Europoseł PiS Michał Dworczyk twierdzi, że polskie firmy zbrojeniowe dostały niewielką część środków unijnych na wsparcie przemysłu obronnego, bo to głównie Niemcy miały "głos decydujący". Wprowadza opinię publiczną w błąd, pomijając istotne fakty. Przyczyna leży po stronie polskich firm.
Przegłosowanie w Parlamencie Europejskim rezolucji dotyczącej wzmocnienia obronności Unii Europejskiej wywołało polityczną dyskusję zarówno o państwach, które miałyby pełnić przewodnią rolę militarną na kontynencie, jak i o przyszłej decyzyjności państw w kwestiach obronnych. Te tematy komentował 17 marca 2025 roku w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 europoseł PiS Michał Dworczyk. Krytykował postulat z rezolucji wzywający do zmiany sposobu głosowań w UE dotyczących obronności: z jednomyślności na większość kwalifikowaną. Swoje zdanie uzasadniał przykładem NATO. "Od zawsze w NATO jest jednomyślność, bo wszystkie kraje tego sojuszu wychodzą z założenia, że sprawy związane z bezpieczeństwem i obronnością poszczególnych krajów są na tyle ważne, że tylko taka forma głosowania jest możliwa" - mówił Dworczyk.
Prowadzący rozmowę Konrad Piasecki zauważył jednak: "W NATO jest to jednomyślność, w której tak bardzo Stany Zjednoczone dominują, że one są w stanie de facto politykę USA przełożyć na politykę NATO, wie pan o tym doskonale. Natomiast w Unii Europejskiej nie ma takiego prostego przełożenia - co sprawia, że Unia Europejska jest bezradna w sytuacji, kiedy ma na swoim pokładzie takich polityków (jak Viktor Orban czy Robert Fico, którzy mają prawo weta - red.)".
Na to Michał Dworczyk odpowiedział: "Muszę powiedzieć, że dziwię się, że pan się nie uśmiecha, mówiąc to, dlatego że bardzo podobna sytuacja jest w Unii Europejskiej. Tyle że w Unii Europejskiej ten głos decydujący mają przede wszystkim Niemcy, trochę jeszcze Francuzi". I dodał:
Podam panu znowu prosty przykład: to już nie jest przykład rezolucji, bo rezolucja jest wyrazem woli politycznej, tylko konkretnego prawa obowiązującego w Unii - rozporządzenia dotyczącego wsparcia przemysłu obronnego. 500 milionów euro zostało przeznaczone na wsparcie tego przemysłu. Z tych 500 milionów polskie wszystkie przedsiębiorstwa [zbrojeniowe] otrzymały 2,5 miliona. Jeden tylko Rheinmetall niemiecki otrzymał 130 milionów euro. I takie są, proszę pana, proporcje.
Europoseł PiS wprowadza jednak w błąd. Przypominamy, jak wyglądał proces składania wniosków o to wsparcie, z czego wynikały polskie ograniczenia - czyli skąd owe "proporcje", o których mówił Dworczyk.
Wnioski z czasów PiS: tylko jeden zaakceptowany
W marcu 2023 roku - wobec dużych ilości amunicji przekazywanych na Ukrainę - ministrowie spraw zagranicznych i ministrowie obrony krajów UE zgodzili się, że niezbędne jest poprawienie wydajności produkcji amunicji artyleryjskiej w krajach UE. W odpowiedzi na ich apel w maju 2023 roku Komisja Europejska przedstawiła projekt rozporządzenia, którego głównym założeniem było przeznaczenie 500 mln euro z unijnego budżetu dla zakładów zbrojeniowych produkujących amunicję lub jej komponenty. Akt o wspieraniu produkcji amunicji (ASAP) - bo tak nazwano to rozporządzenie - został zaakceptowany przez Parlament Europejski i Radę UE w przyspieszonym trybie w lipcu 2023 roku. Zobowiązano w nim Komisję Europejską do niezwłocznego wydania decyzji wykonawczej, w której określiłaby ona kryteria składnia ofert przed przedsiębiorstwa i sposoby przyszłego podziału środków.
Ostatecznie KE opublikowała tę decyzję 18 października 2023 roku, a termin na składanie wniosków o dofinansowanie wyznaczono na 13 grudnia 2023. Czyli wnioski składano w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy, ponieważ właśnie do 13 grudnia 2023 polskim ministrem obrony był Mariusz Błaszczak, a ministrą aktywów państwowych nadzorującą m.in. spółki zbrojeniowe Marzena Małek. Dopiero tego dnia zaprzysiężony został rząd Donalda Tuska - z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem (minister obrony) i Borysem Budką (minister aktywów).
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Afera o pieniądze na amunicję. Kalendarium wydarzeń
Po zakończeniu konkursu KE oceniała wnioski ponad trzy miesiące, aż wreszcie 15 marca 2024 roku poinformowała o rozstrzygnięciu. Ostatecznie na ten cel przeznaczono 513 mln euro. Tą kwotą zdecydowano się dofinansować 31 projektów złożonych przez 25 przedsiębiorstw zbrojeniowych z 15 krajów europejskich - w tym jeden z Polski. Polska firma Dezamet, wchodząca w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej, na zwiększenie produkcji łusek otrzymała 2,14 mln euro.
Podane przez Michała Dworczyka kwoty są więc poprawne, ale czy jest to dowód na to, że "w Unii Europejskiej ten głos decydujący mają przede wszystkim Niemcy"? Z oficjalnych informacji wynika, że niewielka kwota przyznana polskiej firmie wynika nie z dominacji Niemiec, tylko ograniczonych możliwości naszych krajowych przedsiębiorstw oraz jakości (słabej) złożonych wniosków.
PGZ ujawnia kwotę, o jaką się ubiegano. Tomczyk: "trudno w takim przypadku dostać 500 mln"
Sześć dni po upływie terminu składania wniosków - 19 grudnia 2023 roku - Polska Grupa Zbrojeniowa poinformowała w komunikacie, że złożyły je trzy spółki: Dezamet, Mesko oraz Nitro-Chem S.A. Dodano, że chodzi o zdolności produkcji amunicji o kalibrze 155 mm oraz 122 mm, ale nie podano, o jakie kwoty zawnioskowały wszystkie trzy podmioty.
Kiedy Komisja Europejska ogłosiła wyniki naboru, PGZ w kolejnym oświadczeniu doprecyzowała, że wnioski opiewały na kwotę 11 mln euro. Tak więc gdyby nawet KE przyznała pełne dofinansowanie polskim spółkom, stanowiłoby to około siedmiu procent całego budżetu przeznaczonego na ten cel. Przedstawiciele PGZ tłumaczyli, że "wielkość wnioskowanej dotacji wynikała z konieczności zapewnienia współfinansowania inwestycji ze środków własnych". W zależności od typu produkowanej amunicji lub komponentów unijne dofinansowanie mogło pokryć maksymalnie do 45 proc. kosztów.
Na tę niewielką kwotę, na jaką złożono polskie wnioski, zwracali uwagę przedstawiciel MON i MSZ. "Polskie firmy pod wodzą PiS złożyły do KE wnioski na produkcję amunicji tylko na 11 mln euro. Trudno w takim przypadku dostać 500 mln euro" - pisał 17 marca 2024 roku w serwisie X wiceminister obrony Cezary Tomczyk. "Opozycja ma pretensje, że Niemcy dostali na amunicję 170 mln euro, a Polska 2 mln. Wnioski przyjmowano do 13/12/23. 3 nasze firmy wnioskowały o 15 razy mniej niż DE ostatecznie dostały. Z czego co najmniej 1 z tych polskich wniosków złożono nie do tego programu. Perfidni Teutoni, zła Unia Europejska" - skomentował również w serwisie X minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Dodatkowe informacje o polskich wnioskach przedstawił 19 marca 2024 roku szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera. W "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 przyznał, że "doszło do popełnienia błędów technicznych i tę kwestię chyba mamy wyjaśnioną". "To znaczy, składając wniosek na 11 milionów euro, składając go - powiedzmy delikatnie - w niepełnym kształcie i z dokumentacją suboptymalnie przygotowaną, trudno się spodziewać sukcesu" - mówił.
Na koniec warto dodać jeszcze, że - jak informował Cezary Tomczyk - żadna polska firma nie złożyła wniosku w obszarze produkcji materiałów wybuchowych, "gdzie każda ubiegająca się firma otrzymała grant".
Ekspert: niski udział jest miernikiem słabości polskiej branży
Michał Dworczyk grzmiał, że podczas gdy polska firma dostała nieco ponad 2 mln euro dofinansowania, "jeden tylko Rheinmetall niemiecki otrzymał 130 milionów euro". Trzeba jednak podkreślić, że część z tych środków niemieckie przedsiębiorstwo dostało w ramach międzynarodowych konsorcjów, które tworzyło z firmami z innych państw.
I tak np. najwyższe dofinansowanie w całym programie o wysokości 47 mln euro Rheinmetall otrzymał na projekt realizowany wspólnie z rumuńską firmą Romarm. Kolejne 46 mln euro dostały konsorcja Rheinmetall Expal Munitions i Rheinmetall Hungary Munitions, które należą do niemieckiej grupy, ale mają siedziby kolejno w Hiszpanii i na Węgrzech, w związku z czym ich projekty kwalifikowano jako właśnie tych dwóch krajów. Generalnie międzynarodowe inicjatywy miały większe szanse na otrzymanie wysokich grantów: konsorcjum firm z Włoch, Francji, Norwegii, Finlandii i Łotwy dostało 41 mln euro.
Dlatego właśnie dr Michał Piekarski z Zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Wrocławskiego w rozmowie z serwisem Polon.pl w marcu 2024 roku zauważał: "Przedsiębiorstwa polskie, które zgłosiły swoje projekty, są bez wątpienia nieduże w porównaniu do zachodnich firm. Dodatkowo obserwowaliśmy intensywne zawirowania kadrowe i organizacyjne, co automatycznie przekładało się na częściowy brak zaufania dotyczący stabilności przedsiębiorstwa".
"Jeżeli mamy duży koncern, który posiada znaczące zdolności produkcyjne i deklaruje, że chce zrealizować projekt, to prawdopodobieństwo odniesienia przez niego sukcesu jest większe niż w sytuacji, gdy przychodzi relatywnie niewielkie przedsiębiorstwo polskie" - mówił dr Piekarski. I dodał:
Mam nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona na poziomie komisji sejmowych czy też Ministerstwa Aktywów Państwowych i dowiemy się, jakie deficyty ujawniły się w trakcie przygotowywania wniosków unijnych oraz ich oceny. Dopiero wtedy można mówić o tym, czy decydenci unijni nieproporcjonalnie sprzyjali przedsiębiorstwom z konkretnego kraju.
Ekspert podsumował: "Pamiętajmy, że projekt ASAP ma w założeniu bardzo krótki czas realizacji, do 2025 roku. Niestety, w tym wypadku stawia się na silne jednostki z dużym dorobkiem i doświadczeniem. Tak niski udział w przydzielonych grantach jest, niestety, również miernikiem słabości polskiej branży".
Tak więc wbrew temu, co twierdzi Michał Dworczyk, niskie dofinansowania na produkcję amunicji dla polskiej firmy i dużo wyższe dla niemieckiej wcale nie dowodzą, "że w Unii Europejskiej głos decydujący mają przede wszystkim Niemcy, trochę jeszcze Francuzi". Bo po prostu polskie firmy same wnioskowały o niewielką kwotę, a ponadto w ich wnioskach były błędy.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Gzell/PAP