Zdaniem Przemysława Czarnka winą opozycji z czasów rządów Zjednoczonej Prawicy jest, że środki unijne w ramach Krajowego Planu Odbudowy zostały odblokowane tak późno. I dlatego - jego zdaniem - 60 procent z nich zostało już utracone. Obie tezy posła PiS są fałszywe.
Wniosek o postawienie prezesa NBP Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu był 24 marca 2024 roku jednym z tematów dyskusji polityków w "Śniadaniu Rymanowskiego" w Polsat News. Były minister edukacji z PiS Przemysław Czarnek krytykował zarzuty wobec Glapińskiego wymienione we wniosku, podkreślając, że prezes NBP "pomagał Polakom przezwyciężyć wszystkie trudności związane z putinflacją, wojną i drożyzną". "To rzeczywiście jemu się należy tylko nagroda" - uznał.
Wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer (KO) kontrowała, że "inflacja skumulowana za waszych rządów [to] 50 procent". "I druga kwestia: niech się pan zdecyduje. Powiedział pan przed chwilą, że została sprowadzona inflacja do 2,8 procenta. Rzeczywiście, po zmianie rządów, odzyskaniu środków europejskich, inflacja spadła. Zauważmy jedną rzecz: 600 miliardów złotych dla Polaków odzyskane przez Donalda Tuska. To ma zasadniczy i na gospodarkę, i na siłę złotego" - dodała.
Wtedy Przemysław Czarnek zapytał: "Gdzie są te miliardy?". I stwierdził:
Sześćdziesiąt procent z KPO (Krajowego Planu Odbudowy - red.) już straciliście przez blokowanie tego Polakom, co już jest jasne. Nie wykorzystacie tego. Blokowaliście wy, a teraz oszukujecie Polaków.
Katarzyna Lubnauer odpowiedziała: "Blokowaliście wy, blokowaliście przez lata". Zapytała byłego ministra, czy "pamięta taki dokument: polityka cyfrowej transformacji edukacji?". "Za to pan odpowiadał. W 2022 roku powinna powstać. Do dzisiaj go nie ma, ponieważ nie powstała" - mówiła.
Wyjaśniamy, dlaczego teza o utraconych 60 proc. z KPO blokowanych rzekomo przez obecny rząd nie jest prawdziwa.
Przewodnicząca KE zapowiada 600 mld zł
Przypomnijmy: Krajowy Plan Odbudowy (KPO) to dokument, który każdy kraj członkowski Unii Europejskiej musiał złożyć do Komisji Europejskiej, by rozpocząć proces wypłaty unijnych pieniędzy w ramach Funduszu Odbudowy. W ramach KPO Polska ma otrzymać łącznie 59,8 mld euro: 25,3 mld euro w postaci dotacji i 34,5 mld euro w postaci preferencyjnych pożyczek.
Pieniądze podzielono na dziewięć transz: żeby otrzymywać każdą kolejną, Polska musi zrealizować konkretne reformy i inwestycje, których wykonanie ocenia się we wskaźnikach - tzw. kamieniach milowych - a następnie wysłać do Komisji Europejskiej wniosek o płatność. Dwa dni po zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska, 15 grudnia 2023 roku, odpowiedzialna za realizację KPO minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz złożyła pierwszy wniosek.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Wniosek o płatność z KPO złożony. Kiedy pierwsze pieniądze?
Po przeanalizowaniu go przez unijnych urzędników przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podczas wizyty w Polsce 23 lutego 2024 przekazała, że podjęto decyzję o odblokowaniu unijnych środków z KPO i funduszy spójności w kwocie do 137 mld euro. W przeliczeniu to ok. 600 mld zł, które Polska może otrzymać przez wszystkie lata obowiązywania unijnych programów. To właśnie dlatego Katarzyna Lubnauer w dyskusji z Przemysławem Czarnkiem mówiła o "600 miliardach złotych dla Polaków odzyskanych przez Donalda Tuska".
Dlaczego jednak Czarnek twierdził, że "sześćdziesiąt procent z KPO już straciliście przez blokowanie tego Polakom"?
Raport: zagrożone niewykorzystaniem jest 78 proc. budżetu
W realizacji Krajowego Planu Odbudowy ważne są terminy. Cały unijny Fundusz Odbudowy ruszył w lutym 2021 roku i od tego czasu można było przedkładać Komisji Europejskiej swoje plany, a po zaakceptowaniu przystępować do ich realizacji. Generalna zasada mówiła, że im wcześniej, tym lepiej, ponieważ w dokumentach funduszu określono datę końcową na ukończenie wszystkich inwestycji obiecanych w KPO: to 31 sierpnia 2026 roku. Termin określono na sztywno, co oznacza, że obowiązuje wszystkie państwa niezależnie od tego, kiedy zaakceptowano ich KPO lub kiedy zaczęły otrzymywać pierwsze wypłaty.
Mechanizm płatności w KPO działa następująco: Polska realizuje daną inwestycję zapisaną w planie, uwzględnia ją w kolejnym wniosku o płatność, a Komisja Europejska po akceptacji przelewa obiecaną kwotę. Przypomnijmy, iż przewodnicząca KE dopiero w lutym 2024 roku poinformowała, że środki dla Polski zostały odblokowane. Niedługo po tym zaczęły się pojawiać głosy, że ponieważ nastąpiło to stosunkowo późno, realizacja części inwestycji jest zagrożona. A tym samym Polska może finalnie nie dostać całości obiecanych ok. 60 mld euro.
Firma Crido opublikowała pod koniec lutego tego roku raport, w którym przeanalizowała stan wszystkich inwestycji realizowanych w ramach KPO. Zdaniem analityków z powodu opóźnień w realizacji zagrożone są 43 na 56 inwestycji, co stanowi 77 proc. Tym samym:
Zagrożone niewykorzystaniem jest 78 procent budżetu, czyli 205,27 mld zł.
Przypomnijmy, że środki z KPO dzielą się na część dotacyjną i pożyczkową: te pierwsze będą bezzwrotne, natomiast drugie zostaną Polsce pożyczone na preferencyjnych warunkach, ale będzie trzeba je zwrócić maksymalnie do 2058 roku. Analitycy z Crido obliczyli, że ze względu na opóźnienia zagrożone jest 51 proc. budżetu części dotacyjnej (czyli 56 mld zł) i aż 98 proc. budżetu części pożyczkowej (149 mld zł).
Również minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w "Faktach po Faktach" 29 lutego mówiła, iż "jest bardzo realne ryzyko, że część pieniędzy z KPO przepadnie". Dodała jednak, że jej resort będzie się starał pozyskać jak najwięcej pieniędzy przede wszystkich z części grantowej, ponieważ część pożyczkowa i tak musiałaby zostać zwrócona, więc "nie jest to aż tak wielka strata dla podatnika, dla polskiego rozwoju".
"Absolutnie nie straciliśmy jeszcze środków unijnych za inwestycje z KPO"
Najprawdopodobniej właśnie do tych danych o zagrożonych inwestycjach odnosił się Przemysław Czarnek. Jednak współautor raportu Łukasz Kościjańczuk, partner w Crido, w rozmowie z Konkret24 zdecydowanie zaprzecza tezie polityka PiS:
Ten procent inwestycji zagrożonych, który pojawia się w naszym raporcie, oznacza, że w ich przypadku jest ryzyko, iż w całości ich nie wykonamy - a nie oznacza, że te środki z całą pewnością do Polski nie trafią. Absolutnie nie straciliśmy jeszcze środków unijnych za inwestycje z KPO.
- W naszym raporcie pisaliśmy o zagrożonych inwestycjach, a zagrożone niekoniecznie zakończą się ostatecznie niepowodzeniem - wyjaśnia analityk Crido. - Zagrożone w naszej ocenie oznacza ni mniej, ni więcej tylko tyle, że istnieje ryzyko, że w kształcie, w jakim te inwestycje zostały opisane w KPO, biorąc pod uwagę stan ich zaawansowania i moment, w którym się znajdujemy, mogą nie zostać zrealizowane lub w pełni zrealizowane do połowy 2026 roku, czyli daty określonej w dokumentach unijnych - dodaje.
Warto podkreślić, że Przemysław Czarnek mówił o 60 proc. środków z KPO - nigdzie nie znaleźliśmy takiej wartości. Również współautor raportu na temat zagrożonych inwestycji przyznaje, że nie natknął się na taką liczbę w kontekście KPO.
Powodem opóźnień "brak aktywnych działań" w ostatnich dwóch latach
Czarnek stwierdził też, że to obecni rządzący "stracili" pieniądze z KPO, ponieważ "blokowali" plan i teraz "nie wykorzystają tego". Łukasz Kościjańczuk nie zgadza się z tym:
Moim zdaniem głównym powodem opóźnień w realizacji zagrożonych inwestycji był brak aktywnych działań na przestrzeni dwóch ostatnich lat.
Dodaje, że w tej kwestii trzeba jednak rozdzielić część dotacyjną i pożyczkową, ponieważ jeśli chodzi o inwestycje zapisane w części dotacyjnej, można było je prefinansować ze środków krajowych - co robił Polski Fundusz Rozwoju.
- I dlatego niektóre programy były stopniowo realizowane mimo sporu z Komisją Europejską, na przykład Maluch Plus czy Czyste Powietrze, choć oczywiście PFR miał swoje limity finansowe. Generalnie te inwestycje są na różnych poziomach zaawansowania, a w wielu przyspieszenie prac nastąpiło dopiero po niedawnych deklaracjach KE o odblokowaniu środków - wyjaśnia Kościjańczuk. - Natomiast w części pożyczkowej nie można było uruchamiać takiego prefinansowania krajowego. Więc wszystko, co było tam zawarte, musiało czekać, aż KPO w pełni się uruchomi, czyli de facto musieliśmy czekać na spełnienie tych najważniejszych kamieni milowych. A to nastąpiło dopiero kilka tygodni temu - dodaje. To tłumaczy też, dlaczego analitycy ocenili, że na ten moment zagrożonych jest aż 98 proc. środków z części pożyczkowej.
Na początku marca o zagrożonych środkach z KPO opowiadał w rozmowie z "Faktami" TVN także Michał Kobosko z Polski 2050, przewodniczący sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej. "Część z tych inwestycji, już dzisiaj wiemy, że może być trudna w realizacji" - stwierdził poseł. "To jest koszt tego, co wyrabiał PiS. Oni okradli nas z tych dwóch lat i tym samym z części pieniędzy" - dodał.
Nie tylko Przemysław Czarnek, ale też inni politycy PiS często powtarzają tezę o "blokowaniu" środków z KPO przez Komisję Europejską w czasach ich rządów. Przypomnijmy jednak, że rząd Mateusza Morawieckiego nie złożył ani jednego wniosku o płatność z KPO: nastąpiło to dopiero dwa dni po zaprzysiężeniu gabinetu Donalda Tuska.
Ponadto to przez zaniechania rządu PiS Polska straciła szansę na zaliczkę z KPO w 2021 roku. Regulamin Funduszu Odbudowy przewidywał mianowicie, że kraje, których krajowe plany odbudowy zostały zaakceptowane przez Komisję Europejską do 31 grudnia 2021 roku, otrzymają w ramach zaliczki 13 proc. wnioskowanych kwot. Polski rząd zbyt długo negocjował z KE: akceptacja dopiero w czerwcu 2022 oznaczała, że szansa na pierwszą zaliczkę przepadła. Pieniądze nie zostały jednak stracone bezpowrotnie: można je otrzymać w przyszłych regularnych wypłatach z KPO.
Rewizja KPO, czyli "dobry krok"
Współautor opracowania o zagrożonych inwestycjach z KPO Łukasz Kościjańczuk zaznacza: - Raport miał mieć przede wszystkim walor mobilizacyjny do tego, żeby faktycznie dokonać dużej i głębokiej rewizji KPO.
Projekt takiej rewizji jest już gotowy. Odpowiedzialna za to minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyńska Pełczyńska-Nałęcz 15 marca skierowała go do konsultacji. Kościjańczuk przyznaje, że to "pierwszy krok do tego, żeby nasze wyliczenia o zagrożonych inwestycjach się zmieniły i już były nieaktualne". - O ile w ramach rewizji nie dochodzi do głębokiej, strukturalnej zmiany planu, nie pojawiają się nowe inwestycje, o tyle na poziomie szczegółów, wskaźników czy terminów wykonania rzeczywiście wykonujemy dobry krok w kierunku optymalizacji wykorzystania środków z KPO. To na pewno jest jeden z elementów, który poprawi sytuację wyjściową i sprawi, że przynajmniej część tych inwestycji będzie miała szansę być zrealizowana - stwierdza.
Tak więc teza Przemysława Czarnka, że 60 proc. środków z KPO zostało już utracone, jest nieprawdziwa.
Źródło: Konkret24