Politycy Zjednoczonej Prawicy przedstawiają różne argumenty, próbując przekonać, że ustawa "lex Tusk" jest zgodna z praworządnością, że nie narusza praw obywateli i nie łamie Konstytucji RP. Wiele tych twierdzeń nie jest zgodne z prawdą. Wyjaśniamy, jak rządzący manipulują opinią publiczną.
Ustawa "lex Tusk" jest ostro krytykowana nie tylko w Polsce przez partie opozycyjne, prawników i ekspertów, ale także zagranicą. W Parlamencie Europejskim zorganizowano 31 maja debatę poświęconą tej ustawie. "Mamy do czynienia z zagrożeniem dla podstaw Unii Europejskiej" – mówił europoseł Juan Fernando Lopez Aguilar (Socjaliści i Demokraci).
Prezydent Andrzej Duda w poniedziałek 29 maja podpisał ustawę o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022 - zwaną "lex Tusk". Od razu zapowiedział, że skieruje ją w tzw. trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego, by ten orzekł, czy jej zapisy są zgodne z Konstytucją RP. Ustawa dzień później została ogłoszona w Dzienniku Ustaw, a 31 maja weszła w życie. 1 czerwca prezydent zapewniał na Twitterze, że wniosek do trybunału trafi "w ciągu nie dalej niż 2 tygodni".
Ale w piątek 2 czerwca prezydent ogłosił, że przygotował nowelizację ustawy o komisji do spraw zbadania rosyjskich wpływów, a projekt zostanie złożony jeszcze tego samego dnia. Podał, jakie trzy zmiany zaproponuje. - Chcę, żeby w tej komisji nie było członków parlamentu i będzie to w mojej propozycji wyraźnie zapisane, że ani posłowie, ani senatorowie w tej komisji zasiadać nie mogą - mówił prezydent. Ponadto chce zaproponować zmiany w kwestii sądu administracyjnego, "który wzbudził kontrowersje". - Proponuję, aby środek odwoławczy od decyzji podejmowanej przez komisję kierowany był do sądu apelacyjnego - stwierdził. Tłumacząc dalej, podkreślił: - Więc nie sąd administracyjny, tylko sąd powszechny z możliwością również wniesienia środka odwoławczego od orzeczenia sądu wydanego w pierwszej instancji, bo sąd apelacyjny będzie tutaj działać jako sąd pierwszej instancji.
Trzecia zmiana ma dotyczyć powszechnie krytykowanych środków zaradczych. - Proponuję, żeby te środki zaradcze zostały zlikwidowane i proponuję, aby na ich miejsce pozostało tylko stwierdzenie komisji, że osoba wobec której ustalono, że działała pod rosyjskimi wpływami, nie daje rękojmi należytego wykonania czynności w interesie publicznym - powiedział prezydent. - Element, który już obecnie jest w ustawie, ale żeby był on głównym przedmiotem stwierdzenia komisji, jeśli komisja ustali wpływ rosyjski - dodał.
Premier Mateusz Morawiecki zapytany tego samego dnia, czy wiedział o przygotowywanej nowelizacji, odpowiedział: - Nie, nie wiedziałem. Nie przeczytałem jeszcze komunikatu z oświadczenia pana prezydenta. Zapoznam się z tym później.
Bo przez cały tydzień w odpowiedzi na zarzuty wobec "lex Tusk" politycy rządzący, sprzyjający im publicyści i eksperci bronili ustawy - i przedstawiali fałszywe argumenty na to, że komisja powstała na jej podstawie nie będzie niczym nowym w polskim ustroju prawnym, a sama ustawa nie narusza konstytucji.
Przedstawiamy kłamstwa i manipulacje, którymi posługiwali się rządzący, usprawiedliwiając uchwalenie "lex Tusk".
1. Takiej komisji domagał się Donald Tusk
To przecież sam Donald Tusk w październiku zeszłego roku przyszedł z propozycją komisji, która miałaby zbadać rzekome rosyjskie wpływy, no więc proszę bardzo: mówisz, masz.
Przekaz, że "sam Tusk chciał takiej komisji", jest jednym z najczęściej powtarzanych – i jest manipulowaniem opinii publicznej. O tym, że "przecież sam [Donald Tusk] był zwolennikiem takiej komisji", mówił też w Polskim Radiu 24 w dniu podpisania ustawy przez prezydenta senator Stanisław Karczewski, przekonując, że stworzenie tego ciała odpowiada na potrzeby zgłaszane przez opozycję.
Zapewne chodzi o wystąpienie Donalda Tuska z 18 października 2022 roku. Lider PO odniósł się wtedy do publikacji "Newsweek Polska", według której wspólnik Marka Falenty skazanego za zorganizowanie tzw. afery podsłuchowej zeznał, że taśmy z restauracji Sowa i Przyjaciele najpierw trafiły do Rosjan. Tusk mówił: "Kiedy tylko rozpoczęła się sprawa pana Falenty, uprzedzałem także w Sejmie publicznie, że Kaczyński i PiS dają się wmontować poprzez działania rosyjskich służb specjalnych, a także polskich, rodzimych aferzystów, w scenariusz pisany cyrylicą, w scenariusz pisany obcym alfabetem. Dzisiaj co do tego nie mamy już żadnych wątpliwości". I dalej: "Jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, aby wyjaśnić… Nie chcę tutaj wzywać do tego, bo to takie ograne by się wydawało, czyli do powołania komisji śledczej… Ale uważam, że dzisiaj nie mamy innego wyjścia, ponieważ prokuratura nie jest godna zaufania. (…) W tej konkretnej sytuacji chyba tylko komisja śledcza, niezależna od pana Ziobry i pana Kaczyńskiego, mogłaby wyjaśnić na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u. (…) Wzywam was do powołania komisji śledczej, żeby nikt nie mógł snuć domysłów, że tak naprawdę władza PiS-u została zamontowana tutaj przez rosyjskie służby".
Donald Tusk jasno zaapelował więc o powołanie sejmowej komisji śledczej, czyli organu działającego na podstawie Konstytucji RP i ustawy o sejmowej komisji śledczej. A te przepisy znacznie się różnią od "lex Tusk". Lider PO nie mówił o komisji powołanej nową ustawą, w dodatku nadającą nowemu ciału niezmiernie szerokie uprawnienia. Według Tuska komisja śledcza miała wyjaśnić, "na czym polega wpływ rosyjskich służb na energetyczną politykę PiS-u", a nie np. stosować środki zaradcze zapisane w "lex Tusk".
2. Komisja z "lex Tusk"- to samo co komisja śledcza
Z manipulacji opisanej wyżej wypływa kolejny fałszywy przekaz forsowany przez rządzących: że powstała na podstawie "lex Tusk" komisja nie różniłaby się od komisji śledczej, której powołania domagał się Tusk. "Zastanawia wczorajsza frustracja Tuska, skoro sam prosił, o jej powołanie" - napisała 27 maja na Twitterze europosłanka PiS Beata Mazurek. A skoro "prosił", no to ma - co ma znaczyć, że właśnie taką (jak śledcza) będzie ta komisja tworzona na podstawie "lex Tusk".
To nie jest prawdą - komisja do zbadania rosyjskich wpływów nie będzie komisją śledczą. Przede wszystkim: komisja śledcza jest organem Sejmu i działa na podstawie jego regulaminu, który ma rangę ustawy. Jest niezależna od rządu. Podczas gdy komisja ds. wpływów będzie działać na podstawie regulaminu nadawanego przez premiera zarządzeniem, a więc aktem prawnym niskiej rangi. Będzie też finansowana z budżetu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Miałaby prawo do zgłaszania swoich propozycji pod obrady Rady Ministrów - co czyniłoby ją organem quasi-rządowym.
Komisja śledcza i planowana komisja do zbadania wpływów różnią się ponadto: sposobem powoływania; sposobem wyboru składu; wymaganiami wobec członków komisji; wyłączeniem odpowiedzialności członków komisji; prawami osób powoływanych przed oblicze komisji; ewentualnymi karami nakładanymi na świadków, czy strony za niestawienie się, bądź odmowę zeznań; rodzajami decyzji i sposobem ich podjęcia; kadencją; sposobem raportowania ze swoich prac.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Komisja z "lex Tusk" a sejmowa komisja śledcza: główne różnice
3. Komisja z "lex Tusk" taka sama jak weryfikacyjna warszawska
Ta komisja została powołana dokładnie na takich samych zasadach i jest tak samo skonstruowana jak komisja, która już wcześniej została powołana w polskim parlamencie, pracuje - i mam na myśli komisję reprywatyzacyjną.
Ten przekaz również należy do częstych wśród polityków PiS. Zaraz po ogłoszeniu decyzji prezydenta rzecznik PiS Rafał Bochenek napisał na Twitterze: "Komisja ta będzie działała tak jak komisja ds. złodziejskiej reprywatyzacji w Warszawie, a jej decyzje będą mogły być kontrolowane przez sądy".
Ani komisja do zbadania rosyjskich wpływów, ani komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji w Warszawie nie są sejmowymi komisjami śledczymi - dla obu uchwalono specjalne ustawy. Są w nich podobne zasady, na przykład obie wydają decyzje, od których nie można się odwołać do sądów powszechnych, lecz jedynie do sądu administracyjnego. Jednak nie można mówić, że planowana speckomisja będzie taka sama jak weryfikacyjna - bo różnice są poważne.
Do jednych z zasadniczych różnic należy to, że komisja do zbadania rosyjskich wpływów może stosować środki zaradcze, np. dla funkcjonariuszy publicznych lub członków kadry kierowniczej wyższego szczebla zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na 10 lat. Komisja weryfikacyjna nie ma takiej możliwości, jej kompetencje odnoszą się do samych decyzji reprywatyzacyjnych: może utrzymać je w mocy, uchylić w całości lub w części, przekazać do ponownego rozpatrzenia lub stwierdzić nieważność.
Komisja powołana na podstawie "lex Tusk" miałaby dostęp do większego zasobu informacji, także informacji niejawnych, w tym danych telekomunikacyjnych, pocztowych i internetowych od Komendanta Głównego Policji, informacji z działań operacyjnych czy informacji chronionych tajemnicą zawodową. Komisja weryfikacyjna nie ma takich uprawnień. Dokumentacja komisji do zbadania rosyjskich wpływów w myśl ustawy nie stanowi informacji publicznej - o dokumenty komisji reprywatyzacyjnej może wystąpić każdy obywatel. Szerzej o tym, czym różnią się obie komisje, opisaliśmy w Konkret24.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Bochenek: komisja z "lex Tusk" taka jak reprywatyzacyjna. Nieprawda
4. W innych krajach istnieją podobne komisje, np. we Francji i Niemczech
Jest taka komisja we Francji. Przesłuchiwała już chociażby byłego premiera Fillona, przesłuchiwała panią Marine Le Pen. Mamy taką komisję – akurat do spraw Nord Stream – powołaną w Meklemburgii–Pomorzu Przednim w Niemczech, w landzie niemieckim.
Proszę pamiętać, że taka komisja powstała i funkcjonuje już we Francji. Stawał przed nią zresztą jeden z byłych kolegów pana [Donalda] Tuska, premier François Fillon.
Zestawianie polskiej komisji do zbadania rosyjskich wpływów z komisjami we Francji i Niemczech jest wprowadzaniem w błąd opinii publicznej. W przeciwieństwie do polskiej speckomisji tworzonej specjalną ustawą, francuska i niemiecka są parlamentarnymi komisjami śledczymi - co oznacza, że mają uregulowanie w systemie prawnym i konstytucjach obu krajów. Czyli obie te komisje odpowiadają przed parlamentem i zapewniono w nich udział wszystkich partii według rozkładu sił w parlamencie. W przypadku polskiej komisji takich gwarancji nie ma. Powstały na podstawie "lex Tusk" organ zostałby powołany z naruszeniem art. 10 ust. (ust. 1 i 2) Konstytucji RP dotyczącego podziału i równowagi władzy.
Najważniejszą różnicą jest jednak ta, że polska komisja miałaby możliwość karania - a dokładnie: stosowania środków zaradczych takich jak np. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na 10 lat dla funkcjonariuszy publicznych lub członków kadry kierowniczej wyższego szczebla. Komisje we Francji i Niemczech nie mają takich uprawnień: w przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa mogą jedynie przekazać informacje organom ścigania, a te rozpocząć zwykłą ścieżkę prawną. Ustawa "lex Tusk" nie przewiduje drogi prawnej zgodnej z art. 42 polskiej konstytucji.
Wchodząc w szczegóły: francuska komisja (której pełna nazwa to: Komisja śledcza w sprawie ingerencji politycznych, gospodarczych i finansowych obcych mocarstw - państw, organizacji, przedsiębiorstw, grup interesu, osób prywatnych - mających na celu wywarcie wpływu lub skorumpowanie liderów opinii, przywódców lub francuskich partii politycznych) została powołana przez opozycję i to członek opozycyjnej partii jest jej przewodniczącym. Zgodnie z francuskim prawem działała tylko pół roku i zakończyła działalność 1 czerwca wydaniem końcowego raportu.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: PiS o komisji z "lex Tusk": taka jak we Francji. Nie, zupełnie inna
Niemiecka komisja jest jeszcze bardziej nieporównywalna do polskiej, ponieważ powstała w parlamencie jednego landu - Meklemburgii-Pomorza Przedniego - i ma zbadać tylko jedną sprawę: działalność Fundacji Meklemburgii-Pomorza Przedniego na rzecz Ochrony Klimatu i Środowiska. Ta organizacja na różne sposoby wspierała spółkę budującą gazociąg Nord Stream 2, więc komisja ma zbadać, czy nie miała powiązań politycznych lub biznesowych z Rosją. Jej kompetencje ograniczają się do wydawania opinii i rekomendacji, a nie stosowania środków zaradczych usuwających konkretnych ludzi z życia publicznego, jak będzie to mogła robić polska spec komisja.
5. Ustawa "lex Tusk" jest zgodna z konstytucją
Ja tych wątpliwości (konstytucyjnych - red.) nie widzę, ale oczywiście nie będę się wypowiadał ani za Trybunał, ani za pana prezydenta.
Każdy prawnik wie, że każda ustawa cieszy się domniemaniem konstytucyjności tak długo, dopóki Trybunał Konstytucyjny nie orzeknie, że jest niekonstytucyjna. W związku z tym ta ustawa jest w pełni konstytucyjna. Przeszła trzy czytania. Przeszła legalny, demokratyczny proces legislacyjny w Sejmie.
Politycy PiS mówią nieprawdę, przekonując, że "lex Tusk" nie łamie polskiej ustawy zasadniczej. Bo właśnie zarzut niekonstytucyjności "lex Tusk" jest najpoważniejszym ze stawianych. "Generalnie można powiedzieć, że ona jest niezgodna z konstytucją nieomal w każdym miejscu" – mówił w TVN24 Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. "Jak możemy oddać w ręce polityków czy nominatów politycznych możliwość stosowania tak daleko idących narzędzi kontroli. To jest sprzeczne z jakimikolwiek standardami i z konstytucją. Wkracza w nasze prawa obywatelskie" – komentował również w TVN24 Piotr Gąciarek, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, wiceprezes stołecznego oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, wskazali aż 17 przepisów ustawy zasadniczej, które zostały naruszone. To artykuły: 2, 7, 10, 17, 32, 41, 42, 45, 50, 51, 54, 61, 78, 105, 175, 176 oraz 198 Konstytucji RP. Najwięcej przepisów z "lex Tusk" narusza art 2 ustawy zasadniczej: "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". Wskazywali między innymi na nieostre pojęcia, pozwalające na dowolne interpretacje; wyłączenie odpowiedzialności członków komisji za prace na jej rzecz; nakładanie przez komisję środków zaradczych i zbyt krótkie vacatio legis.
CZYTAJ WIĘCEJ w KONKRET24: Które artykuły Konstytucji RP narusza ustawa "lex Tusk"
6. Ustawa "lex Tusk" nie narusza trójpodziału władzy
[Komisja z ustawy "lex Tusk"] nie narusza trójpodziału władzy z prostej przyczyny: ponieważ na koniec decyzja w tej sprawie może być zaskarżona do sądu i sąd rozstrzyga w tej sytuacji.
Trójpodział władzy jest zapisany w polskiej konstytucji - w art. 10 ust. 1 i 2: "Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały".
Na złamanie tej zasady w "lex Tusk" zwracali uwagę prawnicy, z którymi rozmawiał Konkret24. Doktor Marcin Krzemiński z Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Jagiellońskiego tłumaczy, że artykuł ustawy "lex Tusk" afiliujący komisję przy premierze i dający premierowi prawo wyboru przewodniczącego wiąże komisję z władzą wykonawczą, zaś artykuł przewidujący wybór członków przez Sejm - z władzą ustawodawczą.
Przede wszystkim jednak komisja utrzymała uprawnienia do wydawania decyzji m.in. dotyczących środków zaradczych - co wchodzi w obszar władzy sądowniczej. "Do wymierzania sprawiedliwości są powołane organy wymiaru sprawiedliwości. I nie zmienia tego faktu to, że środek, o jakim mówimy, nazwano środkiem zaradczym, a nie karą" – tłumaczył w TVN24 prof. Marcin Wiącek, Rzecznik Praw Obywatelskich. Ostrzegając w grudniu 2022 roku o niekonstytucyjności ustawy, podkreślał, że zgodnie z konstytucją to sądy, a nie administracja publiczna, wymierzają sprawiedliwość i tylko one w świetle konstytucji mogą uchylić prawomocnym orzeczeniem zasadę domniemania niewinności. "Zaproponowane w tym zakresie rozwiązanie ustawodawcze pozostaje też w kolizji z konstytucyjną zasadą podziału władzy (art. 10 Konstytucji RP)" - pisał.
Konstytucjonalistka z Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego dr Monika Haczkowska tłumaczyła w TVN24: "Sam przebieg takiego postępowania (przed komisją – red.), skład tej komisji, zakres jej działania i w ogóle to, że decyduje o powołaniu tej komisji prezes Rady Ministrów, także i Sejm wyłaniający członków - to oznacza, że mamy do czynienia z wkroczeniem w trójpodział władzy".
7. Można się odwołać od decyzji komisji
Możliwe odwołanie od decyzji komisji. WSA może nawet wstrzymać wykonalność decyzji Komisji do czasu rozpatrzenia sprawy.
To manipulacja. Rzeczywiście, jak wynika z ustawy prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, od wydanych przez komisję decyzji przysługuje skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Tyle że art. 15 ust. 4 "lex Tusk" mówi wyraźnie, że w toku administracyjnym decyzje administracyjne, postanowienia i uchwały komisji są ostateczne. Oznacza to, że nad tą właśnie komisją nie ma żadnego nadrzędnego organu, do którego można się odwołać.
Zdaniem prawników jest to niezgodne z ustawą zasadniczą. "Konstytucja przewiduje bowiem jako zasadę, że decyzje administracyjne mogą być zaskarżane. Dopuszcza ona wyjątki od tej zasady, ale muszą one być racjonalnie uzasadnione. Ustawa wyłącza natomiast możliwość zaskarżania decyzji Komisji do innego organu" – komentował w przesłanej Konkret24 opinii dr Mateusz Radajewski, konstytucjonalista z Wydziału Prawa i Komunikacji Społecznej, Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.
Według "lex Tusk" nie będzie możliwości odwołania czy złożenia zażalenia do innego organu na decyzje komisji o nałożeniu grzywien za niestawienie się lub odmowę zeznań. Będzie można złożyć zażalenie do sądu rejonowego na decyzję prokuratora o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu, gdy ktoś nie będzie chciał się stawić. I tylko w tym momencie - według prof. Marcina Wiącka, Rzecznika Praw Obywatelskich - będzie możliwość, by legalność powstania komisji mogłaby być skontrolowana przez sądy powszechne.
Co ciekawe, sądząc po wystąpieniu z 2 czerwca, ten problem zdaje się już rozumieć prezydent Andrzej Duda, który tego dnia mówił: "Ta ustawa ('lex Tusk') przewiduje możliwość odwołania się od werdyktu komisji do sądu. Przewiduje, ponieważ taką formułę przewiduje ogólnie polski system prawny - w tej postaci, że od każdej decyzji administracyjnej, jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, przysługuje skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego. (...) W związku z powyższym nie trzeba było w tej ustawie wprowadzać takiego rozwiązania, jeżeli ustawodawca zamierzał wprowadzić zasadę, że ta skarga obowiązuje na zasadach ogólnych, ponieważ ona po prostu obowiązuje i już. (...) W istocie zatem nie ma żadnych wątpliwości, dla żadnego uczciwie patrzącego prawnika i znającego się na rzeczy, że droga sądowa w tej sprawie istnieje". Tylko że zaraz dodał: "Oczywiście była podnoszona kontrowersja i jest podnoszona kontrowersja przez niektórych prawników, czy droga administracyjna, w sensie sądowo-administracyjnym, jest tutaj drogą adekwatną w sytuacji, gdybyśmy wzięli pod uwagę specyfikę działania sądów administracyjnych, które zajmują się badaniem tylko i wyłącznie legalności, a więc zgodności z prawem wydanych decyzji i działania organów administracji publicznej, nie mogą badać sprawy merytorycznie. I to jest kwestia do dyskusji".
Tu dotknął sedna manipulacji obrońców "lex Tusk", przekonujących, że można się odwołać od decyzji komisji. Bo po skardze do wojewódzkiego sądu administracyjnego ten może tylko ocenić, czy decyzja komisji została podjęta zgodnie z procedurami. Sąd administracyjny nie oceni co do meritum, czyli czy dana osoba rzeczywiście podejmowała decyzje pod wpływem rosyjskim, czym działała na szkodę interesów Polski. W dodatku złożenie skargi nie wstrzymuje wykonalności wydanej decyzji. Wstrzymać ją może jedynie sąd lub sama komisja. Dlatego Helsińska Fundacja Praw Człowieka zwraca uwagę na iluzoryczność kontroli sądów administracyjnych. Wyjaśnialiśmy to w Konkret24.
8. Jest zachowana kontrola sądowa
Tutaj będzie w tej sprawie wypowiadał się sąd i w moim przekonaniu jest to bardzo silna gwarancja konstytucyjna, co do możliwości odwołania się do dwuinstancyjnego sądowego.
Na koniec jest kontrola sądowa decyzji, które podejmuje ta komisja. W związku z tym nie jest prawdą, że tutaj nie ma możliwości sądowej kontroli rozstrzygnięć tej komisji.
To twierdzenie jest powiązane z tym opisanym powyżej. "Można się odwołać od decyzji komisji", "jest kontrola sądowa" - to po prostu nieco inne ujęcia tego samego fałszywego argumentu, że jeśli chodzi o prawo obywatela do sprawiedliwego i jawnego sądu (co gwarantuje art. 45 ust. 1 Konstytucji RP), ustawa "lex Tusk" to gwarantuje.
Ale to nieprawda. Wspomniany artykuł konstytucji mówi, że "każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd". W ten artykuł zdaniem dr. Marcina Krzemińskiego z Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Jagiellońskiego godzi art. 25 "lex Tusk": "nie przewidując odwołania do sądu powszechnego od kary grzywny nałożoną przez komisję, a wysokość grzywien może godzić wątpliwości co do proporcjonalności naruszenia prawa własności 'skazanego' przez komisję na grzywnę". Jego zdaniem art. 45 konstytucji naruszają też art. 36 i art. 37 ustawy "lex Tusk" przewidujące nałożenie środków zaradczych. "W dużej mierze są tożsame ze środkami karnymi orzekanymi przez sądy i sankcjami przewidzianymi za delikt konstytucyjny oraz wymierzanymi przez Trybunał Stanu" - wyjaśnia ekspert.
Natomiast na czym polega manipulacja w przypadku tezy o kontroli sądowej, wyjaśniliśmy krótko powyżej. Otóż "lex Tusk" przewiduje, że wobec osób, co do których uznano, że podejmowały decyzje, ulegając rosyjskim wpływom, komisja może orzec środki zaradcze: cofnięcie na 10 lat poświadczenia bezpieczeństwa (czyli odebrać dostęp do tajnych dokumentów); 10-letni zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi; cofnięcie pozwolenia na broń lub wydanie zakazu posiadania broni na okres do dziesięciu lat. Ponieważ będzie organem administracji publicznej, jej decyzja o nałożeniu tych środków będzie decyzją administracyjną. Tak więc będzie można złożyć na nią skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego - tylko że ten są będzie badał jedynie legalność decyzji, a nie jej meritum. Nie może dokonywać własnych ustaleń faktycznych.
Konstytucjonaliści podkreślają, że demokratycznym standardem jest, że jeśli decyzje administracyjne dotykają podstawowych praw jednostki, to odwołania rozpoznają sądy powszechne (są nimi sądy rejonowe, okręgowe i apelacyjne), a nie administracyjne (wojewódzkie sądy administracyjne, Naczelny Sąd Administracyjny). To sądy powszechne mogą przeprowadzać całe postępowanie, badać wszystkie jego aspekty, wzywać świadków na przesłuchania itp.
W dodatku decyzja komisji będzie od razu obowiązywała. O jej wstrzymaniu (w całości lub w części) będzie mogła zdecydować sama komisja (na wniosek lub z urzędu - pytanie, czy będzie chciała) lub sąd (tylko na wniosek), ale dopiero wtedy, gdy trafią do niego akta sprawy z komisji. Warto dodać, że skargę do WSA będzie można złożyć tylko poprzez komisję. Jeżeli ani sąd, ani komisja nie wstrzymają decyzji komisji np. o nałożeniu na dziesięć lat zakazu pełnienia funkcji publicznych, związanych z wydawaniem środków publicznych, będzie ona obowiązywać aż do prawomocnego wyroku sądowego, co może potrwać nawet kilka lat.
CZYTAJ WIĘCEJ w KONKRET24: Decyzje komisji "lex Tusk" ostateczne. Eksperci: kontrola sądu iluzoryczna
9. Sąd administracyjny bada kwestie procedur, ale też błędną merytorycznie wykładnię
W naszym systemie sądy administracyjne badają ZARÓWNO naruszenia przepisów postępowania (w tym te, które dotyczą prawidłowości oceny materiału dowodowego – co jest kluczowe dla ustaleń faktycznych), jak i naruszenia prawa materialnego (a więc – nieco upraszczając – to, czy ustalone fakty mieszczą się w zakresie przepisów, które określają czym jest działanie pod rosyjskim wpływem).
Prawnicy, z którymi się konsultowaliśmy, podkreślają, że sąd administracyjny będzie badać tylko legalność wydania decyzji przez speckomisję, prawidłowość zastosowania przepisów prawnych (zarówno proceduralnych jak i materialnych) - ale nie meritum. Sąd administracyjny nie będzie więc oceniał, czy dana osoba rzeczywiście podejmowała decyzje pod wpływem rosyjskim, czym działała na szkodę interesów Polski. Sąd administracyjny nie może dokonywać własnych ustaleń faktycznych, prowadzić całego postępowania, przesłuchiwać świadków, przeprowadzać dowodów (za wyjątkiem dowodów z dokumentu, ale to sytuacje marginalne).
"Proszę przestać kłamać. Sądowa kontrola administracji jest formalna, a nie merytoryczna, proszę nie mydlić ludziom oczu ‘mądrymi’ słowami o badaniu naruszeń prawa materialnego, skoro sąd nie bada stanu faktycznego. Stworzyliście polityczny sąd ludowy bez żadnej realnej kontroli. Stop kłamstwu" – odpisała na Twitterze wiceministrowi Jabłońskiemu adwokatka Dorota Brejza, żona posła Platformy Obywatelskiej – Krzysztofa Brejzy.
10. Skarga do WSA automatycznie wstrzymuje decyzje wydane przez komisję
Werdykt komisji nie będzie wykonywany, dopóki sąd sprawy nie rozstrzygnie.
Decyzje komisji nie są natychmiast wykonalne, więc jeżeli jest wszczęte postępowanie sądowe, to bez prawomocnego wyroku sądu nie zostaną wykonane.
Złożenie skargi do WSA wstrzymuje wykonanie decyzji Komisji.
Wszystkie trzy powyższe cytaty nie są zgodne z prawdą. W "lex Tusk" zapisano, że decyzje komisji są ostateczne. Komisja będzie organem administracji publicznej - więc na jej decyzje można złożyć skargę do sądu administracyjnego. A w prawie o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, w art. 61 par. 1 ustawy, czytamy: "Wniesienie skargi nie wstrzymuje wykonania aktu lub czynności".
Oznacza to, że nałożenie przez komisję środka zaradczego działa od razu.
O wstrzymaniu decyzji komisji (w całości lub w części) będzie mogła zdecydować ona sama (na wniosek lub z urzędu - pytanie, czy będzie chciała) lub sąd (tylko na wniosek) - ale on dopiero wtedy, gdy trafią do niego akta sprawy z komisji i tylko, jeżeli zachodzi niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków.
Jeżeli ani sąd, ani komisja nie wstrzymają decyzji komisji, będzie ona obowiązywać aż do prawomocnego wyroku sądowego. To może potrwać nawet kilka lat.
11. Komisja będzie się składać z reprezentantów wszystkich partii w Sejmie
Nie mamy nic do ukrycia, przecież ta komisja będzie składała się z reprezentantów wszystkich partii politycznych zasiadających w Sejmie.
W ustawie "lex Tusk" nie ma gwarancji, że w komisji do zbadania rosyjskich wpływów mają zasiadać przedstawiciele wszystkich partii politycznych w Sejmie. W art. 49 zapisano jedynie: "Kluby poselskie lub parlamentarne przedstawiają kandydatów na członków Komisji Marszałkowi Sejmu w terminie 14 dni od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy. (…) Głosowanie nad kandydatami na członków Komisji odbywa się na pierwszym posiedzeniu Sejmu po upływie terminu".
W przeciwieństwie do sejmowej komisji śledczej skład komisji z ustawy "lex Tusk" nie musi więc odzwierciedlać reprezentacji poszczególnych klubów i kół w Sejmie. Kluby mogą tylko zgłosić swoich przedstawicieli, ale ci muszą zostać zatwierdzeni przez Sejm zwykłą większością głosów - a tę w obecnej kadencji ma klub PiS. Mało tego: kandydaci nie muszą być posłami, jak również nie muszą mieć wyższego wykształcenia, jeśli posiadają "niezbędną wiedzę w zakresie funkcjonowania organów władzy publicznej".
12. Ustawa "lex Tusk" zapewnia transparentność działań komisji
Dla mnie w tej komisji najważniejsze jest to, że ona będzie pracowała transparentnie, że ona będzie pracowała w obecności mediów.
Prawnicy specjalizujący się w kwestii jawności życia publicznego, z którymi rozmawiał Konkret24, twierdzą, że "komisja nie jest transparentna, to wynika wprost z przepisów ustawy" (dr hab. Michał Bernaczyk) oraz że "nie wydaje się, by przy tych uwarunkowaniach regulacyjnych komisja faktycznie mogła działać transparentnie" (dr hab. Marlena Sakowska-Baryła).
Jako dwie główne przesłanki nietransparentności prac speckomisji eksperci wskazują wyłączanie jawności prac komisji i przepis mówiący o tym, że jej dokumentacja nie stanowi informacji publicznej. Chodzi o zapisy ustawy mówiące, że posiedzenia komisji są niejawne, a rozprawy jawne, lecz ich jawność może być wyłączona ze względu m.in. na bezpieczeństwo państwa czy moralność. Zaś art. 8. ust. 3 mówi, że "dokumentacja zgromadzona w toku postępowania Komisji nie stanowi informacji publicznej". "Generalnie z tych wszystkich przepisów dotyczących przejrzystości postępowania wynika, że przejrzystość nie będzie regułą. Oczywiście pewne rzeczy mogą być jawne, ale one są wyjątkami od zasady generalnej niejawności tego postępowania" – podsumowywał Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji Batorego.
To się ma zmienić w wyniku zaproponowanych 2 czerwca przez Andrzeja Dudę zmian. Powiedział on, że poprawkami, które składa do ustawy, "wzmacnia rzecz, która jest dla niego najistotniejsza, a mianowicie transparentność działania tej komisji". - Praktycznie wszystkie działania komisji, w szczególności rozprawy przed komisją i przesłuchania przed komisją, będą jawne, poza wyjątkowymi sytuacjami, kiedy będą dotyczyły bardzo wysokiej klauzuli tajemnicy państwowej - mówił 2 czerwca.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Andrzej Duda o transparentności komisji z "lex Tusk". Prawnicy: trudno jej oczekiwać
13. Decyzja komisji nie jest ostateczna
Ta teza jest innym sformułowaniem twierdzeń obozu rządzącego, które opisaliśmy w punktach 7 i 8. Ma uspokajać obywateli, że planowana komisja wcale nie będzie taka wszechwładna, jak straszy opozycja. Tylko że - jak piszemy wyżej - art. 15 ust. 4 ustawy "lex Tusk" mówi wyraźnie, że w toku administracyjnym decyzje administracyjne, postanowienia i uchwały komisji są ostateczne. Zaś art. 40 wyraźnie wyłącza przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego mówiące o możliwości odwołania od decyzji komisji do organu wyższej instancji - bo nad tą speckomisją nie będzie żadnego nadrzędnego ciała, do którego się będzie można odwołać. Zdaniem prawników jest to niezgodne z konstytucją. A jak będzie wyglądać postępowanie administracyjne, kiedy przysługuje możliwość złożenia skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego i czym może skutkować - opisaliśmy wyżej.
14. "Lex Tusk" nie przewiduje, by werdykt komisji eliminował z życia publicznego czy politycznego
Chcę też bardzo mocno zaznaczyć, że ta ustawa nie przewiduje, aby werdykt komisji jako taki eliminował z życia publicznego czy politycznego.
Kwestia eliminacji z życia publicznego i politycznego wiąże się ze środkami zaradczymi wymienionymi w art. 37. Komisja będzie je mogła stosować wobec osób, którym udowodni, że "pod wpływem rosyjskim działały na szkodę interesów Rzeczypospolitej Polskiej" i "istnieje prawdopodobieństwo, że ponownie będą dokonywać takich czynności".
Andrzej Duda i inni politycy PiS twierdzą, że zastosowanie środka zaradczego, np. tego o zakazie pełnienia funkcji, nie wyeliminuje osoby z życia publicznego i politycznego - ale prawnicy, których zapytał o to Konkret24, są przeciwnego zdania. "W kontekście opisanych w ustawie środków zaradczych nie jest możliwa żadna funkcja ani rządowa, ani okołorządowa. Jeżeli nie da rady uprawdopodobnić przesłanki z punktu pierwszego, to można uprawdopodobnić tę drugą. To jest eliminacja dowolnego przeciwnika politycznego"- stwierdza dr Bogna Baczyńska z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego. Potwierdza to Krzysztof Izdebski, ekspert Fundacji Batorego, który w analizie dla Konkret24 napisał, że decyzję o zakazie pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi komisja może podjąć w stosunku do każdej osoby będącej przedmiotem jej zainteresowania. "Oznaczałoby to, że Donald Tusk w przypadku wygranej w wyborach, nie mógłby zasiąść na fotelu premiera" - stwierdził Izdebski.
Osoba, w stosunku do której zastosowano środek zaradczy, może złożyć skargę na taką decyzję do WSA, jednak, jak zauważa dr Kamil Stępniak, konstytucjonalista z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego "nie jest prawdą, że złożenie skargi do WSA wstrzymuje wykonanie decyzji komisji". Gdyby komuś zakazano więc pełnienia funkcji publicznych, do momentu wyroku WSA ta decyzja będzie wykonywana, a tym samym będzie on wyeliminowany z życia publicznego i politycznego. Krajowe Biuro Wyborcze wyjaśnia, że decyzja komisji nie będzie przeszkodą do kandydowania w wyborach. Problem pojawi się, dopiero gdy osoba, w stosunku do której zastosowano środek zaradczy, zostanie wybrana i będzie miała pełnić funkcję publiczną.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Dorwać Tuska. Czy ustawa "lex Tusk" to umożliwi?
15. Komisja będzie organem niezależnym
Ta komisja, którą powołaliśmy, to jest komisja, która będzie pracowała w wymiarze ponadkadencyjnym, która nie jest związana z żadną kadencją parlamentu, a przez to jest niezależna od wpływów jakichkolwiek politycznych i nacisków. Bo to będą osoby, które będą wybrane, które będą zasiadały de facto w organie administracji publicznej.
Rzecznik PiS Rafał Bochenek mówił o tym, że celowo nie powołano sejmowej komisji śledczej, bo mogłaby ona działać tylko do końca obecnej kadencji parlamentu, czyli do jesieni tego roku. Komisję do zbadania rosyjskich wpływów utworzono specjalną ustawą, dzięki czemu będzie ona mogła pracować także w następnej kadencji Sejmu i Senatu.
Ale to nie oznacza, że będzie "niezależna od wpływów jakichkolwiek politycznych i nacisków". Po pierwsze, dziewięciu członków komisji zostanie wybranych przez większość sejmową, którą w obecnej kadencji ma klub PiS. Po drugie, komisja będzie właściwie podlegać kancelarii premiera, bo to on zgodnie z ustawą ma jej zapewnić obsługę merytoryczną, prawną, organizacyjno-techniczną i kancelaryjno-biurową. Kancelaria będzie też finansować działalność komisji. Członkowie komisji nie będą podlegać służbowo premierowi, ale po wstąpieniu do komisji staną się sekretarzami stanu w jego kancelarii, a on sam będzie miał prawo wybierać przewodniczącego komisji oraz określić regulamin działania komisji.
W kontekście słów Rafała Bochenka, że komisja będzie działała w wymiarze ponadkadencyjnym, oraz faktu, że powołano ją do zbadania lat 2007-2022, ważne są słowa wiceminister rozwoju i technologii Olgi Semeniuk-Patkowskiej, która 30 maja w TVP1 powiedziała: "Badamy dwie kadencje i tak naprawdę czas rządzenia koalicji PO-PSL". Zgodnie z ustawą pierwszy raport komisji ma powstać do 17 września 2023, a więc niecały miesiąc przed prawdopodobną datą wyborów parlamentarnych (15 października).
Źródło: Konkret24