Służby dostaną dostęp do naszych maili i komunikatorów? Niebezpieczny artykuł 43 nowej ustawy

Źródło:
Konkret24
Nie tylko Pegasus jest narzędziem do inwigilacji w rękach polskich służb (materiał z maja 2022 roku)
Nie tylko Pegasus jest narzędziem do inwigilacji w rękach polskich służb (materiał z maja 2022 roku)TVN24
wideo 2/3
Nie tylko Pegasus jest narzędziem do inwigilacji w rękach polskich służb (materiał z maja 2022 roku)TVN24

"Permanentna inwigilacja nas wszystkich w każdym momencie"; służby zyskają "pełny wgląd we wszystko, co przesyłają Polacy przez komunikatory internetowe i pocztę e-mail" - alarmuje opozycja w związku z projektem Prawo komunikacji elektronicznej. Pytani przez Konkret24 eksperci wskazują na niejasności w nowej ustawie - szczególnie jeden jej artykuł.

Procedowany w Sejmie projekt nowej ustawy - Prawo komunikacji elektronicznej - budzi duże emocje ze względu na przepisy dotyczące dostępu służb do danych obywateli. Przypomnijmy: 13 stycznia Sejm odrzucił wniosek o odrzucenie projektu ustawy Prawo komunikacji elektronicznej (zwanego lex pilot) i skierował go do dalszych prac w Sejmowej Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii - ma ona przedstawić sprawozdanie ze swoich prac nad tym projektem do 6 lutego.

Niepokoje budzi fakt, że nowa ustawa rozszerza katalog podmiotów z obowiązkiem gromadzenia informacji o komunikacji użytkowników, a ponadto określa sposób korzystania z tych danych przez państwowe służby, np. policję. Na profilach Konfederacji w mediach społecznościowych 12 stycznia zamieszczono grafikę z tytułem: "Rząd PiS szykuje totalną inwigilację w internecie!". Informuje ona, że służby zyskają "pełny wgląd, w czasie rzeczywistym, we wszystko, co przesyłają Polacy przez komunikatory internetowe i pocztę e-mail".

Podobne oskarżenia wobec projektu ustawy padały w Sejmie ze strony innych polityków opozycji podczas pierwszego czytania ustawy 12 stycznia. Grzegorz Napieralski z Koalicji Obywatelskiej mówił, że "po prostu będzie permanentna inwigilacja nas wszystkich w każdym momencie, na każdym naszym poziomie życia, gdzie używamy po prostu komunikatorów". Michał Gramatyka z koła Polska 2050 tłumaczył: "Dzisiaj tak zwane podmioty uprawnione, żeby czytać wiadomości z komunikatorów, muszą hakować urządzenie na jego niskim, podstawowym poziomie, stosować rozpracowanie operacyjne. Jutro te same służby będą miały zapewniony automatyczny, nielimitowany i nierejestrowany dostęp do treści na naszych komunikatorach".

Jeszcze przed pierwszym czytaniem w Sejmie, 9 stycznia, w "Dzienniku Gazecie Prawnej" ukazał się artykuł Pawła Kubickiego i Sławomira Wikariaka o rządowym projekcie: głównym tematem była jego niezgodność z prawem Unii Europejskiej. Autorzy wyjaśniali też, że obowiązek retencji danych (czyli przechowywania ich przez 12 miesięcy na ewentualne potrzeby służb), który dzisiaj dotyczy firm telekomunikacyjnych, ma objąć wiele dodatkowych podmiotów, m.in. firmy oferujące usługi e-mail, czaty czy komunikatory. Jako przykład przechowywanych danych podano informacje, "do kogo dzwoniliśmy" i "gdzie w tym czasie przebywaliśmy".

W kolejnych dniach media alarmowały: "służby odczytają wiadomości z Messengera i WhatsAppa" (Bankier.pl); "rząd chce przyznać służbom dostęp do maili, czatów i komunikatorów obywateli" (Business Insider); "projekt zmusza właścicieli komunikatorów internetowych oraz innych podobnych usług do tego, aby udostępniały policji i innym służbom treści przekazywane sobie przez użytkowników" (Wyborcza.biz). Gdy w kontekście rządowego projektu zaczęło się pojawiać coraz więcej przekazów o "totalnej inwigilacji" i dostępie do treści wiadomości mailowych czy zdjęć wszystkich użytkowników internetu, Sławomir Wikariak w wyjaśnieniach z 13 stycznia pisał: "Ze zdumieniem czytałem coraz więcej artykułów o tym, że nowe prawo zapewni służbom dostęp do wiadomości wysłanych e-mailem czy też za pośrednictwem komunikatorów. (...) Nie mam zielonego pojęcia, skąd wziął się ten przekaz. Opisując projekt ustawy - Prawo telekomunikacji elektronicznej - ostrzegałem przed zwiększeniem zakresu danych, do których dostęp będą miały służby, ale nigdzie nie napisałem, że nowe przepisy dadzą im prawo do czytania bez kontroli e-maili czy też wiadomości przesyłanych komunikatorami. (...) W rzeczywistości chodzi o dane identyfikujące użytkownika w sieci (np. numer IP) oraz informacje skąd przesyłał wiadomość, kiedy to zrobił i gdzie się wówczas znajdował. To one mają podlegać retencji i to do nich nieograniczony dostęp będą miały służby".

Te wyjaśnienia nie rozwiewają jednak obaw, czy nowe przepisy dadzą służbom prawo do czytania bez kontroli sądu e-maili i wiadomości przesyłanych komunikatorami. Bo w obecnym kształcie rodzą problemy interpretacyjne nawet wśród ekspertów. Wprawdzie to, co pisze Konfederacja - że służby będą miały "pełny wgląd, w czasie rzeczywistym, we wszystko, co przesyłają Polacy", a do kontroli nie będzie wymagana zgoda sądu - nie jest do końca prawdą, lecz tego typu interpretacje pojawiają się właśnie z powodu niejasności nowych przepisów. Prawnicy zwracają tu uwagę na dość niebezpieczny art. 43 nowego prawa.

"Dane retencyjne to nie jest treść wiadomości"

Rządowa ustawa Prawo komunikacji elektronicznej ma zastąpić obowiązujące obecnie Prawo telekomunikacyjne z 2004 roku. Obszerny dokument, liczący prawie 3,5 tys. stron, trafił do Sejmu na początku grudnia. Posiedzenie sejmowej komisji, do której teraz trafił projekt, zaplanowano na 24 stycznia. Największe emocje wywołują art. 43 i art. 47 nowej ustawy.

Zacznijmy od art. 47 - stanowi on: "Przedsiębiorca komunikacji elektronicznej (...) jest obowiązany na własny koszt 1) zatrzymywać i przechowywać na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej dane, o których mowa w art. 49 ust. 1, generowane w publicznej sieci telekomunikacyjnej lub przez niego przetwarzane, przez okres 12 miesięcy (...) 2) udostępniać dane, o których mowa w pkt 1, uprawnionym podmiotom, a także sądowi i prokuratorowi".

W tym przypadku jednak nie ma wątpliwości, że nie chodzi o dostęp służb do treści wiadomości czy rozmów, ponieważ wśród danych wymienionych w art. 49 ust. 1 są tylko dane "niezbędne do ustalenia zakończenia sieci, telekomunikacyjnego urządzenia końcowego oraz użytkownika końcowego inicjującego połączenie [oraz] do którego kierowane jest połączenie" oraz "niezbędne do określenia daty i godziny połączenia i czasu jego trwania, rodzaju połączenia, lokalizacji telekomunikacyjnego urządzenia końcowego, danych jednoznacznie identyfikujących użytkownika w sieci".

Doktor Paweł Litwiński, partner w kancelarii Barta Litwiński specjalizujący się w temacie ochrony danych osobowych, w analizie przesłanej Konkret24 zbiorczo nazywa powyższe dane "retencyjnymi", czyli podlegającymi archiwizacji. "To, w pewnym uproszczeniu, informacje o tym kto, z kim, kiedy się komunikował i jeżeli to możliwe, gdzie wtedy był" - wyjaśnia. I podkreśla:

Dane retencyjne to nie jest treść wiadomości, ale informacja o tym, że się komunikowano.

Prawnik zauważa jednak: "Takie dane i tak, mimo tego, że nie zawierają treści komunikacji, mają ogromną wartość dowodową, bo pozwalają na odtworzenie pewnych sieci powiązań i komunikowania się, która czasem wystarczy do postawienia określonych tez, np. w zakresie źródła przecieku".

Co więc jego zdaniem zmieniałoby w tym kontekście Prawo komunikacji elektronicznej? "Dzisiaj jest tak, że przepisy retencyjne mamy w Prawie telekomunikacyjnym i siłą rzeczy obejmują one usługi telekomunikacyjne. Służby mają więc 12 miesięcy na to, żeby sięgnąć po informacje o tym, kto się z kim komunikował – ale wyłącznie w ramach usług telekomunikacyjnych. A tymczasem coraz więcej komunikacji 'idzie' przez komunikatory internetowe czy po prostu pocztę elektroniczną" - wyjaśnia prawnik. "I właśnie tego dotyczą nowe przepisy retencyjne: rozszerza się obowiązek zatrzymywania i przechowywania danych o tym, kto się z kim komunikował, na usługi takie jak komunikatory internetowe czy poczta elektroniczna. Podkreślam: nie mówimy o zatrzymywaniu treści korespondencji, ale informacji o fakcie komunikowania się. Czyli tak, jak teraz można odtworzyć, kiedy w ciągu ostatnich 12 miesięcy dzwoniłem do mojej mamy, tak będzie można odtworzyć, kiedy się z nią komunikowałem przy pomocy poczty elektronicznej czy komunikatora" - tłumaczy.

Niejasny art. 43. Jak rozumieć "komunikat elektroniczny"?

Większy problem prawny budzi niejasny, art. 43 rządowego projektu. Napisano w nim, że "przedsiębiorca komunikacji elektronicznej (...) jest obowiązany do zapewnienia warunków technicznych i organizacyjnych dostępu i utrwalania" przez dziewięć państwowych służb (w tym policję, ABW i CBA) "komunikatów elektronicznych przesyłanych w ramach świadczonej publicznie dostępnej usługi telekomunikacyjnej" oraz wielu danych abonentów związanych z tymi komunikatami, m.in. numeru i danych lokalizacyjnych.

Czym są "komunikaty elektroniczne"? Jak wyjaśnia w odpowiedzi na pytania Konkret24 dr Bartosz Marcinkowski, prawnik specjalizujący się w danych osobowych z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, według projektu ustawy komunikat elektroniczny to: 'każda informacja wymieniana lub przekazywana między określonymi użytkownikami'. Z tego powodu prawnik stwierdza:

Wydaje się więc, że art. 43 może stanowić samodzielną podstawę pozyskiwania całości komunikatu elektronicznego, tj. też jego treści.

W takim rozumiem treść komunikatu elektronicznego to także treść maila. Tym bardziej, że - pisze dr Marcinkowski - "art. 43 jest szerszy niż art. 47, a relacje między nimi nie są jednoznaczne".

Na niejasność tego przepisu zwracano uwagę także w analizie na portalu Prawo.pl. Autorzy piszą w niej: "Jakie to będą dane, nie do końca wiadomo. Na pewno będzie wśród nich czas korzystania z usługi (zalogowanie i wylogowanie się z poczty) czy adres IP. Pytanie, czy w grę wchodzi również dostęp do treści wiadomości".

Twierdząco odpowiadał Jacek Kudła, ekspert w zakresie czynności operacyjno-rozpoznawczych, który w rozmowie z tym portalem przekonywał: "Takie unormowanie ustawowe pozwala przedsiębiorcy komunikacji elektronicznej na zgromadzenie nie tylko podstawowych danych, ale wszelkich danych związanych z przesyłaniem komunikatu elektronicznego. W przypadku stosowania tych najnowszych technologii, w trybie przepisu, o którym wyżej mowa, przedsiębiorca komunikacji elektronicznej może zgromadzić takie dane jak: zdjęcia i inne treści aplikacji przesyłane w formie komunikatu elektronicznego".

Podobnie uważa dr Adam Behan z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista z zakresu przestępczości komputerowej i ochrony informacji. - Pojęcie komunikatu można rozumieć bardzo szeroko, także jako np. maile. I nie mam wątpliwości, że służy będą stosować dla uzasadniania takiego dostępu maksymalnie szeroką wykładnie tego pojęcia – mówi w rozmowie z Konkret24.

24 godziny na "określenie sposobu realizacji". Ze zgodą sądu czy bez?

Przekaz upowszechniany przez Konfederację, że służby będą miały "pełny wgląd we wszystko, co przesyłają Polacy", a do kontroli nie będzie wymagana zgoda sądu" może wynikać z kolejnego budzącego kontrowersje zapisu - otóż w projekcie stoi, że "uprawniony podmiot wspólnie z przedsiębiorcą komunikacji elektronicznej, w terminie 24 godzin od momentu zgłoszenia zapotrzebowania na piśmie w postaci papierowej lub elektronicznej (...) określają sposób realizacji przez przedsiębiorcę komunikacji elektronicznej warunków dostępu i utrwalania".

Bartosz Marcinkowski nazywa to "szybką ścieżką realizacji dostępu". I zauważa: "Te 24 godziny mogą mieć krytyczne znaczenie z perspektywy sądowego nadzoru, a raczej jego braku, nad pozyskiwaniem danych przez organy państwa, a art. 43 wylicza aż 10 uprawnionych służb – od Policji po Krajową Administrację Sądową". Ekspert podkreśla, że w przepisie nie uwzględniono udziału sądu lub prokuratury.

Ale nie wszyscy tak sądzą (stąd różnice w interpretacji). Paweł Litwiński uważa, że "termin 24 godzin jest na ustalenie sposobu realizacji obowiązku udostępniania danych w ramach kontroli operacyjnej" - czyli że służby i tak będą musiały o wystąpić o zgodę sądu.

Obecnie wszystkie wymienione w ustawie służby już teraz mają dostęp do treści wiadomości, SMS-ów i rozmów telefonicznych - ale tylko w trybie wspomnianej kontroli operacyjnej. Oznacza to, że każda z uprawnionych instytucji, by uzyskać dostęp do takich danych, np. przez założenie podsłuchu, musi najpierw uzyskać zgodę właściwego prokuratora okręgowego lub prokuratora generalnego, a następnie sądu okręgowego. Co więcej, kontrolę operacyjną można stosować tylko w odniesieniu do 11 kategorii przestępstw, m.in. przestępstw przeciwko mieniu, ekonomicznych, przeciwko bezpieczeństwu powszechnemu, narkotykowych itd. Zdaniem dr. Pawła Litwińskiego w kwestii samej kontroli operacyjnej rządowy projekt nic nie zmienia:

Dostęp (do treści - red.) nadal będzie możliwy w przypadku, gdy określona służba jest uprawniona do stosowania kontroli operacyjnej i na dotychczasowych warunkach, czyli w praktyce za zgodą sądu.

"Zwyczajne niechlujstwo legislacyjne", "pojawi się bałagan"

Z jakiego powodu w procedowanym Prawie komunikacji elektronicznej pojawił się przepis o "zgłaszaniu zapotrzebowania" służb na dostęp do "komunikatów elektronicznych"? Tym bardziej, że zasady kontroli operacyjnej są już opisane w ustawie o Policji, w której jest mowa o "przesyłanej treści korespondencji, w tym za pomocą środków komunikacji elektronicznej", a nie o "komunikatach elektronicznych". Paweł Litwiński odpowiada:

Ja tego nie rozumiem, bo to zwyczajne niechlujstwo legislacyjne, gdyby to tak miało zostać uchwalone. Art. 43 powinien zastąpić tę regulację rozproszoną (z ustawy o Policji - red.), a te rozproszone przepisy trzeba uchylić.

Jego zdaniem art. 43 nadal nie zmienia jednak zasad kontroli operacyjnej, a tym samym dostępu służb do treści SMS-ów czy wiadomości z komunikatorów (czyli według niego nie wszystkich Polaków dotyczyłaby kontrola służb, jak podaje się teraz w niektórych przekazach). "Taki dostęp da kontrola operacyjna, która po stronie podmiotów uprawnionych się nie zmienia: nadal służba musi mieć przepis uprawniający do stosowania kontroli operacyjnej, żeby ją stosować i nadal co do zasady odbywa się to za zgodą sądu, a tych przepisów Prawo komunikacji elektronicznej nie zmienia. PKE zmienia wyłącznie to, że pojawia się nowy przepis dotyczący wszystkich przedsiębiorców komunikacji elektronicznej, zgodnie z którym mają oni umożliwić taką kontrolę operacyjną – ale można ją stosować tylko, gdy służba ma odpowiedni przepis kompetencyjny, a tych PKE nie zmienia" - uważa dr Litwiński.

Jeśli ustawa w tej wersji zostałaby przyjęta przez Sejm, w życie wszedłby artykuł, który może powielać to, co jest zapisane w ustawie o Policji. "Dwa sformułowania nie mogą dotyczyć tego samego. Nie można wykluczyć, że pojawi się bałagan" - mówił Wojciech Klicki w rozmowie z Wyborcza.biz.

Nie dla wszystkich prawników jest jednak jasne, że oba przepisy mówią o tym samym, ponieważ w art. 43 rządowego projektu nie ma przecież mowy o zgodzie sądu lub prokuratury na dostęp do danych. Dlatego dr Bartosz Marcinkowski podsumowuje obecną sytuację jednym zdaniem: "W mętnej wodzie łatwiej się pływa".

Aktualizacja: 25 stycznia 2023

Po publikacji artykułu, za pośrednictwem serwisu Kontakt24, jeden z czytelników zapytał, czy tak skonstruowane przepisy będą dotyczyć także firm zagranicznych oferujących usługi w Polsce i czy prawo będzie wobec nich skuteczne. "Czy jedynym skutkiem tej ustawy nie będzie odpływ firm świadczących usługi udostępniania miejsca na serwerze poza granice Polski, gdyż nawet Polscy klienci zaczną korzystać wyłącznie z serwerów zagranicznych" - zauważył.

Zapytaliśmy o to ekspertów. Doktor Paweł Litwiński potwierdza obawy internauty: "Tak, te przepisy będą dotyczyć wszystkich, więc i podmiotów mających siedzibę poza Polską. I tak, wobec tych zagranicznych będą słabo egzekwowalne" - napisał w odpowiedzi na pytanie Konkret24. "Może się zdarzyć tak, że jeżeli miałby powstać polski odpowiednik np. Signala czy innego Proton Maila (platformy oferujące szyfrowaną komunikację - red.), to będzie mniej konkurencyjny od jego zagranicznego odpowiednika" - dodał.

Spadek konkurencyjności polskich firm względem zagranicznych jako ewentualny skutek nowej ustawy przewidywał też w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" dr Łukasz Olejnik, niezależny badacz i konsultant prywatności. "Już dziś większość Polaków i tak korzysta z usług zagranicznych dostawców komunikatorów. Ci nie będą objęci ostrymi wymogami lub też będą niechętni do współpracy. Rykoszetem dostaną zatem polscy przedsiębiorcy, stając się niekonkurencyjni pod względem ochrony danych i prywatności. To doskonały sposób na uniemożliwienie powstawania w Polsce konkurencyjnych produktów IT" - zauważył ekspert.

Z kolei pytany przez Konkret24 dr Adam Behan dodaje, że już teraz zagraniczne firmy, takie jak Google czy Facebook, w dużym procencie przypadków odmawiają udostępniania informacji polskim sądom i to nawet w sprawach, w których te platformy wykorzystywano do popełniania przestępstw. - Nawet więc gdyby na przykład do Google zaczęły spływać zapytania z policji czy innych służb o udostępnienie treści czyichś maili, to, mając na uwadze projektowany kształt przepisów, które nie uzależniają nawet takiego wniosku od zgody sądu, zostaną po wstępnej weryfikacji automatycznie odrzucone. Generalnie ciężko się nawet spodziewać poważnej odpowiedzi na tak jawnie sprzeczne z podstawowymi wartościami konstytucyjnymi żądanie - ocenia ekspert. Zgadza się z sugestią czytelnika, że taka nieskuteczność działania w stosunku do zagranicznych firm może obniżyć konkurencyjność polskich podmiotów. Dodaje, że nawet polskie mogą znaleźć sposoby na ominięcie przepisów. - Gdyby takie rozwiązania zostały wprowadzone, to jest niemal pewne, że największe podmioty szybko znalazłyby sposób na ich obejście, łącznie z przeniesieniem serwerów za granice czy wyodrębnieniem części świadczonych usług do stworzonych dla takich celów podmiotów zależnych - sugeruje dr Behan.

Autorka/Autor:Michał Istel

Źródło: Konkret24

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock

Pozostałe wiadomości

Liderzy partii zachęcają swoich wyborców, by wzięli udział w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, kładąc nacisk na frekwencję w każdym okręgu. Bo w tych wyborach liczba głosów w okręgach jest szczególnie istotna.

Jeden dobry wynik w okręgu może zmienić sytuację partii w całym kraju. Dlaczego?

Jeden dobry wynik w okręgu może zmienić sytuację partii w całym kraju. Dlaczego?

Źródło:
Konkret24

Politycy Prawa i Sprawiedliwości przy okazji kampanii do europarlamentu co rusz wskazują, jakie niebezpieczeństwa grożą Polakom ze strony Unii Europejskiej. Nie zawsze to, co punktują, ma potwierdzenie w unijnych dokumentach. Tak jest w przypadku tezy Beaty Szydło, według której dyrektywa budynkowa nakazuje wymianę dofinansowanych z programu "Czyste powietrze" kotłów na gaz.

Beata Szydło o dyrektywie UE: kotły na gaz "będziecie musieli wyrzucić". Nieprawda

Beata Szydło o dyrektywie UE: kotły na gaz "będziecie musieli wyrzucić". Nieprawda

Źródło:
Konkret24

Minister w kancelarii prezydenta Wojciech Kolarski pouczał w radiowym wywiadzie, że to nie Rada Ministrów "wyznacza prezydentowi tematy i zakres rozmów" oraz że konstytucja "mówi o współdziałaniu". Co do współpracy prezydenta z rządem wypowiedział się już jednak kiedyś Trybunał Konstytucyjny. Przypominamy, co orzekł.

Współpraca prezydenta z rządem. Ministrowie Dudy vs wyrok Trybunału Konstytucyjnego

Współpraca prezydenta z rządem. Ministrowie Dudy vs wyrok Trybunału Konstytucyjnego

Źródło:
Konkret24

Zdaniem opozycji kandydujący do Parlamentu Europejskiego członkowie rządu "uciekają" z Polski - lecz według innych teorii mają tylko "pociągnąć wynik", by potem zrzec się mandatu europosła i wrócić na stanowiska. Czy to możliwe? A co z ich mandatami poselskimi? Sprawdziliśmy procedury.

Kandydują do PE. Kiedy stracą mandaty? Można się zrzec mandatu europosła i wrócić do Sejmu?

Kandydują do PE. Kiedy stracą mandaty? Można się zrzec mandatu europosła i wrócić do Sejmu?

Źródło:
Konkret24

Pracownicy konsulatu Ukrainy mieli prowadzić podziemną drukarnię i legalizować fałszywe ukraińskie paszporty - dowiadujemy się z rozpowszechnianego w mediach społecznościowych filmu. Ma on logo ukraińskiej organizacji rządowej i wygląda jak oficjalny materiał. Ale to fałszywka: zarówno pod względem informacyjnym, jak i montażowym.

Ukraiński konsulat, podziemna drukarnia, fałszywe paszporty. Nic się nie zgadza

Ukraiński konsulat, podziemna drukarnia, fałszywe paszporty. Nic się nie zgadza

Źródło:
Konkret24

Informacja, jakoby w Katowicach obywatele Ukrainy protestowali przeciwko poborowi do ukraińskiego wojska również tych mężczyzn, którzy są teraz w Polsce, wywołała komentarze w sieci. Nie jest prawdziwa, taki protest się nie odbył. Ten fake news jest jednak wykorzystywany teraz w antyukraińskiej narracji.

Ukraińcy przeciwko poborowi mężczyzn przebywających w Polsce? Takiego protestu nie było

Ukraińcy przeciwko poborowi mężczyzn przebywających w Polsce? Takiego protestu nie było

Źródło:
Konkret24

"Czym ci biedni ludzie mają palić"? - komentują internauci, którzy uwierzyli w rzekomy nowy zakaz planowany w Unii Europejskiej. Krążący w sieci przekaz jest skutkiem sugestii zbudowanej na bazie tytułu jednego z tekstów w specjalistycznym serwisie. Uspokajamy: w UE nie ma takich planów.

Nowy "zakaz Unii Europejskiej" dotyczy ogrzewania pelletem i drewnem? Wyjaśniamy

Nowy "zakaz Unii Europejskiej" dotyczy ogrzewania pelletem i drewnem? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

 W Kanadzie za "mówienie dobrze o samochodach spalinowych" grozi "dwa lata odsiadki", bo to "propaganda antyklimatystyczna" - twierdzą bohaterowie nagrań, które mają tysiące wyświetleń w sieci. Po pierwsze, to nieprawda. Po drugie, internauci mylą promowanie paliw kopalnych z chwaleniem samochodu.

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

Źródło:
Konkret24

Polscy policjanci będą od maja sprawdzać legalność pobytu w Polsce Ukraińców w wieku poborowym i jeśli trzeba, "eskortować" ich do ukraińskiej ambasady - taki przekaz rozpowszechniają polscy internauci. Nie jest to prawda, a film pokazywany jako rzekomy dowód jest klasyczną fałszywką.

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Źródło:
Konkret24

Wielu internautów wierzy w rozpowszechniany w sieci przekaz, jakoby środki z Krajowego Planu Odbudowy zostały nam wypłacone po bardzo zawyżonym kursie i że Polska będzie spłacała to przez pół wieku. Tyle że to nieprawda.

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Źródło:
Konkret24

Miliony wyświetleń w mediach społecznościowych ma nagranie pokazujące, jak mężczyzna podbiega do zatkniętej w polu flagi Autonomii Palestyńskiej, kopie ją - i tym samym aktywuje ukrytą bombę. Czy to się zdarzyło naprawdę? Czy film jest prawdziwy? Czy on przeżył? Internauci pytają, a udzielane odpowiedzi są rozbieżne. Wyjaśniamy więc.

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

Źródło:
Konkret24

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski uważa, że nikt nie będzie mógł go zastąpić, jeśli zostanie zawieszony po ewentualnym postawieniu przed Trybunałem Stanu. Przestrzega, że nie będzie komu podpisywać dokumentów, a rynek medialny zostanie wręcz "zatrzymany", tak jak i działania koncesyjne. Prawnicy oceniają, że przewodniczący KRRiT się myli.

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Źródło:
Konkrtet24

Po głośnej imprezie w hotelu poselskim Łukasz Mejza tłumaczył z mównicy sejmowej, że w nocy bronił "tradycji polegających na wspólnym, chóralnym śpiewaniu". A w rozmowie z TVN24 tłumaczył się całodniową pracą w sejmowych komisjach i na posiedzeniach. Sprawdziliśmy więc aktywność parlamentarną tego posła PiS. Nie jest to długa analiza.

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Źródło:
Konkret24

To nie ściema kampanijna - tłumaczył minister nauki Dariusz Wieczorek, pytany o obiecane przez Lewicę tysiąc złotych dla studenta. I wyjaśniał, że nie była to obietnica, że "to jest pewien błąd, który wszyscy popełniamy". Przypominamy więc, kto z Lewicy publicznie obiecywał to w kampanii wyborczej.

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Źródło:
Konkret24

"Wystarczy spojrzeć na dane historyczne i zobaczyć, że zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i Platforma Obywatelska, to frekwencja jest niższa" - przekonywał dzień po drugiej turze wyborów samorządowych szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek. Dane PKW o frekwencji nie potwierdzają jego słów.

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Źródło:
Konkret24

Politycy Prawa i Sprawiedliwości forsują w mediach przekaz, że wraz z powrotem Donalda Tuska na fotel premiera źle się dzieje na ryku pracy. Mateusz Morawiecki jako "dowód" pokazuje mapę z firmami, które zapowiedziały zwolnienia grupowe. Jak sprawdziliśmy, takich zwolnień nie jest więcej, niż było za zarządów Zjednoczonej Prawicy. Eksperci tłumaczą, czego są skutkiem.

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Źródło:
Konkret24

"Ukraińcy mają większe prawa w Polsce niż Polacy" - stwierdził jeden z internautów, który rozsyłał przekaz o przyjęciu przez Senat uchwały "o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi". Posty te zawierają szereg nieprawdziwych informacji.

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

Źródło:
Konkret24

"Coś się szykuje" - przekazują zaniepokojeni internauci, rozsyłając zdjęcie zawiadomienia o wszczęciu postępowania administracyjnego w sprawie samochodu jako świadczenia na rzecz jednostki wojskowej. Uspokajamy: dokument wygląda groźnie, lecz nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym.

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Źródło:
Konkret24

Po pogrzebie Damiana Sobola, wolontariusza, który zginął w izraelskim ostrzale w Strefie Gazy, internauci zaczęli dopytywać, co wokół jego trumny robiły swastyki i czy były prawdziwe. Sprawdziliśmy.

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Tysiące wyświetleń w mediach społecznościowych ma fotografia dwóch mężczyzn jedzących coś na ulicy przed barem. Jeden to prezydencki doradca Marcin Mastalerek, drugi stoi bokiem, twarzy nie widać. Internauci informują, że to prezydent Duda, który podczas pobytu w Nowym Jorku poszedł ze swoim doradcą na pizzę do baru. Czy na pewno?

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Źródło:
Konkret24

Według krążącego w sieci przekazu po zmianie prawa Ukraińcom łatwiej będzie uzyskać u nas kartę pobytu na trzy lata. A to spowoduje, że "do Polski będą ściągać jeszcze większe ilości Ukraińców". Przekaz ten jest manipulacją - w rzeczywistości planowane zmiany mają uniemożliwić to, by wszyscy Ukraińcy mogli uzyskiwać karty pobytu i pozostawać u nas trzy lata.

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

Źródło:
Konkret24