Od kilku dni opinia publiczna śledzi los migrantów koczujących pod gołym niebem przy granicy polsko-białoruskiej. W przekazach często pada sformułowanie, że przebywają na "ziemi niczyjej". Jak tłumaczą eksperci, taki termin nie istnieje w polskim prawie - bo tam, gdzie kończy się Polska, tam zaczyna się Białoruś.
Przy granicy polsko-białoruskiej w Usnarzu Górnym na Podlasiu powstało obozowisko migrantów, których wypychają z Białorusi tamtejsze służby. Około 50 osób, między innymi z Iraku i Afganistanu, jest pilnowanych przez polską Straż Graniczną i białoruskie wojsko. Władze w Mińsku oskarżane są o celowe przerzucanie przez granicę grup imigrantów, by wywrzeć presję na Unię Europejską z powodu nałożonych przez nią sankcji na białoruski reżim.
Sytuacja budzi ogromne emocje i dyskusje polityczne. "Od kilku godzin wraz z Fundacja Ocalenie jesteśmy na granicy polsko-białoruskiej koło Usnarza Górnego, gdzie od tygodnia w pasie ziemi niczyjej pod gołym niebem przebywa kilkadziesiąt osób" - napisał 18 sierpnia na Facebooku Maciej Konieczny, poseł partii Razem.
O migrantach koczujących na "ziemi niczyjej" piszą internauci, informują w relacjach reporterzy, mówią komentatorzy. "Straż Graniczna nie pozwala dać rzeczy ludziom w pasie ziemi niczyjej" - czytamy w popularnym wpisie na Twitterze z 18 sierpnia. "Uchodźcy z Afganistanu wciąż na ziemi niczyjej. Od 24 godzin nic nie jedli ani nie pili" - brzmiał tytuł tekstu tego dnia na Wyborcza.pl.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że używanie w przypadku terenów przygranicznych pojęcia "ziemia niczyja" nie jest właściwe. Wyjaśniamy.
"Jest to ziemia wyraźnie podzielona między państwa ze sobą graniczące"
- Nie ma czegoś takiego jak pas ziemi niczyjej - tłumaczy nam prof. Witold Klaus, badacz migracji, profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. - Granica to jest wąska linia, wcale nie wyznaczona przez słupy graniczne - mówi. Słupy mogą być oddalone nawet 2,5 metra od realnej granicy, którą wyznaczają tzw. monolity, czyli kamienie lub słupki żelbetonowe. - Te pięć metrów między słupami mogłyby się wydawać pasem pustej ziemi nienależącej do nikogo. W rzeczywistości jest to ziemia wyraźnie podzielona między państwa ze sobą graniczące. Dokładnie wiadomo, do którego państwa który kawałek należy - dodaje.
- Nie ma czegoś takiego jak ziemia niczyja - potwierdza w rozmowie z Konkret24 Jacek Białas z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, radca prawny, prawnik specjalizujący się w prawie azylowym i migracyjnym. - Granice państwowe wyznacza linia. Tam, gdzie kończy się Polska, tam zaczyna się Białoruś - dodaje. Jak tłumaczy, określenie "ziemia niczyja" może funkcjonować tylko jako pojęcie nieformalne, techniczne.
Pojęcia "ziemia niczyja" nie znaleźliśmy w internetowych słownikach języka polskiego. Internetowy słownik języka angielskiego Collins definiuje no-man's land jako "obszar ziemi, który nie jest niczyją własnością ani nie jest przez nikogo kontrolowany, na przykład obszar ziemi pomiędzy dwoma przeciwstawnymi armiami". Może również oznaczać niejasną sytuację jakiegoś obszaru, niepasującą do żadnej kategorii.
"Tylko Straż Graniczna wie, gdzie dokładnie były te osoby"
Profesor Klaus zauważa, że np. z Warszawy nie można zweryfikować informacji, po której stronie granicy polsko-białoruskiej koczuje teraz wspomniana grupa ok. 50 migrantów. Nie wiemy bowiem dokładnie, jak ta granica w tamtym miejscu przebiega. - Wie to tylko Straż Graniczna - mówi prof. Klaus. - Nie wiemy, gdzie dokładnie wcześniej były te osoby i czy nie zostały może zepchnięte na stronę białoruską - dodaje.
Obecne działania Straży Granicznej uważa za niezgodne z przepisami ustanawiającymi tę formację. W art. 9 ustawa o Straży Granicznej nakłada bowiem na funkcjonariuszy obowiązek respektowania godności oraz przestrzegania praw i wolności człowieka. Tymczasem koczujący na granicy są pozostawieni bez jedzenia i bez dachu nad głową, na zimnie, bez dostępu do bieżącej wody. - Wszystko wskazuje na to, że działania Straży Granicznej są nielegalne - twierdzi prof. Klaus.
Czy osobom przebywającym w pasie nadgranicznym można przekazywać jedzenie bądź ubrania? Poseł Maciej Konieczny napisał na Facebooku, że Straż Graniczna zabroniła mu przekazania imigrantom jedzenia i śpiworów. - Czym innym jest ograniczenie poruszania się postronnych osób, a czym innym dostarczenie pożywienia i wody osobom głodnym, które siedzą tam na zimnie - mówi prof. Klaus. Zaznacza jednak, że priorytetem powinno być jak najszybsze rozwiązanie sytuacji i zapewnienie imigrantom bezpiecznego schronienia.
- To, czy migranci mogą ubiegać się o status uchodźcy, nie zależy od tego, czy oni tę granicę w rzeczywistości przekroczyli - mówi Jacek Białas. Tłumaczy, że jeśli migranci zwrócili się do polskiego strażnika granicznego o status uchodźcy, powinno się już wobec z nich stosować procedury. - Wnioski powinny zostać przyjęte, a te osoby powinny być wpuszczone na teren Polski - uważa Białas.
"De facto są oni pozbawieni wolności"
Jacek Białas podkreśla w rozmowie z Konkret24, że zgodnie z prawem imigrantom powinna przysługiwać ochrona: miejsce zamieszkania i dach nad głową. - Ograniczenie dostępu do tych ludzi wskazuje, że de facto są oni pozbawieni wolności. Nie można ich traktować w sposób nieludzki, nie można ich pozostawić bez żywności, ciepłych ubrań - stwierdza Jacek Białas.
- Straż graniczna nie pozwala tym ludziom się dalej przemieścić, odmawia przyjęcia od nich wniosków o ochronę międzynarodową - to jest skandal tak naprawdę - mówi prof. Witold Klaus. Podkreśla, że służby mają obowiązek wpuścić imigrantów do Polski i rozpocząć przewidziane prawem procedury dla osób, które przekroczyły granicę, nawet jeśli zrobiły to nielegalnie.
Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24, Tvn24.pl, PAP; zdjęcie: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24