Jarosław Kaczyński tłumaczył na spotkaniu z sympatykami PiS, że krytykowanie byłego zarządu Orlenu za stratę 1,6 miliarda złotych przez szwajcarską spółkę koncernu "to zarzut po prostu bzdurny". Tłumaczymy, dlaczego nie ma racji.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński spotkał się 12 maja z sympatykami Prawa i Sprawiedliwości w Siedlcach. Jego wystąpienie dotyczyło zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego: promował kandydatów PiS i jednocześnie straszył, że europarlament kolejnej kadencji "odbierze nam właściwie wszystko". Dużą część przemowy poświęcił krytyce obecnej władzy, opowiadając, że Polskę pod rządami Donalda Tuska czeka bieda. "Polska stopa życiowa nie będzie rosła, tylko spadała, a polska gospodarka przystosuje się do Unii Europejskiej wzrostem bardzo niskim albo zgoła żadnym" - stwierdził. Odniósł się też między innymi do sprawy ropy zakontraktowanej przez szwajcarską spółkę córkę Orlenu. Chodzi o informację z kwietnia, gdy nowy (powołany w lutym tego roku) zarząd Orlen SA poinformował o podjęciu decyzji o skorygowaniu wyniku finansowego spółki za 2023 rok w związku z utraceniem przez spółkę Orlen Trading Switzerland (OTS) 1,6 mld zł (ok. 400 milionów dolarów).
Zarząd spółki w komunikacie z 10 kwietnia opisał: "Korekta wynika głównie z analizy możliwości odzyskania przez Spółkę Zależną środków pieniężnych, które Spółka Zależna uiściła tytułem przedpłat na poczet zakupu ropy oraz produktów ropopochodnych. Wobec braku dostaw ropy oraz produktów ropopochodnych w terminie określonym we właściwych umowach, Spółka Zależna wystąpiła z żądaniami zwrotu przedpłat. Przedpłaty nie zostały zwrócone w zastrzeżonych terminach, a możliwość odzyskania należnych przedpłat Spółka Zależna określiła jako mało prawdopodobną. Na bazie uzyskanych informacji Spółka Zależna oceniła, że powyższe zdarzenie wymaga dokonania korekty jej wyniku finansowego za 2023 rok".
Według nowego zarządu spółki OTS stracone środki były przedpłatami na dostawy ropy, głównie z Wenezueli, które miały być realizowane przy udziale pośredników. Przedpłaty te trafiły, jak przekazano, właśnie do pośredników. Najwięcej - około 240 mln dolarów - do spółki założonej w 2021 roku w Dubaju przez 25-letniego obywatela Chin lub Hongkongu. Terminy załadunku wyczarterowanych przez OTS tankowców były między grudniem a styczniem - jednak statki nie zostały załadowane w Wenezueli. Poprzedni zarząd, urzędujący do końca lutego 2024 roku, nie podjął żadnych działań, by doprowadzić do realizacji umów albo ich zerwania. Na koniec lutego spółka płaciła około 600 tysięcy dolarów dziennie za postojowe sześciu tankowców, a rachunek za całe postojowe sięgał już 30 milionów dolarów.
Jak donosił Onet, jeszcze przed powstaniem spółki Orlen Trading Switzerland służby bezpieczeństwa ostrzegały, że to może być próba oszustwa. "Nie można wykluczyć, że projekt ma na celu wyprowadzenie środków z PKN Orlen, a tym samym istnieje wysokie ryzyko defraudacji" - taka tajna notata miała trafić za rządów Zjednoczonej Prawicy do najważniejszych ludzi w państwie. Zarząd Orlenu z Danielem Obajtkiem na czele nie zajął się tą sprawą.
Kaczyński: "się płaci przedpłaty za ropę, no to jest oczywiste"
- Istnieją uzasadnione obawy, że w związku z działalnością szwajcarskiej spółki Orlenu Polska będzie narażona na poważne kłopoty - oceniał premier Donald Tusk na konferencji na początku marca. - Mimo ostrzeżeń kierowanych pod adresem członków rządu Mateusza Morawieckiego, jeśli chodzi o charakter, obsadę i działalność tej spółki, nie zdecydowano się na skuteczną interwencję - dodał. - Obawy tych, którzy ostrzegali władze przed działalnością i charakterem tej spółki, będą w najbliższych dniach przedmiotem poważnych analiz i poważnych działań - stwierdził.
Daniel Obajtek zareagował na zarzuty, pisząc 10 kwietnia na platformie X, że "nie jestem już prezesem ponad 2 miesiące", "zarząd spółki OTS został odwołany miesiąc temu", więc "odpowiedzialność za to, co dzieje się teraz w OTS spoczywa na zarządzie, który pełni obecnie obowiązki".
Tymczasem prezes PiS na wiecu w Siedlcach bronił byłego prezesa Orlenu, który jest "jedynką" PiS na Podkarpaciu. Mówiąc o ropie, która nigdy nie została dostarczona, Kaczyński stwierdził:
Ten zarzut o miliardzie sześciuset milionach złotych, to jest zarzut po prostu bzdurny. To może uwierzyć tylko ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o handlu ropą (...). A to, że się płaci przedpłaty za ropę i że bez tego nikt ropy większej ilości nie kupi, no to jest oczywiste. A jak później się zmienia zarząd firmy i on nie przyjmuje tej ropy i później wpisuje to jakby straty, tworzy tak zwaną rezerwę. Może tutaj są ludzie od finansów, bo to przecież w każdym przedsiębiorstwie sami wiedzą, co to znaczy tworzenie rezerwy. No to to proszę państwa jest po prostu nadużycie, tu żadna rezerwa nie była potrzebna. Po prostu trzeba było tą ropę przyjąć i zapłacić tą resztę, która była do zapłacenia. I w ten sposób to wszystko działa.
Czy rzeczywiście "to oczywiste", że "płaci się przedpłaty za ropę" i "że bez tego nikt ropy większej ilości nie kupi"? Czyli: czy zarzuty wobec byłego zarządu Orlenu dotyczące faktu, że szwajcarska spółka Orlenu w dziwny sposób straciła 1,6 mld zł, są nieuzasadnione? Eksperci zaprzeczają.
"Nie wysyła się pieniędzy na rachunek firm bez otrzymania gwarancji zapłaty"
Dawid Czopek z funduszu inwestycyjnego Polaris FIZ, pytany przez Konkret24, czy Jarosław Kaczyński prawdziwie przedstawił sprawę utraty przez spółkę Orlenu 1,6 mld zł, odpowiada krótko: "Co do zasady, nie wysyła się pieniędzy na rachunek firm bez otrzymania z drugiej strony gwarancji zapłaty za towar lub zwrotu środków. Szczególnie tej wysokości i w sytuacji braku wystarczającej renomy z drugiej strony". Przypomina, że każda duża firma kieruje się w takich sprawach swoimi procedurami i zdrowym rozsądkiem. Ekspert tłumaczy, że zabezpieczeniami przed taką sytuacją są na przykład gwarancje, które wystawiają najczęściej renomowane instytucje finansowe, czyli bank lub firma ubezpieczeniowa. Natomiast w odpowiedzi na stwierdzenie Kaczyńskiego, że "tu żadna rezerwa nie było potrzebna", pisze: "W momencie, gdy wystąpi ryzyko, że zaistnieje zdarzenie gospodarcze w postaci utraty środków, firma ma obowiązek stworzenia rezerwy na tego typu sytuację. W mojej ocenie nie zawiązanie takiej rezerwy naraża spółkę i zarząd na zarzut manipulacji przez zatajenie rzeczywistej sytuacji finansowej, np. przed akcjonariuszami".
Takie są standardy rynkowe.
"Żaden potentat nie płaci stuprocentowych zaliczek", "zadziwiające rzeczy", "substandard"
Taką opinię potwierdzali w licznych publicznych wypowiedziach eksperci, pytani o sprawę straty 1,6 mld zł przez OTS. Wszyscy zwracali uwagę na nieprawidłowość procedury, w jakiej postanowiono przeprowadzić tę transakcję.
I tak np. 26 kwietnia w programie "Jeden na jeden" w TVN24 Grażyna Piotrowska-Oliwa, menedżerka, inwestorka, była członkini zarządu ds. sprzedaży w PKN Orlen i była prezeska PGNiG, tłumaczyła: - Tego typu rzeczy, które były dokonywane, są zadziwiające z jednego względu. Ja widzę ogromny brak konsekwencji. Z jednej strony, jeżeli się mówi, że jest się czempionem, że jest się potentatem w Europie... Żaden czempion, żaden potentat nie płaci stuprocentowych zaliczek - mówiła. Pytana, jak w takim razie powinno to być załatwione, Piotrowska-Oliwa odparła: - Taka firma jak Orlen, czy w ogóle duże firmy europejskie, mają odpowiedni rating kredytowy, mają sprawdzony standing finansowy. Stosuje się gwarancje bankowe, stosuje się zabezpieczenia innego rodzaju, nie przedpłaty.
I podkreśliła: - Generalnie nie przelewa się pieniędzy. A jeżeli się przelewa, to stosuje się odpowiednie zabezpieczenie, żeby te pieniądze mogły wrócić. (...) Jak jednak mógł je zapewnić jakiś 25-latek z Chin czy z Kanady?
Zdumienie wobec wypłaty tak ogromnej zaliczki przez spółkę OTS wyraził też w rozmowie z money.pl, były minister gospodarki i były prezes PGNiG Piotr Woźniak. "To dowód na to, jak bardzo zdolności negocjacyjne koncernu spadły po fuzji. Mieliśmy mieć czempiona, a tymczasem dostajemy informacje, że od polskiego giganta wymagane są zaliczki. To substandard, czyli praktyka poniżej standardów rynkowych. Do momentu oddania transportu ryzyko ponosi sprzedający. Tylko w wyjątkowych sytuacjach dokonuje się przedpłat, a i to obwarowuje się je np. akredytywą, depozytem na rachunku escrow (rachunek zastrzeżony, stanowi rodzaj umowy nienazwanej, czyli nieuregulowanej wprost przez przepisy - red.) itp., po to, żeby mieć zabezpieczenie" - tłumaczył.
Ekspert ds. rynku ropy z serwisu swiatpaliw.com Tomasz Filiński mówił natomiast dla Newsweek.pl: "Okoliczności zawarcia tych transakcji, w szczególności brak zabezpieczeń finansowych, są zdumiewające. Wygląda na to, że utrata zaliczek nie była przypadkiem. Profesjonalni traderzy nie popełniają takich błędów".
Dlaczego kwestia dokonanej przez spółkę OTS przedpłaty na ropę wywołała takie kontrowersje, tłumaczył też 11 kwietnia w TVN24 zajmujący się od lat spółką Orlen SA i śledzący jej biznesowe decyzje reporter Łukasz Frątczak: "Orlen płaci 'na bramie'. 'Na bramie" to znaczy, to płaci wtedy, kiedy ropa do niego przyjeżdża, do zakładu. Ewentualnie może zwolnić gwarancję bankową, jak już ropa trafi do naftoportu. Na jakiej zasadzie tutaj ta szwajcarska spółka płaciła zaliczki, ludzie z Orlenu mówią mi - i z branży, którzy handlują ropą - że nie mają pojęcia, bo to jest wbrew procedurom, które obowiązują w samym Orlenie". Dalej wyjaśniał: "Orlen jest za dużym graczem na to, żeby płacić zaliczkami. Zaliczki to mogą płacić właściciele dwóch stacji benzynowych, jak kupują jedną cysternę, tej skali biznes może płacić zaliczki. Orlen jest absolutnie za dużym graczem. (...) Tych przedpłat w ogóle nie powinno być. A po drugie, jeżeli już były - w jakiej one procentowo kwocie były - to jest pytanie i z kim zostały podpisane".
Tak więc z wypowiedzi osób znających zarówno rynkowe standardy, jak i procedury w Orlenie wynika, że Jarosław Kaczyński nie ma racji, mówiąc publicznie, że "to oczywiste", iż "się płaci przedpłaty za ropę i "bez tego nikt ropy większej ilości nie kupi". A gdyby Orlen nie zawiązał rezerwy z tytułu straty 1,6 mld zł przez OTS, naraziłoby to zarząd na zarzut próby zatajenia rzeczywistej sytuacji spółki.
Źródło: Konkret24