Wprowadzenie Polskiego Ładu na początku 2022 roku, wybuch wojny w Ukrainie i galopująca inflacja spowodowały, że polski rząd musiał reagować na wydarzenia - a jednocześnie naprawiać własne błędy i zaniedbania. Wiele z nich premier Mateusz Morawiecki przykrywał fałszywymi narracjami. Prezentujemy kolejny odcinek naszego cyklu.
Wkrótce po wybuchu wojny w Ukrainie premier Mateusz Morawiecki wprowadził do debaty publicznej określenie "putinflacja", winiąc Władimira Putina za dwucyfrową inflację w marcu. Co ciekawe, na początku roku premier wskazał na Donalda Tuska i Europejską Partię Ludową jako winnych wysokich cen energii - a co za tym idzie, inflacji. "Warto, by wreszcie pan Tusk coś w tej sprawie zrobił. Ma polityczne narzędzia, by skłonić swoich europejskich kolegów do realnych działań" - stwierdził 7 stycznia w wywiadzie dla Interii. Z kolei w lutym, gdy inflacja wyniosła 8,5 proc., premier winił za to politykę klimatyczną Unii Europejskiej. Ten przykład pokazuje, jak zmieniał narracje.
Próbując uspokoić nastroje w kraju, Morawiecki sięgał po półprawdy – przyznawał więc np., że w Polskim Ładzie "pewne kwestie nie zostały we właściwy sposób ocenione", ale zaraz mówił o kwocie wolnej od podatku "jednej z najwyższych w Europie". Jeździł po kraju, chwaląc się, ile dobrego jego rząd zrobił i twierdząc, że dostaniemy pieniądze z Unii Europejskiej w ramach Funduszu Odbudowy - lecz do końca lipca Polska nic nie dostała. Komisję Europejską premier zapewniał o gotowości do wypełnienia jej żądań, a w Polsce zaprzeczał, że na pewne kamienie milowe w ramach Krajowego Planu Odbudowy polski rząd się zgodził.
Gdy drożyzna i inflacja zaczęły psuć nastroje społeczne, Morawiecki porównywał obecny kryzys do tego z roku 2008, przekonując, że wtedy rząd PO-PSL nie zrobił tak wiele, jak jego rząd, by np. ulżyć kredytobiorcom – co jest manipulacją, gdyż te okresy zdaniem ekonomistów są po prostu nieporównywalne. Gdy w wyniku embarga na rosyjski węgiel zaczęło w kraju brakować tego surowca, premier winił za to opozycję, rządy PO-PSL i przekonywał, że jego rząd zrobił wszystko, by węgla nie brakło. Te tezy powtarzał szczególnie latem, jeżdżąc po kraju w ramach przygotowań PiS do kolejnej kampanii wyborczej.
W kolejnej części naszego cyklu przedstawiamy weryfikacje wybranych publicznych wypowiedzi premiera Morawieckiego od początku 2022 roku. Kolejne nieprawdy będziemy na bieżąco weryfikować.
Część V cyklu: wypowiedzi Mateusza Morawieckiego z 2022 roku
Fałsz: "Wczoraj zobaczyłem takie dane: porównanie dochodów budżetowych rok 2008 do 2015 i potem 2016 do 2022. Przez siedem lat Platformy Obywatelskiej wzrost około 10 miliardów, przez siedem lat Prawa i Sprawiedliwości wzrost dochodów budżetowych wyniósł 200 miliardów" (Sejm, 13 stycznia 2022 roku)
WERYFIKACJA: W sprawozdaniach z wykonania budżetu państwa zapisano, że w 2008 roku dochody budżetowe wyniosły 253,5 mld zł, natomiast w 2015 roku było to 289,1 mld zł. Przez wspomniane przez premiera "siedem lat Platformy Obywatelskiej" wzrost dochodów wyniósł więc nie 10 mld zł, tylko 35,6 mld zł, czyli ponad trzykrotnie więcej.
W 2016 roku dochody budżetowe wyniosły 314,7 mld zł. Kiedy premier przedstawiał swoje wyliczenia (13 stycznia), znane były jedynie założenia wpisane do ustawy budżetowej na bieżący rok, która zakłada dochody w wysokości 491,9 mld zł. Jeśli tę szacunkową wartość udałoby się zrealizować, to przez "siedem lat Prawa i Sprawiedliwości" wzrost dochodów wyniesie nie 200 mld zł, tylko 177,2 mld zł – a to jest 11 proc. mniej niż mówił premier.
Według ostatniego sprawozdania operatywnego opublikowanego przez Ministerstwo Finansów za okres styczeń-kwiecień 2022 roku dochody budżetowe wyniosły 168 mld zł. Natomiast według danych szacunkowych resortu dochody tegoroczne do maja to 210 mld zł.
Manipulacja: "Dzisiejszy program, w którym startujemy, program 500-milionowy, w którym przeznaczamy komputery i tablety dla dzieci i młodzieży w szkołach popegeerowskich, ma na celu wyrównanie przede wszystkim szans rozwojowych" (Zatory, 14 lutego 2022 roku)
WERYFIKACJA: Premier w lutym 2022 roku mówił o programie zakupu komputerów dla dzieci z rodzin popegeerowskich, że to "dzisiejszy program, z którym startujemy". Jak wówczas pisaliśmy w Konkret24, nie jest to prawdą, bo program wystartował kilka miesięcy wcześniej i do tego czasu zakończono już nawet nabór wniosków. Został bowiem zapowiedziany 10 września 2021 roku na konferencji prasowej w kancelarii premiera przez wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Pawła Szefernakera, a 4 października ruszył już nabór wniosków na zakup sprzętu komputerowego - trwał do 5 listopada. Wiceminister Szefernaker trzy tygodnie później przekazał, że gminy złożyły 250 tys. wniosków o dofinansowanie zakupu sprzętu komputerowego.
Gdy więc 14 lutego tego roku premier mówił starcie programu, znana była już nawet ostateczna lista ponad 1600 gmin, które otrzymają dofinansowanie. Taką datę nosi lista opublikowana na stronie KPRM. A tego dnia w Zatorach podpisano po prostu pierwszą umowę o udzieleniu grantu w ramach programu.
Fałsz: "W cenie energii elektrycznej co najmniej połowa to koszty polityki klimatycznej Unii Europejskiej" (Warszawa, 1 lutego 2022 roku)
WERYFIKACJA: Podczas konferencji prasowej na stacji Orlen w Warszawie 1 lutego 2022 roku, w dzień obniżenia podatku VAT m.in. na paliwa, premier Mateusz Morawiecki mówił, że "inflacja do Polski przyszła razem z pandemią COVID-19, z manipulacjami cenowymi Gazpromu i nieodpowiedzialną polityką klimatyczną Unii Europejskiej". Nawiązując do tej ostatniej, dodał: "w cenie energii elektrycznej, co najmniej połowa to koszty polityki klimatycznej Unii Europejskiej".
Ten przekaz rozpowszechniano również w reklamie zewnętrznej, ulotkach i reklamach kampanii polskich elektrowni zrzeszonych w Towarzystwo Gospodarcze "Polskie Elektrownie". Towarzystwo stało za charakterystycznymi reklamami z żarówką, w której środku wpisano "60 proc." i liczbę tę otoczono unijnymi gwiazdkami. Według tych reklam "opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 procent kosztów produkcji energii".
W obu przekazach chodzi o tzw. unijny system ETS. Określa on bezwzględny limit ilości niektórych gazów cieplarnianych, które mogą być emitowane każdego roku przez podmioty objęte systemem, np. producentów energii. Poszczególne państwa otrzymują swoją pulę uprawnień i sprzedają uprawnienia do emisji CO2 na aukcjach, a kupują je firmy emitujące dwutlenek węgla do atmosfery, np. elektrownie. Środki pozyskane ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów. Unia Europejska chce, żeby przynajmniej 50 proc. przychodów z tej puli trafiało na cele klimatyczne. Sam system ma natomiast sprawić, że wysokoemisyjna działalność stanie się droższa i będzie skłaniać do szukania czystszych rozwiązań.
Do twierdzeń polskich polityków i kampanii billboardowej odniosła się sama Komisja Europejska: 3 lutego poinformowała, że "polityka UE nie jest odpowiedzialna za 60 proc. rachunków za energię. Europejski system opłat za emisję gazów cieplarnianych odpowiada za ok. 20 proc. rachunków za energię". Podkreślono, że "pieniądze z tych aukcji pozostają w Polsce". Z wyliczeń think tanku Forum Energii wynika natomiast, że unijny koszt emisji CO2 dla gospodarstwa domowego to ok. 23 proc. Nie jest to więc "co najmniej połowa", jak mówił premier, ani 60 proc., jak podawano w kampanii "Polskich Elektrowni".
Manipulacja: "Inwestycje są dziś na poziomie bezprecedensowym" (Warszawa, 30 maja 2022 roku)
WERYFIKACJA: Podczas konferencji, na której ogłoszono wyniki II edycji Rządowego Programu Inwestycji Strategicznych, premier Mateusz Morawiecki mówił dużo o inwestycjach w Polsce. Podkreślając ich wysoki poziom, stwierdził: "Bo przecież to, że inwestycje są dziś na poziomie bezprecedensowym, to jedno, ale potrzeba także rekompensaty wydatków bieżących". Premier mówił o inwestycjach również tydzień wcześniej w TVP Info podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Wtedy zapewnił, że "Polska stworzyła unikalny model gospodarczy, kiedy nasz system podatkowy dostosowaliśmy do przyciągania inwestorów".
Jednak dane o stopie inwestycji, czyli relacji wartości nakładów inwestycyjnych do produktu krajowego brutto, pokazują, że rzeczywiście jest ona na bezprecedensowym poziomie - ale to bezprecedensowo niski poziom.
Główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju dr Sławomir Dudek przedstawił dane, które pokazywały, że w 2015 roku, kiedy władzę przejmowało Prawo i Sprawiedliwość, stopa inwestycji wynosiła 20,1 proc. Według najnowszych danych w 2021 roku stopa inwestycji spadła do 16,7 proc. Jak zauważył portal Business Insider: "to najmniej od początku lat 90.". Dziennikarze portalu przypomnieli, że w rządowej "Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju" z 2017 roku zakładano, że do 2020 roku stopa inwestycji w Polsce wyniesie od 22 do 25 proc.
Na konferencji 30 maja premier mówił głównie o inwestycjach sektora publicznego, a więc inwestowaniu np. w szpitale, szkoły czy drogi. Dane o nakładach na takie inwestycje od 1999 roku zbiera GUS. Ostatnie dostępne dane pochodzą z 2020 roku: według nich na ten cel przeznaczono 11,4 mld zł i było to najwięcej od początku zbierania danych. Jednak nie można powiedzieć, że był to poziom "bezprecedensowy", ponieważ np. w 2011 roku nakłady na takie inwestycje wyniosły 10,9 mld zł, czyli niewiele mniej. I od tego czasu jeszcze czterokrotnie przekroczyły 10 mld zł: w 2012 roku – 10,02 mld zł; w 2015 roku – 10,1 mld zł; w 2018 i 2019 roku – 10,8 mld zł.
Fałsz. [Opłaty od samochodów] "To kolejny fake news. Nie mamy zamiaru nakładać żadnych opłat od samochodów" (Sejm, 9 czerwca 2022 roku).
WERYFIKACJA: Podczas sejmowego wystąpienia premier Mateusz Morawiecki odniósł się do wcześniejszych wypowiedzi posłów opozycji i "chciał wyjaśnić, aby fake newsy nie pozostały bez komentarza". Jednym z tych fake newsów miały być opłaty od samochodów. Dyskusja na ich temat rozpoczęła się po opublikowaniu tzw. kamieni milowych, od których Komisja Europejska uzależniła wypłatę Polsce środków z Krajowego Planu Odbudowy.
W Sejmie szef rządu stwierdził, że kwestia opłat za samochody "to jest kolejny fake news". "Nie mamy zamiaru nakładać żadnych opłat od samochodów" – mówił. "W 2024 lub 2025 roku chcemy zróżnicować koszty związane z samochodem, tak jak jest to i dzisiaj. Na samochód, który ma wysoką pojemność skokową silnika, jest wyższa akcyza. Jeżeli jest samochód niskoemisyjny albo elektryczny, to mamy dopłaty" – dodał.
Jednak jak sprawdziliśmy w Konkret24, w aneksie do decyzji Komisji Europejskiej akceptującej polski KPO, w której zapisano wszystkie tzw. kamienie milowe, jednym z nich jest "wejście w życie aktu prawnego wprowadzającego opłatę rejestracyjną od pojazdów emitujących spaliny zgodnie z zasadą 'zanieczyszczający płaci'". W wyjaśnieniu zapisano, że do czwartego kwartału 2024 roku Polska ma uchwalić "akt prawny, który wprowadzi narzędzia finansowe i podatkowe stymulujące popyt na bardziej ekologiczne pojazdy - wyższe opłaty rejestracyjne od posiadania pojazdów spalinowych oraz zwiększenie środków dotyczących przyspieszonej amortyzacji pojazdów elektrycznych". Do drugiego kwartału 2026 roku ma natomiast wprowadzić "podatek od własności pojazdów spalinowych, który będzie powiązany z emisją CO2 i NOx pojazdu". Spełnienie pierwszego z tych kamieni milowych do czwartego kwartału 2024 roku, wraz z innymi wymienionymi w dokumencie, pozwoli na wypłatę Polsce 2,4 mld euro. Realizacja drugiego kamienia do drugiego kwartału 2026 roku, wraz z innymi wymienionymi w dokumencie, umożliwi przekazanie Polsce 4,2 mld euro.
Wbrew temu, co mówił Mateusz Morawiecki, polski rząd zobowiązał się więc w kamieniach milowych do wprowadzenia opłat rejestracyjnych od samochodów spalinowych i podatku od własności takich samochodów. Od tego uzależnione są wypłaty unijnych środków z Krajowego Planu Odbudowy w latach 2024 i 2026.
Manipulacja: "Polska ma jedną z najwyższych kwot wolnych od podatku w Europie. (…) Wprowadziliśmy (…) najwyższą kwotę wolną od podatku" (TVP Info, 4 lipca 2022 roku)
WERYFIKACJA: W wywiadzie dla TVP Info premier Mateusz Morawiecki był pytany, co zmiana stawki podatki PIT z 17 do 12 proc. oznacza dla podatników. "W skali całej Polski to zostanie dodatkowe 15 miliardów złotych, oprócz tych 18 miliardów zostawionych w kieszeniach ze względu na kwotę wolną (od podatku – red.) do 30 tysięcy złotych, jedną z najwyższych kwot wolnych w całej Europie". Później, pytany o składkę zdrowotną, dodał: "Wprowadziliśmy normalne, zdrowe, europejskie zasady, najwyższą kwotę wolną od podatku, a dzisiaj jeszcze dodatkową obniżkę podatków z 17 do 12 procent".
Od 1 stycznia 2022 roku na podstawie tzw. ustaw podatkowych Polskiego Ładu kwota wolna od podatku wzrosła z 8 do 30 tys. zł. To oznacza, że jeśli podatnik zarabia rocznie nie więcej niż 30 tys. zł i jest opodatkowany tzw. skalą podatkową, jego dochód nie zostanie opodatkowany - czyli nie zapłaci podatku. Kwota wolna to pojęcie potoczne, w prawie podatkowym używa się pojęcia "kwota zmniejszająca podatek".
Obowiązujące w różnych krajach Europy kwoty wolne od podatku trudno porównywać ze względu na różne zasady pozwalające pomniejszać podatek dochodowy i ze względu na różne konstrukcje prawno-ekonomiczne kwoty wolnej od podatku. Wyjaśnialiśmy to w Konkret24.
Dlatego ekonomiści, z którymi rozmawiał Konkret24 po wypowiedzi premiera 4 lipca, są zgodni: nie należy porównywać nominalnej kwoty wolnej pomiędzy krajami. Powodem są różnice między systemami podatkowymi w poszczególnych państwach. "W każdym kraju system podatkowo-składkowy wygląda kompletnie inaczej, np. w Polsce jest składka zdrowotna, a w niektórych krajach jej nie ma. U nas od kwoty wolnej płacimy podatek zdrowotny, a tam gdzie nie ma takiej składki, kwota wolna jest od niej wolna" – tłumaczy dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Również prof. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA (niezależna fundacja naukowo-badawcza), uważa, że "międzynarodowe porównania poszczególnych elementów systemu podatkowego mogą być mylące i dotyczy to zarówno tych porównujących wartości nominalne, jak i wartości w odniesieniu do takiej czy innej relatywnej wysokości wynagrodzeń". Jego zdaniem międzynarodowe porównania nominalnych kwot wolnych od podatku wprowadzają w błąd.
Profesor Myck ilustruje to, porównując polski system podatkowy z 2021 roku z tym, który obowiązuje w 2022 roku. "Choć w systemie funkcjonującym od stycznia 2022 (jak i tym od lipca) dla większości podatników obciążenia podatkowe spadły, to system zmienił się w takim stopniu, że nominalne wartości kwoty wolnej od podatku nijak się mają do tego, jak zmienił się poziom dochodu, od którego zaczynamy płacić PIT" - wyjaśnia. Według wyliczeń prof. Mycka w systemie z 2021 roku PIT zaczynało się płacić od dochodu brutto wynoszącego 1380 zł miesięcznie (dochód do opodatkowania: 1190 zł); w systemie z 2022 roku PIT płacony jest od dochodu brutto 3190 zł miesięcznie (dochód do opodatkowania: 2750 zł). "Stosunek wartości tych 'brzegowych' poziomów dochodu, które spójnie można traktować jako 'kwoty dochodu wolne od podatku PIT', sugeruje, że kwota wolna między 2021 i 2022 wzrosła 2,3-krotnie, a nie – co sugeruje nominalne porównanie 3 tys. i 30 tys. zł, co często podkreślają przedstawiciele rządu – dziesięciokrotnie" - stwierdza prof. Myck.
Sławomir Dudek zauważa jednak, że można porównywać relację kwoty wolnej do średniej płacy. Przypomina, że takie zestawienie w swojej prezentacji pokazywało Ministerstwo Finansów w 2021 roku – tylko że Polski nie było tam na pierwszym miejscu.
To prawda: w lipcu 2021 roku resort finansów przedstawił dane o relacji kwoty wolnej do przeciętnego wynagrodzenia w wybranych 15 krajach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Według tego zestawienia nowa kwota wolna od podatku w Polsce (30 tys. zł) stanowi 42,8 proc. przeciętnego wynagrodzenia, co daje nam w tym niepełnym zestawieniu drugie miejsce po Holandii, w której kwota wolna to 54,9 proc. przeciętnego wynagrodzenia. W zestawieniu nie ma jednak np. Islandii, Luksemburga czy Szwajcarii, które wg danych OECD mają najwyższe w Europie przeciętne wynagrodzenia.
Gdy zapytaliśmy Ministerstwo Finansów, czym kierowano się, wybierając do publikacji tylko 15 państw OECD i jaka była metodologia wyliczeń, wydział prasowy resortu napisał, że "zaprezentowane 15 państw nie było wyborem arbitralnym, lecz był to najszerszy zakres, co do którego MF mógł zagwarantować porównywalność wyników". Według ministerstwa na wykresie zaprezentowano 15 państw, w których występuje jedna z trzech form kwoty wolnej: zwolnienie dochodu z podstawy opodatkowania (ang. tax allowance), zwolnienie z podatku (ang. tax credit), zerowa stawka podatkowa (a dokładniej: próg obowiązywania zerowej stawki, ang. tax threshold). Zdaniem resortu "wybór tych państw gwarantuje porównywalność międzynarodową".
Jednak eksperci nie potwierdzają "porównywalności międzynarodowej" w tym wypadku. Bo porównując np. Polskę do innych krajów - jak zauważa dr Sławomir Dudek - należy mieć na uwadze inne parametry. "Co z tego, że wyprzedzamy np. Finlandię czy Czechy, kiedy tam finalne obciążenie płacy po stronie pracownika w okolicach kwoty wolnej jest mniejsze niż w Polsce" - podkreśla ekonomista FOR.
Manipulacja: "W czasach Platformy Obywatelskiej WIBOR też był 6,80. Czy wtedy zrobili jakieś wakacje kredytowe? (…) Nie było wakacji kredytowych, czyli dopłat do kredytów dla tych, którzy tracą możliwość spłaty raty kredytu. (…) Proszę mi pokazać, czy nasi poprzednicy cokolwiek takiego zrobili?" (TVP Info, 4 lipca 2022 roku)
WERYFIKACJA: Poza kwestią obniżki podatków, w wywiadzie dla TVP Info premier Mateusz Morawiecki był pytany również o wysoką inflację. Po powtórzeniu tez o niższych podatkach, podniesieniu minimalnego wynagrodzenia i kwoty wolnej od podatku mówił o wskaźniku WIBOR. Jest to oprocentowanie, po jakim banki udzielają lub są skłonne udzielać pożyczek innym bankom, a którego wysokość bezpośrednio przekłada się na wysokość rat kredytów.
Kiedy premier mówił o tym wskaźniku, WIBOR trzymiesięczny wynosił już 7,08, a sześciomiesięczny 7,38. Szef rządu stwierdził jednak, że "w czasach Platformy Obywatelskiej WIBOR też był 6,80" i pytał: "Czy wtedy zrobili jakieś wakacje kredytowe?". Następnie zarzucał poprzednikom bezczynność: "Nie było funduszu gwarancji kredytowych, czyli dopłat do kredytów dla tych, którzy tracą możliwość spłaty raty kredytu. (…) A proszę mi pokazać, czy nasi poprzednicy cokolwiek takiego zrobili?". Parafrazę tej wypowiedzi premiera opublikowano na twitterowym profilu Prawa i Sprawiedliwości: "Walczymy z inflacją wszelkimi możliwymi sposobami. Przymuszamy banki, aby obniżały WIBOR, wprowadzamy wakacje kredytowe. Poprzedni rząd PO nie podejmował takich kroków - nawet nie szukał takich rozwiązań".
Ekonomista Marcin Zieliński z Forum Obywatelskiego Rozwoju w analizie dla Konkret24 zauważył, że "premier Morawiecki, wskazując na podobne jak obecnie stawki WIBOR w 2008 roku, przemilcza jeden ważny fakt: poza absolutną wysokością stóp procentowych istotna jest też ich relatywna zmiana i tempo wzrostu". A to jest obecnie znacznie wyższe niż w 2008 roku. Według jego wyliczeń wtedy rata kredytu 25-letniego wzrosła o ok. 25 proc. w ciągu dziesięciu kwartałów. Przy obecnym tempie podnoszenia stawki WIBOR w trzy kwartały rata analogicznego kredytu wzrosła o niemal 100 proc. "Wzrost stawki WIBOR w 2008 roku był więc o wiele mniejszym obciążeniem dla budżetów domowych kredytobiorców, którzy z wyjątkiem nadzwyczajnych sytuacji raczej nie mieli wówczas z powodu podwyżek problemów ze spłatą" – oceniał ekspert.
Doktor Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole i wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, oceniał podobnie wypowiedź premiera. Przypomniał, że przed globalnym kryzysem finansowym w 2008 roku cykl wzrostu WIBOR-u był rozciągnięty w czasie. Tendencja wzrostowa trwała 31 miesięcy – od dołka w kwietniu 2006 roku do października 2008 roku. - W tym okresie trzymiesięczny WIBOR zwiększył się o 2,72 punktu procentowego, a sześciomiesięczny wzrósł o 2,71 punktu. To była zatem skala wzrostu o ponad połowę mniejsza niż w obecnym cyklu - tłumaczył Konkret24 Borowski. Podkreślił, że znacznie dłuższy niż obecnie cykl wzrostowy ułatwiał podmiotom gospodarczym dostosowanie się do wyższych stawek, a sama skala tego wzrostu była radykalnie mniejsza. - Dlatego porównywanie tych dwóch epizodów nie jest moim zdaniem uzasadnione - uznał ekspert.
Ekonomista Rafał Mundry w Uniwersytetu Wrocławskiego również uważał, że "nie sposób porównać tych dwóch rzeczywistości", ponieważ wtedy rata kredytu na 25 tys. zł zaciągniętego na 25 lat wzrosła o ok. 300 zł, a obecnie o ponad 800 zł. "To ogromna różnica. Wiele rodzin przeżywa dziś terapię szokową. Rata urosła im w kilka miesięcy niemal dwukrotnie" - napisał ekspert w analizie dla Konkret24..
Drugą kwestią jest inflacja, która w 2008 roku była niższa niż teraz. W październiku 2008, kiedy wskaźnik WIBOR 3M za czasów PO-PSL był najwyższy, inflacja według GUS wyniosła 4,2 proc. W czerwcu 2022 roku było to już 15,6 proc. Również inflacja bazowa, a więc nieuwzględniająca wahających się cen energii i żywności, obecnie jest na poziomie 9 proc., a jak stwierdził Marcin Zieliński z FOR, "z taką, a nawet podobną sytuacją w czasach rządów PO-PSL nie mieliśmy do czynienia".
"To jest przepaść" – komentował różnice w poziomie inflacji Rafał Mundry. "Ludzie byli w realnie innej sytuacji finansowej. Dziś inflacja zjadła ludziom dwie pensje w roku. Spada znacząco realnie siła nabywcza dochodów Polaków. Tego wtedy nie było" – dodał. Podsumowując wypowiedź premiera, Rafał Mundry stwierdził: "Porównywanie tych dwóch sytuacji (2008 i 2022) to przepaść. Trochę jak porównywanie telefonów komórkowych do stacjonarnych. Niby to samo, ale porównać się tego nie da. To były dwie różne rzeczywistości gospodarcze".
Fałsz. "Nie posłuchaliśmy także, drodzy rodacy, tego wezwania opozycji, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, do pospiesznego zamykania kopalń”. „To właśnie wy, Platforma Obywatelska, wy przede wszystkim wzywaliście do tego, żeby jak najszybciej zamknąć polskie górnictwo, polski węgiel" (Sejm, 22 lipca 2022 roku)
WERYFIKACJA. Podczas wystąpienia tego dnia w Sejmie premier zapewniał, że rząd realizuje strategię energetyczną na czas wojny, a odpowiadając na zarzuty dotyczące braku węgla, twierdził, że strach, panikę i chaos "chce wywołać Platforma Obywatelska". Nie po raz pierwszy oskarżył rząd PO-PSL o to, że chciał likwidować polskie górnictwo. W lipcu 2019 roku podczas wizyty w Siemianowicach Śląskich powiedział: "cztery lata temu chciano zamykać wszystkie praktycznie czy większość kopalni". Już wtedy w Konkret24 sprawdziliśmy, że premier mijał się z prawdą.
Przypominamy więc: na przełomie 2014 i 2015 roku sytuacja finansowa wielu kopalń była ciężka, lecz bankructwo groziło przede wszystkim tym skupionym w ówczesnej Kompanii Węglowej. Spółka w tamtym okresie miała 14 kopalni, z których tylko trzy notowały zyski ze sprzedaży węgla. 7 stycznia 2015 roku rząd przedstawił "Plan naprawczy dla Kompanii Węglowej SA". Pojawiła się tam informacja o czterech kopalniach, które miały zostać przeniesione do Spółki Restrukturyzacji Kopalń (SRK) "w celu stopniowego wygaszania działalności (z możliwością innych działań restrukturyzacyjnych)". Piąta kopalnia miała trafić do katowickiej spółki Węglokoks.
W styczniu i na początku lutego 2015 roku doszło jednak do strajków i demonstracji górników. 17 stycznia rządowa delegacja z Ewą Kopacz na czele podpisała z górnikami porozumienie, którego najważniejszym punktem była rezygnacja z zapowiedzianej likwidacji czterech kopalń. Ich restrukturyzacja miała być przeprowadzona w inny sposób, a pracownicy mieli pozostać na swoich stanowiskach. W lutym 2015 roku Katowicki Holding Węglowy SA przyjął plan zakładający przejście dwóch (z czterech) kopalń do SRK celem stopniowego wygaszenia. W 2015 roku do SRK trafiła jeszcze trzecia kopalnia. Nie znaleźliśmy źródeł z 2015 roku dowodzących, że istniały wtedy inne plany zamykania wówczas działających kopalń.
"Nigdy nie przedstawiano listy likwidacji wszystkich kopalń w jednym czasie, bo to byłby jakiś absurd" – stwierdził w wypowiedzi dla Konkret24 były minister gospodarki Janusz Steinhoff. Dodał, że najwięcej nierentownych kopalń (23) zlikwidowano w czasach, gdy to on był w rządzie (1997-2001). Według NIK 1 stycznia 2007 roku istniały w Polsce 33 kopalnie, a 31 grudnia 2015 roku – 28.
Podpisanie porozumień z górnikami na początku 2015 roku nie zamknęło jednak tematu likwidowania nierentownych kopalń. Po wygranych jesiennych wyborach to właśnie PiS wrócił do tej kwestii, ponieważ musiał wysłać do Komisji Europejskiej plan restrukturyzacji górnictwa. Unia Europejska pozwala na finansowanie tego procesu ze środków państwowych tylko, gdy zaakceptuje szczegółowy plan naprawczy danego kraju. Złożony przez PiS plan został oficjalnie zaakceptowany przez KE w listopadzie 2016 roku. Potwierdzono wtedy, że rząd PiS wpisał do planu siedem podmiotów (kopalń lub ich części), które zobowiązał się przekazać do SRK. Trzy z nich pokrywają się z kopalniami z planu naprawczego rządu Ewy Kopacz (który wywołał protesty w styczniu 2015 roku).
To rząd premiera Morawieckiego 25 września 2020 roku podpisał ze związkami zawodowymi porozumienie dotyczące tempa transformacji górnictwa węgla kamiennego. Zgodnie z przyjętymi zapisami likwidacja kopalń będzie trwała do 2049 roku. Tak zwaną umowę społeczną, która określa zasady i tempo stopniowej likwidacji górnictwa, rząd Morawieckiego zawarł 28 maja 2021 roku.
Wyższy Urząd Górniczy podaje, że na koniec 2021 roku było w Polsce 20 kopalń węgla kamiennego, które prowadziły wydobycie oraz osiem kopalni w stanie likwidacji.
Fałsz: "Dzisiaj padło tutaj takie sformułowanie przed chwilą, że składy węgla są puste. Szanowni państwo: po pierwsze, składy węgla nie są puste" (Sejm, 22 lipca 2022 roku)
WERYFIKACJA. To inna wypowiedź z tego samego sejmowego wystąpienia premiera – wywołała szczególnie dużo komentarzy wobec tego, co już wcześniej docierało do opinii publicznej. Dlatego jeszcze tego samego dnia zareagował na nią Borys Budka z Platformy Obywatelskiej w "Faktach po Faktach" w TVN24. "Specjalnie przyniosłem dla widzów aktualne zdjęcie największego składu węgla w Polsce. To jest puste miejsce, tego węgla nie ma" – powiedział Budka, pokazując zdjęcie, jak podał, z poprzedniego tygodnia z Ostrowa Wielkopolskiego.
Bo informacje o pustych składach węgla pojawiały się w mediach już od kilku tygodni i m.in. właśnie te doniesienia spowodowały, że temat braku węgla w kraju stał się tak głośny, że Morawiecki postanowił wystąpić w Sejmie.
Reporterzy TVN24 sprawdzali w poprzednim tygodniu dostępność węgla w losowo wybranych składach opału w województwach: dolnośląskim, kujawsko-pomorskim, lubuskim, łódzkim, małopolskim, opolskim, podkarpackim, podlaskim, wielkopolskim, zachodniopomorskim. Łącznie sprawdzono 54 miejsca. W 36 z nich węgiel był dostępny na bieżąco, w pięciu - w niewielkich ilościach. W 18 składach węgla nie było wcale. Są wśród nich takie, które nie mają towaru od wiosny; właściciele innych spodziewają się, że węgiel pojawi się dopiero jesienią. Jeszcze w innych miejscach nowe dostawy nie są kontraktowane. Ceny wahają się od 1,8 tys. zł (skład we Wrocławiu) do 3,5 tys. zł (Brzeg Dolny, Oborniki, Opole).W składzie w Zielonej Górze reporter usłyszał, że cena ponad 3 tys. zł odstrasza klientów.
O brakach węgla w składach donosiły lokalne serwisy, np. serwis Kronikatygodnia.pl z Lubelszczyzny. A już na początku czerwca o brakach węgla w składach pisał branżowy serwis Wysokienapiecie.pl. Z kolei serwis InfoPrzasnysz.pl, pisząc 24 lipca o brakach węgla w składach w powiecie przasnyskim, cytował właściciela jednego ze składów w tym mazowieckiem mieście: "To, co zamawiamy, przychodzi z trudem, a kiedy już jest, sprzedaje się niemal na pniu. Nie ma możliwości, abym miał na placu duży zapas węgla, jakim dysponowałem w latach poprzednich. Węgla brakuje i brakować będzie".
Jak powstał cykl
Zespół Konkret24 zebrał i zweryfikował wypowiedzi Morawieckiego od momentu objęcia przez niego kierownictwa Rady Ministrów w grudniu 2017 roku. Oprócz twierdzeń wybranych przez nas - które uznaliśmy za istotne - sięgnęliśmy również do wystąpień, które już zostały ocenione jako nieprawda, fałsz lub manipulacja przez inne redakcje (m.in. OKO.press, "Gazetę Wyborczą", Onet.pl, Demagog.org) i ponownie je weryfikowaliśmy. Tak powstał pięcioczęściowy cykl "Nieprawdy premiera Morawieckiego", w którym prezentujemy kilkadziesiąt nieprawdziwych wypowiedzi premiera – każda część cyklu obejmuje jeden rok jego kierowania rządem. Kolejne części publikowaliśmy co tydzień w Konkret24.tvn24.pl i na stronie głównej TVN24.pl.
Nie jest to lista zamknięta – na bieżąco sprawdzamy wystąpienia Mateusza Morawieckiego. Zachęcamy czytelników do kontaktu z nami i zgłaszania wypowiedzi premiera (ale też innych polityków) do weryfikacji. Można to zrobić zarówno przez formularz na stronie, jak i mailem na adres konkret24@tvn.pl.
Autor: zespół Konkret24 / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock