Co trzeci uchodźca z Ukrainy otrzymał już numer PESEL. Lecz choć najwięcej wniosków złożono w dużych miastach, to w przeliczeniu na liczbę mieszkańców najwięcej numerów PESEL wydano w niewielkich powiatach. Tłumaczymy dlaczego.
Straż Graniczna poinformowała w czwartek, 28 kwietnia, że od ataku Rosji na Ukrainę - czyli od 24 lutego - granice polsko-ukraińską przekroczyło już 3 mln osób. Z kolei do Ukrainy z Polski wjechało w tym samym okresie 924 tysiące. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Paweł Szefernaker podał na Twitterze 25 kwietnia, że już ponad milion uchodźców z Ukrainy otrzymało numer PESEL i wyliczał: "dzieci i młodzież do 18 lat: 47,9 proc., kobiety w wieku 18-65 lat: 44,9 proc., mężczyźni w wieku 18-65 lat: 3,8 proc., kobiety i mężczyźni pow. 65 lat: 3,4 proc".
Według statystyk serwisu dane.gov.pl do 25 kwietnia przyznano 1 011 979 numerów PESEL uchodźcom z Ukrainy: 725,2 tys. kobietom i 286,8 tys. mężczyznom. Sprawdziliśmy, w których powiatach wydano najwięcej numerów PESEL Ukraińcom w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców.
Liczbowo najwięcej uchodźców w dużych miastach
Na mocy specjalnej ustawy, która weszła w życie 16 marca, obywatele Ukrainy mogą legalnie przebywać w Polsce przez 18 miesięcy. Warunkiem jest, że przekroczyli granicę po 24 lutego. Taka osoba może wystąpić w miejscu przebywania o nadanie numeru PESEL, jednorazowego świadczenia pomocowego w wysokości 300 zł i pobierania 500 plus na dziecko. PESEL nie jest potrzebny do podjęcia pracy, jego posiadanie pomaga jednak z punktu widzenia pracodawcy, który chce dać pracę uchodźcy. Także dzieci mogą iść do szkoły, nie mając numeru PESEL. Co dokładnie daje Ukraińcom polski PESEL uchodźcom, wyjaśnialiśmy w Konkret24.
Dane na stronie rządowej pokazują, że najwięcej numerów PESEL wydano w największych miastach: w Warszawie - 93 tys., we Wrocławiu - 31,5 tys., w Poznaniu - 25,6 tys., w Krakowie - 20,9 tys. Wszystkie są jednocześnie powiatami. Również takie miasta na prawach powiatu jak Gdańsk, Łódź, Szczecin, Katowice czy Bydgoszcz należą do tych, gdzie uchodźców jest najwięcej.
W komunikacie prasowym władze Warszawy podały, że od początku wojny przez stolice przewinęło się 700 tys. uchodźców, a "ponad 300 tys. z nich zdecydowało się zostać". Samorząd opiekuje się bezpośrednio 95 tysiącami Ukraińców.
Najmniej - poniżej 300 numerów PESEL - nadano w pięciu powiatach na północy kraju: monieckim, gołdapskim, grudziądzkim, żuromińskim, sejneńskim, kolneńskim.
Najwięcej wydanych PESEL na tysiąc mieszkańców - małe powiaty
Lecz choć liczbowo najwięcej osób z Ukrainy jest w dużych ośrodkach, nie tam występuje największe zagęszczenie uchodźców z PESEL na liczbę mieszkańców.
I tak: biorąc pod uwagę liczbę wydanych Ukraińcom numerów PESEL na tysiąc mieszkańców, dominują powiaty: brzeziński (województwo łódzkie) - ponad 71 osób z Ukrainy na tysiąc mieszkańców; tatrzański (województwo małopolskie) - ponad 65; nowodworski (województwo pomorskie) - ponad 63. Są to więc wskaźniki wyższe niż dla Warszawy (51,8) czy Wrocławia (49,1).
Liczbowo w trzech wymienionych powiatach wydano odpowiednio 2,2 tys., 4,4 tys. i 2,2 tys. numerów PESEL dla osób z Ukrainy. Czy to oznacza, że obecnie przebywa tam tylu Ukraińców? Niekoniecznie.
Zobacz interaktywną wersję mapy.
- Liczba nadanych numerów PESEL nie do końca się zgadza z liczbą uchodźców, którzy są na naszym terenie. Do nas przyjeżdżali obywatele Ukrainy spoza powiatu brzezińskiego, by szybko wyrobić sobie numer PESEL - tłumaczy Renata Kobiera, starosta powiatu brzezińskiego, w rozmowie z Konkret24. I dodaje: - W małych miejscowościach nie było po prostu kolejek, więc uchodźcy byli sprawnie i profesjonalnie obsługiwani.
Jej powiat sąsiaduje z Łodzią i sporo Ukraińców przyjeżdżało do gmin sąsiadujących z miastem, by wyrobić PESEL. Teraz na terenie powiatu brzezińskiego przebywa ok. 900 uchodźców z Ukrainy. - Sam powiat zakwaterował i ma pod swoją opieką około trzystu osób. Dwa razy tyle jest u osób prywatnych - wyjaśnia Renata Kobiera.
Autor: Bartosz Chyż / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Marcin Bielecki/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Bielecki/PAP