Testy na koronawirusa. Komu będą robione?


Rząd poszerza grupę pacjentów, którym będą robione testy na obecność koronawirusa o osoby, które miały styczność z chorymi na COVID-19. Dotychczas testy przeprowadzano tylko pacjentom, u których podejrzewano już chorobę. - To musi pociągnąć koszty, ale jest warte tych kosztów – komentuje ekspert.

Pokazujemy, co jest prawdą, a co fałszem
Weryfikujemy fake newsy, sprawdzamy dane, analizujemy informacje z sieci

Minister zdrowia Łukasz Szumowski poinformował w środę 11 marca o poszerzeniu grupy pacjentów, których obejmą testy na obecność koronawirusa. "W tej chwili rozszerzamy to na osoby, które są z kontaktu i które mają prawdopodobieństwo zachorowania. Rozszerzamy to na pracowników ochrony zdrowia, którzy potencjalnie mieli kontakt" – wyjaśniał na konferencji prasowej. Podkreślił, że pula wykonywanych testów będzie "potencjalnie rosła". - Tak było w innych krajach, ta krzywa jest podobna – mówił.

- W tej chwili zaczynamy mieć transmisję poziomą, czyli pomiędzy Polakami mogą być zakażenia. W związku z tym test wykonujemy wtedy, gdy: ktoś był w kwarantannie, ktoś miał kontakt z kimś, kto był chory, ktoś, kto np. był w klasie, a jedna z osób jest zakażona, czy lekarzom, pielęgniarkom, personelowi medycznemu, który ma wysokie prawdopodobieństwo kontaktu z pacjentem - mówił w środę minister.

Podczas konferencji Łukasz Szumowski podkreślał: "Bez wskazań medycznych nie ma powodów, żeby robić testy". Dodał, że liczba badanych w Polsce próbek jest podobna do skali w innych krajach. Jak sprawdził Konkret24, w krajach europejskich robiono dotychczas więcej testów w przeliczeniu na 1 mln mieszkańców. Ale zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) co do skali wykonywania testów nie ma.

Gościem programu "Jeden na jeden" był minister zdrowia Łukasz Szumowski
Gościem programu "Jeden na jeden" był minister zdrowia Łukasz Szumowskitvn24

W czwartek w rozmowie w programie "Jeden na jeden" w TVN24 Szumowski wskazał, że obecnie w Polsce istnieje możliwość wykonywania ok. 2 tys. testów dziennie. - To nie jest mało. To tyle mniej więcej, ile Wielka Brytania może zrobić dziennie - stwierdził.

Jak dodawał, średnio zrobienie testu trwa ok. 8 godzin. - Zaczęły się pojawiać sygnały, że być może wreszcie będzie to, na co czekamy, czyli testy tzw. szybkie. Ale na razie jeszcze nie mamy potwierdzonej skuteczności. Do tej pory czułość i swoistość takich testów były tak niskie, że nawet pozytywny czy negatywny wynik raczej wprowadziłby chaos niż informację. Dlatego WHO ich nie zalecało.

Muszą być wskazania medyczne

Konkret24 poprosił Ministerstwo Zdrowia o doprecyzowanie, kto dokładnie będzie objęty testami na obecność koronawirusa. W odpowiedzi na nasz e-mail Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z biura komunikacji Ministerstwa Zdrowia nie podaje konkretnych warunków kwalifikowania pacjentów do badań. Powtarza słowa ministra o tym, że bez wskazań medycznych nie ma powodu dla przeprowadzenia badania. Informuje, że pula osób, którym wykonuje się testy, rośnie z dnia na dzień - m.in. o osoby, które miały bezpośredni kontakt z chorymi.

"Owszem – zgodnie z tym co powiedział prof. Łukasz Szumowski - jest rozważane rozszerzenie grupy osób, którym będzie się odbywać na badanie koronawirusem" – skwitowała nasze pytanie Pochrzęst-Motyczyńska.

Bez objawów test niekonieczny

Z informacji przekazanych "Gazecie Wyborczej" przez Jana Bondara, rzecznika prasowego Głównego Inspektoratu Sanitarnego, wynika, że wprowadzone w tym tygodniu procedury zakładają pobieranie wymazu do badań od osób określanych jako "skąpo objawowe". Taka osoba zgłasza się na izbę przyjęć, a po pobraniu wymazu własnym transportem ma wracać do domu na kwarantannę do momentu otrzymania wyników badań. "W przypadku wyniku pozytywnego osoba badana trafia do szpitala zakaźnego, a osoby ‘z bliskiego kontaktu’ do kwarantanny" – tłumaczył rzecznik GIS.

Według informacji GW, przyjęte na początku epidemii wytyczne postępowania wynikały z zaleceń WHO i innych organizacji zajmujących się ochroną zdrowia. Jan Bondar tłumaczył dziennikowi, że wiedza o nowym koronawirusie była wówczas mniejsza niż dziś. "Chodziło również o to, by nie paraliżować pracy szpitali zakaźnych poprzez hospitalizację osób bez wyraźnych objawów" - wyjaśniał.

W opublikowanym 2 marca dokumencie Światowej Organizacji Zdrowia, zawierającym tymczasowe wytyczne dla laboratoriów i placówek medycznych, nie wskazano na konieczność przeprowadzania badań u osób, u których stwierdzono tylko łagodne objawy choroby bądź nie stwierdzono żadnych objawów.

Decyzja o przeprowadzeniu badania powinna opierać się na kryteriach klinicznych oraz czynnikach epidemiologicznych i być związana z oceną prawdopodobieństwa zakażenia. Test PCR u bezobjawowych lub łagodnie objawowych pacjentów może być rozważany w przypadku osób, które miały kontakt z chorym na COVID-19. Tymczasowe wytyczne WHO

Trzy decydujące objawy

3 marca Ministerstwo Zdrowia informowało na Twitterze, że nieodpłatnemu diagnozowaniu w kierunku koronawirusa będzie poddana każda osoba "w przypadku podejrzenia zakażenia koronawirusem".

10 marca Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wyjaśniał w "Faktach po faktach" w TVN24, że dotychczas diagnozowanie przeprowadzano wyłącznie w przypadku osób, które spełniały określone kryteria. Sam powrót z miejsca, w którym wirus występuje, nie kwalifikował pacjenta do przeprowadzenia testu. "Od początku mówiliśmy, że muszą być trzy przesłanki spełnione. Pierwsza to powrót z terenu, gdzie potencjalnie można było mieć kontakt z osobą chorą. Druga to wysoka gorączka, powyżej 38 stopni. Trzecia: mocny kaszel" – podkreślił Dworczyk.

"Dopiero jak są spełnione te trzy przesłanki, wtedy taka osoba indywidualną decyzją lekarza [może mieć wykonany test na koronawirusa - red.]. Lekarzom trzeba wierzyć, bo różne rzeczy można przeczytać w internecie, ale trzeba zdać się na opinię fachowców" – mówił szef KPRM.

Epidemiolog: słuszna decyzja

- Poddanie badaniu rodzin, bliskich kontaktów chorego wtedy, kiedy są nawet minimalne objawy infekcji górnych dróg oddechowych, jest bardzo słuszne – komentuje decyzję Ministerstwa Zdrowia epidemiolog prof. Andrzej Zieliński, emerytowany profesor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. - Uważam, że to bardzo słuszna decyzja. To musi pociągnąć koszty, ale jest warte tych kosztów – podkreśla.

Zdaniem epidemiologa rodzina i inne osoby, z którymi chory przebywał w bliskim kontakcie, to grupa wysokiego ryzyka zachorowania. - Przenoszenie kropelkowe, czyli kontakt bezpośredni do dwóch metrów, jest podstawową drogą przenoszenia choroby – podkreśla prof. Zieliński. Przytacza wyniki wykonanego w Chinach badania opublikowanego przez WHO. Pokazało, że do znaczącej liczby zakażeń koronawirusem doszło w kontakcie domowym.

Zdaniem prof. Zielińskiego nie można oszacować ryzyka zarażenia od człowieka, który nie ma objawów choroby, a miał kontakt z chorym. - Wielu ekspertów przyjmuje, że zarażenie jest możliwe w okresie wylęgania, przed wystąpieniem objawów – mówi prof. Zieliński. - Zdarzają się jednak bezobjawowi bądź skąpo objawowi pacjenci – dodaje.

Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24, tvn24.pl

Pozostałe wiadomości

Donald Tusk zapowiedział, że częścią rządowej strategii migracyjnej będzie "czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu". Premier przywołał rozwiązania przyjęte w Finlandii. Wyjaśniamy, co dokładnie tam wprowadzono.

Tusk o "zawieszeniu wniosków azylowych" w Finlandii. Co jest w fińskiej ustawie

Tusk o "zawieszeniu wniosków azylowych" w Finlandii. Co jest w fińskiej ustawie

Źródło:
Konkret24

W mediach społecznościowych krąży przekaz, że dopiero niedawno COVID-19 wpisano na listę chorób zakaźnych, a to z kolei rzekomo sprawia, że działania państwa w pandemii nie miały podstaw. Dowodem jest zrzut ekranu ze strony Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Wyjaśniamy.

COVID-19 chorobą zakaźną "4,5 roku po ogłoszeniu stanu epidemii"? Nieprawda

COVID-19 chorobą zakaźną "4,5 roku po ogłoszeniu stanu epidemii"? Nieprawda

Źródło:
Konkret24

W mediach społecznościowych kilka tygodni po przejściu powodzi krąży zdjęcie rzekomo pokazujące zapłakaną kilkuletnią dziewczynkę ze szczeniakiem, rzekomą ofiarę kataklizmu. Zdjęciu najczęściej towarzyszy przekaz, że ofiary powodzi nie otrzymują pomocy. Ale zdjęcie nie jest autentyczne, wykorzystywano je też już wcześniej. Wyjaśniamy.

Zapłakana dziewczynka i powódź. Kiedy sztuczna inteligencja wywołuje łzy

Zapłakana dziewczynka i powódź. Kiedy sztuczna inteligencja wywołuje łzy

Źródło:
Konkret24

Nagranie, na którym jakoby migrant zepchnął dziecko z peronu, oburzyło internautów i stało się okazją do wyrażania nienawiści wobec obcych. Okazuje się jednak, że zdarzenie nie ma nic wspólnego z imigrantami. Wyjaśniamy, co na nim widać i gdzie zostało nagrane.

"Ubogacacz kulturowy" spycha dziecko na tory? Co pokazuje to nagranie

"Ubogacacz kulturowy" spycha dziecko na tory? Co pokazuje to nagranie

Źródło:
Konkret24

Polityk PiS zarzucił minister zdrowia, że za jej rządów likwidowane są kierunki lekarskie na uczelniach. Izabela Leszczyna odpowiedziała mu, że wprowadza w błąd, ponieważ jej resort wprowadził "zerowy limit" na przyjęcia na studia. Wyjaśniamy, co oznacza "zerowy limit" i jak ma się do likwidacji kierunku.

PiS: kierunki lekarskie są likwidowane, minister mówi o "zerowym limicie". O co chodzi?

PiS: kierunki lekarskie są likwidowane, minister mówi o "zerowym limicie". O co chodzi?

Źródło:
Konkret24

"Żart?", "fejk?", "serio?" - pytają internauci, dziwiąc się, że prezydent Andrzej Duda otrzymał w Mongolii tytuł doktora honoris causa. Tak, to prawda, ale to nie jest nowa informacja. A ekspert tłumaczy, że "zdarza się w praktyce dyplomatycznej". Lista - nie tylko polskich - prezydentów tak uhonorowanych jest długa.

Andrzej Duda doktorem honoris causa w Mongolii? Tak, takich przypadków jest więcej

Andrzej Duda doktorem honoris causa w Mongolii? Tak, takich przypadków jest więcej

Źródło:
Konkret24

Amerykański instruktor F-16 jakoby zginął podczas rosyjskiego ataku na ukraińską bazę lotniczą - wynika z popularnego przekazu. Dowodem ma być rzekomy post wdowy po żołnierzu. Ten przekaz to przykład rosyjskiej dezinformacji. Oto jak powstała.

Amerykański instruktor F-16 zginął w ukraińskiej bazie? To rosyjska dezinformacja

Amerykański instruktor F-16 zginął w ukraińskiej bazie? To rosyjska dezinformacja

Źródło:
Konkret24

"Deportować na front", "uciekał przed wojną" - pisali niektórzy internauci w reakcji na doniesienia o tym, że we Wrocławiu Ukrainiec rzekomo potrącił parę z dzieckiem. Do wypadku doszło w innym miejscu, a sprawca nie był obywatelem Ukrainy.

Ukrainiec we Wrocławiu wjechał w rodzinę na przejściu? To nawet nie jest Polska

Ukrainiec we Wrocławiu wjechał w rodzinę na przejściu? To nawet nie jest Polska

Źródło:
Konkret24

Władze amerykańskiego stanu Teksas rzekomo zakazały wnoszenia do szkół tęczowych flag. Taki przekaz krąży w mediach społecznościowych. Tylko że pierwotna informacja zaczęła funkcjonować w oderwaniu od swojego źródła. Wyjaśniamy.

Teksas zakazał wnoszenia tęczowych flag do szkół? Nie, to "skradziona satyra"

Teksas zakazał wnoszenia tęczowych flag do szkół? Nie, to "skradziona satyra"

Źródło:
Konkret24, USA Today

"W Polsce mamy obecnie cały czas rekordową liczbę osób tymczasowo aresztowanych" - alarmował w telewizji poseł Konfederacji Przemysław Wipler. Sprawdziliśmy: rekordu tymczasowo aresztowanych nie ma, jednak to nie oznacza, że ich sytuacja jest dobra i nie ma problemu z nadużywaniem stosowania tego środka zapobiegawczego. Przedstawiamy statystyki i zapowiedzi zmian w tym zakresie.

Wipler: mamy rekordową liczbę osób tymczasowo aresztowanych. Co pokazują dane

Wipler: mamy rekordową liczbę osób tymczasowo aresztowanych. Co pokazują dane

Źródło:
Konkret24

Były sekretarz generalny NATO rzekomo został pozwany za "podżeganie do konfliktu w Ukrainie", za co ma mu grozić kara dożywotniego więzienia. Wyjaśniamy, że Jens Stoltenberg wcale nie został "pozwany". Pokazujemy, jak wiele wątków rosyjskiej propagandy jest w tej historii.

Byłemu szefowi NATO "grozi dożywocie"? Historia z rosyjską propagandą w tle

Byłemu szefowi NATO "grozi dożywocie"? Historia z rosyjską propagandą w tle

Źródło:
Konkret24

Według popularnego przekazu transport "mobilnych wyrzutni rakiet balistycznych" miał poruszać się w ostatni weekend po Iranie. Ten przekaz wsparła rosyjska machina dezinformacyjna. Okazuje się, że fotografia, której użyto, nie ma nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami na Bliskim Wschodzie. Wyjaśniamy.

Transport wyrzutni w Iranie? Uwaga na wprowadzające w błąd zdjęcie

Transport wyrzutni w Iranie? Uwaga na wprowadzające w błąd zdjęcie

Źródło:
Konkret24

W mediach społecznościowych obok nagrań pokazujących skutki ataków izraelskich na Bejrut pojawiają się też takie, które nie mają z tym nic wspólnego. Materiały prawdziwe bywają też łączone z materiałami sztucznie wygenerowanymi.

Ogromne płomienie i kłęby dymu. "Bejrut teraz?" Nie. To coś innego

Ogromne płomienie i kłęby dymu. "Bejrut teraz?" Nie. To coś innego

Źródło:
Konkret24

W mediach społecznościowych pojawiła się historia bojkotu turnieju szachowego przez ukraińską szachistkę. Choć historia jest prawdziwa, to wydarzyła się kilka lat temu. Jednak sposób jej rozpowszechniania i profile do tego wykorzystane pokazują, że sprawa ma wiele wspólnego z bieżącą sytuacją. Wyjaśniamy, jak tą akcją rosyjskie i prorosyjskie konta chciały pokazać "ukraińską hipokryzję".

Ukraińska szachistka, turniej w Arabii Saudyjskiej i traktowanie kobiet. Historia z Rosją w tle

Ukraińska szachistka, turniej w Arabii Saudyjskiej i traktowanie kobiet. Historia z Rosją w tle

Źródło:
Konkret24

Na pierwszy rzut oka krążący w sieci wykres rzeczywiście zastanawia, bo pokazuje, jak mała jest wciąż ilość dwutlenku węgla w atmosferze. Dlatego krytycy tezy o globalnym ociepleniu chętnie go wykorzystują - na przykład, by podważać politykę klimatyczną Unii Europejskiej. Zapominają, że nie zawsze liczy się ilość, ważny jest jej efekt. Wyjaśniamy.

Katastrofalne emisje "w rzeczywistości"? Czego ten wykres nie pokazuje

Katastrofalne emisje "w rzeczywistości"? Czego ten wykres nie pokazuje

Źródło:
Konkret24

Pytanie "czy Unia chce zakazać kawy?", przewija się ostatnio w wielu komentarzach w mediach społecznościowych. Poseł Konfederacji straszy nawet, że "niedługo będziemy mogli napić się co najwyżej kawy zbożowej". W tle tego manipulacyjnego przekazu jest pewna zmiana regulacji w Unii Europejskiej i chęć wykorzystania jej do wzmocnienia antyunijnych nastrojów w społeczeństwie.

Unia Europejska "chce zakazać kawy"? Nie. Wyjaśniamy

Unia Europejska "chce zakazać kawy"? Nie. Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Miliony wyświetleń w mediach społecznościowych notuje nagranie, na którym widać dziwne zwierzę przemykające chodnikiem. Szakal? Wilk? Arabski pies? - zastanawiają się internauci. A może chupacabra, czyli legendarne stworzenie atakujące zwierzęta domowe w krajach obu Ameryk. Ustaliliśmy, co to jest i skąd pochodzi nagranie. Trzeba uważać, gdy się takie zwierzę spotka.

"Co to za stworzenie"? "Polska chupacabra"? Odpowiadamy

"Co to za stworzenie"? "Polska chupacabra"? Odpowiadamy

Źródło:
Konkret24

Sprawa była głośna. Premier Donald Tusk najpierw podpisał się pod postanowieniem prezydenta Andrzeja Dudy, a potem oświadczył, że wycofuje kontrasygnatę. Rozgorzał polityczny spór: czy mógł, na jakiej podstawie i jak to uchylenie kontrasygnaty się zmaterializuje. Otóż powstał taki dokument - publikujemy go w Konkret24. Lecz zdaniem prawników wątpliwości pozostały.

Kontrasygnata Tuska rzeczywiście wycofana? Jest dokument

Kontrasygnata Tuska rzeczywiście wycofana? Jest dokument

Źródło:
Konkret24

W polskiej sieci rozchodzi się rzekomy materiał telewizji Euronews opowiadający o ukraińskim tatuażyście, który miał zarazić ponad dwustu klientów w Polsce wirusem zapalenia wątroby typu C. Nagranie to rozpowszechniają u nas prorosyjskie konta. Przestrzegamy: to sfabrykowany materiał.

Tatuażysta z Ukrainy "zaraził wirusem zapalenia wątroby klientów w Polsce"? Uwaga, to fałszywka

Tatuażysta z Ukrainy "zaraził wirusem zapalenia wątroby klientów w Polsce"? Uwaga, to fałszywka

Źródło:
Konkret24

"I nic nie można z tym zrobić?", "bandytyzm w powietrzu" - oburzają się internauci, komentując nagranie mające przedstawiać niebezpieczny manewr rosyjskiego myśliwca nad Bałtykiem. Owszem, do takiego zdarzenia doszło, lecz nie na europejskim niebie.

Tak Rosjanie "bawią się nad Bałtykiem z samolotami NATO"? Nie nad Bałtykiem

Tak Rosjanie "bawią się nad Bałtykiem z samolotami NATO"? Nie nad Bałtykiem

Źródło:
Konkret24

W rozpowszechnianym w mediach społecznościowych przekazie dotyczącym migracji wybijana jest w ostatnich dniach informacja, jakoby w tym roku Niemcy odesłali do Polski już 15,5 tysiąca migrantów. W dodatku w ramach paktu migracyjnego. Ani jedna, ani druga informacja nie jest prawdą. Wyjaśniamy.

"Niemcy przysłały nam 15,5 tysiąca migrantów" w ramach relokacji? Dwa fałsze naraz

"Niemcy przysłały nam 15,5 tysiąca migrantów" w ramach relokacji? Dwa fałsze naraz

Źródło:
Konkret24