Startujący na prezydenta Marek Jakubiak powiedział, że wśród 130-140 tys. zebranych podpisów osób popierających jego kandydaturę są też te zebrane w styczniu i lutym - a więc przed ogłoszeniem daty wyborów. Zdaniem prawników Państwowa Komisja Wyborcza nie powinna wziąć ich pod uwagę.
Były poseł Kukiz’15, lider partii Federacja dla Rzeczypospolitej Marek Jakubiak złożył w czwartek 26 marca w Państwowej Komisji Wyborczej podpisy pod swoją kandydaturą na fotel prezydenta. Jest jednym z 19 kandydatów.
Art. 90 par. 2 Kodeksu Wyborczego mówi, że do rejestracji potrzebne jest 100 tys. podpisów. Jakubiak kilkakrotnie deklarował, że otrzymał wymaganą liczbę. Jednak ich sposób zbierania budzi wątpliwości polityków opozycji, prawników, rodzi pytania internautów.
Kampania w cieniu epidemii
5 lutego w Dzienniku Ustaw pojawiło się postanowienie marszałka Sejmu w sprawie zarządzenia wyborów prezydenckich na 10 maja. 4 marca w Polsce wykryto pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. W połowie marca wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, a potem epidemii. Polski rząd zamknął granice, sklepy wielkopowierzchniowe, kina. Wprowadził ograniczenia dla obywateli w poruszaniu się.
9 marca - jak poinformowała nas Państwowa Komisja Wyborcza - utworzono Komitet Wyborczy Kandydata na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Marka Jakubiaka. 16 marca PKW przyjęła zawiadomienie o jego utworzeniu.
16 marca: "bieżąca sytuacja uniemożliwia zbieranie podpisów"
Jeszcze tego samego dnia Jakubiak zastanawiał się na Twitterze nad tym, jak ma zrealizować konstytucyjny obowiązek zebrania 100 tys. głosów poparcia. "Pozostała jedynie metoda oparta o wysiłek rodzinny i kręgów przyjaciół i organizacji" – stwierdził. W piśmie do PKW, które dołączył, napisał, że "bieżąca sytuacja uniemożliwia nie tylko zbieranie podpisów pod listami poparcia poszczególnych Komitetów Wyborczych, ale również prowadzenia kampanii wyborczych".
18 marca: "około 100 tysięcy podpisów"
18 marca Jakubiak powiedział portalowi Wpolityce.pl, że ma już "około 100 tysięcy podpisów". Dodał: "Zbieranie ustało, ludzie zeszli z ulic. Liczę, że Państwowa Komisja Wyborcza i wszyscy, którzy mają tu coś do powiedzenia, wezmą to pod uwagę, planując dalsze działania związane z wyborami".
23 marca: "157 tysięcy podpisów"
23 marca Jakubiak poinformował Polską Agencję Prasową, że "na obecną chwilę" ma 157 tysięcy podpisów. "Codziennie przychodzą do mnie paczki. Ludzie mówią: 'Panie Marku, zebraliśmy dla pana, przesyłamy'. Listonosz mi się buntuje" – dodał. Ocenił, że zebranie podpisów pod jego kandydaturą to gigantyczny sukces.
"Nie można w kilkanaście dni epidemii zebrać 140 tys. podpisów. Tym bardziej bez żadnych struktur" – skomentował to Artur Zawisza, były poseł.
"Na pana Jakubiaka zagłosowało pół roku temu 3501 osób. Teraz w kilka dni na pustych ulicach uzbierał 140 tysięcy. Cud" – kpiła dziennikarka "Newsweek Polska" Dominika Długosz.
26 marca: "około 130-140 tysięcy"
26 marca podczas radiowego wywiadu w RMF FM Jakubiak pytany o liczbę podpisów poparcia dla jego kandydatury, odparł: "Myślę, że około 130-140 tysięcy będzie".
"Słuchając Marka Jakubiaka dochodzę do wniosku, że jeśli PKW przymknie na to wszystko oko i zarejestruje go jako kandydata to... na kolejne wybory podpisy możemy zacząć zbierać zaraz po epidemii; będzie się można za parę lat pochwalić kilkoma milionami" - skomentował wtedy na Twitterze Robert Winnicki, lider Konfederacji.
"Któryś z dziennikarzy może sprawdzić jakim cudem Jakubiak zebrał ponad 100 tys podpisów w czasie epidemii?!Ktoś w ogóle widział odbywające się zbiórki?" – dopytywał na Twitterze jeden z anonimowych internautów.
"Tym podpisom należy szczególnie się przyjrzeć. 12 marca ogłoszono stan zagrożenia epidemicznego. Ulice są puste. Nikt nie podpisuje. Nikt nie zbiera. Trzeba być wyjątkowym szczęściarzem" – komentował Michał Szczerba, poseł Koalicji Obywatelskiej.
"To nieprawdopodobna historia, że ktoś, nie będąc osobą specjalnie popularną, w kilka dni zebrał ponad 100 tysięcy podpisów" – mówił "Gazecie Wyborczej" mecenas Roman Giertych". Zbieranie podpisów przed rejestracją komitetu wyborczego jest sprzeczne z prawem - oceniał.
Część komentujących wskazywała, że działacze i sympatycy Prawa i Sprawiedliwości mogli zbierać podpisy poparcia Marka Jakubiaka. Miało się to stać po informacjach, że wszyscy kandydaci opozycyjni mieliby zawrzeć porozumienie i solidarnie wycofać się z kandydowania. Wówczas wybory musiałyby być zarządzone ponownie. Nie stałoby się tak, gdyby w wyścigu o prezydencki fotel zostali Andrzej Duda i Marek Jakubiak.
"PiS wystawiło sobie dublera z piątej ligi. Gdyby opozycja wycofała kandydatów, to on będzie kontrkandydatem dla Dudy i 10 maja będzie można przeprowadzić wybory" - komentował 24 marca w Tok FM Tomasz Trela, szef sztabu Roberta Biedronia.
"Ilu jeszcze kandydatów na prezydenta PiS planujemy zarejestrować do piątku?" – kpił w Sejmie poseł Kukiz’15 Stanisław Tyszka.
26 marca Wirtualna Polska poinformowała, że według jej ustaleń "działacze PiS na Pomorzu otrzymali polecenie od szefów okręgowych władz partii, by zbierać podpisy pod kandydaturą Marka Jakubiaka".
"Podpisy są zbierane od mniej więcej stycznia, lutego"
Na te zarzuty odpowiadał w czwartek 26 marca Jakubiak w rozmowie w RMF FM. "Nie znam Jarosława Kaczyńskiego, a jakieś układanie nie wchodzi w grę. Jestem zdumiony całą tą literaturą science-fiction kolegów. Wyzywanie swojego kontrkandydata dowodzi jedynie tego, jak groźny kandydat pojawił się na liście do tego fotela (prezydenckiego – red.)" – stwierdził.
Kilkakrotnie powtórzył, że podpisy zbierał na początku 2020 roku. "Te podpisy są zbierane od mniej więcej stycznia, lutego" – poinformował. Zastrzegł, że nie robił tego osobiście.
"Jak można w kraju kompletnie zamkniętym, bez struktur partyjnych zebrać 100 tysięcy podpisów?" - dopytywał prowadzący rozmowę Robert Mazurek.
"W styczniu, lutym" – odpowiadał Jakubiak. "No, wczoraj na przykład dostałem paczkę. Parę tysięcy podpisów" – dodał były poseł.
"A pamięta pan, kiedy marszałek Sejmu ogłosiła datę wyborów? 5 lutego. To był początek kampanii. Nie może pan w styczniu zbierać" – zwrócił uwagę dziennikarz RMF FM.
"Mówię o końcu stycznia i początku lutego. Te daty nie są aż tak ważne. Żeby zarejestrować komitet, trzeba mieć tysiąc podpisów. Które stanowią część podpisów wynikających z obowiązku 100 tysięcy podpisów. To są te same druki" – odparł Jakubiak.
"Czynności są nieważne"
- Prawdą jest, że przed zarejestrowaniem komitetu trzeba zebrać co najmniej tysiąc podpisów i może być ich też więcej. Prawdą jest również, że podpisy te wliczają się do liczby 100 tysięcy wymaganych podpisów do zarejestrowania kandydata - ocenia dla Konkret24 dr Marcin Krzemiński, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagielońskiego. - Jednak zgodnie z artykułem 85 paragraf 1 Kodeksu wyborczego czynności związane z utworzeniem komitetu wyborczego mogą być wykonywane od dnia ogłoszenia aktu o zarządzeniu wyborów, a taką czynnością jest zbieranie podpisów celem zarejestrowania komitetu - tłumaczy.
Podkreśla, że jeżeli podpisy te były zbierane przed ogłoszeniem zarządzenia wyborów prezydenckich, to Kodeks wyborczy "jasno stanowi w artykule 85 paragraf 2, że czynności podjęte przed dniem ogłoszenia aktu o zarządzeniu wyborów są nieważne".
"PKW dostała sygnał"
Podobnie radiową wypowiedź Marka Jakubiaka ocenił w rozmowie z TVN24 Wojciech Hermeliński, były szef PKW.
- Tutaj przepisy Kodeksu wyborczego są jednoznaczne. Rozumiem, że Państwowa Komisja Wyborcza ma sygnał w postaci oświadczenia pana Jakubiaka. Powinna poprosić pana Jakubiaka o złożenie wyjaśnień - powiedział w piątek 27 marca. - A gdyby były dalsze wątpliwości - mówię tylko hipotetycznie, ponieważ nie znam dokładnie stanu faktycznego - gdyby komisja doszła do wniosku, że rzeczywiście nastąpiło tutaj zbieranie podpisów już nawet tych na kandydata, zanim ten komitet został zarejestrowany, to tu nawet w najgorszym przypadku jest podstawa do zgłoszenia tego do policji lub prokuratury, ponieważ może to naruszać przepisy kodeksu karnego, w szczególności artykuł 248 mówiący o przestępstwach przeciwko wyborom - dodał. I zastrzegł: - Mówię hipotetycznie. Taka powinna być procedura. Jak będzie w tym wypadku, trudno powiedzieć.
"Podpisy z mocy prawa nieważne"
- Kluczowe są dwie daty. Data podania do publicznej wiadomości postanowienia marszałka Sejmu o zarządzeniu wyborów, czyli 5 lutego, oraz data utworzenia komitetu, czyli w tym przypadku 9 marca - mówi Konkret24 prof. dr hab Bartłomiej Michalak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
- Komitet to taka formalno-prawna nadbudowa kandydata, podmiot, który jest odpowiedzialny między innymi za sprawy formalno-finansowe - tłumaczy. - Nie można prowadzić kampanii wyborczej, w tym zbierania podpisów, jeśli się fizycznie nie posiada komitetu wyborczego - podkreśla. - W mojej ocenie podpisy zebrane przed jego utworzeniem powinny być uznane z mocy prawa za nieważne. Tym bardziej te zbierane przed ogłoszenie wyborów - podkreśla. Dodaje jednak, że zazwyczaj jest tak, że komitety zbierają podpisy najwcześniej, jak tylko to się da.
Zaznacza, że w przepisach jest furtka w postaci możliwości zbierania podpisów koniecznych do utworzenia komitetu, które potem wlicza się w konieczne do rejestracji 100 tysięcy. - Otwartym pozostaje pytanie, ile jest się w stanie wtedy tych podpisów zebrać - dodaje.
- Z przepisów Kodeksu wyborczego wynika, że zbieranie podpisów pod kandydaturą jest elementem agitacji wyborczej, a tą można prowadzić od zarejestrowania komitetu, czyli w tym przypadku od 16 marca. To jest absolutnie najwcześniejszy możliwy termin - podkreśla w rozmowie z Konkret24 prof. Anna Rakowska-Trela, konstytucjonalistka z Uniwersytetu Łódzkiego, członek zespołu doradców marszałka Senatu do spraw kontroli konstytucyjności ustaw.
I zwraca uwagę na kolejny istotny aspekt: - Tylko jak to sprawdzić? Na listach nie ma dat - zastanawia się. - Wyobrażam sobie, że PKW wzywa komitet do złożenia wyjaśnień i pyta o to, kiedy podpisy zostały zebrane - mówi.
Co powinno wywołać czujność PKW
Profesor Rakowska-Trela zwraca uwagę, że na każdej stronie z podpisami powinna być naniesiona data ogłoszonych wyborów, także na tych, które były zbierane dla Marka Jakubiaka w styczniu i lutym. - A przecież datę poznaliśmy ją dopiero 5 lutego - zauważa.
- Kodeks nie wymaga oznaczania daty przy podpisie. Wymaga natomiast wskazania na każdej karcie daty, na jaką zarządzono wybory. Zatem czujność PKW powinno wywołać wpisanie daty ręcznie czy możliwość jej dodrukowania - zwraca z kolei uwagę dr Marcin Krzemiński. - Jednak zbierający podpisy mogli wcześniej nieoficjalnie dowiedzieć się o planowanej dacie wyborów i tak wydrukować listy. W związku z tą wypowiedzią wskazane byłoby dokładne przyjrzenie się przez PKW listom załączonym do zgłoszenia utworzenia komitetu - ocenia.
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24; zdjęcie: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24