W radiowym wywiadzie Antoni Macierewicz mówił o "działaniach fałszujących" wybory samorządowe w 2014 roku na "skalę globalną", czyli ogólnopolską. Jego słów nie potwierdzają ani decyzje sądów, ani badania archiwalnych kart wyborczych.
Były minister obrony i wiceprezes PiS Antoni Macierewicz po raz kolejny wraca do popularnej kiedyś narracji Prawa i Sprawiedliwości o tym, że wybory samorządowe w 2014 roku zostały sfałszowane. 27 września w wywiadzie dla Polskiego Radia 24 powiedział: "Chcę przypomnieć, że mieliśmy wielokrotnie już do czynienia po prostu z różnymi działaniami fałszującymi wybory. One miały miejsce lokalnie, ale w wypadku czternastego roku to była nie tylko skala lokalna, ale skala globalna". Dlatego jego zdaniem trzeba za wszelką cenę przyjąć takie rozstrzygnięcia prawne, które umożliwią pełną kontrolę społeczną wyborów. Przypomnijmy, że o konieczności kontroli kolejnych wyborów od jakiegoś czasu przekonuje na spotkaniach w kolejnych miastach prezes Jarosław Kaczyński. 24 września w Oleśnicy zapowiedział ustawę zmieniająca sposób liczenia głosów tak, by był "bardziej transparentny".
Narracja PiS o fałszerstwach w wyborach samorządowych w 2014 roku powstała już w trakcie owych wyborów: pierwsza tura była 16 listopada, a druga 30 listopada. Doszło wówczas do awarii systemu informatycznego wykorzystywanego przez PKW, a proces liczenia głosów wydłużył się do kilku dni. Zgłoszono blisko 2 tys. zawiadomień o możliwych fałszerstwach wyborczych - tylko kilkadziesiąt okazało się zasadnych.
Jednak słów Antoniego Macierewicza o "działaniach fałszujących wybory" i ich "skali globalnej" nie potwierdzają ani decyzje sądów, ani badania archiwalnych kart wyborczych.
Niespokojne wybory samorządowe w 2014 roku
Wieczór wyborczy 16 listopada 2014 roku był pełen emocji: doszło do awarii systemu informatycznego Państwowej Komisji Wyborczej służącego do zliczania głosów. Wykonawcę systemu wybrano zaledwie trzy miesiące przed wyborami. Komisja długo zwlekała z decyzją o zarządzeniu ręcznego zliczania części głosów. Z powodu awarii i długiego oczekiwania na decyzje z Warszawy niektóre komisje zdecydowały o zawieszeniu prac.
Kontrolę w sprawie systemu informatycznego PKW zapowiedziała wtedy Najwyższa Izba Kontroli. A 22 listopada wszyscy członkowie ówczesnej PKW zapowiedzieli dymisje.
Nie były to jedyne problemy tych wyborów. 17 listopada portal Tvn24.pl podał, że frekwencja wyborcza przerosła m.in. warszawskich urzędników. W lokalu wyborczym przy ul. Irzykowskiego na Bemowie wypełnione karty wyborcze ułożono luzem na urnie, bo nie mieściły się w środku. Według relacji internautów nowa, kartonowa urna trafiła do lokalu po ponad godzinie. Incydent został odnotowany przez PKW, ale z opóźnieniem. Podobne problemy były w województwie lubuskim. W wielu lokalach w Gorzowie Wielkopolskim urny zapełniły się do tego stopnia, że ubijano wrzucone do nich karty specjalnymi kijami. Gdy to nie pomagało, poproszono urząd w trybie pilnym o nowe urny.
Chociaż najwięcej głosów w tamtych wyborach samorządowych otrzymało Prawo i Sprawiedliwość, to jednak najwięcej swoich reprezentantów w sejmikach wojewódzkich miała Platforma Obywatelska. PO zdobyła 179 mandatów, PiS - 171, PSL - 157, SLD-Lewica Razem - 28. Kontrowersje wywołał wysoki odsetek nieważnych głosów. Jak podała PKW, w wyborach do sejmików wojewódzkich takich głosów było aż 17,9 proc. Politycy i eksperci zwracali uwagę na znaczne rozbieżności w sondażach i oficjalnych wynikach. Różnice najbardziej dotyczyły PiS (5 punktów procentowych) i PSL (6 punktów procentowych).
Kaczyński w 2014 roku: "Te wybory zostały sfałszowane"
Do wyjaśnienia kontrowersji wokół przebiegu wyborów wzywali politycy PiS. 26 listopada 2014 roku w Sejmie Jarosław Kaczyński powiedział: "Z tej najważniejszej w Polsce trybuny muszą paść słowa prawdy: te wybory zostały sfałszowane. Nawet jeżeli by ktoś nie chciał w to uwierzyć, z różnych względów, to i tak ilość głosów nieważnych, a także to ogromne zamieszanie, które powstało w trakcie liczenia głosów, delegitymizuje te władze" - oświadczył prezes PiS.
Szef klubu PO Rafał Grupiński odpowiedział mu: "Jeśli jesteśmy niezadowoleni z przebiegu wyborów, jeśli chodzi o system informatyczny, to, co widzieliśmy, czyli pewne niedoskonałości, to nie znaczy, że ma pan premier podstawy do tego, żeby stawiać wniosek i tezy o sfałszowaniu wyborów".
Podczas wieczoru wyborczego 30 listopada 2014 roku Antoni Macierewicz przekonywał, że wybory zostały sfałszowane. "Dowody na sfałszowanie wyborów są. Ja sam dokładnie analizowałem protokoły z wyborów do sejmiku katowickiego. One są antydatowane i różnią się 130 tysiącami głosów. One zostały sfałszowane z pewnością. Dysponujemy oboma tymi protokołami, dysponujemy też wynikami wyborów całościowych i do poszczególnych okręgów. Cały mechanizm sfałszowania wyborów znamy i przekazaliśmy go do sądu" - mówił w rozmowie z TVN24.
Wysłuchanie w europarlamencie i protesty
11 grudnia 2014 roku politycy PiS zorganizowali w Parlamencie Europejskim wysłuchanie publiczne "Nieprawidłowości w wyborach samorządowych jako zagrożenie dla demokracji". "To, co wydarzyło się w Polsce w trakcie listopadowych wyborów samorządowych, nie ma precedensu w demokratycznej Europie" - mówił wówczas szef delegacji PiS we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Ryszard Legutko.
Ówczesny poseł PiS Krzysztof Szczerski zwrócił uwagę, że aż trzy miliony oddanych głosów uznano za nieważne, a jedna z partii rządzących (PSL) uzyskała wynik trzykrotnie wyższy, niż wskazywały sondaże. Według Szczerskiego w dwóch regionach - na Mazowszu i na Śląsku - były po dwa protokoły wyborcze, które znacznie się od siebie różniły. Polityk mówił też m.in. o tym, że w trakcie liczenia głosów istniało zagrożenie włamania do systemu informatycznego oraz o przypadkach zastraszania mężów zaufania.
13 grudnia 2014 roku w Warszawie PiS współorganizował "Marsz w obronie demokracji i wolności mediów". Jarosław Kaczyński powtórzył wówczas, że wybory samorządowe zostały sfałszowane. Jak dowodził, fałszerstwem jest sytuacja, gdy władza wie, że prawo wyborcze jest ułomne i nic z tym nie robi. Na manifestacji głos zabrał również Antoni Macierewicz. "Te wybory sfałszowano. Tak jak wtedy fałszowano wybory, żeby władze objąć mogła agentura sowiecka. Nie dopuścimy do fałszowania wyborów, przywrócimy wolne wybory" - mówił.
1985 protestów, 34 ponowne wybory radnych
28 listopada 2014 roku Jarosław Kaczyński informował, że we wszystkich 16 województwach do sądów składane są wnioski z przykładami dotyczącymi nieprawidłowości wyborczych. "Mam nadzieję, że to, że wybory zostały sfałszowane, zostanie udowodnione. Mimo że sądy są pod mocnym i niezgodnym z prawem naciskiem" - mówił na konferencji prasowej w Siedlcach.
Co stało się z tymi postępowaniami? Wstępne dane o 1472 protestach wyborczych w lutym 2015 roku opublikowała Państwowa Komisja Wyborcza. Już wówczas było wiadomo, że wiele protestów pozostawiono bez dalszego biegu.
W kwietniu 2015 roku Polska Agencja Prasowa opublikowała analizę na podstawie informacji z wszystkich sądów okręgowych. Jedynie nieco ponad 60 z blisko 2 tys. protestów złożonych po wyborach samorządowych okazało się zasadnych - informowała agencja. Były to niemal pełne dane. W dzień publikacji analizy rozpatrywano ostatnie kilkadziesiąt protestów.
Według danych Państwowej Komisji Wyborczej w 2015 roku zarządzono - z różnych przyczyn - 34 ponowne wybory radnych. Kilkanaście z nich odbyło się w lutym i marcu, kolejne zaplanowano na kwiecień i maj. Według danych przedstawionych PAP przez sądy okręgowe po obu turach wyborów wpłynęło do nich w sumie 1985 protestów dotyczących zarówno ważności wyborów, jak i złamania Kodeksu wyborczego - np. naruszenia ciszy wyborczej, niedozwolonej agitacji itp.
Analiza: co zawiodło podczas wyborów
Co właściwie wydarzyło się podczas wyborów samorządowych w 2014 roku? W 2015 roku obszerną analizę na ten temat opublikowała Fundacja Batorego. "Bezpośrednią przyczyną kryzysu był wadliwy system informatyczny. Z kolei do przyczyn niebezpośrednich, stanowiących konsekwencję przyjęcia określonych założeń natury systemowej, można zaliczyć: akcyjność i 'skostnienie' aparatu wyborczego, brak profesjonalnych działań informacyjnych PKW i KBW oraz - w pewnym zakresie - niedobór skutecznych narzędzi prawnych, jakimi powinna dysponować PKW" - oceniali współautorzy analizy Bartłomiej Michalak i Jarosław Zbieranek.
W tej samej analizie Jarosław Flis pisał o "efekcie książeczki". Chodzi o zastosowaną w wyborach 2014 roku nową formę karty do głosowania: wielostronicową broszurę formatu A4, zamiast stosowanej wcześniej płachty większego formatu. Flis sformułował kilka hipotez na temat możliwej korelacji między zastosowaniem tych kart a wysoką liczbą nieważnych głosów. Według jednej z nich wyborcy, otrzymując nową, nieznaną im wcześniej kartę do głosowania w wyborach do sejmików, z rozpędu stawiali krzyżyk na pierwszej stronie, a dopiero później orientowali się, że nazwisko ich kandydata jest na dalszej stronie karty.
Kontrowersje wokół wyborów z 2014 roku wróciły trzy lata później w czasie dyskusji o zmianach w ordynacji wyborczej przed kolejnymi wyborami samorządowymi. "Mamy przeświadczenie, że poprzednie wybory były w dużej mierze zmanipulowane" - mówiła 6 listopada 2017 roku w TVP Info Elżbieta Witek, wówczas szefowa gabinetu politycznego premier Beaty Szydło (cytat za Gazetaprawna.pl).
W trwającej wówczas dyskusji w grudniu 2017 roku głos ponownie zabrała Fundacja Batorego. Miała już wówczas wyniki badania przeprowadzonego dzięki współpracy z Naczelną Dyrekcją Archiwów Państwowych i Państwową Komisją Wyborczą. Specjaliści przebadali ponad 52 tys. oryginalnych kart do głosowania ze 100 losowo wybranych obwodów z całej Polski.
Dobór losowy pozwolił na wiarygodne oszacowanie skali zjawiska w całej Polsce. Okazało się, że w wyborach sejmikowych liczba głosów nieważnych oddanych bez żadnych skreśleń (tzw. pustych) była w 2014 zbliżona do liczby z 2010. Przyczyną wzrostu liczby głosów nieważnych było dwuipółkrotnie częstsze zaznaczanie na karcie do głosowania więcej niż jednego kandydata: w 2010 r. oddano 466 tys. tzw. głosów "wielokrzyżykowych", w 2014 r. – aż 1,16 mln. dr Adam Gendźwiłł, Fundacja Batorego
Fundacja wyjaśniła, że część głosujących błędnie zrozumiała, iż aby oddać ważny głos, trzeba zaznaczyć po jednym kandydacie na każdej kartce. Według szacunków w ten sposób mogło zmarnować się o 690 000 głosów więcej niż podczas wyborów w 2010 roku. "Co istotne, badanie wykazało, że błędne klasyfikowanie głosów ważnych i nieważnych przez komisje obwodowe zdarzało się sporadycznie i w nielicznych obwodach" - zaznaczono w komunikacie.
"Żadne polskie wybory po 1991 roku nie były sfałszowane"
Mateusz Bajek, ekspert Fundacji Odpowiedzialna Polityka i uczestnik kilkunastu międzynarodowych misji obserwacji wyborów, zwraca uwagę, że w 2014 roku nie była możliwa obserwacja wyborów w takim wymiarze jak obecnie. Brakowało przepisów. "Stan ten zmieniła inicjatywa posłów Prawa i Sprawiedliwości, dzięki której od 2018 r. w Polsce powstała bardzo potrzebna instytucja społecznego obserwatora wyborów" - pisze Bajek w analizie dla Konkret24.
Ekspert nie zgadza się jednak ze stwierdzeniami o fałszowaniu wyborów w Polsce. "Z pełnym przekonaniem możemy stwierdzić, że wybory samorządowe przeprowadzone w 2014 r., jak również żadne inne wybory przeprowadzone od 1991 r., nie były sfałszowane 'globalnie'" - oświadcza. Wyjaśnia, że nie pozwalał na to w szczególności skład komisji wyborczych, w których każdy z komitetów wyborczych reprezentowała jedna osoba. "Taka sytuacja gwarantowała pluralizm komisji wyborczych, który swoją drogą sprawił, że 'globalnie' komisje wyborcze liczyły głosy pluralistycznie, a więc uczciwie" - podkreśla Bajek. Powołuje się też na opisane wyżej badanie kart wyborczych z 2014 roku przeprowadzone przez Fundację Batorego oraz fakt, że mimo złożenia dużej ilości protestów w sprawie wyborów do sejmików wojewódzkich te nie zostały uznane za zasadne – ich argumentacja nie przekonała sądu.
"Przekonujących dowodów nie złożyli m.in. powiązani z PiS członkowie komisji i mężowie zaufania" - zaznacza Mateusz Bajek.
Ekspert o "bałaganie" i jego przyczynach
Mateusz Bajek w analizie dla Konkret24 pisze też o "bałaganie w czasie wyborów w 2014 roku". Ocenia, że przyczyną dużej liczby głosów nieważnych w wyborach do sejmików i rad powiatów wydaje się być większe zainteresowanie wyborami wójta, burmistrza, prezydenta czy radnego gminy lub miasta. A kolejną przyczyną była wielostronicowa książeczka do głosowania.
"We wcześniejszych wyborach w 2010, 2006, 2002 roku wybory do sejmików i rad powiatów również charakteryzowały się zdecydowanie wyższym odsetkiem głosów nieważnych od wyborów do rady gminy, czy na wójta, burmistrza, prezydenta" - zauważa Mateusz Bajek. W 2010 roku książeczka była stosowana, ale wyłącznie w województwie mazowieckim. Sprawiło to, że liczba głosów nieważnych w tym województwie była znacznie wyższa od reszty kraju. "Bałagan przy liczeniu głosów w naszej ocenie wynikał z niesprawdzonego komputerowego systemu do przekazywania wyników, który przestał działać w kluczowym momencie" - informuje ekspert Fundacji Odpowiedzialna Polityka.
Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Radek Pietruszka/PAP