Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecie. Prawnicy: grozi polityczną cenzurą


Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w serwisach społecznościowych miał gwarantować, że w internecie nie będą prowadzone działania cenzorskie. Zdaniem prawników jest wręcz przeciwnie: proponowana w ustawie Rada Wolności Słowa będzie niczym urząd cenzury, nieprecyzyjne terminy grożą arbitralnością decyzji, a o tym, które treści w sieci zablokować, zdecyduje prokurator.

Opublikowany w poniedziałek 1 lutego przez Ministerstwo Sprawiedliwości kilkakrotnie zapowiadany projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych zawiera przepisy, które tak naprawdę mogą wolność słowa ograniczyć. Jak np. plan powołania Rady Wolności Słowa, która mogłaby nakładać na właścicieli mediów społecznościowych ogromne kary, gdy nie będą wykonywać jej decyzji.

Prawnicy poproszeni przez Konkret24 o analizę projektu i opinię o nim są bardzo krytyczni. Przedstawiamy główne zarzuty.

Minister sprawiedliwości zapowiada projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecie
Minister sprawiedliwości zapowiada projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecietvn24

Rada Wolności Słowa: powrót cenzury, brak wymaganych kompetencji, podporządkowanie sejmowej większości

Zdaniem Marzeny Błaszczyk z zarządu stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska, które zajmuje się jawnością i dostępem do informacji, idea stworzenia w obecnych czasach instytucji państwowej nadzorującej media społecznościowe to "próba wpływania na wolność słowa i próba ograniczania debaty publicznej".

Dotyczy to m.in. planu stworzenia Rady Wolności Słowa. Według projektu ustawy w radzie zasiadać ma wraz z przewodniczącym (w randze sekretarza stanu) pięciu członków. Na sześcioletnią kadencję miałby ich powoływać Sejm większością 3/5 głosów - ale gdy to się nie uda, ma obowiązywać zwykła większość. Członek Rady Wolności Słowa nie będzie musiał mieć wyższego wykształcenia, jeśli będzie posiadać "niezbędną wiedzę w zakresie językoznawstwa lub nowych technologii".

Rada ma mieć status organu administracji publicznej. Ma obradować na posiedzeniach niejawnych i rozpatrywać odwołania użytkowników od treści, które zostały przez serwisy społecznościowe usunięte bądź została ograniczona do nich dostępność, jeśli złożona do właściciela serwisu reklamacja nie przyniesie skutku. A gdy rada uzna skargę za zasadną, może nakazać "niezwłoczne przywrócenie" zablokowanej treści lub konta. Jeżeli właściciel serwisu nie zastosuje się do decyzji rady, może mu grozić kara od 50 tys. zł do 50 mln zł.

Marzena Błaszczyk pomysł Rady Wolności Słowa porównuje do centralnego urzędu cenzury państwowej w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. - To powrót do tego, co już było. To urząd będzie decydować, co wolno, a czego nie wolno mówić - stwierdza Błaszczyk w rozmowie z Konkret24. Przypomina, że urząd cenzorski w PRL też oficjalnie powołano ze słusznych pobudek, bo miał m.in. chronić społeczeństwo przed nieobyczajny przekazem.- Szczytne cele określone w preambule i artykule pierwszym ustawy stoją w sprzeczności ze szczegółowymi rozwiązaniami, które mają instrumentalny charakter. Ich wprowadzenie grozi uruchomieniem politycznej cenzury, zwiększoną inwigilacją w sieci, upolitycznieniem procedur - ocenia z kolei projekt resortu dr Marcin Krzemiński, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Tytuł ustawy i preambułę określa jako "bombastyczne".

Grabiec: minister Ziobro nadzorujący ministerstwo hejtu, w istocie próbuje wprowadzić cenzurę w internecie
Grabiec: minister Ziobro nadzorujący ministerstwo hejtu, w istocie próbuje wprowadzić cenzurę w internecietvn24

On także krytykuje ideę Rady Wolności Słowa. Zwraca uwagę, że w przypadku braku konsensusu w Sejmie przy wyborze jej członków radę obsadzi rządząca większość. - Zapewne nieprzypadkowo z procedury nominacyjnej został wyeliminowany Senat (większość ma tam opozycja - red.). Organy stojące na straży praw konstytucyjnych praw i wolności powinny być niezależne - zaznacza dr Krzemiński.

- Jest więcej niż prawdopodobne, że wybór Rady Wolności Słowa będzie odbywał się przez partię u władzy. A wiemy, jak to się kończy i jak upolitycznione są wybierane w ten sposób ciała, przykładem może służyć chociażby Rada Mediów Narodowych - ocenia Dominika Bychawska-Siniarska z zarządu Helsińskiej Fundacja Praw Człowieka. Ma wątpliwości co do wymaganych kompetencji członków rady. - Zupełnie nie są merytoryczne. Wydaje się, że powinny to być osoby znające się na standardach swobody wypowiedzi, wolności słowa, regulacjach krajowych, medioznawcy, prawnicy. Te kompetencje się jednak w projekcie nie pojawiają - zauważa.

Podobnie widzi to dr Krzemiński. - Rada ma rozstrzygać kwestie prawne, ale nie ma gwarancji, że choćby jeden członek będzie miał wykształcenie prawnicze, nie mówiąc już o doświadczeniu. Zapewne stąd brak wymogu uzasadnienia prawnego decyzji rady, wystarczyć ma wskazanie przepisów - ocenia.

Jeden z przepisów projektu mówi o tym, że "usługodawca nie może ponownie ograniczyć dostępu do treści, które były przedmiotem badania przed Radą". Doktor Krzemiński nazywa go "absurdalnym". - Nie uwzględnia kierunku rozstrzygnięcia rady, późniejszej ewentualnej zmiany okoliczności czy orzeczenia sądu. Tym bardziej, że sąd administracyjnie mógłby wstrzymać wykonanie decyzji rady, co w normalnym postępowaniu jest możliwe - tłumaczy. Zgadza się z nim Dominika Bychawska-Siniarska: - Proponowane rozwiązanie nie uwzględnia ewentualnych nowych okoliczności, które mogłyby potwierdzić bezprawność takich treści po przeprowadzeniu postępowania bądź sytuacji, w której treści uległy zmianie.

"Prawdziwa informacja", "dezinformacja", "treści o charakterze bezprawnym" - terminy nieprecyzyjne i niebezpieczne

Jednym z celów projektu ustawy - według autorów - ma być "stworzenie warunków do zapewnienia prawa do prawdziwej informacji". W dokumencie nie zostało jednak określone, co to jest "prawdziwa informacja".

Pojawia się tam natomiast definicja dezinformacji. Ma to być: "fałszywa lub wprowadzająca w błąd informacja, wytworzona, zaprezentowana i rozpowszechniona dla zysku lub naruszenia interesu publicznego". Nie wiadomo, jak ma wyglądać procedura sprawdzenia, czy informacja powstała dla czyjegoś zysku i czy narusza interes publiczny.

Autorzy projektu definiują także "treści o charakterze bezprawnym". Mają to być treści "naruszające dobra osobiste, dezinformacja, treści o charakterze przestępnym, a także treści, które naruszają dobre obyczaje w szczególności rozpowszechniają lub pochwalają przemoc, cierpienie lub poniżenie".

Prawników razi brak precyzji uregulowań zawartych w projekcie, co grozi arbitralnością stosowania ustawy.

- Stąd tylko krok na przykład do zakazu wyrażania niepochlebnych opinii o władzy. Na przykład jeśli napisałbym dzisiaj, że "władza bije kobiety", mógłbym odpowiadać za dezinformację, bo prezydent czy premier nikogo osobiście nie uderzyli. Konstytucja gwarantuje prawo do informacji jako takiej, nie przyznając nikomu monopolu na prawdę - podkreśla dr Krzemiński.

Te wątpliwości podziela Dominika Bychawska-Siniarska. - Co do zasady państwo powinno się powstrzymywać od ingerencji w swobodę wypowiedzi i tworzyć przestrzeń do swobodnej debaty. Troska o "zbiorowe prawa do prawdy lub wolności od dezinformacji" wydaje się być niecelowa z punktu widzenia wolności słowa. Są to w dodatku pojęcia mocno nieprecyzyjne. W definicji wskazano, że elementem dezinformacji są treści "naruszające dobre obyczaje", a to pojęcie jest mocno dyskrecjonalne - analizuje. I podkreśla: - Bardzo groźna wydaje się sytuacja, w której organ państwowy decyduje o tym, co jest dezinformacją i co jest prawdą.

Internetowy serwis społecznościowy z co najmniej milionem użytkowników - czyli co?

Ustawa dotyczyłaby tylko "dostawców usług internetowych serwisów społecznościowych, polegających na przechowywaniu w internetowym serwisie społecznościowym informacji dostarczanych przez użytkownika na jego wniosek, posiadającego co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników".

- Trudno taką liczbę użytkowników oszacować, szczególnie, że mogą to być użytkownicy z polski i z zagranicy. A co z fejkowymi kontami, botami i trollami? Czy je też będzie liczyło Ministerstwo Cyfryzacji, UKE i Rada Wolności Słowa? - zastanawia się Dominika Bychawska-Siniarska.

- Nie wiadomo, co to jest "internetowy serwis społecznościowy", czy to na przykład poczytny blog z włączoną opcją komentowania? Nie wiadomo, w jaki sposób ustawodawca chce wymóc na internetowych gigantach poddanie się prawu polskiemu i wyznaczenie przedstawicieli obarczonych biurokratycznymi obowiązkami, których można by było karać - wymienia wady projektu dr Krzemiński.

Prokurator miałby decydować, które treści zablokować

Szczegółowej analizy prawnej projektu podjęło się dwóch prawników: Krzysztof Izdebski - dyrektor programowy Fundacji ePaństwo i Patryk Wachowiec z fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.

"Co do zasady nie jest rolą państwa ingerencja w treść debaty publicznej. Instrumenty prawne odnoszące się do wolności słowa powinny być kształtowane w taki sposób, aby działania organów władzy były jak najmniej inwazyjne. Każdy przejaw takiej ingerencji powinien odpowiadać stopniu naruszenia dóbr konkretnej osoby" - oceniają prawnicy i stwierdzają, że "indywidualną wolność słowa autorzy projektu odczytują jako zbiorowe prawo do wypowiedzi. W takim układzie państwo staje się swego rodzaju moderatorem debaty w internecie i jedynie od oceny piastunów organów władzy zależeć będzie mogło, która wypowiedź znajdzie aprobatę, a która nie" - podkreślają.

Również oni zwracają uwagę na brak precyzji terminów wymienionych w dokumencie, które "albo nie są zdefiniowane, albo odwołują się do nieostrych pojęć", co "może rodzić obawy, że zamysłem projektodawców może być zapewnienie ochrony prawnej tylko tym treściom, które mieszczą się w aksjologii władzy". Potwierdzają opinie, że jest niebezpieczeństwo, iż to większość rządząca będzie wybierać członków Rady Wolności Słowa.

Ale zwracają też uwagę na inne niebezpieczeństwo: "Projekt przewiduje kompetencję dla prokuratora do natychmiastowego nakazania usługodawcy zablokowania danej treści o charakterze przestępnym, jeśli 'dalszy dostęp do tej publikacji stwarza niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków'. Są to kryteria niejasne i pozostawione do uznania prokuratora".

Według autorów projektu ustawy to prokurator będzie decydował, czy dalszy dostęp do danej publikacji o charakterze przestępnym stwarza niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków. Gdy to stwierdzi, będzie mógł "wydać niezwłocznie" postanowienie, by usługodawca uniemożliwił dostęp do tej treści. Postanowienie to podlegałoby natychmiastowemu wykonaniu. Będzie można je jednak zaskarżyć do właściwego sądu rejonowego.

- W tej chwili istnieją tak poważne zastrzeżenia do niezależności prokuratury, że dawanie kompetencji do rozstrzygania w kwestiach wolności słowa prokuratorom wydaje się godzące w standardy swobody wypowiedzi - ocenia Dominika Bychawska-Siniarska.

Instytucja ślepego pozwu - krok w dobrą stronę

Pytani przez nas prawnicy nie wszystko jednak w projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości krytykują. Zakłada on możliwość złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych bez obowiązku wskazywania danych pozwanego. Mają wystarczyć tylko: adres URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, oraz data i godzina publikacji, nazwa profilu lub login użytkownika.

Doktor Krzemiński co do zasady pochwala propozycję wprowadzenia instytucji tzw. ślepego pozwu. - W chwili obecnej pozyskanie danych naruszyciela to droga przez biurokratyczną mękę - stwierdza dr Krzemiński. - Jednak i projektowane rozwiązania nie gwarantują tej efektywności, skoro sprawa byłaby umarzana w przypadku nienadesłania danych przez usługodawcę. Wydaje się, że to strona (która uważa, że jej dobra zostały naruszone - red.) powinna decydować, czy nalegać na ponawianie grzywny przez sąd, czy wybrać powództwo na zasadach ogólnych - mówi.

- O wprowadzenie instytucji ślepego pozwu od lat postulował między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich - zauważa Dominika Bychawska-Siniarska z HFPC. - Niemniej jednak instytucja ta miała iść w parze z wykreśleniem artykułu 212 (zniesławienia z Kodeksu karnego). Szkoda, że przy okazji projektowanych zmian resort o tym nie pomyślał - stwierdza.

Co miało być celem? "Standardy wolności w internecie"

Po raz pierwszy o projekcie usłyszeliśmy w połowie grudnia, gdy zapowiedział go na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wraz z wiceministrem sprawiedliwości Sebastianem Kaletą. "Wolność słowa i wolność debaty są istotą demokracji" - mówił Ziobro 17 grudnia. "Nierzadko ofiarami ideologicznych zapędów cenzorskich padają też przedstawiciele funkcjonujących w Polsce rozmaitych środowisk, których treści są usuwane bądź też blokowane, tylko dlatego, że wyrażają poglądy i odwołują się do wartości, które są nieakceptowalne z punktu widzenia środowisk (...), które wywierają coraz mocniejszy wpływ na funkcjonowanie szeroko rozumianych mediów społecznościowych" - tłumaczył powody pracy nad projektem. Jego celem miało być "zaproponowanie takich narzędzi, które będą pozwalać zarówno jednej, jak i drugiej stronie odwoływać się do decyzji organu, który będzie mógł rozstrzygać, czy rzeczywiście treści ujawnione na takim czy innym koncie społecznościowym naruszają dobra osobiste, czy mogą być eliminowane, czy może dochodzi do cenzury".

Na kolejnej konferencji prasowej, w styczniu tego roku, ministrowie Ziobro i Kaleta ponownie zapowiedzieli projekt. Szef resortu sprawiedliwości podkreślał, że w internecie toczy się wiele sporów i obywatele Polski powinni mieć zagwarantowane podstawowe prawa, o których mówi polska konstytucja. "Chcemy gwarantować najwyższy poziom i standardy wolności w internecie, by nie były prowadzone działania cenzorskie, które wypaczają istotę wolnej debaty publicznej, która w internecie toczy się na co dzień" - powiedział 15 stycznia minister sprawiedliwości.

Zapowiedzi resortu sprawiedliwości zbiegły się z dyskusją, jaka w połowie stycznia toczyła się na świecie na temat uregulowania funkcjonowania firm-właścicieli mediów społecznościowych - po tym jak platformy społecznościowe zablokowały konta Donalda Trumpa. 12 stycznia premier Mateusz Morawiecki na Facebooku zapowiedział: "Właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem. Dlatego zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform. W Polsce regulujemy to odpowiednimi przepisami krajowymi. Zaproponujemy także, aby podobne przepisy zaczęły obowiązywać w całej Unii Europejskiej".Jak informuje resort sprawiedliwości na stronie internetowej, projekt nowej ustawy został skierowany 22 stycznia do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z wnioskiem o wpis do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów. Jednak do publikacji tego tekstu dokument nie pojawił się na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Zapytaliśmy RCL, czy rzeczywiście projekt wpłynął, a jeśli tak, kiedy zostanie wpisany do wykazu prac. Czekamy na odpowiedź.

Wiceminister Kaleta o Radzie Wolności Słowa
Wiceminister Kaleta o Radzie Wolności Słowatvn24

Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Mateusz Marek / PAP

Pozostałe wiadomości

Internauci i serwisy internetowe podają przekaz, że polskie wojsko wysyła pracującym pierwsze powołania - że dostają "pracownicze przydziały mobilizacyjne". Wyjaśniamy, o co chodzi.

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

W sieci pojawiły się dramatyczny zbiór nagrań, rzekomo z potężnej burzy, która przeszła nad Dubajem. Niektóre z nich nie mają jednak nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Wyjaśniamy.

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Źródło:
Konkret24

Posłanka PiS Joanna Lichocka zaalarmowała swoich odbiorców, że we Wrocławiu powstał "ruchomy meczet". W poście nawiązała do kwestii nielegalnych migrantów, Donalda Tuska i Unii Europejskiej. Posłanka mija się z prawdą. Pokazujemy, co rzeczywiście stoi przy Stadionie Olimpijskim w stolicy Dolnego Śląska.

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

Źródło:
Konkret24

"Głosują, jak im patroni z Niemiec każą", "lista hańby europosłów", "komu podziękować za pakiet migracyjny" - z takimi komentarzami rozsyłane jest w sieci zestawienie mające pokazywać, jak 25 polskich europosłów rzekomo głosowało "w sprawie pakietu migracyjnego". Tylko że grafika zawiera błędy i nie przedstawia, jak rzeczywiście ci europosłowie głosowali. Wyjaśniamy.

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

Źródło:
Konkret24

Według posłanki PiS Marleny Maląg proponowane przez obecny rząd "babciowe" oznacza likwidację programu wprowadzonego przez rząd Zjednoczonej Prawicy. "Znów oszukali?", "będą zabierać?" - pytała była minister rodziny. To manipulacja. Wyjaśniamy, czy rodzice rzeczywiście stracą na nowym świadczeniu.

Maląg: "babciowe" oznacza likwidację rodzinnego kapitału opiekuńczego. Co pominęła była minister?

Maląg: "babciowe" oznacza likwidację rodzinnego kapitału opiekuńczego. Co pominęła była minister?

Źródło:
Konkret24

Sugerując się tekstami niektórych serwisów internetowych, polscy internauci gratulują Słowakom, że "odrzucili pakt migracyjny" i piszą, że rząd Donalda Tuska powinien zrobić to samo. Sęk w tym, że Słowacja nic nie odrzuciła, a Polska - i Węgry - przyjmują takie samo stanowisko. Wyjaśniamy, na czym polega rozpowszechniany w internecie manipulacyjny przekaz.

Słowacja "odrzuca unijny pakt migracyjny, a Polska?" Uproszczenie i manipulacja

Słowacja "odrzuca unijny pakt migracyjny, a Polska?" Uproszczenie i manipulacja

Źródło:
Konkret24

Za pomocą treści reklamowych, lecz nieoznaczonych jako płatne, prorosyjska sieć propagandowa rozsyła wśród internautów w Europie treści zniechęcające do pomocy Ukrainie i podważające politykę Unii Europejskiej. W ciągu ostatniego pół roku te przekazy dotarły do co najmniej 38 milionów użytkowników internetu we Francji i Niemczech. 

38 milionów internautów we Francji i Niemczech w zasięgu rosyjskiej operacji propagandowej

38 milionów internautów we Francji i Niemczech w zasięgu rosyjskiej operacji propagandowej

Źródło:
Konkret24

Salon kosmetyczny z eksperymentalną terapią odchudzającą komarami jakoby działał w Gdańsku. Uchodźczyni z Ukrainy, która go prowadziła, miała na tym zarobić ponad milion złotych - wynika z rzekomego materiału stacji Euronews. Rozpowszechniają go w sieci prorosyjskie konta. Jest sfabrykowany.

Terapia odchudzająca komarami, fałszywe dokumenty i Ukrainka z milionem złotych. Nic tu nie jest prawdą

Terapia odchudzająca komarami, fałszywe dokumenty i Ukrainka z milionem złotych. Nic tu nie jest prawdą

Źródło:
Konkret24

W 2023 roku pierwszy raz od trzech lat spadła liczba osób, wobec których zarządzono kontrolę operacyjną. Wśród nich były też inwigilowane Pegasusem. Cały czas jest to jednak więcej niż przed objęciem rządów przez Zjednoczoną Prawicę.

Nie tylko Pegasus. Ile osób służby inwigilowały w 2023 roku?

Nie tylko Pegasus. Ile osób służby inwigilowały w 2023 roku?

Źródło:
Konkret24

Jarosław Kaczyński, motywując członków Prawa i Sprawiedliwości do pracy przed drugą turą wyborów samorządowych, przekonywał ich, że partia ma teraz więcej kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast niż w 2018 roku. Nie ma jednak racji.

Kaczyński o kandydatach PiS w drugiej turze: "więcej niż przedtem". Nie, dużo mniej

Kaczyński o kandydatach PiS w drugiej turze: "więcej niż przedtem". Nie, dużo mniej

Źródło:
Konkret24

Nowy warszawski radny PiS, a wcześniej wojewoda mazowiecki Tobiasz Bocheński postanowił uczcić Święto Chrztu Polski wpisem w mediach społecznościowych. Jednak swój post na ten temat zilustrował grafiką przedstawiającą chrzest nie Mieszka I, tylko innego władcy. 

Bocheński uczcił Święto Chrztu Polski. "Douczy się pan z okresu średniowiecza" 

Bocheński uczcił Święto Chrztu Polski. "Douczy się pan z okresu średniowiecza" 

Źródło:
Konkret24

Jordańska księżniczka Salma miała "osobiście strącić" sześć irańskich dronów skierowanych na Izrael, Iran zrobił Izraelowi "małe Drezno", a jeden z dronów zawisł na kablach elektrycznych... - tego typu informacje o ataku na Izrael rozchodzą się w polskich mediach społecznościowych. Są niepotwierdzone i fałszywe, oparte na starych zdjęciach i nagraniach.

Drony "strąciła jordańska księżniczka", a jeden "zaplątał się w kable". Fejki o ataku Iranu na Izrael

Drony "strąciła jordańska księżniczka", a jeden "zaplątał się w kable". Fejki o ataku Iranu na Izrael

Źródło:
Konkret24

Portal rzekomo z Londynu, a teksty publikowane po rosyjsku. Film wideo mający być dowodem, tylko że już skasowany, a bohater zniknął. Oto jak historia o rzekomym zakupie rezydencji króla Karola przez Ołenę Zełenską powiela schemat prokremlowskiej dezinformacji.

Zełenski "nabywa byłą rezydencję króla Karola"? Rosyjski schemat dezinformacji

Zełenski "nabywa byłą rezydencję króla Karola"? Rosyjski schemat dezinformacji

Źródło:
Konkret24, Snopes

Poseł PiS Sebastian Kaleta straszy, że według projektu nowelizacji Kodeksu karnego, jeśli publicznie "sprzeciwisz się tęczowym piątkom w szkole twojego dziecka", to "może się tobą z urzędu zająć prokurator". Podobnie ma rzekomo być wówczas, gdy ktoś powie, że "są tylko dwie płcie". Prawnicy tłumaczą, na czym polega manipulacja posła PiS.

Kaleta o nowelizacji Kodeksu karnego: "lewacka cenzura". Wyjaśniamy, jak manipuluje

Kaleta o nowelizacji Kodeksu karnego: "lewacka cenzura". Wyjaśniamy, jak manipuluje

Źródło:
Konkret24

Według popularnego wpisu uczniowie rzekomo są uczeni, że Ukraina jako państwo istniała już w XVI wieku. Dowodem ma być zdjęcie mapy ze szkolnego atlasu. Z tej mapy to nie wynika, co wyjaśnia wydawnictwo i eksperci.

"Ukraina jako państwo istniała już w XVI wieku"? Sprawdzamy, co wynika z mapy w szkolnym atlasie

"Ukraina jako państwo istniała już w XVI wieku"? Sprawdzamy, co wynika z mapy w szkolnym atlasie

Źródło:
Konkret24

Donald Tusk rzekomo trafił do czołówki rankingu najbogatszych Polaków - tak wynika z krążącego w mediach społecznościowych zrzutu ekranu. Oburzeni internauci pytają, skąd premier ma tyle pieniędzy. Jednak to fake news.

Donald Tusk "w czołówce najbogatszych Polaków"? Nieprawda

Donald Tusk "w czołówce najbogatszych Polaków"? Nieprawda

Źródło:
Konkret24

Ponad połowa Polaków wie, że celem fake newsów i teorii spiskowych jest manipulowanie opinią publiczną i realizowanie politycznych interesów. Mimo to ulegają tym manipulacjom. Jak wynika z najnowszego raportu "Dezinformacja oczami Polaków", co trzeci Polak wierzy, że zaplanowano już kolejną pandemię. Niemal co trzeci - że w Smoleńsku doszło do zamachu. Jedna piąta uważa, że skoro pada śnieg, to żadnego ocieplenia klimatu nie ma.

Polacy vs dezinformacja. W jakie fałsze wierzymy, komu ufamy, czego się boimy

Polacy vs dezinformacja. W jakie fałsze wierzymy, komu ufamy, czego się boimy

Źródło:
Konkret24

Już po wyborach samorządowych nowa krakowska rada miejska przedstawi kolejny projekt strefy czystego transportu. Poprzednią uchwałę uchylił sąd administracyjny. W przekazie Konfederacji takie strefy są niezgodne z konstytucją. Co na to prawnicy?

Konfederacja: strefy czystego transportu są niezgodne z konstytucją. Co na to prawnicy?

Konfederacja: strefy czystego transportu są niezgodne z konstytucją. Co na to prawnicy?

Źródło:
Konkret24

Patrzeć na ręce politykom i nie lekceważyć roli sztucznej inteligencji. Fact-checkerzy i eksperci opisujący dezinformację dyskutują o największych wyzwaniach mediów i edukacji. Komentują również drugą edycję raportu "Dezinformacja oczami Polaków. Edycja 2024". Do serwisów fact-checkingowych apelują o lepszą komunikację, a do całego społeczeństwa o stawianie na edukację medialną.

"Najpierw musi być chęć, żeby w ogóle sprawdzić". Eksperci o tym, jak skutecznie walczyć z fake newsami

"Najpierw musi być chęć, żeby w ogóle sprawdzić". Eksperci o tym, jak skutecznie walczyć z fake newsami

Źródło:
Konkret24

Po wyborach samorządowych politycy podają różne dane o tym, w ilu miastach kandydaci poszczególnych partii zostali burmistrzami lub prezydentami. Sprawdziliśmy więc, jak poradzili sobie w I turze w dużych i średnich miastach przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości.

Ilu burmistrzów i prezydentów ma KO, a ile PiS? Policzyliśmy

Ilu burmistrzów i prezydentów ma KO, a ile PiS? Policzyliśmy

Źródło:
Konkret24

"Zazdrość", "czas na nas" - użytkownicy serwisu X entuzjastycznie reagują na wpisy o rzekomym odrzuceniu konkordatu przez czeski parlament. Tyle że, przynajmniej w ostatnim czasie, nikt w Czechach nie usiłował doprowadzić do podpisania umowy z Watykanem. Wyjaśniamy.

"Czeski parlament odrzucił konkordat z Watykanem"? Nic nowego

"Czeski parlament odrzucił konkordat z Watykanem"? Nic nowego

Źródło:
Konkret24

Nie sądzę, żeby prokuratura mogła tak bezczelnie kłamać - to reakcja Antoniego Macierewicza na informacje, że prokuratura nie znalazła dowodów na wybuch w polskim samolocie, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Bo na rzekomym wybuchu, do którego miało dojść w tupolewie, Macierewicz i PiS budowali przez lata swoje kłamstwo smoleńskie. Oto jego główne założenia.

10 fałszów Macierewicza. Jak zbudowano smoleński mit

10 fałszów Macierewicza. Jak zbudowano smoleński mit

Źródło:
Konkret24, "Czarno na białym" TVN24

Kobiety czekają na zmianę prawa, a koalicja rządząca dyskutuje zarówno o terminie procedowania czterech projektów ustaw w sprawie aborcji, jak też jego formie. Wyjaśniamy, o jakich projektach mowa, co w nich zaproponowano, jaka musi być ścieżka legislacyjna i dlaczego różna.

"Kodeksowe" i "niekodeksowe". Cztery projekty ustaw dotyczących aborcji

"Kodeksowe" i "niekodeksowe". Cztery projekty ustaw dotyczących aborcji

Źródło:
Konkret24

Według prezydenta Warszawy dla wszystkich mieszkańców stolicy znalazłyby się miejsca schronienia na wypadek zagrożenia. Ale wcześniejszy raport NIK mówił o miejscach ukrycia dla dwóch trzecich warszawiaków. Poza tym nie ma przepisów, jak te miejsca powinny wyglądać.

Trzaskowski: jest wystarczająca liczba miejsc schronienia dla wszystkich warszawiaków. Ale brakuje przepisów

Trzaskowski: jest wystarczająca liczba miejsc schronienia dla wszystkich warszawiaków. Ale brakuje przepisów

Źródło:
Konkret24

Czy to prezydent Andrzej Duda "zablokował" ustawę o Krajowej Sieci Onkologicznej, czy to rząd Donalda Tuska "opóźnia leczenie" w ramach tej sieci? W tym sporze politycznym padają ostre słowa typu "podłość", "kłamstwo", "manipulacja". Wyjaśniamy, kto ma rację.

Kto "zablokował" sieć onkologiczną. Prezydent, rząd czy wspólnie PO i PiS? 

Kto "zablokował" sieć onkologiczną. Prezydent, rząd czy wspólnie PO i PiS? 

Źródło:
Konkret24