Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł przekonywał na konferencji prasowej, że tak naprawdę dopiero złożony przez PiS projekt nowelizacji Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia umożliwi obywatelom odwołanie się od otrzymanego mandatu. Mówił też, że projekt rozszerza prawo do sądu tym, którzy mandaty przyjęli. Wyjaśniamy, jak jest naprawdę i co kryje się za proponowanymi zmianami.
Dziś nie ma praktycznie możliwości odwołania się od otrzymanego mandatu. Nasz projekt to umożliwi" - ten cytat z wypowiedzi wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła na konferencji, zamieszczony 12 stycznia na Twitterze na koncie Prawa i Sprawiedliwości, oburzył część internautów.
"Przecież to kłamstwo. Można się odwołać. Piszecie o tym sami na stronach rządowych"; "Dziś można i odmówić przyjęcia mandatu i odwołać się do sądu po jego przyjęciu. Czemu tak obrzydliwie kłamiecie?"; "Co wy ludziom za kit wciskacie?"; "Art. 101 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia to co?" - komentowali na Twitterze.
Co dokładnie powiedział wiceminister?
W piątek 8 stycznia klub Prawa i Sprawiedliwości złożył w Sejmie projekt noweli Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia. Zakłada między innymi zniesienie możliwości odmowy przyjęcia mandatu karnego przez obywatela - będzie automatycznie uznany za przyjęty. Opisuje też procedurę, w której obywatel mógłby się odwołać do sądu od przyjętego mandatu.
Jak argumentują politycy PiS w uzasadnieniu, "w konsekwencji proponowanych regulacji, w szczególności przerzucenia ciężaru procesowego zaskarżenia mandatu na ukaranego, należałoby się spodziewać znacznego zmniejszenia wpływu spraw o wykroczenia do sądu". A także: "proponowane postępowanie odciążyłoby funkcjonariuszy od składania dużej liczby wniosków o ukaranie, na rzecz przekazania do sądu materiałów sprawy".
Tak propozycję zmian argumentowali również we wtorek 12 stycznia na konferencji prasowej politycy obozu rządzącego. Na początku konferencji padły słowa cytowane na twitterowym profilu PiS.
Rzeczywiście, na jej początku wiceminister Warchoł powiedział: "dzisiaj ten, który przyjmie mandat często w chwili emocji, nerwów, nie ma możliwości praktycznie odwołania się od tego mandatu". Jednak potem dodał, że taka teoretyczna możliwość istnieje, "ale tylko za zachowania, które nie są wykroczeniami". Zaznaczył, że "z takimi sytuacjami mamy rzadko do czynienia". Dlatego też - jego zdaniem - "absolutnie zasadne jest twierdzenie, że nie ma dzisiaj praktycznie możliwości odwołania się od mandatu już przyjętego".
Odwołanie "to nie nowość". Kiedy można się odwołać
- Zawsze była możliwość odwołania się od przyjętego mandatu, a w 2015 roku zostały jeszcze rozszerzony katalog przypadków, w których można było to zrobić. Nie jest to zatem nowość - mówi w rozmowie z Konkret24 dr Wojciech Górowski, adwokat i adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zauważa, że liczba takich spraw, które trafiają do sądów, nie jest duża. To mówił też wiceminister Warchoł na konferencji.
Obecnie, gdy przedstawiciel organu chce nas ukarać mandatem za wykroczenie (na podstawie Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia), możemy go przyjąć bądź nie. Gdy go przyjmiemy, sprawa się kończy i jesteśmy zobowiązani do uiszczenia grzywny. Mandat staje się prawomocny. Gdy odmówimy przyjęcia, policjanci sporządzają i kierują do sądu wniosek o ukaranie - z pełną dokumentacją zdarzenia. W sądzie możemy dowodzić swojej niewinności. Sąd może się z nami zgodzić i nas uniewinnić - a może też nałożyć nawet większą grzywnę, niż wynosiła pierwotnie. Gdy jedna ze stron jest niezadowolona z rozstrzygnięcia sądu, może się odwołać do wyższej instancji.
Jednak sprawa może trafić do sądu nie tylko, gdy obywatel nie zechce przyjąć mandatu. Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia w art. 101 wymienia katalog takich przypadków. Jest on także opisany na rządowej stronie w zakładce "Odwołaj się od mandatu drogowego" - przy czym dotyczy nie tylko przepisów nakładanych przez drogówkę, ale też na przykład przez sanepid.
Już teraz można się odwołać, gdy mandat został wystawiony:
za działanie, które nie było wykroczeniem – na przykład było wykroczeniem tylko do 14 kwietnia, a policjant wystawił mandat 15 kwietnia,
za działanie, za które może ukarać tylko sąd – na przykład za dany czyn grozi areszt, nie mandat,
za działanie w obronie koniecznej lub obronie dobra chronionego prawem, jeśli niebezpieczeństwa nie można było uniknąć; na przykład, gdy kierowca pędzi do szpitala z rodzącą kobietą albo gdy ktoś zaparkuje w niedozwolonym miejscu, by ratować czyjeś życie,
za działanie, które zostało spowodowane chorobą psychiczną, upośledzeniem umysłowym lub innym zakłóceniem czynności psychicznych; na przykład, przekroczenie prędkości w momencie ataku schizofrenii i choremu wydaje się, że musi uciekać.
Doktor Wojciech Górowski krytykuje zaproponowany przez PiS projekt. Jego zdaniem ogranicza on prawo do obrony i prawo do sądu. - To tak, jakbyśmy ustalili, że najpierw wykonany karę, a potem sprawdzimy, czy jesteś winny - uważa.
"Rozszerzamy prawo do sądu". Ale to obywatel ma przedstawić dowody
Po słowach "absolutnie zasadne jest twierdzenie, że nie ma dzisiaj praktycznie możliwości odwołania się od mandatu już przyjętego" wiceminister Warchoł zapewniał: "w naszej zmianie taka możliwość będzie. Absolutnie nie ma ograniczania prawa do sądu. Wręcz rozszerzamy to prawo do sądu dla tych, którzy mandaty już przyjęli".
I opisał proponowaną procedurę: "Ktoś, kto wróci do domu, skonsultuje się z rodziną, znajomymi, prawnikiem (...). Taka osoba będzie mogła wnieść odwołanie do sądu w terminie siedmiu dni. (...) Ostatecznie to sąd będzie rozstrzygał o winie". Według projektu obywatel powinien przedstawić sądowi wszystkie dowody na poparcie swoich twierdzeń.
- Teraz, gdy obywatel nie przyjmie mandatu, całą dokumentację przygotowuje policja i kieruje do sądu. W projekcie proponuje się, by ten ciężar spoczął na obywatelu. To on musi przygotować i skierować odpowiednie pismo do sądu - wskazuje podstawową różnicę dr Górowski.
W rozmowie w TVN24 krytycznie do tej propozycji PiS odniosła się także adwokat Agnieszka Helsztyńska. Według niej wprowadzenie do ustawy prekluzji dowodowej (nałożenie na powoda obowiązku przedstawienia wszystkich twierdzeń oraz dowodów na ich poparcie; nieprzedstawienie dowodów w pozwie skutkuje tym, że powód nie ma prawa powoływać się na nie w dalszej części postępowania – red.) i przerzucenie na obywatela całego ciężaru prowadzenia postępowania dowodowego budzi największe obawy. "Jest to próba zminimalizowania pracy, jaką mają policjanci do wykonania i przerzucenie tej pracy na obywatela. Siedmiodniowy termin, który jest tam przewidziany na odwołanie się od takiego mandatu, jest niezwykle krótki, a w tym terminie trzeba zgromadzić i przedstawić wszystkie dowody na swoją niewinność, aby można było potem taki mandat uchylić" - oceniła adwokat.
Najpierw złożenie projektu, potem zbieranie danych?
Na konferencji wiceminister Warchoł poinformował, że rocznie do polskich sądów trafia przeszło 400 tys. spraw wykroczeniowych. "Cztery miliony mandatów. Zaledwie co dziesiąty od takiego mandatu się odwołuje. Natomiast spośród tych, którzy się odwołali, dziewięćdziesiąt prawie procent spraw kończy się wyrokiem nakazowym (czyli w trybie uproszczonym, bez rozprawy - red.). Uprawomocnia się on bez wznoszenia sprzeciwu przez ukaranego" - mówił wiceminister.
Czyli z jego słów wynika, że zmiany w prawie są uzasadnione, skoro zaledwie co dziesiąta osoba, która nie przyjęła mandatu, składa sprzeciw od wyroku nakazowego i walczy o swoje prawa przed sądem, a 90 procent z tych osób i tak mandat musi zapłacić. Marcin Warchoł przekonywał, że niepotrzebnie do wszystkich spraw wykroczeniowych zaangażowany jest aparat państwa i sądy.
Jednak dr Wojciech Górowski ocenia, że po wejściu noweli w życie sądy i policja będą miały jeszcze więcej pracy: - Teraz funkcjonariusze przygotowują pełną dokumentację tylko wtedy, gdy obywatel odmawia przyjęcia mandatu. Po zamianach będą musieli to robić przy każdym nałożonym mandacie, bo nie wiadomo, czy potem obywatel nie wniesie sprawy do sądu - tłumaczy. Dodaje, że sądy również nie zostaną odciążone, bo projekt uniemożliwia im wydanie w takich sprawach wyroków nakazowych. - Będą musiały się tymi sprawami zajmować i je dogłębnie badać - podkreśla.
"Mamy te statystyki" - zapewnił minister Warchoł, mówiąc o liczbie spraw wykroczeniowych w sądach. Pokazał dziennikarzom kartkę z kolorowym wykresem. Ten wykres opublikował później na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
Słupki pokazują liczbę postępowań i wyroków nakazowych wydanych w sprawach o wykroczenia w latach 2017-2019. Wykres pokazuje, że większość spraw wykroczeniowych kończy się prawomocnie już na etapie wydania wyroku nakazowego. Według tabelki w latach 2017-2019 to było od 83-87 proc. spraw.
Jeden z adwokatów zapytał na Twitterze: "A skąd oni tą statystykę wzięli???? Bo nie z sądów..." - i opublikował pismo z 11 stycznia (trzy dni po złożeniu przez PiS projektu), w którym Ministerstwo Sprawiedliwości daje prezesom wszystkich sądów okręgowych trzy dni na przesłanie danych o liczbie spraw wykroczeniowych z obszaru apelacji na skutek odmowy przyjęcia mandatu, liczby spraw zakończonych skazaniem oraz uniewinnieniem.
Zapytaliśmy wiceministra Sebastiana Kaletę, czy pismo jest autentyczne. Czekamy na odpowiedź.
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Radek Pietruszka/PAP