Były prezes TVP Jacek Kurski wykorzystał wywiad w Radiu Zet, by przedstawić swoją wizję telewizji publicznej za jego czasów. Mówił więc, że "była obiektywna", "pokazywała prawdę" i "spełniała najwyższe standardy dziennikarskiej rzetelności". Wyjaśniamy, dlaczego te frazy należy włożyć w cudzysłów. I jakie jeszcze nieprawdy wygłosił Kurski.
"Wracam do polityki i zostałem przyjęty ponownie do Prawa i Sprawiedliwości" – ogłosił 6 maja 2024 roku Jacek Kurski. Nieco wcześniej, 2 maja, na konwencji w Kielcach Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło swoje listy kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Wówczas ogłoszono, że były prezes Telewizji Polskiej ma drugie miejsce na liście mazowieckiej. Jednak Kurskiego na konwencji nie było - tłumaczył to potem pobytem w szpitalu z powodu "chwilowych kłopotów".
7 maja Jacek Kurski wystąpił w porannym programie "Gość Radia Zet". Był to jego pierwszy wywiad od ogłoszenia list PiS w eurowyborach. Rozmowa w dużej części dotyczyła tego, jaką telewizję publiczną tworzył Kurski. Ten wywiad Radio Zet na swoim kanale na YouTube zatytułowało potem: "Jacek Kurski szokuje: Za moich czasów TVP pokazywała Polakom prawdę".
Jednak były prezes TVP (a potem były dyrektor Banku Światowego) nie tyle szokował, co pewnym siebie tonem wygłaszał nieprawdy i manipulował. Przedstawiamy, w których momentach szczególnie.
Fałsz 1: TVP "była obiektywna", "dawała Polakom demokratyczny wybór", "pokazywała prawdę"
Już odpowiadając na pierwsze pytanie, Kurski pokazał, że jego tezy nie muszą odpowiadać rzeczywistości. Pytanie brzmiało: "Czy TVP za czasów prezesa Kurskiego była obiektywna? Tak czy nie?". Na odpowiedź Kurskiego - "tak" - prowadzący Bogdan Rymanowski zareagował: "Bardzo odważna deklaracja".
W kolejnych minutach wywiadu były prezes TVP przekonywał, że pod jego kierownictwem telewizja publiczna "była obiektywna, Polacy mieli wybór, i był realny pluralizm". Wątek obiektywności TVP wracał kilkukrotnie. "Telewizja pokazywała Polsce prawdę, Polakom prawdę" – twierdził Kurski. Tłumaczył, że przecież mogli wybierać między kanałami TVP a Polsatem, TVN, TV 4 czy TV Puls. "Jeżeli [widz] wybierał Telewizję Polską, to dlatego, że telewizja była po prostu dobra; dostarczała wspólnej, koherentnej, dobrej oferty i dawała Polakom demokratyczny wybór" – stwierdził.
Na pytanie od słuchacza: "czy jest zadowolony z TVP, które nie transmitowało na żywo wystąpień sejmowych posłów i posłanek opozycji", Kurski powtarzał, że "TVP było elementem bilansu pluralizmu" - z tym że pluralizm odnosił właśnie do tego, że można było oglądać inną stację. Zaś dopytywany o brak transmisji wystąpień posłów opozycji, odparł: "Po pierwsze, nie ja transmitowałem, tylko niezależni dziennikarze i redakcje, które prowadziły własną redakcyjną w tej sprawie politykę. Natomiast wystąpienia poselskie nie zawsze są ciekawe".
Przypomnijmy: Jacek Kurski był prezesem zarządu Telewizji Polskiej od stycznia 2016 roku do września 2022 roku (z kilkumiesięczną przerwą w 2020 roku, gdy był członkiem zarządu - zachował jednak wpływ na charakter publicznej telewizji). O tym, jak bardzo przekształcił ją w stację rządową szerzącą nieustannie propagandę PiS, napisano i mówiono przez te lata wiele – trudno to ująć w jednym akapicie czy nawet tekście. Prezentujemy tu jedynie nieliczne przykłady, by pokazać, jak bardzo Jacek Kurski próbował manipulować słuchaczami Radia Zet, mówiąc nieprawdę. Media przez lata publikowały przykłady nierzetelności, naruszania dziennikarskich standardów, a przede wszystkim partyjnej propagandy przebijającej z programów na antenach TVP – i dotyczyło to nie tylko programów informacyjnych. Jak ogromny miało to wymiar, pokazał między innymi reportaż w TVN 24 poświęcony telewizji rządowej zatytułowany "Partyjny czołg", wyemitowany w magazynie "Czarno na białym".
OGLĄDAJ W TVN24 GO: "Partyjny czołg"
W rozmowie z Wyborcza.pl prof. Antoni Dudek – historyk, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego – analizował, że "Wiadomości" TVP 1 za czasów Kurskiego były źródłem informacji "o tym, co partia rządząca i jej spin doktorzy chcą przekazać społeczeństwu". "Po pierwsze, niemal w każdym wydaniu są materiały o sukcesach rządu. Bardzo toporne, bez jakiejkolwiek próby krytycznego spojrzenia" – mówił. "Po drugie, komentatorzy. Są oczywiście w każdym programie informacyjnym również w innych stacjach, rzecz w tym, że w 'Wiadomościach' jest stała grupa komentatorów. (…) Chodzi oczywiście o spójność przekazu, więc wykorzystuje się tylko i wyłącznie te osoby, wobec których istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że powiedzą dokładnie to, czego się od nich oczekuje" – tłumaczył. "Generalnie cały ten przekaz ma na celu utwierdzanie elektoratu PiS w słuszności polityki partii" – analizował.
Zastrzeżenia co do obiektywności i pluralizmu telewizji publicznej w tamtym czasie przedstawiało wiele organizacji. Krytyka miała podparcie w danych.
I tak już we wrześniu 2016 roku Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) opublikowała analizę pt. "Niepokojące dysproporcje w prezentowaniu partii politycznych w TVP". "W Telewizji Polskiej w I kwartale 2016 r. czas przeznaczony na prezentację partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość wyniósł 82 godz. 8 min. Czas przeznaczony na prezentację Platformy Obywatelskiej wyniósł 37 godz. 11 min" – podała. Jeszcze mniej czasu poświęcano pozostałym ugrupowaniom parlamentarnym. "W przypadku TVP i Polskiego Radia można mówić o dysproporcji w ilości czasu przeznaczanego dwóm największym ugrupowaniom politycznym" – napisano w podsumowaniu. KRRiT uznała, że "obecnie dysproporcja ta jest rażąco wysoka". W pierwszym półroczu 2016 roku w TVP ponad 100 godzin więcej przeznaczono na prezentację stanowisk PiS niż PO.
Towarzystwo Dziennikarskie publikuje raporty z monitoringu programów informacyjnych polskich mediów, w tym mediów publicznych. Ich analiza z czasów prezesury Kurskiego potwierdza brak obiektywności, rzetelności i brak przekazywania prawdziwej rzeczywistości w programach TVP. I nie chodzi tylko o tak kuriozalne zachowania pracowników TVP, jak retusz serduszka WOŚP z kurtki posła PO, gdy pokazano go na wizji – chodzi o nieinformowanie Polaków o ważnych dla nich wydarzeniach i sprawach, co jest misją publicznej telewizji. A angażująca miliony obywateli Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy także do nich należy.
Na przykład w podsumowaniu monitoringu "Wiadomości" TVP, "Faktów" TVN i "Wydarzeń" Polsatu między pierwszą a drugą turą wyborów samorządowych (22 października - 2 listopada) w 2018 roku czytamy: "'Wiadomości' z rozmysłem dobierały wiadomości przekazywane swoim widzom. O sprawach psujących dobry obraz 'dobrej zmiany' - o drugim wypadku kolumny wicepremier B. Szydło, o epidemii L4 wśród policjantów, o kłopotach kandydatki PiS na Rzecznika Praw Dziecka - widzowie tego dziennika nie dowiedzieli się wcale".
W 2019 roku Towarzystwo Dziennikarskie analizowało m.in. komentarze pojawiające się w "Wiadomościach" TVP1. Weźmy tylko jeden tydzień, od 6 do 12 stycznia: jedna czwarta przytoczonych wtedy wypowiedzi należała do komentatorów. "Jeden z nich wystąpił sześć razy, w tym dwukrotnie jednego dnia. Przedstawiciele władzy mówili trzy razy częściej od opozycji" – czytamy w analizie. I dalej: "Komentatorzy 'Wiadomości' ani razu nie byli przeciw redaktorom; w 84 na 90 przypadków wypowiedzieli się za tezą materiału, 6 razy – neutralnie. Także władza w pełni zgadzała się z redaktorami (w istocie to redaktorzy 'Wiadomości' zawsze zgadzali się z władzą). W głosach opozycji zdarzyło się to tylko raz na 36 wypowiedzi (polityk PSL o rzezi dzików)".
To, jak media - w tym publiczne - relacjonowały wybory parlamentarne z 13 października 2019 roku, opisała w sprawozdaniu końcowym krótkoterminowa misja obserwacji wyborów OBWE. Czytamy w nim m.in.:
Wyniki monitoringu mediów przez ODIHR LEOM (prowadzony od 18 września do 11 października - red.) pokazują, że wbrew przepisom prawa i mandatowi publicznemu serwisy informacyjne TVP1 i TVP Info prezentowały wyraźną niechęć wobec kandydatów KO i PSL. Dziennikarze często określali kandydatów opozycyjnych mianem "żałosnych", "niekompetentnych" czy "kłamliwych".
Obserwatorzy zwrócili uwagę, że "w monitorowanym okresie odpowiednio 40 proc. i 6 proc. materiałów politycznych w TVP1 oraz 40 proc. i 4 proc. w TVP Info było poświęconych KO i PSL, a ich wydźwięk był w przeważającej mierze negatywny". Za to Prawo i Sprawiedliwość miała odpowiednio 17 proc. i 24 proc. czasu antenowego w TVP1 oraz 25 proc. i 18 proc. w TVP Info, przy czym ton poświęconych im materiałów był zazwyczaj pozytywny. "Relacje na temat partii rządzącej często przeplatały się z materiałami na temat rządu, a jego osiągnięcia często przypisywano PiS" – czytamy w raporcie.
OBWE odnotowało emisję w TVP1 i TVP Info materiału pt. "Inwazja", "który przedstawiał społeczność LGBTI jako zagrożenie dla polskiej kultury i tożsamości, co było echem głównego przesłania kampanii PiS". "Wyraźna stronniczość mediów, zwłaszcza nadawcy publicznego, oraz brak aktywnego nadzoru negatywnie wpłynęły na możliwość podejmowania świadomych decyzji przez wyborców" – stwierdzili obserwatorzy.
A jak Polacy oceniali wiarygodność publicznej telewizji za czasów Kurskiego? W październiku 2023 roku CBOS opublikował komunikat pt. "Postrzeganie mediów", który pokazywał, jak na przestrzeni lat 2012-2023 zmieniało się postrzeganie ogólnopolskich mediów. Ankietowani byli proszeni o ocenę "wiarygodności programów informacyjnych i publicystycznych nadawanych" w różnych telewizjach. I tak w 2017 roku 20 proc. dało TVP "jedynkę", czyli najniższą ocenę ("niewiarygodne, nie zasługują na zaufanie"). Dwa lata później zrobiło tak 26 proc. ankietowanych, w 2021 roku - już 38 proc. Dla porównania: w 2012 roku telewizję publiczną oceniało tak tylko 5 proc. ankietowanych.
Podczas gdy w 2012 roku 30 proc. Polaków uważało, że telewizja publiczna sprzyja rządowi i partii rządzącej, to w 2017 roku uważało tak już 64 proc., w 2019 roku - 66 proc., a w 2021 roku – aż 76 proc. Dlatego gdy Kurskiego pozbawiono posady prezesa TVP, nawet za granicą pisano o "zdymisjonowaniu polskiego szefa propagandy".
Medioznawca Wiesław Godzic, emerytowany profesor Uniwersytetu SWPS, przez jakiś czas regularnie analizował tak zwane przekazy dnia dobrej zmiany, które prezentowała Polakom telewizja Kurskiego. Zapytany teraz przez Konkret24, jak odbiera wywiad byłego prezesa TVP w Radiu Zet, jego opowieści o prawdzie i obiektywizmie, podsumowuje: - To, co robi pan Kurski, to jest odwrócenie pojęć. Jeśli mówi nam, że coś jest prawdą, to jest to kłamstwem. Gdy twierdzi, że coś jest białe, to tak naprawdę jest czarne. Wszystko, co powiedział pan Kurski, zrobił dokładnie odwrotnie. Dziwię się temu, ponieważ ludzie nie są głupi.
Fałsz 2: "Telewizja publiczna spełniała najwyższe standardy dziennikarskiej rzetelności w kampanii prezydenckiej 2020 roku"
Jacek Kurski został też zapytany w Radiu Zet, dlaczego – skoro TVP była taka dobra – prezydent Duda chciał usunięcia go ze stanowiska prezesa (co na chwilę zresztą nastąpiło – red.). Kurski odpowiedział, że nie wie, ale dodał: "Wiem tylko, że gdyby telewizja publiczna nie spełniała najwyższych standardów dziennikarskiej rzetelności, jak choćby w kampanii prezydenckiej 2020 roku, kiedy prezydent został zaatakowany bardzo nieprzyzwoicie, na przykład oskarżeniami o ułaskawienie pedofila… I gdyby telewizja publiczna nie wysłała swojej kamery, nie znalazła ludzi, którzy obronili prezydenta - mówię o rodzinie ułaskawionego pedofila, że to na ich wniosek został ułaskawiony - nie wiem, jak skończyłyby się te wybory".
Czy TVP w kampanii prezydenckiej 2020 roku spełniała "najwyższe standardy dziennikarskiej rzetelności"? Nie tylko publikowane wówczas w różnych mediach i kanałach komentarze ekspertów i dziennikarzy temu przeczą - również raporty z monitoringu mediów z tego okresu, wystąpienia Rzecznika Praw Obywatelskich czy sprawozdanie z misji obserwacyjnej OBWE wskazują, że nie.
W wyborach prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w 2020 roku startowało 11 kandydatów – wśród nich: Andrzej Duda (starający się o reelekcję), Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia, Krzysztof Bosak, Władysław Kosiniak-Kamysz, Robert Biedroń. Do drugiej tury przeszli wspierany przez PiS Andrzej Duda i kandydat Platformy Obywatelskiej Rafał Trzaskowski. Wygrał Andrzej Duda stosunkiem 51,03 proc. głosów do 48,97 proc.
Głównym orężem medialnym PiS w promowaniu swojego kandydata była właśnie TVP. I nie jest to tylko obraz wyłaniający się z ówczesnych opinii i komentarzy w dyskursie publicznym. W 2020 roku Towarzystwo Dziennikarskie opublikowało dwa raporty z monitoringu głównych wydań programów informacyjnych - "Wiadomości" TVP, "Wydarzeń" Polsatu, "Faktów" TVN – z analizą materiałów sprzed pierwszej i drugiej tury wyborów prezydenckich. "Monitoring wykazał, że 'Wiadomości' nie spełniły wymogów art. 21.1 ustawy o radiofonii i telewizji nakazujących, by programy telewizji publicznej charakteryzowały się 'pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością' i nie przestrzegały Zasad Etyki Dziennikarskiej w TVP" – czytamy we wnioskach z monitoringu prowadzonego przed pierwszą turą wyborów.
Według autorów raportu "'Wiadomości' prowadziły agitację wyborczą na rzecz kandydata PiS w wyborach i przeciwko najsilniejszemu kandydatowi opozycji". Podkreślono, że jest to "sprzeczne z Kodeksem Wyborczym i podważa konstytucyjną zasadę równości wyborów prezydenckich". W raporcie podsumowującym monitoring przed drugą turą te wnioski powtórzono.
Spośród kandydatów najdłużej i najczęściej przed pierwszą turą (15-26 czerwca) pokazywany był w "Wiadomościach" TVP starający się o reelekcję Andrzej Duda. "Wiadomości" poświęciły mu 110 tzw. setek, które trwały ponad 23 minuty - to blisko 19 proc. czasu wszystkich setek w materiałach poświęconych wyborom. Przed drugą turą Duda miał w "Wiadomościach" 108 setek – stanowiły 18,5 proc. czasu wszystkich.
Rafałowi Trzaskowskiemu poświęcono przed pierwszą turą niecałe 9 minut w setkach – co stanowiło 7 proc. czasu wszystkich setek w materiałach wyborczych. "Przed drugą turą Rafał Trzaskowski miał w 'Wiadomościach' już 118 'setek', więcej niż Andrzej Duda, ale trwały one krócej, bo niecałe 15 minut" – czytamy w raporcie. I dalej: "Wiele z nich pochodziło z archiwów, a nie z aktualnych spotkań kandydata z wyborcami. Z reguły były od razu kontrowane i negatywnie oceniane przez autora materiału (wydźwięk wszystkich materiałów 'Wiadomości' o tym kandydacie był negatywny) oraz powtarzających się komentatorów". Najdłuższy negatywny materiał "Wiadomości" o tym kandydacie trwał 7 minut.
Podobny monitoring w okresie kampanii prezydenckiej prowadził Instytut Dyskursu i Dialogu. I w jego raporcie podano, że przed pierwszą turą wyborów "zdecydowanie najwięcej czasu w głównych wydaniach serwisu informacyjnego publicznego nadawcy poświęcono obecnie urzędującemu Prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie (niemal 75 minut)". Rafał Trzaskowski dostał tego czasu ponad dwukrotnie mniej (ponad 32 minuty), "co stanowi istotną dysproporcję, zwłaszcza w kontekście faktu, że jego prezentacja miała charakter zdecydowanie negatywny w przeciwieństwie do Andrzeja Dudy" – czytamy dalej. Monitoring przed drugą turą wyborów pokazał, że nastąpiła poprawa, ale tylko w podziale czasu antenowego między kandydatami.
Na dysproporcję czasu antenowego w TVP dla kandydatów w wyborach prezydenckich zwrócił uwagę Adam Bodnar, ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich. Powoływał się m.in. na oba wyżej opisane monitoringi – i we wrześniu 2020 roku poprosił KRRiT o zbadanie sprawy.
Ale już wcześniej, w maju, RPO pisał do TVP i KRRiT w sprawie nierównego traktowania kandydatów. "Jak wynika z analizy danych zamieszczanych w Biuletynie Informacji Publicznej TVP, w lutym na antenach Telewizji Polskiej najwięcej czasu antenowego poświęcono komitetowi wyborczemu obecnie urzędującemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie". RPO punktował, że podczas gdy czas antenowy dla komitetu Dudy wyniósł 1 godzinę i 13,5 minuty, to np. dla komitetu wyborczego Krzysztofa Bosaka - 19 minut 47 sekund; Szymona Hołowni – 5 minut 37 sekund; Władysława Kosiniaka-Kamysza – 15 minut 22 sekundy. "Kampanii prezydenckiej w telewizji publicznej brakuje pluralizmu, bezstronności, wyważenia i niezależności" – alarmował w liście do ówczesnego prezesa TVP Macieja Łopińskiego (Kurski był wtedy przesunięty na stanowisko doradcy zarządu TVP). List pozostał bez odpowiedzi.
W czerwcu RPO ponownie zgłaszał wątpliwości co do relacjonowania przez telewizję publiczną przebiegu kampanii wyborczej i zagwarantowania równości kandydatom.
4 sierpnia Jacek Kurski – jako członek zarządu TVP SA – i Mateusz Matyszkowicz, ówczesny prezes TVP, przesłali RPO wyjaśnienia. Napisali, że kandydaci byli traktowani tak samo, a to, że TVP częściej pokazywała Andrzeja Dudę, wynikało z faktu, że był urzędującym prezydentem.
Polskie wybory prezydenckie w 2020 roku obserwowała krótkoterminowa misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE/ODIHR). W sprawozdaniu końcowym krytycznie oceniła działania TVP w kampanii wyborczej:
Nadawca publiczny (TVP) nie wywiązał się z przewidzianego prawem obowiązku zapewnienia bezstronnego przekazu, który mógłby zrównoważyć tendencyjność mediów prywatnych. Zamiast tego TVP odgrywała instrumentalną rolę w kampanii urzędującego prezydenta – napisała OBWE. Uprzywilejowane traktowanie danego kandydata przez media publiczne należy uznać za niewłaściwe wykorzystywanie środków publicznych i należy mu odpowiednio przeciwdziałać.
Obserwatorzy napisali, że "odnotowano przypadki nietolerancyjnej retoryki, często ze strony samego nadawcy publicznego". Że ten nadawca przedstawiał głównego rywala Dudy, Rafała Trzaskowskiego, "jako zagrożenie dla polskich wartości i interesów państwa". Według obserwatorów "niekiedy przekaz miewał podteksty ksenofobiczne i antysemickie". Przypomnieli, że Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) "otrzymała 100 skarg dotyczących relacjonowania wyborów, z czego 92 dotyczyły bezpośrednio TVP".
34 skargi dotyczyły wydania "Wiadomości" TVP z 24 czerwca. Pokazany w nim ponad czterominutowy materiał o kampanii Andrzeja Dudy był szczególnym przykładem stronniczości ówczesnej TVP. "Format i treść nie odpowiadały standardom dziennikarskim i przypominały raczej spot wyborczy ubiegającego się o reelekcję prezydenta" – zauważyło OBWE.
Autorem materiału wychwalającego Dudę był Maciej Sawicki. "Przedwyborcza mobilizacja" – informował pasek u dołu ekranu. Prowadząca wydanie Danuta Holecka mówiła, że "na spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą przychodziły tłumy", a kilkadziesiąt tysięcy osób przystąpiło do społecznych komitetów poparcia prezydenta. W materiale pokazano sceny ze spotkań wyborczych Dudy z rozentuzjazmowanymi tłumami. Według Sawickiego udział w nich wzięły miliony osób. Kadry okraszono pompatyczną muzyką. Przebitki z kampanii pracownik TVP komentował słowami: "godność", "szacunek", "historia", "tradycja", "odpowiedzialność", "wiarygodność", "dotrzymywanie słowa". Wymieniał przykłady spełnionych obietnic wyborczych PiS, pokazał entuzjastyczne wypowiedzi sympatyków prezydenta, który tłumaczyli, dlaczego jest wspaniały. Sam Sawicki mówił m.in., że dzięki polityce Andrzeja Dudy "Polakom żyje się lepiej niż pięć lat temu", że "broni interesów zwykłych Polaków" i że "prezydent Andrzej Duda liczy się z głosem i zdaniem każdego Polaka".
Rada Etyki Mediów w lipcu 2020 roku oceniła: "'Wiadomości' TVP1 w prezydenckiej kampanii wyborczej są wyłącznie narzędziem propagandy PiS nakierowanej na promocję Andrzeja Dudy i zohydzanie jego przeciwnika". Już w czerwcu wydała dwa stanowiska krytykujące działania TVP w czasie kampanii prezydenckiej.
Fałsz 3: "Telewizja dostarczała na temat Tuska prawdy"
Jacek Kurski opowiadał też w Radiu Zet, że Telewizja Polska nie może się teraz bronić przed zarzutami, bo "została przejęta siłą", "dlatego właśnie, że dostarczała Polakom prawdy, prawdy na temat Donalda Tuska". I za to "musiała zapłacić straszliwą cenę".
Nie bez powodu wspomniał o Donaldzie Tusku. To właśnie postawa telewizji publicznej wobec Tuska i materiały na temat lidera PO stały się za czasów Kurskiego sztandarowym przykładem – ale nie prawdy, tylko propagandy PiS.
"W telewizji od lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku nie było osoby tak atakowanej jak Donald Tusk" – ocenił prof. Igor Borkowski, językoznawca i medioznawca z Uniwersytetu SWPS w materiale "Press" z września 2022 roku.
Skala manipulacji w "Wiadomościach" TVP 1 oraz w TVP Info aktualnymi i archiwalnymi wypowiedziami lidera PO – który po objęciu rządu przez Zjednoczoną Prawicę pracował już w Brukseli i był przewodniczącym Rady Europejskiej (2014-2019) – była ogromna. Przede wszystkim zbudowano narrację, że Tusk reprezentuje interesy niemieckie i w rzeczywistości pracuje dla Niemiec, a nie dla Polski. Non stop powtarzano, że Tusk słucha się Angeli Merkel, pokazywano te same jego ujęcia z kanclerz Niemiec, w materiałach mówiono "Herr Tusk", a nawet "Oppositions Führer", wykorzystywano jego wypowiedzi po niemiecku – szczególnie "danke für alles" i "für Deutschland". Nie miało to związku z przekazywanymi informacjami – manipulacja pracowników TVP polegała na tym, że doklejali takie wstawki np. w materiałach o krytyce polskiego rządu ze strony Unii Europejskiej, sugerując, że stoi za tym Tusk i jego "frakcja niemiecka".
Najbardziej eksploatowali cytat "für Deutschland" (z niem. "dla Niemiec") - umieszczany w różnych materiałach "Wiadomości" i TVP Info - miał udowadniać, że Donald Tusk to polityk proniemiecki lub nawet działający na rzecz Niemiec. Już samo jego wyciągniecie z kontekstu, w którym padł, było kłamstwem. Bo ten cytat Tuska pochodzi z nagrania, które polski polityk przesłał na odbywający się zdalnie zjazd niemieckiej partii Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) w styczniu 2021 roku. Tusk po niemiecku podziękował CDU za postawę w czasie pandemii i stwierdził: "Wasz sposób rządzenia był błogosławieństwem nie tylko dla Niemiec, ale dla całej Europy” (niem. Eure Art zu regieren war ein Segen nicht nur für Deutschland, sondern für ganz Europa). Czyli słowa "für Deutschland" dotyczyły tego, że rządy niemieckiej CDU były korzystne dla Niemiec i Europy. Nie były one żadną deklaracją ze strony Tuska, że miałby robić coś "dla Niemiec".
Propagandowe zabiegi państwowej telewizji były komentowane, krytykowane i wyśmiewane przez internautów. Użytkownik serwisu X posługujący się nickiem FlasH regularnie publikował statystyki użycia w "Wiadomościach" TVP fragmentów wystąpienia Tuska na zjeździe CDU. Według FlasHa już w styczniu 2021 roku charakterystyczny kadr z Tuskiem pokazano 13 razy, w czerwcu - 14 razy, a w lipcu - 39 razy. W tym czasie media relacjonowały powrót Donalda Tuska do polskiej polityki.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kaczyński o Tusku: bardzo często powtarzał "für Deutschland". To nie Tusk, to rządowa telewizja
Nawet KRRiT - choć w całości obsadzona przez PiS - dwukrotnie upomniała TVP za stronniczość materiałów "Wiadomości" dotyczących Tuska. Chodziło m.in. właśnie o frazę "für Deutschland". Najpierw w listopadzie 2021 roku KRRiT uznała, że zastosowane przez "Wiadomości" środki - w tym wielokrotne wplatanie wspomnianej frazy do materiałów - "nie stanowiły bezstronnej informacji w rozumieniu przepisów ustawy medialnej". Ten sam zarzut pojawił się w drugim upomnieniu, które KRRiT przesłała do TVP po materiałach o Tusku w maju 2022 roku. W rozpatrzonej pozytywnie skardze do Rady pisano, że fraza "für Deutschland" była "znów całkowicie wyrwana z kontekstu i bez związku z treścią materiału, w którym się znalazła", na co przewodniczący KRRiT Witold Kołodziejski przyznał, że nie stanowiło to bezstronnej informacji.
Po wybuchu wojny w Ukrainie telewizja rządowa zbudowała nową narrację o liderze PO – jako polityka działającego na rzecz interesów Rosji. I tak już 23 lutego 2022 roku "Wiadomości" pokazały materiał pt. "Partia Tuska broni rosyjskich interesów", potem były materiały typu: "Platforma przyjaciół Putina", "Prorosyjska polityka Donalda Tuska", powtarzanie tego samego ujęcia Donalda Tuska z Władimirem Putinem na sopockim molo (z 2009 roku, gdy Putin przyjechał na obchody wybuchu drugiej wojny światowej). Ten zwrot narracji na temat lidera PO i manipulacyjne treści w TVP opisywały media, m.in. NaTemat.pl.
We wspomnianym już tekście "Press" Daniel Tilles, redaktor naczelny anglojęzycznego serwisu Notes from Poland (w Polsce od 2004 roku), ocenił: "To smutne, że od 2015 roku TVP jest wykorzystywana jak media w niedemokratycznych krajach – jako platforma propagandy na temat rządzących oraz atakowania oponentów. Tuska traktują jak wroga, atakują go silnie i celowo. Informacje o nim są prawie wyłącznie negatywne, zmanipulowane".
Odnosiło się wrażenie, że każda wypowiedź lidera PO zostanie w TVP albo przerobiona przeciwko niemu, albo wykorzystana w interesie PiS. To, jak do jakich kuriozalnych sytuacji dochodziło, pokazuje przykład ze stycznia 2023 roku, gdy w TVP Info przekonywano, że Tusk pochwalił profesjonalizm telewizji publicznej. Przytoczono wtedy jego cytat: "Nigdy telewizja publiczna nie była tak profesjonalna, jak jest dzisiaj". Premier rzeczywiście powiedział tak na spotkaniu z młodzieżą w Gdańsku – tylko że sens całej wypowiedzi, z której wycięto to zdanie, był odwrotny. Tusk mówił bowiem o TVP: "To jest zaprogramowana, bardzo profesjonalna nienawiść. W mojej ocenie, jestem w stanie udowodnić tę tezę, to jest najbardziej profesjonalna telewizja publiczna w historii. Nigdy telewizja publiczna nie była tak profesjonalna, jak jest dzisiaj, tylko profesja, jaką się zajmuje, jest niszczeniem na zlecenie władzy przeciwników politycznych tej władzy. I robią to perfekcyjnie, są naprawdę tak profesjonalni, że tylko pozazdrościć". TVP nawet z ironii potrafiła zrobić propagandę.
Fałsz 4: "Sędzia Szmydt został powołany w 2012 roku przez Bronisława Komorowskiego. Był najpierw pozytywnym bohaterem TVN-u i mediów Koalicji 13 grudnia"
Część wywiadu w Radiu Zet dotyczyła sędziego II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie Tomasza Szmydta, który uciekł do Białorusi i poprosił tam o azyl. Kurski powtórzył narrację, którą forsują teraz politycy PiS: że to prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu i poprzedniej opozycji (a teraz obozowi rządzącemu) sędzia Szmydt zawdzięczał swoją pozycję. To jest manipulacja – co wyjaśnialiśmy szczegółowo w Konkret24.
Przypomnijmy krótko: kariera Tomasza Szmydta rozpoczęła się dużo wcześniej. W 1996 roku ukończył Wydział Prawa Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, a dwa lata później zdał egzamin sędziowski. W 1999 roku rozpoczął pracę jako asesor w Sądzie Rejonowym w Ciechanowie. Następnie: - 27 listopada 2001 roku otrzymał z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego akt powołania do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego Sądu Rejonowego w Ciechanowie; - 27 kwietnia 2006 roku prezydent Lech Kaczyński wręczył mu akt powołania do pełnienia urzędu sędziego Sądu Okręgowego w Płocku; - 23 października 2012 roku Szmydt otrzymał nominację na sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Natomiast w 2018 roku - czyli za czasów ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry - Tomasz Szmydt został delegowany z WSA na posadę dyrektora wydziału prawnego Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). A raczej neo-KRS, ponieważ od 2017 roku 15 członków KRS wybierało nie środowisko sędziowskie, tylko Sejm - co nie jest zgodne z Konstytucją RP. Neo-KRS była częścią planu PiS, elementem mającym umożliwiać polityczny wpływ na środowisko sędziowskie.
A przede wszystkim – co pokazuje, jak blisko był obozu Zbigniewa Ziobry - sędzia Szmydt był bohaterem tzw. afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości. W 2019 roku Onet ujawnił, że na komunikatorze WhatsApp działała skupiona wokół byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka zamknięta grupa "Kasta", która wymieniała się pomysłami na oczernianie sędziów sprzeciwiających się zmianom wprowadzanym przez PiS w sądach. W 2022 roku w reportażu "Kasta niezłomnych" w "Czarno na białym" w TVN24 Szmydt opowiedział o tym, jak wyglądał mechanizm zbierania haków na sędziów, którzy narazili się władzy PiS – nie był bynajmniej "pozytywnym bohaterem".
Fałsz 5: sędzia Szmydt "jest głównym świadkiem koronnym oskarżenia w sprawie afery hejterskiej"
To kolejna nieprawda wygłoszona przez Kurskiego w Radiu Zet, a dotycząca sędziego Szmydta. "Jeżeli taki człowiek jest głównym świadkiem koronnym oskarżenia (…) w sprawie afery hejterskiej przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, a okazuje się agentem Putina, najprawdopodobniej, bo jeżeli ktoś wieje na Białoruś, to kimś takim jest, no to to pokazuje w czyim interesie rozkręcono te afery" – mówił Kurski.
Jak wspomnieliśmy wyżej, w 2022 roku w reportażu "Czarno na białym" w TVN24 wystąpił sędzia Szmydt, opowiadając o mechanizmie zbierania haków na sędziów, którzy narazili się władzy PiS. W tym samym roku w rozmowie z reporterką "Czarno na białym" Martą Gordziewicz nowe światło na aferę hejterską rzucił Arkadiusz Cichocki, sędzia Sądu Okręgowego w Gliwicach i były prezes tego sądu z nadania Zbigniewa Ziobry. Natomiast we wrześniu 2022 roku w reportażu "Superwizjera" TVN zatytułowanym "Spowiedź Małej Emi. Kulisy afery hejterskiej" Emilia Szmydt (zwana Małą Emi), była żona Szmydta, po raz pierwszy opowiedziała przed kamerą o swojej roli w aferze. Kobieta, która blisko współpracowała z Piebiakiem, od swoich mocodawców otrzymywała poufne dane, a także kłamstwa i insynuacje, które potem zamieszczała w mediach społecznościowych. Jej celem byli sędziowie nieprzychylni zmianom w sądownictwie.
Od kwietnia 2024 roku w Prokuraturze Regionalnej we Wrocławiu trzyosobowy zespół prokuratorów prowadzi śledztwo w sprawie afery hejterskiej. Postępowanie w tej sprawie początkowo prowadzone było w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, później w Prokuraturze Regionalnej w Lublinie, a następnie zostało przekazane do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Ostatnio śledczy we Wrocławiu sformułowali postanowienie o przedstawieniu zarzutów Emilii Szmydt - nie zostały one jeszcze jej ogłoszone.
Słowom Kurskiego co do roli Tomasza Szmydta w tym śledztwie zaprzecza rzeczniczka Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu Anna Zimoląg. - Nie wiem, skąd pan Kurski bierze informacje, bo na pewno nie z naszej prokuratury. Pan sędzia Tomasz Szmydt jest bezpośrednio powiązany z wydarzeniami, których dotyczy toczące się w prokuraturze postępowanie. Jednak nie jest świadkiem w tym postępowaniu, a tym bardziej koronnym. Nie jest stroną. Nie był przesłuchiwany przez prokuraturę w żadnym charakterze – informuje prokurator w rozmowie z Konkret24.
Fałsz 6: usunięcie z Banku Światowego było "całkowicie bezprawne"
Kurski w Radiu Zet żalił się z powodu utraty stanowiska w Banku Światowym. "To było dosyć brutalne posunięcie ze strony Tuska, godzące również w moją rodzinę, wyrzucenie całkowicie bezprawne, z pogwałceniem ustawy o Narodowym Banku Polskim, w artykule 11 mówiącym o tym, że tylko prezes Narodowego Banku Polskiego reprezentuje Polskę w międzynarodowych instytucjach bankowych. A Bank Światowy jest międzynarodową instytucją bankową, bo jeśli Bank Światowy nie jest instytucją bankową, to co nią jest? (…) To było rozstrzygnięte ustawowo w 1986 roku (…). Wtedy decydował rząd. Natomiast w międzyczasie weszła ustawa o Narodowym Banku Polskim, w 98 roku - aha - ustawa jest ponad, ponad rozporządzeniem rządu. Krótko mówiąc - to było całkowite bezprawie, ale nie żalę się, nie płaczę, przyjmuję to na klatę, jestem mężczyzną. Dlatego wróciłem też do polityki" – opowiadał. Wyjaśniamy, dlaczego mija się z prawdą, twierdząc, że został wyrzucony "całkowicie bezprawne".
Międzynarodowe instytucje finansowe są podzielone na tzw. konstytuanty. To grupy krajów, które reprezentują udziały w nich. Udziałowcami Banku Światowego jest 189 państw członkowskich. Poza sześcioma największymi udziałowcami (Stany Zjednoczone, Japonia, Chiny, Niemcy, Francja, Wielka Brytania) państwa członkowskie pogrupowane są w 24 konstytuanty. Polska należy do jednej wraz ze Szwajcarią, Azerbejdżanem, Kazachstanem, Kirgistanem, Serbią, Tadżykistanem, Turkmenistanem oraz Uzbekistanem.
Od listopada 2022 roku dyrektorem wykonawczym (executive director) reprezentującym polsko-szwajcarską konstytuantę jest przedstawiciel Szwajcarii: Dominique Favre. Natomiast w grudniu 2022 roku Jacek Kurski został jego zastępcą - objął stanowisko alternate executive director. Wówczas gubernatorem RP w Banku Światowym był Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego i to z jego nadania Kurski dostał posadę.
Szybko po tym, jak koalicja 15 października doszła do władzy, Kurski stracił to stanowisko. Zmiana reprezentacji Polski w Banku Światowym była jedną z pierwszych decyzji nowego rządu Donalda Tuska. Minister finansów wycofał Kurskiego w trybie natychmiastowym.
W 1968 roku uchwałą Rady Ministrów PRL zdecydowano o obsadzeniu stanowisk w międzynarodowych instytucjach finansowych. O tym, kto będzie zastępcą dyrektora wykonawczego w Banku Światowym, decydował prezes Narodowego Banku Polskiego, natomiast przedstawiciela w Międzynarodowym Funduszu Walutowym wyznaczał minister finansów. Obaj reprezentowali Polskę na walnych zgromadzeniach obu instytucji.
W 1997 roku uchwalono ustawę o NBP, która w art. 11 ust. 3 stwierdza: "Prezes NBP reprezentuje interesy Rzeczypospolitej Polskiej w międzynarodowych instytucjach bankowych oraz, o ile Rada Ministrów nie postanowi inaczej, w międzynarodowych instytucjach finansowych".
Po tym, jak w 2023 roku do władzy doszła obecnie rządząca koalicja, Rada Ministrów zmieniła uchwałę z 1968 roku. Teraz wszystkie międzynarodowe instytucje finansowe, których udziałowcem jest Polska, obsadza naszymi reprezentantami minister finansów. Pokłosiem tej uchwały było zastąpienie na stanowisku gubernatora RP Adama Glapińskiego, szefa NBP w Banku Światowym, przez ministra finansów Andrzeja Domańskiego, co nastąpiło w grudniu 2023 roku. Premier Donald Tusk poinformował jednocześnie, że rząd w drodze uchwały odwołał Jacka Kurskiego ze stanowiska przedstawiciela Polski w Banku Światowym.
Wówczas NBP w wydanych komunikatach bronił swoich kompetencji do powoływania przedstawicieli Polski w Banku Światowym. Argumentował podobnie jak Kurski w radiu. Według NBP uchwały Rady Ministrów oraz zarządzenia Prezesa Rady Ministrów nie są źródłami powszechnie obowiązującego prawa, a reprezentacja interesów Polski w międzynarodowych instytucjach bankowych, w tym w Banku Światowym, jest wyłączną kompetencją prezesa NBP. Rada Ministrów ma natomiast kompetencje do ewentualnego wskazania reprezentanta RP w międzynarodowych instytucjach mających status instytucji finansowych.
Tyle że na samej stronie NBP Bank Światowy jest wskazany jako międzynarodowa instytucja finansowa - nie bankowa. Tak samo podaje strona polskiego rządu. Co więcej: wszystkie instytucje finansowe nie podzieliły stanowiska NBP i wszystkie uznały, że nowym gubernatorem RP jest minister finansów Andrzej Domański.
Jacek Kurski formalnie zakończył pracę w Banku Światowym 19 stycznia 2024 roku. Biuro prasowe Ministerstwa Finansów, w odpowiedzi na pytania Wirtualnej Polski, w marcu 2024 roku poinformowało, że Kurski otrzymał łącznie około 270 tysięcy dolarów netto podstawowej pensji. "Przy średnim kursie dolara w 2023 r. wynoszącym 4,2 zł, daje to 1,13 mln zł. Oprócz pensji otrzymywał od Banku Światowego składkę na emeryturę. Rocznie 42,5 tys. dolarów, czyli 178,5 tys. zł (łącznie na emeryturę dostał więc ok. 200 tys. zł). Pieniądze, które otrzymywał Kurski zwolnione były z podatku".
W styczniu 2024 roku decyzją Andrzeja Domańskiego zastępcą dyrektora wykonawczego w ramach szwajcarsko-polskiej konstytuanty w Banku Światowym został Mariusz Krukowski, wieloletni dyplomata, ekonomista, były pracownik Ministerstwa Finansów, a ostatnio główny doradca w Europejskim Banku Inwestycyjnym.
Źródło: Konkret24