Karolina Pikuła, kandydatka Konfederacji Korony Polskiej na prezydenta Rzeszowa, opublikowała w serwisie X tekst uderzający w Ukrainę, ilustrując go zdjęciem powieszonych na drzewie dzieci. Według niej fotografia ta dokumentuje zbrodnie na Wołyniu - a to nieprawda. Nie ma nic wspólnego ani z Ukrainą, ani tym bardziej z wydarzeniami z 1943 roku.
Karolina Pikuła jest współpracowniczką Grzegorza Brauna, posła Konfederacji, i przewodniczącą rzeszowskich struktur Konfederacji Korony Polskiej. 19 lutego poseł Braun poinformował, że Pikuła wystartuje w wyborach na prezydenta Rzeszowa (za: rzeszow-news.pl). 27 lutego polityczka opublikowała w serwisie X post, który wywołał falę krytyki, bo uderzyła w nim w Ukrainę i Ukraińców. W emocjonalnym tekście zilustrowanym czterema zdjęciami pisała m.in.: "Jakie 'piękne' banderowskie flagi czarno czerwone! Po tym co Polska dla was robi wciąż blokujecie ekshumacje pomordowanych w czasie ukrainskiego ludobójstwa na Polakach" (pisownia oryginalna). Dalej w emocjonalnym tonie oskarżała Ukrainę o zaprzeczanie "udziału Ukraińców w ludobójstwie" i krytykowała działalność posła Pawła Kowala jako "sługi Ukrainy". Post ma ponad 11 tysięcy wyświetleń.
Wśród opublikowanych zdjęć był screen posta z serwisu X opublikowanego 23 lutego przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego po wizycie premier Danii Mette Frederiksen na Polu Marsowym Cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie i zdjęcia z tego posta. Jedno przedstawia premierkę Danii, jej męża Bo Tengberga i prezydenta Ukrainy na Cmentarzu Łyczakowskim, a za ich plecami powiewają flagi Ukrainy, wśród nich też czerwono-czarne. Na kolejnym zdjęciu widać wojskowych stojących na tle rzędów grobów, obok wisiały flagi niebiesko-białe, jak i czerwono-czarne.
Jednak to czwarte zdjęcie wzbudziło dyskusje internautów: czarno-biała fotografia pokazująca czworo małych dzieci, które zostały powieszone na drzewie.
Wielu komentujących zauważało, że to zdjęcie nie ma związku ze zbrodniami opisywanymi przez Pikułę. "Jaka piękna sowiecka manipulacja"; "Nawet nie wiesz że zdjęcie tych dzieci to mord w wykonaniu ich matki i nie ma nic z Wołyniem wspólnego doedukuj się Pani zamiast się kompromitować publicznie"; "Ale z Ciebie ignorantka. Zdjęcie dzieci przybitych do krzyża nie pochodzi z ludobójstwa na Wołyniu"; "to glupota czy celowe dzialanie z tym zdjeciem dzieci dolinskiej?"; "zdjęcie dzieci powieszonych na drzewie to morderstwo przez matkę w lasach pod Radomiem manipulujesz i kłamiesz" - pisali.
I mieli rację.
Fotografia powstała 20 lat przed wydarzeniami na Wołyniu
Fotografia z powieszonymi dziećmi jest znana. Historię tego zdjęcia opisał w grudniu 2018 roku portal Onet. W 2022 roku przypomniały ją Gazeta.pl i Gazeta Wyborcza oraz redakcja fact-checkingowa Fakenews.pl. Zabójstwa tej czwórki dzieci dokonała ich własna matka; stało się to na długo przed Rzezią Wołyńską.
11 grudnia 1923 roku Marianna Dolińska, 32-letnia Romka, zamordowała czworo swoich dzieci. Dzień później zgłosiła się do komisariatu w Radomiu i przyznała do powieszenia ich na drzewie w lesie w miejscowości Antoniówka. Najmłodsze miało sześć miesięcy, najstarsze siedem lat. Jak twierdziła Dolińska, do zbrodni zmusiła ją nędza - i tak chciała uratować dzieci przed śmiercią głodową. Po aresztowaniu trafiła do szpitala w Tworkach, gdzie została uznana za niepoczytalną. Tam zmarła w 1928 roku.
Historię zbrodni Dolińskiej opisał w artykule naukowym pt. "Psychoza szałowa-posępnicza w kazuistyce sądowo-psychjatrycznej" Witold Łuniewski. Tekst opublikowano w 1928 roku w "Roczniku Psychiatrycznym", którego skany udostępnia Pomorska Biblioteka Cyfrowa. Obok zdjęcia Dolińskiej jest tam też wspomniane zdjęcie powieszonych dzieci.
Do Rzezi Wołyńskiej doszło 20 lat później. 11 i 12 lipca 1943 roku Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. Była to kulminacja trwającej od początku 1943 roku fali zbrodni na Polakach. Jej ofiarami stało się ok. 100 tys. osób na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Zdjęcie w fałszywym kontekście funkcjonuje od lat
W 2022 roku Paweł Smoleński w "Gazecie Wyborczej" zwracał uwagę, że to zdjęcie zamordowanych przez matkę dzieci od lat funkcjonuje w błędnym kontekście Wołynia. "Zdjęcie jest niewyraźne, dlatego wąskie cienie na twarzach zabitych dzieci uznano za drut kolczasty. A przecież wiadomo, że tak z polskimi dziećmi na Wołyniu postępowali ukraińscy nacjonaliści. Taką interpretację przedstawiono we wrocławskim periodyku 'Na rubieży' w 1993 r., wydawanym przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Zbrodni Nacjonalistów Ukraińskich" - pisał Smoleński. Fotografia znalazła się np. na okładce książki Aleksandra Kormana "Ludobójstwo UPA na ludności polskiej" (2003).
Czerwono-czarne flagi, które widać nieraz na fotografiach z Ukrainy, wzbudzają kontrowersje w Polsce, bo tymi barwami posługiwali się bojownicy UPA i członkowie frakcji Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B). Tylko że czerwono-czarna flaga ma w Ukrainie o wiele dłuższą historię - co wyjaśniał m.in. portal Fakenews.pl. Te kolory, podobnie jak żółć i błękit, towarzyszą Ukraińcom od czasów kozackich. "Współcześnie Ukraińcy kojarzą je głównie z walką rewolucyjną o niepodległość kraju. Jednak wiele organizacji radykalnych, chociaż w większości o niewielkim znaczeniu, korzysta z nich, prezentując jednocześnie poglądy rasistowskie i ksenofobiczne" - pisał Fakenews.pl.
Źródło: Konkret24