złamał konstytucję, bo na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego zaprosił prezydenta elekta. Konstytucjonaliści oceniają to jednoznacznie.

"Prezydent Duda, zapraszając Nawrockiego jako prezydenta elekta, złamał konstytucję"? Eksperci nie mają wątpliwości

"Prezydent Duda, zapraszając Nawrockiego jako prezydenta elekta, złamał konstytucję"? Eksperci nie mają wątpliwości

Źródło:
Konkret24

W sieci rozpowszechniany jest przekaz, jakoby biskup Jerzy Mazur miał potępić zgwałcone kobiety, które zażyły tabletkę "dzień po". Nie ma dowodów, że duchowny wypowiedział słowa, które mu się przypisuje. Przestrzegamy przed rozpowszechnianiem tego cytatu.

Biskup o zgwałconych kobietach i tabletce "dzień po"? Fałszywy cytat

Biskup o zgwałconych kobietach i tabletce "dzień po"? Fałszywy cytat

Źródło:
Konkret24

Polacy rzekomo zostali zatrzymani przez ukraińską służbę bezpieczeństwa "za pokazywanie polskich symboli", jakoby oskarżono ich "o naruszanie integralności ukraińskich terytoriów i szerzenie idei separatystycznych". Dowodem ma być krótkie nagranie, które udostępniają niektórzy internauci. Według eksperta to przykład nieudolnej rosyjskiej prowokacji.

"Polacy zatrzymani na Ukrainie za pokazywanie polskich symboli"? Nic w tym filmie nie pasuje

"Polacy zatrzymani na Ukrainie za pokazywanie polskich symboli"? Nic w tym filmie nie pasuje

Źródło:
Konkret24

Pytany o krytykę ze strony Magdaleny Biejat, szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że jej frustracja "pewnie wynika z tego, że Grzegorz Braun dostał więcej głosów kobiet" niż kandydatka Lewicy. Ale to nieprawda.

Kosiniak-Kamysz reaguje na "uszczypliwości tiktokowe" Biejat. Nie ma racji

Kosiniak-Kamysz reaguje na "uszczypliwości tiktokowe" Biejat. Nie ma racji

Źródło:
Konkret24

Najpierw za spłatę przez Polskę ukraińskich odsetek oberwało się premierowi Donaldowi Tuskowi. Potem tłumaczyć się z tego musiał były premier Mateusz Morawiecki. Zamieszanie - i jednocześnie akcję dezinformacyjną w internecie - wywołał jeden z posłów Konfederacji, ukrywając istotny szczegół w swoim przekazie.

"Polska spłaca ukraińskie odsetki". Poseł Konfederacji uderzył w Tuska, tłumaczy się Morawiecki

"Polska spłaca ukraińskie odsetki". Poseł Konfederacji uderzył w Tuska, tłumaczy się Morawiecki

Źródło:
TVN24+

Niemiecki czarnoskóry europoseł miał skrytykować Polskę i stwierdzić, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane. Taka informacja, okraszona zdjęciem rzekomego polityka, wywołała w sieci antyunijne i rasistowskie komentarze. Tylko że na zdjęciu jest ktoś inny, przekaz miał być żartem - ale za prawdziwy wziął go nawet poseł PiS.

"Niemiecki europoseł" i "sfałszowane wybory". Miał być żart, jest hejt

"Niemiecki europoseł" i "sfałszowane wybory". Miał być żart, jest hejt

Źródło:
Konkret24

Rząd przygotowuje rzekomo ustawę, dzięki której nielegalni migranci będą przejmować mieszkania komunalne - tak twierdzą politycy PiS. Ministerstwo rozwoju ocenia ten przekaz dosadnie: jako "oderwany od rzeczywistości", nastawiony na "wzbudzanie niepokoju Polaków".

Mieszkania komunalne "dla nielegalnych migrantów"? "Kompletna bzdura"

Mieszkania komunalne "dla nielegalnych migrantów"? "Kompletna bzdura"

Źródło:
Konkret24

Ukraiński rzekomo ma zostać wprowadzony jako drugi język obcy do szkół podstawowych. Miałby zastąpić hiszpański, niemiecki czy francuski. Byłby przedmiotem obowiązkowym. W dodatku stałby się częścią egzaminu ósmoklasisty.... Takie nieprawdziwe twierdzenia rozpowszechniają politycy i internauci. Przestrzegamy przed ich powielaniem, bo to fake newsy.

Ukraiński obowiązkowy? Zamiast niemieckiego czy francuskiego? Trzy nieprawdy

Ukraiński obowiązkowy? Zamiast niemieckiego czy francuskiego? Trzy nieprawdy

Źródło:
Konkret24

Z informacji Sądu Najwyższego wynika, że liczba zarejestrowanych protestów wyborczych rośnie z dnia na dzień. Politycy PO przekonują, że liczba protestów wskazuje na konieczność dokładnego sprawdzenia przebiegu głosowania. A europoseł PiS na to, że teraz "jest mniej protestów niż w poprzednich wyborach". Sprawdziliśmy.

Protesty wyborcze. Mniej czy więcej niż dawniej? Jeden rok się wybija

Protesty wyborcze. Mniej czy więcej niż dawniej? Jeden rok się wybija

Źródło:
Konkret24

Według europosłanki KO Marty Wcisło możemy się pochwalić najniższą inflacją w Europie. Ale według europosła PiS Michała Dworczyka Polska ma jeden z najgorszych wyników w UE. Kto ma rację? Dane pokazują, jak narracje polityków z dwóch obozów rozjeżdżają się z rzeczywistością.

Inflacja w Polsce. "Najniższa w Europie" czy jedna z najwyższych?

Inflacja w Polsce. "Najniższa w Europie" czy jedna z najwyższych?

Źródło:
Konkret24

Ataki Izraela na Iran oraz te odwetowe spowodowały, że w mediach społecznościowych pojawiło się mnóstwo zdjęć i nagrań mających dokumentować ten konflikt. Są prawdziwym poligonem dla ludzkiej inteligencji - bo wiele z nich zostało wygenerowanych przez tę sztuczną. Która wygra w tej wojnie na fake newsy?

"Zestrzelony" F-35 czy "duży samolot"? Nasila się wojenna dezinformacja

"Zestrzelony" F-35 czy "duży samolot"? Nasila się wojenna dezinformacja

Źródło:
Konkret24

Europoseł Michał Szczerba przekonuje, że protest wyborczy sztabu Rafała Trzaskowskiego jest zasadny. Między innymi dlatego, że na ponad stu tysiącach kart do głosowania postawiono dwa znaki "x". Według Szczerby to "gigantyczna liczba".

"Gigantyczna liczba" kart z dwoma krzyżykami? Jak było wcześniej

"Gigantyczna liczba" kart z dwoma krzyżykami? Jak było wcześniej

Źródło:
Konkret24