Podczas prawie trzydziestu dotychczasowych spotkań zorganizowanych w różnych miastach Jarosław Kaczyński wygłaszał tezy dalekie od rzeczywistości - zarówno oczywiste nieprawdy, jak i opowieści ze sfery mitów. Jedne i drugie mają pomóc w przekonaniu Polaków, że tylko rząd PiS jest "dobry na trudne czasy".
Jedna z najgłośniejszych ostatnio wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego dotyczyła tego, że w 1998 roku ludzie na Pomorzu zbierali po lasach kartofle wysadzane dla dzików – wywołała tyle komentarzy i pytań o szczegóły, że rzecznik partii Radosław Fogiel musiał wyjaśniać, iż tę historię "pan prezes usłyszał od leśników". To jeden z przykładów, jaką retoryką posługuje się teraz Kaczyński w publicznych wystąpieniach.
Od kiedy zrezygnował z funkcji wicepremiera do spraw bezpieczeństwa w rządzie Mateusza Morawieckiego, prezes PiS jeździ po kraju i spotyka się z wyborcami. Od 8 czerwca do 14 października - z miesięczną przerwą w sierpniu - takich spotkań naliczyliśmy 29. Odbywały się pod hasłem "Dobry rząd na trudne czasy". Uczestniczą w nich wyselekcjonowane osoby, czyli zwolennicy PiS, obowiązują zaproszenia. Schemat jest zwykle taki sam: najpierw wystąpienie prezesa PiS, potem odpowiedzi na pytania z sali odczytywane z kartki przez prowadzącego. Kaczyński nie ukrywa, że te spotkania mają charakter wyborczy. Na przykład w Gnieźnie 24 lipca oświadczył: "Mówię o tym wszystkim, by przekonać Państwa do głosowania na Prawo i Sprawiedliwość".
"O tym wszystkim" – to znaczy: o zasługach rządu Zjednoczonej Prawicy i winach poprzednich rządów. Kaczyński ma stałą metodę: wszystko, co robi PiS, jest dobre – wszystko, co zrobiły rządy PO-PSL, było złe. Do tego często wykorzystuje właśnie tezy niepodparte faktami czy dowodami. Na przykład 21 września w Siedlcach, atakując Donalda Tuska, przypomniał jego rozmowy w Moskwie w 2008 roku. "O czym Tusk rozmawiał w Moskwie w 2008 roku? Nie wiem. Nie mamy precyzyjnych informacji. Wiemy, że padła tam propozycja rozbioru Ukrainy, zbyta milczeniem przez Tuska" – stwierdził.
Przyznanie się do niewiedzy nie jest dla Kaczyńskiego przeszkodą, by tworzyć mity.
Niemcy wyrzucają polskich posłów z pociągu, a węgiel zmienia stany
Dlatego weryfikowanie ostatnich wystąpień prezesa PiS jest o tyle trudne, że niektóre twierdzenia są po prostu niesprawdzalne. Nie można ich ocenić z punktu widzenia "prawda" i "fałsz", ponieważ nie wiadomo, co i kogo Kaczyński miał na myśli, co i gdzie widział, z kim naprawdę rozmawiał o danej sprawie – to opowieści w rodzaju miejskiej legendy, niepotwierdzonej anegdoty.
Tak właśnie jest z historią o dzikach i ziemniakach. Na spotkaniu w Kołobrzegu 1 października Kaczyński, odnosząc się do programu wsparcia dla gmin popegeerowskich, mówił:
"To jest pierwszy raz, przecież to były tereny przez Boga i ludzi zapomniane. Naprawdę staramy się i sięgamy do wszystkich, także do tych najbardziej pokrzywdzonych. Do tych miejsc, gdzie tych głodnych dzieci było naprawdę dużo; tych miejsc, gdzie ludzie zbierali po lasach kartofle zasadzane dla dzików przez leśników. Tak było. Tak było, ja to mogę potwierdzić, bo mnie to bezpośrednio ci leśnicy opowiadali i to był - do dziś pamiętam - 1998 rok, kawałek drogi, ale nie tak bardzo daleko od tego miejsca, gdzie jesteśmy".
O tym, że rolnicy gospodarujący w pobliżu lasów wysypywali ziemniaki dla dzików, chcąc uchronić swoje kartofliska przed nimi, wiadomo. Na wsiach leżących przy terenach leśnych jest to praktykowane. Wiadomo też, że leśnicy sadzą w lasach, właśnie z myślą o dzikach, roślinę bulwiastą – topinambur. Lecz w żadnych źródłach nie znaleźliśmy informacji, by pod koniec lat 90. dwudziestego wieku na Pomorzu ludzie z głodu zbierali w lasach ziemniaki przeznaczone dla dzików.
Inną wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego, która urosła do rangi żartu i stała się podstawą wielu memów, jest ta z 25 września, gdy w Opolu prezes PiS przekonywał, że w Niemczech Polacy są traktowani jak ktoś gorszy , a my się nie powinniśmy na to zgadzać:
"To jest dokładnie to samo, co można czasem jeszcze dzisiaj - a może i nie czasem - spotkać w Niemczech: że na przykład polscy eurodeputowani jadą w niemieckim pociągu w pierwszej klasie, dosiada się Niemiec, orientuje się, że to Polacy, wzywa konduktora, żeby ich wyrzucił, bo jak to Polacy mogą jechać w pierwszej klasie. Tak, proszę państwa, jest".
Słowa prezesa próbował nawet zweryfikować "Newsweek Polska", ale nikt z polityków PiS nie potwierdził redakcji tej historii.
Jeszcze bardziej niemożliwe do oceny są tezy Kaczyńskiego o węglu, które z racji problemów z tym surowcem są szczególnie komentowane. Tak o zaopatrzeniu w węgiel prezes PiS mówił 1 października w Koszalinie:
"Trzeba było kupić trzy razy więcej węgla, niż jest potrzebne do palenia w piecach. Dlaczego? Bo do palenia w piecach, szczególnie w tych nowoczesnych, jest tylko ten sortowany węgiel przydatny. Żeby mieć jeden kilogram tego sortowanego, czy jedną tonę, to trzeba mieć trzy razy więcej tego niesortowanego. A ten niesortowany się kupuje. Są pewne wyjątki, ale generalnie kupuje się na rynkach światowych i wydobywa z kopalń ten niesortowany. A jeszcze do tego przy przewożeniu na dłuższych odcinkach, szczególnie statkami, ten sortowany z powrotem zmienia się w niesortowany, bo się kruszy w czasie transportu. Tak że to jest trudna sprawa".
Inną nieweryfikowalną wypowiedzią - mającą jednak uspokoić Polaków, że rząd daje sobie radę z kryzysem - jest wystąpienie Kaczyńskiego w Puławach 12 października. Mówiąc, że rząd "doprowadził do tego, że węgiel będzie tańszy", tłumaczył:
"Nie tylko dlatego, że będzie ta dopłata, tylko dlatego, że poprzez inne zabiegi zdołamy doprowadzić do stanu, w którym cena węgla będzie tak skonstruowana, iż, można powiedzieć, że – to jest pewna przenośnia – ten węgiel tani polski będzie pomieszany z tym węglem, ale nie fizycznie, oczywiście z tym węglem dużo droższym z importu i razem wziąwszy doprowadzimy do tego, że ci, którzy będą kupowali te trzy tony, to będą płacili w gruncie rzeczy no tyle mniej więcej co w przyszłym roku, no bo tysiąc złotych i około dwa tysięcy złotych węgiel, czyli wychodzi na to samo".
Nie wiadomo, co prezes PiS miał na myśli, mówiąc, że polski węgiel będzie mieszany z zagranicznym niefizycznie i potem na tej podstawie będą konstruowane ceny. Nie podał przykładu rządowej propozycji, a publicznie taka jeszcze nie padła. Także niektórzy politycy PiS mieli problem z tłumaczeniem słów swojego lidera.
Z kolei opowieścią podobną do tej wyżej cytowanej o Tusku w Moskwie, jest wspomnienie, które Kaczyński przytoczył 12 października w Puławach. Mówił wtedy o programie PiS dotyczącym "Europy suwerennych państw":
"Kiedyś, jak żeśmy pierwszy raz doszli do władzy jako PiS w 2005 roku, to żeśmy ten projekt przedstawiali i w Unii Europejskiej, przedstawialiśmy go w Stanach. W Unii Europejskiej nie bardzo chcieli rozmawiać. W Stanach Zjednoczonych spotkałem się wtedy z grupą, mogę powiedzieć uczciwie, najwybitniejszych filozofów politycznych i politologów amerykańskich, przedstawiłem im program, powiedzieli, że dobrze, ale Europejczycy na pewno go nie zrealizują. Tam tak niedopowiedziane było - w końcu ja też Europejczyk - że są za głupi".
Kaczyński wspominał prawdopodobnie swoją oficjalną wizytę we wrześniu 2006 roku w USA – miał wtedy wykład w Fundacji Heritage. Tytuł brzmiał: "Zmierzch postkomunizmu - przemiany w Europie Środkowej i Wschodniej", według relacji mediów ówczesny premier skupił się w nim na roli służb specjalnych. Tak więc spotkanie z politologami mitem nie jest, lecz przedstawionej przez niego diagnozy Amerykanów nie sposób potwierdzić.
"Wypowiedź publiczna w wiecowym otoczeniu wymusza pewne nieostrości"
Eksperci od marketingu politycznego nie mają wątpliwości, że tego typu wypowiedzi wynikają z wiecowego charakteru organizowanych prezesowi PiS spotkań. Jak zauważa dr Olgierd Annusewicz, dyrektor Ośrodka Analiz Politologicznych i Studiów nad Bezpieczeństwem w Uniwersytecie Warszawskim: - Wypowiedź publiczna w takim wiecowym otoczeniu wymusza pewne przybliżenia, nieostrości, uogólnienia.
W rozmowie z Konkret24 dr Annusewicz zaznacza, że wszystkie te komunikaty padają na spotkaniach z twardym elektoratem. - Jarosław Kaczyński w swoich wypowiedziach może chcieć uogólnić, uprościć rzeczywistość pod swoje potrzeby, ale też pod potrzeby tłumu, z którym się spotyka. A ten tłum nie chce wyważonej wypowiedzi, że na przykład Tusk miał w zasadzie miał jakieś zasługi, ale należy mu się kara. Chce słyszeć jedynie, że był zły i należy mu się kara – tłumaczy ekspert.
- Wyraźnie widać, że prezes Kaczyński najnormalniej w świecie lubi te wyjazdy w teren – ocenia dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku i marketingu politycznego. Ale zaznacza: - Coś, co kiedyś było atutem Jarosława Kaczyńskiego, czyli spotkania ze swoimi wyznawcami, przekształca się coraz częściej w parodię tych spotkań. Mylenie miejsc, nazwisk, nieumiejętność nazywania współczesnych urządzeń jest wyraźną rysą na wizerunku 'genialnego stratega'. Pokazuje też upływ czasu i sił.
Ziarno prawdy z elementem manipulacji
Niekiedy Jarosław Kaczyński podaje właściwe dane – np. na temat sytuacji gospodarczej. 21 września w Siedlcach, ale potem także na innych spotkaniach, porównywał zamożność Polski i Niemiec. "A porównując nas z zachodnimi sąsiadami, czyli Niemcami, to myśmy w 91 [roku], to był ten najniższy rok - bo pierwsze lata tych nowych czasów to był spadek PKB: [lata] 90, 91 to szło mocno do dołu - to mieliśmy 27 procent Niemiec. A dzisiaj mamy 66, a w tym roku będziemy mieli 67- 68". Zakładając, że prezesowi PiS chodziło o PKB per capita w parytecie siły nabywczej, to według danych Banku Światowego tylko nieznacznie się pomylił. W 1991 Niemcy miały PKB per capita w wysokości prawie 20 984 międzynarodowych dolarów, Polska wtedy miała 5921,5 - to jest 28,2 proc.
2 października w Szczecinie (powtórzył to 12 października w Puławach) Kaczyński mówił: "Na niektórych uczelniach pracownik może stracić pracę za to, że do jakiegoś chłopca, który ogłosił się dziewczyną, mówi nie 'proszę pana' tylko 'proszę pani'. Tak, na niektórych uczelniach są już takie wewnętrzne przepisy, które mówią, że to powinno być karane co najmniej przez usunięcie z pracy". Niewykluczone, że chodziło mu o zarządzenie rektora Uniwersytetu Wrocławskiego z 18 sierpnia 2020 roku w sprawie wprowadzenia procedury przeciwdziałania dyskryminacji w Uniwersytecie Wrocławskim, określenia zasad działania Komisji ds. równego traktowania w Uniwersytecie Wrocławskim oraz Rzecznika ds. równego traktowania i przeciwdziałania dyskryminacji w Uniwersytecie Wrocławskim. W tych przepisach za przejaw molestowania seksualnego uznano m.in. "umyślne używanie niewłaściwego imienia lub zaimka w odniesieniu do osoby transpłciowej". Tylko że zdaniem Kaczyńskiego za taki czyn pracownik uczelni automatycznie traci pracę – a może to nastąpić tylko na wniosek uczelnianej Komisji ds. Równego Traktowania i to po orzeczeniu "ciężkiego naruszenia przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych".
Zweryfikowane nieprawdy i manipulacje
Część twierdzeń Jarosława Kaczyńskiego jest natomiast oczywistą nieprawdą. Powtarza je na kolejnych spotkaniach, nie zważając na fakt, że zostały po jego wystąpieniu sprostowane, nawet publicznie przez ekspertów (na przykład sprawa wypłaty reparacji przez Niemcy innym krajom). Prezentujemy je poniżej – pochodzą ze spotkań z wyborcami między 8 czerwca a 11 października.
Fałsz. O Danielu Obajtku jako wójcie Pcimia: "Stworzył chyba jedyny do tej pory w Polsce taki sklep w stylu amerykańskim, gdzie można wjechać samochodem i prosto z samochodu kupować, brać z półek. (…) Dokonywał niesłychanych rzeczy, za co mu oczywiście tamta władza świetnie zapłaciła, to znaczy go aresztowała". (Grójec, 12 lipca 2022)
W Grójcu 12 lipca Jarosław Kaczyński przypomniał, że Daniel Obajtek, zanim został szefem koncernu naftowego, był wójtem gminy Pcim w latach 2006-2016. "Otóż on w tej gminie dokonywał cudów. Nie miał więcej środków niż inni, a wybudował tam mnóstwo rzeczy, stworzył różnego rodzaju przedsięwzięcia produkcyjne, gdzie panie, które miały doświadczenie gospodyń domowych, produkowały różne rzeczy i produkują dalej. Stworzył chyba jedyny do tej pory w Polsce taki sklep w stylu amerykańskim, gdzie można wjechać samochodem i prosto z samochodu kupować, brać z półek. W Stanach jest takich sklepów dużo, w Europie nie jest to specjalnie rozpowszechnione a w Polsce to to chyba do tej pory jeden taki sklep" – przekonywał. To nieprawda – taki sklep w Pcimiu nie powstał.
Potem Kaczyński powiedział o Obajtku: "Dokonywał, można powiedzieć, niesłychanych rzeczy, za co mu oczywiście tamta władza świetnie zapłaciła, to znaczy go aresztowała". Kaczyński nawiązywał do wydarzeń z kwietnia 2013 roku. Prokuratura w Ostrowie Wielkopolskim rozpracowywała grupę przestępczą. Jeden z jej członków oskarżył Daniela Obajtka, ówczesnego wójta gminy Pcim, o współpracę z przestępcami. Na polecenie prokuratury 15 kwietnia 2013 roku policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali wówczas Obajtka. Nie został aresztowany – areszt w Polsce nakłada sąd - tylko zatrzymany w związku z obawami o mataczenie w sprawie. Sąd uznał to zatrzymanie za niezasadne.
Więcej: Kaczyński o Obajtku
Fałsz: Niemcy "70 państwom wypłacili odszkodowania na podstawie porozumienia z 1952 roku. Natomiast nam w gruncie rzeczy nie zapłacono nic". (Kórnik, 23 lipca 2022)
W Kórniku jedno z pytań z sali dotyczyło wypłat pieniędzy z Unii Europejskiej. Prezes odpowiedział: "Wiadomo, że w Unii w tej chwili decydują Niemcy. Oni niestety niewiele się nauczyli z tego, co przyniosła im druga wojna światowa. (...) Nie wyciągnęli wniosków o charakterze moralnym, to jest sprawa odszkodowań wobec Polski". I przeszedł do tematu odszkodowań: "Proszę państwa, oni 70 państwom wypłacili odszkodowania na podstawie porozumienia z 1952 roku. Ogromna część z tych państw to były te, które im wypowiedziały wojnę, ale na tej wojnie nie było ani jednego ich żołnierza albo jakaś drobna grupa. Natomiast nam w gruncie rzeczy nie zapłacono nic".
Jak wyjaśniał dla Konkret24 prof. Krzysztof Ruchniewicz, historyk zajmujący się problematyką powojennych odszkodowań, prezes mylił pojęcia. - Trzeba oddzielić od siebie reparacje i odszkodowania. On mówi o odszkodowaniach, które są zobowiązaniami państwo-obywatel, a nie o reparacjach, czyli zobowiązaniach państwo-państwo – tłumaczył. - Po powstaniu RFN w 1949 roku odszkodowania początkowo wypłacano tylko obywatelom państw zachodnich. Na przełomie lat 50. i 60. Republika Federalna Niemiec podpisała porozumienia odszkodowawcze z 12 państwami i te odszkodowania wypłaciła. Wyłączeni byli zupełnie obywatele państw bloku wschodniego, ponieważ nie mieliśmy stosunków dyplomatycznych z RFN – tłumaczył prof. Ruchniewicz. Nie wie, skąd prezes wziął liczbę 70 krajów. - Mimo że zajmuję się tą problematyką od lat, mogę tylko zgadywać, co pan prezes ma na myśli - stwierdza.
Jarosław Kaczyński mówił jednak, że Niemcy wypłaciły odszkodowania 70 państwom "na podstawie porozumienia z 1952 roku". - Jeśli chodzi mu o porozumienia luksemburskie z 1952 roku, była to umowa jedynie między dwoma państwami: RFN i Izraelem, a chodziło o odszkodowania tylko dla żydowskich ofiar nazizmu - wyjaśnia prof. Ruchniewicz. - Umowa stanowiła początek wypłat dla Izraela i jednej z organizacji żydowskich: Jewish Claims Conference. Te środki za jej pośrednictwem mogły trafić do innych państw, w których po wojnie mieszkali poszkodowani Żydzi - sugeruje historyk.
Fałsz: "Ogromna część nabrzeży tych portów została sprzedana. Kto je sprzedał? Myśmy je sprzedali? Nie! Sprzedała je Platforma Obywatelska". (Kórnik, 23 lipca 2022)
Na tym samym spotkaniu w Kórniku Kaczyński nawiązał do kłopotów ze sprowadzeniem do Polski i rozładunkiem węgla kamiennego. Mówił, że państwowe spółki działają i kupują ten surowiec w dużych ilościach. Po czym zaczął tłumaczyć: "Jest wąskie gardło. To są porty. Ale nie dlatego, że my portów nie mamy - bo mamy. Ich moc przeładunkowa jest duża i ciągle rośnie, ale ogromna część nabrzeży tych portów została sprzedana. Kto je sprzedał? Myśmy je sprzedali? Nie! Sprzedała je Platforma Obywatelska".
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie znają żadnych przepisów umożliwiających taką sprzedaż, które wprowadziłby rząd PO. Mówią za to o ustawie o portach i przystaniach z 1996 roku - a więc z okresu rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej - Polskiego Stronnictwa Ludowego z premierem Włodzimierzem Cimoszewiczem na czele. Ustawa ta wprowadziła możliwość dzierżawy/najmu nabrzeży za zgodą odpowiedniego ministra, a ściślej - nieruchomości przy nabrzeżach, ponieważ na nabrzeżach znajduje się infrastruktura należąca do zarządcy portu.
Z kolei na mocy ustawy o zmianie ustawy o portach i przystaniach morskich z czerwca 1999 roku - a więc z okresu rządów Akcji Wyborczej Solidarność - Unii Wolności z premierem Jerzym Buzkiem na czele - zarządy portów o podstawowym znaczeniu dla gospodarki narodowej zostały zobligowane do sprzedaży swoich udziałów w portowych spółkach eksploatacyjnych. W ciągu dziesięciu lat po nowelizacji ustawy udało się niemal wszystkie spółki eksploatacyjne sprywatyzować. - Żaden z kolejnych rządów od 1999 roku tego nie kwestionował - mówi Marek Tarczyński z Rady Polskiej Izby Spedycji i Logistyki. - Prywatyzacja odbywała się bez względu na barwy partyjne, także, gdy rządził PiS w latach 2005-2007 i teraz, gdy rządzi Zjednoczona Prawica. Tak samo za czasów kolejnych rządów zarządy portów podpisywały umowy dzierżaw z prywatnymi inwestorami - dodaje.
Manipulacja. O immunitetach dla parlamentarzystów, sędziów i prokuratorów: "W bardzo wielu państwach Unii Europejskiej tego rodzaju immunitetu nie ma". (Mielec, 4 września 2022)
Na spotkaniu w Mielcu Jarosław Kaczyński zapowiedział zniesienie immunitetu dla parlamentarzystów, sędziów i prokuratorów. Wspomniał o dwóch rodzajach immunitetów: immunitecie formalnym i materialnym. Ten materialny - zdaniem Kaczyńskiego - musi być zachowany i "wyjęty spod odpowiedzialności karnej", bo "nie może być tak, że poseł odpowiada karnie za to, jak głosuje albo za to, co mówi z mównicy". Zapowiedział zniesienie immunitetu formalnego. "To, że [ktoś] kradnie, po pijanemu jeździ samochodem, czy robi różne inne brzydkie rzeczy, to nie powinno być w żadnym razie osłaniane żadnym immunitetem. I to dotyczy także sędziów i prokuratorów. W bardzo wielu państwach Unii Europejskiej tego rodzaju immunitetu nie ma. Nic się z tego powodu nie dzieje i nikt nie twierdzi, że to jest brak demokracji" - mówił.
Gdyby zdanie o "bardzo wielu państwach Unii" odnieść do parlamentarzystów, to - jak sprawdziliśmy w dostępnych opracowaniach naukowych - tylko w dwóch państwach deputowani nie mają immunitetu formalnego. W 25 krajach UE takie immunitety istnieją.
Inaczej jest z immunitetem sędziowskim. Z opracowania Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości "Status prawny sędziego" wynika, że wśród 14 państw Unii Europejskiej wymienionych w tym opracowaniu immunitet przed postępowaniem karnym (np. przed ukaraniem za jazdę po alkoholu) chroni sędziów tylko w Hiszpanii, na Litwie i na Węgrzech. Natomiast w Belgii, Czechach, Szwecji i na Słowacji sędziowie mogą ponosić odpowiedzialność karną za działania związane z wykonywaniem funkcji sędziego - ale do tego potrzebna jest zgoda odpowiedniego sądu lub, jak w Czechach, prezydenta. W siedmiu innych państwach UE sędziowie nie mają żadnych przywilejów immunitetowych.
Fałsz: "Namibia dostała właśnie niedawno odszkodowania, za zbrodnie popełnione na początku dwudziestego wieku i (…) zastrzegła sobie, że w niemieckich podręcznikach historii te zbrodnie muszą być opisane". (Stalowa Wola, 4 września 2022)
Trzy dni po prezentacji raportu o stratach wojennych Polski w drugiej wojnie światowej prezes PiS w Stalowej Woli tłumaczył, dlaczego domagamy się reparacji od Niemiec. Przywołał przykład Namibii: "Namibia dostała właśnie niedawno odszkodowania, za zbrodnie popełnione na początku dwudziestego wieku i do tego - i my to też musimy zrobić - zastrzegła sobie, że w niemieckich podręcznikach historii te zbrodnie muszą być opisane".
Jak sprawdziliśmy, w 2021 roku niemiecki rząd przyznał, że zbrodnie kolonialne popełnione na początku dwudziestego wieku przez Niemców na terenie dzisiejszej Namibii na grupach etnicznych Herero i Nama były ludobójstwem. Zobowiązał się również wypłacić 1,1 mld euro na rzecz potomków ofiar. Tylko że wbrew słowom Kaczyńskiego Namibia nie dostała jeszcze tych pieniędzy. Również informacja prezesa PiS, że Namibia "zastrzegła sobie" opisanie zbrodni w podręcznikach, jest niezgodna z prawdą, bo w niepodpisanym porozumieniu uzgodniono jedynie powołanie fundacji, która ma zadbać o uczciwe przedstawianie historii - również w szkołach.
Więcej: Kaczyński o Namibii: "dostała odszkodowania" i "zastrzegła" zapis w podręcznikach. To nieprawda
Fałsz: Niemcy reparacje "płacili nawet Meksykowi". (Wrocław, 24 września 2022)
Temat powojennych reparacji od Niemiec pojawił się także na spotkaniu 24 września we Wrocławiu. Prezes PiS stwierdził wtedy, że Niemcy "oczywiście nie rozliczyli się ekonomicznie", po czym przywołał przykład Meksyku: "Co prawda zawarli liczne umowy, niektóre bardzo zresztą zręczne, bo na przykład płacili, z powodów, których nie znam, (...) nawet Meksykowi. Przypuszczam, że chodziło o to, że przy końcu wojny bardzo wiele państw wypowiedziało wojnę Niemcom i być może jakichś Meksykanów coś tutaj w Europie ze strony Niemców spotkało".
Tę kwestię dla Konkret24 wyjaśniał prof. Krzystof Ruchniewicz. "Gdyby takie państwa jak wymieniony przez prezesa PiS Meksyk miały roszczenia, musiałyby występować o reparacje. A prezes mówi o odszkodowaniach. Czy Meksyk miałby prawo na przykład w Poczdamie wystąpić o odszkodowanie? Proszę mi wierzyć, wątpię. Nic nie wiem o sytuacji, by Meksyk wystąpił z roszczeniami względem Niemiec i je zrealizował" – ocenił. Według jego informacji zaledwie 70 obywateli Meksyku mogło dostać odszkodowania za pracę przymusową na rzecz hitlerowskich Niemiec. Tezę o reparacjach wypłacanych przez Niemcy Meksykowi prezes PiS powtórzył 12 października w Puławach.
Fałsz. O wojnie w byłej Jugosławii: "ta wojna była taka, że tu chwilę postrzelali, tam tańczyli…". (Opole, 25 września 2022)
Podczas spotkania z mieszkańcami Opola Kaczyński stwierdził, że "mamy [w Europie] po raz pierwszy od 1945 roku, czyli po raz pierwszy od 77 lat, po prostu wojnę, taką wojnę w całym tego słowa znaczeniu". I dalej tłumaczył: "Była wojna w Jugosławii, ale ona miała szczególny charakter. Tam było wiele frontów, wiele przeciwników, a wszystko działo się na terytorium dość wyraźnie mniejszym niż terytorium Polski – bo Jugosławia to dwieście czterdzieści kilka tysięcy kilometrów kwadratowych. Jeżeli się pomyliłem, to łatwo zajrzeć do smartfonu i to zobaczyć, czy się pomyliłem i o ile się pomyliłem (255 tys. km kwadratowych - red.). Przy czym ta wojna była taka, że tu chwilę postrzelali, tam tańczyli… Ja to mówię z własnego doświadczenia, bo tam byłem. Więc, krótko mówiąc, to nie miało nic wspólnego, czy w każdym razie niewiele wspólnego z tym, co dzieje się dzisiaj na Ukrainie. To jest wielka, regularna wojna"
Teza, że wojna w Ukrainie jest pierwszą w Europie po 1945 roku "taką wojną w całym tego słowa znaczeniu", jest fałszywa. W trakcie wojny na Bałkanach doszło m.in. do najdłuższego oraz najkrwawszego oblężenia miasta, do największego exodusu uchodźców wojennych i do największej masakry ludności cywilnej w Europie po drugiej wojnie światowej. Oblężenie stolicy Bośni i Hercegowiny - Sarajewa - rozpoczęło się już w kwietniu 1992 roku. Tylko w pierwszych 10 miesiącach na Sarajewo wystrzelono ponad 800 tys. pocisków, czyli ponad 2,5 tys. dziennie. Łącznie przez cztery lata oblężenia zginęło ponad 11,5 tys. mieszkańców stolicy Bośni i Hercegowiny. Ponad 50 tys. osób zostało rannych, często okaleczonych do końca życia. W innych miejscach byłej Jugosławii trwały w tym czasie czystki etniczne, które oznaczały albo masowe wysiedlenia, albo masowe morderstwa ludności cywilnej. Łącznie w wyniku czystek i innych działań wojennych swoje domy musiało opuścić ponad 1,8 mln uchodźców. Był to największy exodus ludności po drugiej wojnie światowej - do wybuchu wojny w Ukrainie. To właśnie wojna w byłej Jugosławii doprowadziła w 1993 roku do uznania gwałtu za zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciwko ludzkości.
Fałsz: "Nasza konstytucja (…) wyraźnie stwierdza, że na świecie są kobiety i mężczyźni". (Koszalin, 1 października 2022)
Na spotkaniu w Koszalinie 1 października Jarosław Kaczyński mówił m.in., że nie chce, by w Polsce pojawiły się "na zasadzie tępego naśladownictwa wszelkiego rodzaju mody czy choroby społeczne z Zachodu". Była to aluzja do środowisk LGBT i ich postulatów. Nawiązując do ukarania go przez Komisję Etyki Poselskiej za naśmiewanie się z osób transpłciowych 25 czerwca we Włocławku, prezes PiS wspomniał m.in. o "minimalnej sferze zakłóceń tożsamości" płciowej, "biologicznych wadach" i "pewnych kłopotach psychicznych". A w pewnym momencie stwierdził: "Nasza konstytucja, już nie mówiąc o naszych genach, wyraźnie stwierdza, że na świecie są kobiety i mężczyźni".
Kontekst tej wypowiedzi wskazuje, że prezes Kaczyński miał na myśli art. 18 konstytucji: "Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej".
Wszyscy prawnicy, z którymi rozmawiał Konkret24, zaprzeczyli tezie Kaczyńskiego. "Ten artykuł ogóle nie zajmuje stanowiska w sprawie płciowości, tożsamości płciowej człowieka" - tłumaczył konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Ryszard Piotrowski. Wyjaśniał, że art. 18 mówi jedynie o tym, iż szczególnie chronione przez polskie państwo jest małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Doktor hab. Joanna Juchniewicz, konstytucjonalistka z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, podkreślała, że konstytucja mówi generalnie o człowieku; o tym, że każdy z nas jest równy. "Z treści artykułu 18 absolutnie nie wynika, że są tylko dwie płcie. Konstytucja nie mówi o tym, że nie może być innych płci. W ogóle się do tej kwestii nie odnosi" - stwierdziła.
Więcej: Kaczyński: "konstytucja stwierdza, że na świecie są kobiety i mężczyźni". Prawnicy: o tym nie mówi
Manipulacja: "Jesteśmy państwem drugim po Japonii, jeżeli chodzi o wysokość płac". (Stargard, 2 października 2022)
"Zbudujemy w naszym kraju drugą Japonię" - do tej słynnej wypowiedzi Lecha Wałęsy z września 1980 roku nawiązał Jarosław Kaczyński 2 października w Stargardzie. "Wtedy nawet w tych kręgach solidarnościowych się uśmiechano" - wspominał, po czym powiedział: "Dzisiaj, szanowni państwo, jeżeli chodzi o płace w sile nabywczej liczone, według tej tabeli, tego rankingu stworzonego przez OECD, jesteśmy państwem kolejnym po Japonii, jeżeli chodzi o wysokość płac. Czyli tylko jeszcze trochę do góry i będziemy drugą Japonią".
Sprawdziliśmy dane Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), o których mówił prezes PiS. Najnowsze dostępne dane o średnich rocznych wynagrodzeniach w 2021 roku pokazują, że Polska rzeczywiście jest "po Japonii" – tylko że wśród 35 raportowanych krajów jesteśmy na 26. miejscu. Na 25. miejscu jest Hiszpania, a na 24. Japonia. Na pierwszym miejscu są Stany Zjednoczone. Ponadto ekonomiści przestrzegają przed takimi porównaniami. Doktor Adam Czerniak, główny ekonomista Polityki Insight, zwracał uwagę, że poziom cen w Polsce był o blisko połowę niższy od poziomu średnich cen towarów i usług w krajach OECD. W rezultacie, po skorygowaniu o tę różnicę, roczny dochód raportowany przez OECD był dwukrotnie wyższy niż wartość wynagrodzeń, które Polacy faktycznie dostawali.
Manipulacja: "Najlepiej, żeby w lokalach wyborczych - to nie jest wielki problem techniczny - były po prostu kamery i żeby to było w internecie". (Stargard, 2 października 2022)
Na spotkaniu w Stargardzie – i nie tylko, to stały motyw jest wystąpień - prezes PiS apelował do zwolenników o mobilizację w trakcie przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Mówił o konieczności zmiany sposobu liczenia głosów w wyborach. "Trzeba to [głosy z urny] wysypać na stół czy nawet na podłogę, jeden wylosowany wyciąga poszczególne głosy, pokazuje to wszystkim i to się zapisuje". Wszystko powinno być filmowane, "a najlepiej, żeby w lokalach wyborczych - to nie jest wielki problem techniczny - były po prostu kamery i żeby to było w internecie".
Na czym tu polega manipulacja? Otóż ze słów Kaczyńskiego wynika, że to nowe pomysły na transparentność w wyborach – ale pominął fakt, że te same propozycje PiS próbował przeforsować w nowelizacji Kodeksu wyborczego w styczniu 2018 roku. Po sprzeciwie Państwowej Komisji Wyborczej, Rzecznika Praw Obywatelskich i Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w czerwcu 2018 roku sejmowa większość (a więc PiS) kolejny raz zmieniła Kodeks wyborczy – PiS sam wycofał się zarówno z proponowanego sposobu liczenia głosów, jak i z internetowej transmisji z lokali wyborczych.
Manipulacja: Samorządowcy "którzy spełnili obowiązek konstytucyjny (…) i dali listy wyborcze (…), są ciągani po prokuraturze. (…). Natomiast ci (…), którzy nie dopełnili swoich obowiązków, żyją sobie w spokoju". (Szczecin, 2 października 2022)
W Szczecinie Jarosław Kaczyński oskarżył niektórych samorządowców, że złamali prawo i powinni odpowiadać karnie za to, że przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku nie przekazali Poczcie Polskiej list wyborców. "Dzisiaj mamy do czynienia z taką sytuacją, że ci, którzy spełnili obowiązek konstytucyjny, mówię o samorządowcach, i dali listy wyborcze, żeby w terminie przewidzianym w konstytucji przeprowadzić wybory prezydenckie, są ciągani po prokuraturze i nawet zdaje się już zapadły jakieś wyroki (…). Natomiast ci, którzy złamali ten obowiązek, konstytucję i art. 231 Kodeksu karnego paragraf pierwszy, czyli nie dopełnili swoich obowiązków, żyją sobie w spokoju".
To manipulacja, bo za niekonstytucyjne uznano nie decyzje samorządowców, tylko decyzje Mateusza Morawieckiego, który właśnie wbrew prawu (o czym pisaliśmy w Konkret24 w 2020 roku) polecił Poczcie Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych realizację wyborów prezydenckich. Potwierdziły to następnie wyroki sądów administracyjnych.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w orzeczeniu z 22 lutego 2022 roku stwierdził, że "w dniu wystąpienia przez Pocztę Polską S.A. z wnioskiem o udostępnienie danych osobowych żaden przepis prawa powszechnie obowiązującego nie przewidywał dla Poczty Polskiej jakichkolwiek zadań i obowiązków związanych z organizacją wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym.(…) Skoro nie miała takich zadań i obowiązków, to dane PESEL nie były jej potrzebne do ich realizacji".
Fałsz: W Parlamencie Europejskim "jak ktoś próbuje przedłużać i się, że tak powiem stawia, to wchodzi dwóch panów we frakach, dużych i silnych i go wyprowadza". (Szczecin, 2 października 2022)
W Szczecinie Jarosław Kaczyński przekonywał, że przebieg obrad w parlamencie Europejskim jest "drwiną z parlamentaryzmu". "Poseł może zabierać głos przez minutę (...) sprawozdawca jakiegoś tematu trzy minuty, a jak ktoś próbuje przedłużać i się, że tak powiem stawia, to wchodzi dwóch panów we frakach, dużych i silnych i go wyprowadza" - stwierdził.
Artykuł 175 regulaminu Parlamentu Europejskiego opisuje, jakie "środki natychmiastowe" może podjąć przewodniczący PE w przypadkach naruszenia przez europosłów regulaminu. Jest tam między innymi możliwość usunięcia takiej osoby z sali, gdy po dwukrotnym zwróceniu uwagi nie chce się podporządkować i nadal narusza normy zachowania. Jaume Duch Guillot, rzecznik Parlamentu Europejskiego, w przesłanej Konkret24 odpowiedzi informuje jednak, że dotychczas było tylko kilka przypadków wyprowadzenia posłów z sali oraz że "zdarza się to niezwykle rzadko i tylko w przypadku powtarzających się uchybień". Podkreśla jednocześnie: "Nikt nie został wyrzucony z izby za zbyt długie przemawianie. Nigdy".
W kampanii wyborczej "kłamstwo to nowa prawda"
- Niezależnie, czy Kaczyński świadomie zaostrza język i naciąga mniej lub bardziej fakty, czy robią to jego współpracownicy, z którymi się przygotowuje, to u fundamentów tych wypowiedzi leży założenie, że nic się nam z tego powodu złego nie stanie, nikt z tych osób, na których nam zależy, się tymi wypowiedziami nie przejmie – podsumowuje dotychczasowe spotkania prezesa PiS z mieszkańcami miast dr Olgierd Annusewicz z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zarówno on, jak i dr Mirosław Oczkoś uważają, że takie a nie inne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego są elementem przygotowań do wyborów parlamentarnych. – Partia, przygotowując się do wyborów, adresuje swoje komunikaty do osób o najsilniejszym poziomie „natężenia preferencji politycznych”, bo to na nich będzie zbudowana kampania wyborcza: to będą ci ludzie, którzy zbierają podpisy na listach wyborczych będą roznosić ulotki – tłumaczy dr Annusewicz.
Według dr. Oczkosia wypowiedzi prezesa PiS pokazują zestaw tematów, które będą dominować na rok przed wyborami. - W warstwie merytorycznej, po przetestowaniu kilku tematów (LGBT, uchodźcy, obrona chrześcijaństwa) nastał czas "szlifowania" tych, które chwytają bądź mają potencjał na "chwytanie", czyli: wróg na zachodzie Europy, Unia europejska (czytaj: Niemcy), czyhający na nasze cnoty narodowe – stwierdza dr Oczkoś. W tym celu dobiera się odpowiedni zestaw argumentów, a kiedy brakuje tych prawdziwych – jak zaznacza ekspert - "sięga się po nieprawdziwe, czyli kłamstwa". - Skoro łatwiej jest "fakt" wymyślić/zmyślić, to po co szukać prawdziwych. Zresztą Jarosław Kaczyński jest tu nieodrodnym przedstawicielem swojego środowiska politycznego. Sytuacja robi się trudna, coraz trudniejsza, więc wygrywa, już prawie zawsze, sposób działania, a przede wszystkim, komunikowania się z ludem pod hasłem "Kłamstwo to nowa prawda" – uważa ekspert (cytuje tytuł utworu Dezertera z 2021 roku – red.).
- Piętnaście lat temu, gdyby polityk PO by skłamał, to by go nie było w debacie publicznej, podobnie jak polityka PiS, który skłamałby dwadzieścia lat temu – mówi dr Annusewicz. Według niego to efekt politycznej polaryzacji. - Dzisiaj każdy polityk, z każdej strony sceny politycznej, może powiedzieć dosłownie wszystko. Nawet jak mu się udowodni, że mówi nieprawdę, jego wyborcy powiedzą: trudno, no pewnie źle go zrozumieliśmy, pewnie się przejęzyczył, trochę przesadził. Albo stwierdzą o przeciwnikach: oni też kłamią – konstatuje ekspert.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock