Kaczyński chce kamer w lokalach wyborczych. Dlaczego w 2018 roku PiS się z tego wycofał?

Źródło:
Konkret24
Prezes PiS chce transmisji wideo z głosowań w lokalach wyborczych
Prezes PiS chce transmisji wideo z głosowań w lokalach wyborczychTVN24
wideo 2/2
Prezes PiS chce transmisji wideo z głosowań w lokalach wyborczychTVN24

Prezes PiS zapowiada zmiany w przeprowadzaniu wyborów: liczenie głosów ma się odbywać inaczej niż do tej pory, w lokalach wyborczych mają się pojawić kamery, będą transmisje na żywo. Tylko że takie pomysły PiS miał już cztery lata temu - i się z nich wycofał. Przypominamy, jakie były powody.

Podczas objazdu kraju i spotkań z wyborcami Jarosław Kaczyński często odnosi się do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, ostrzegając przed rzekomą możliwością ich sfałszowania. Wskazuje na konieczność mobilizowania zwolenników PiS do liczenia głosów. 13 września w Pruszkowie i 25 września w Siedlcach mówił o "korpusie ochrony wyborów". 2 października na spotkaniu w Stargardzie apelował: "Musimy się zmobilizować tak, żeby w każdym komitecie wyborczym, a dokładnie w każdej obwodowej komisji wyborczej było przynajmniej dwóch czy dwoje naszych przedstawicieli i żeby liczenie głosów - i to już jest zadanie parlamentu, bo tu trzeba wprowadzić pewne nowe przepisy - odbywało się rzeczywiście transparentnie". Jarosław Kaczyński zaproponował nowy sposób liczenia głosów: "Trzeba to [głosy z urny] wysypać na stół czy nawet na podłogę, jeden wylosowany wyciąga poszczególne głosy, pokazuje to wszystkim i to się zapisuje". Zdaniem prezesa PiS to wszystko powinno być filmowane, "a najlepiej, żeby w lokalach wyborczych - to nie jest wielki problem techniczny - były po prostu kamery i żeby to było w internecie".

To, o czym mówił Kaczyński, nie jest nowym pomysłem. Już raz PiS próbował wprowadzić przepisy o liczeniu głosów i o transmisji z lokali wyborczych w internecie, ale szybko się z nich wycofał. Dlaczego?

Pierwszy powód wycofania: wydłużenie czasu pracy komisji

W poprzedniej kadencji parlamentu 10 listopada 2017 roku posłowie PiS złożyli projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych. Projekt wprowadzał m.in. zmiany do ustaw samorządowych i do kodeksu wyborczego. Jak napisano w uzasadnieniu, zmiany "sprowadzają się do zapewnienia należytej transparentności, przejrzystości, obywatelskiej kontroli nad procesem wyborczym oraz organami zobligowanymi do przygotowania i przeprowadzenia wyborów". Zaproponowano utworzenie dwóch oddzielnych komisji wyborczych: jednej dla przeprowadzenia głosowania, drugiej dla ustalenia wyników głosowania, czyli do liczenia oddanych głosów. Sposób tego liczenia opisano następująco:

"Liczenie wyjętych z urny kart do głosowania odbywa się w taki sposób, że przewodniczący obwodowej komisji ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie w obecności członków komisji w liczbie stanowiącej co najmniej 2/3 jej pełnego składu bierze do ręki kartę lub kolejno pojedyncze karty do głosowania, pokazuje każdą kartę wszystkim obecnym i głośno oznajmia, czy dana karta jest ważna, czy dany głos jest ważny i na kogo został oddany, z uwzględnieniem par.1b. Każdy z obecnych członków komisji samodzielnie odnotowuje treść oznajmienia przewodniczącego komisji ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie; w każdej chwili może żądać karty do głosowania do swoich rąk w celu sprawdzenia".

Powyższy zapis jest zbieżny z tym, co w skrótowy sposób opisał prezes PiS na spotkaniu w Stargardzie. Propozycja tego przepisu była omawiana 1 grudnia 2017 roku na posiedzeniu sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów ustaw z zakresu prawa wyborczego. Eksperci nie zostawili suchej nitki na tej propozycji. "Chcecie państwo bardzo obrazowo wytłumaczyć, co robi przewodniczący komisji. Otóż przewodniczący musi wziąć kartę do ręki, a następnie musi głośno oznajmić, nie wiem, jak głośno. A jak oznajmi troszeczkę ciszej, to naruszy przepisy ustawy?" - pytał posłów konstytucjonalista prof. Marek Chmaj. "Dalej mamy zapis, że każdy z obecnych członków komisji w każdej chwili może żądać karty do głosowania. Tutaj państwo nie wskazujecie, czy żąda głośno, czy cicho, czy na piśmie czy w formie ustnej" – kpił prawnik. I zwrócił się do członków komisji: "Apeluję do szanownych państwa, żeby przepis ten przeredagować tak, żeby odpowiadał zasadom techniki prawodawczej".

Z kolei pełnomocnik zarządu do spraw legislacyjnych Związku Miast Polskich Marek Wójcik wyliczał: "Mamy 1000 osób głosujących. Przewodniczący komisji będzie musiał cztery razy podnieść kartę jednej osoby. Muszę to pomnożyć przez cztery, ponieważ mamy cztery rodzaje wyborów: do gminy, organu wykonawczego, powiatu i województwa. A więc będzie musiał wykonać 4000 ruchów. Zakładam, że każdy ruch będzie trwał 15 sekund. Zaniżyłem czas. Przewodniczący pracuje jak automat. Umówił się z komisją, że w ciągu godziny, żeby nie oszaleć, mają 10 minut wolnego. Przez 50 minut co 15 sekund podnosi kartę. Nikt nie mówi 'stop', wszyscy się zgadzają. Jeżeli przyjąć, że jest 10 minut odpoczynku, jest to dokładnie 20 godzin. Twierdzę, że wprowadzenie takiej procedury wydłuża czas głosowania trzykrotnie".

Przeciwko temu zapisowi z podobnych powodów protestowali posłowie opozycji. W rezultacie już na etapie prac w komisji PiS wycofał się z proponowanej zmiany. Do Kodeksu wyborczego wprowadzono taki przepis:

"Przewodniczący obwodowej komisji wyborczej ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie otwiera urnę wyborczą, po czym komisja liczy wyjęte z urny karty do głosowania i ustala liczbę kart ważnych i liczbę kart nieważnych oraz, odpowiednio do przeprowadzonych wyborów, liczbę głosów ważnych oddanych na poszczególnych kandydatów albo na poszczególne listy kandydatów i każdego kandydata z tych list, a także liczbę głosów nieważnych".

W kolejnym paragrafie zapisano, że wszystkie te czynności komisja wykonuje wspólnie.

Drugi powód wycofania: transmisja z lokali wyborczych naruszają RODO

Nowelizacja Kodeksu wyborczego z 2018 roku dokonana na dziewięć miesięcy przed wyborami samorządowymi utrzymała propozycję PiS stworzenia dwóch odrębnych komisji wyborczych (do przeprowadzenia głosowania i do ustalenia wyników głosowania), wprowadziła też przepis o transmisji z lokali wyborczych. Zmieniono bowiem art. 52 par. 7: 

"Od podjęcia przez obwodową komisję wyborczą ds. przeprowadzenia głosowania w obwodzie czynności, o których mowa w art. 42 § 1, do podpisania protokołu, o którym mowa w art. 75 § 1, prowadzi się transmisję z lokalu wyborczego za pośrednictwem publicznie dostępnej sieci elektronicznego przekazywania danych. Szczegółowe informacje o dostępie do transmisji podaje się co najmniej na 24 godziny przed rozpoczęciem głosowania na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej".

To oznaczało, że transmisja w sieci trwałaby od chwili podjęcia przez obwodową komisję wyborczą czynności poprzedzających rozpoczęcie głosowania (m.in. sprawdzenie urny, spisu wyborców) aż do czasu podpisania przez komisję protokołu po zakończonym liczeniu głosów.. Państwowa Komisja Wyborcza apelowała do rządu o zwiększenie budżetu na organizację wyborów – sama instalacja kamer w ponad 20 tys. lokali wyborczych miałaby kosztować ponad 134 mln zł. Poza tym szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak zasygnalizowała, że obowiązek transmisji z lokali wyborczych może naruszać unijne rozporządzenia o ochronie danych (tak zwane RODO).

Do akcji wkroczył też Generalny Inspektor Danych Osobowych (GIODO) - Edyta Bielak-Jomaa podzieliła wątpliwości szefowej KBW. Uznała, że transmisja lub rejestracja dźwięku i obrazu z lokalu wyborczego w dniu głosowania "może prowadzić do ingerencji w prywatność osób oddających głosy, jak i naruszać tę prywatność". Bielak-Jomaa zwróciła uwagę, że w trakcie transmisji prezentowany będzie wizerunek wyborców, a także zachowania osób biorących udział w głosowaniu. Transmisje mają też skutkować ujawnianiem miejsca zamieszkania - lub miejsca pobytu w czasie głosowania - osób oddających głosy. Transmitowanie w internecie czynności z przebiegu wyborów – zdaniem GIODO – może umożliwić potencjalnie nieograniczonemu kręgowi osób dalsze ich wykorzystywanie w innych celach, na przykład profilowania wyborców.

Po zastrzeżeniach PKW i GIODO, a także po głosach opozycji, której posłowie mówili, że transmisje z lokali wyborczych będą służyły "kontrolowaniu ludzi, czy chodzą na wybory", rządząca większość przeforsowała 15 czerwca 2018 roku w Sejmie kolejną nowelizację kodeksu wyborczego, w której zrezygnowano z transmisji z lokali wyborczych. Argumentowano też, że wiąże się to z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego przepisów rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych.

Prawnicy: argumenty "na nie" aktualne

Teraz prezes Kaczyński wraca do tych odrzuconych pomysłów. Zapytaliśmy prawników konstytucjonalistów, czy argumenty sprzed czterech lat przeciwko tym rozwiązaniom są aktualne. Według dr. Marcina Krzemińskiego z Katedry Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego stanowisko GIODO z 2018 roku jest aktualne. Jego zdaniem rozporządzenie RODO, zgodnie z konstytucją, ma pierwszeństwo w stosowaniu w przypadku kolizji z przepisami ustawy, czyli z Kodeksem wyborczym, a więc nawet uchwalone zmiany nie doprowadzą do uruchomienia monitoringu w lokalach wyborczych.

"Z konstytucyjnego punktu widzenia musimy tutaj dokonać ważenia dwóch wartości - prywatności głosujących i zabezpieczenia rzetelności procedury wyborczej" – pisze w opinii dla Konkret24 dr Marcin Krzemiński. Wskazuje przy tym na art. 31 ust. 3 Konstytucji:

Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.

Zdaniem dr. Krzemińskiego "powszechnie dostępny monitoring nie jest konieczny dla osiągnięcia założonego celu, zaś ingerencja w prywatność wyborców jest bardzo daleko idąca i rodzi zagrożenia np. w postaci ujawnienia wizerunków, miejsca pobytu czy nawet sposobu głosowania przez wyborców". Prawnik dodaje: "Takie rozwiązanie może działać na wyborców demotywująco, skoro mieliby świadomość, że są obserwowani przy akcie wyborczym przez nieograniczoną liczbę osób".

Z kolei dr Tomasz Lewandowski, adiunkt na Wydziale Psychologii i Prawa Filii Uniwersytetu SWPS w Poznaniu, jest zdania, że kwestia ochrony prywatności wyborców w związku z potencjalnym nagrywaniem przebiegu wyborów nie jest uzależniona tylko od RODO. W opinii dla Konkret24 przypomina, że gwarancje ochrony prywatności wyznacza bowiem konstytucja (art. 47 i 51 ust. 2). "Należy również pamiętać o samych konstytucyjnych gwarancjach dotyczących wyborów - wybory są tajne" - pisze dr Lewandowski. "Tajność jako cecha wyborów wymaga od władzy publicznej, która organizuje i przeprowadza wybory zorganizowania lokalu wyborczego w sposób umożliwiający oddanie głosu tak, by nikomu nie była znana treść decyzji wyborczej podjętej przez konkretnego wyborcę (...). Uważam, że te same zasady dotyczą kwestii stosowania kamer rejestrujących proces samego głosowania przez wyborcę. Stąd też nagrywanie procesu wyborów rozumianego jako proces głosowania czy oddawania głosów jest wątpliwy już na gruncie polskiej ustawy zasadniczej i RODO niczego tu nie zmienia" - podkreśla dr Lewandowski.

Inaczej jest jego zdaniem z transmisją liczenia głosów. "Transparentność systemu liczenia głosów przez członków komisji leży w interesie nas wszystkich i powinna być chroniona w demokratycznym państwie prawa" - podkreśla. "Liczenie głosów stanowi bowiem element całego procesu wyborczego. Członek komisji jako uczestnik tego procesu wykonuje funkcję publiczną i w zakresie tej roli zakres ochrony jego prywatności podlega ograniczeniom w porównaniu do ochrony prywatności jakiegokolwiek wyborcy" - stwierdza prawnik.

Autorka/Autor:Piotr Jaźwiński

Źródło: Konkret24

Pozostałe wiadomości

Osoby wypłacające pieniądze na poczcie, nawet stosunkowo niewielkie sumy, rzekomo muszą wypełniać deklaracje do urzędu skarbowego i określić przeznaczenie pieniędzy - piszą internauci w mediach społecznościowych. To nieprawda, nie ma takiego obowiązku.

Deklaracja do skarbówki przy wypłacie na poczcie? "Muszę kategorycznie zaprzeczyć"

Deklaracja do skarbówki przy wypłacie na poczcie? "Muszę kategorycznie zaprzeczyć"

Źródło:
Konkret24

"To takie ohydne", "to absolutnie nie pomaga zdławić tej historii" - to reakcje internautów na informację, że amerykańska agencja Associated Press usunęła ze swojej strony tekst na temat J.D. Vance'a. Był to fact-check dementujący pewną plotkę o kandydacie na republikańskiego wiceprezydenta. Skąd się wzięła? Wyjaśniamy.

Agencja AP usunęła tekst na temat J.D. Vance'a. O co chodzi

Agencja AP usunęła tekst na temat J.D. Vance'a. O co chodzi

Źródło:
Konkret24

"W tym tygodniu w Niemczech zakazana została litera C" - wpis z takim komunikatem niesie się w polskiej sieci. I wprowadza w błąd. Bo wcale nie chodzi o literę. Wyjaśniamy.

W Niemczech "zakazano litery C"? O jaki symbol chodzi

W Niemczech "zakazano litery C"? O jaki symbol chodzi

Źródło:
Konkret24

Aktorzy Mel Gibson i Mark Wahlberg oraz przedsiębiorca Elon Musk razem rzekomo mają stworzyć filmową inicjatywę antylewicową w ramach walki ze zjawiskiem woke - twierdzą użytkownicy mediów społecznościowych. Musk ma w to zainwestować miliard dolarów. Nie jest to jednak prawda. 

Musk, Gibson i Wahlberg zakładają studio filmowe antywoke? Aktorzy tłumaczą

Musk, Gibson i Wahlberg zakładają studio filmowe antywoke? Aktorzy tłumaczą

Źródło:
Konkret24

Według rozpowszechnianego w sieci przekazu prezydent Wołodymyr Zełenski potwierdził, że Polska przekaże Ukrainie swoje myśliwce F-16. To jednak przekłamanie wynikające z błędnej interpretacji posta prezydenta Ukrainy. Tłumaczymy, jak powstało.

Chcą "oddać Ukrainie nasze F-16"? Wyjaśniamy, skąd ten przekaz

Chcą "oddać Ukrainie nasze F-16"? Wyjaśniamy, skąd ten przekaz

Źródło:
Konkret24

Kilka dni po zamachu na Donalda Trumpa w sieci - także polskiej - zaczął krążyć przekaz, że w Stanach Zjednoczonych powstaje "armia weteranów". Mają oni "tłumić ewentualne niepokoje społeczne i zamieszki". Jako dowód rozpowszechniane jest wideo pokazujące rzekomą "armię". Tylko że przekaz jest fake newsem.

Po zamachu na Trumpa "formują armię weteranów"? Kogo widać na tym filmie

Po zamachu na Trumpa "formują armię weteranów"? Kogo widać na tym filmie

Źródło:
Konkret24

"Religia", "kolejna ideologia" - tak poseł PiS Piotr Kaleta przedstawiał problem dziury ozonowej. Sugerował, że został on wymyślony, a na dowód pytał ironicznie: "co się z nią stało?". Otóż dziura wciąż jest.

Poseł Kaleta: "co się stało z dziurą ozonową"? Odpowiadamy

Poseł Kaleta: "co się stało z dziurą ozonową"? Odpowiadamy

Źródło:
Konkret24

"Ale dać Polakowi to rozdawnictwo", "złodziejstwo" - to reakcje internautów na przekaz w sieci, jakoby "przeciętna ukraińska rodzina" miała dostawać 10 tysięcy złotych miesięcznie w ramach różnego rodzaju świadczeń. To fake news stworzony poprzez manipulację danymi.

10 tysięcy złotych miesięcznie dostaje "przeciętna ukraińska rodzina"? To manipulacja

10 tysięcy złotych miesięcznie dostaje "przeciętna ukraińska rodzina"? To manipulacja

Źródło:
Konkret24

"Brawo uśmiechnięta Polska", "Tusk przysłany przez Niemców wykończy Polskę" - piszą internauci, komentując upadłość Browaru Kościerzyna. Tylko że historia ta działa się za poprzedniego rządu. Wyjaśniamy.

Browar Kościerzyna upadł "po pół roku rządów Tuska"? Co to za historia

Browar Kościerzyna upadł "po pół roku rządów Tuska"? Co to za historia

Źródło:
Konkret24

Prokremlowska dezinformacja nie ustaje w podważaniu faktu, że Rosja stoi za zbombardowaniem szpitala dziecięcego w Kijowie. Wykorzystuje do tego stosowaną od początku wojny metodę: fałszywy fact-checking. Kolejną jego odsłoną jest nagranie, które ma być dowodem, że to Ukraińcy zainscenizowali sceny z lekarzem na gruzach szpitala.

"Koszmarny show" i sztuczna krew. Znowu fałszywy fact-checking

"Koszmarny show" i sztuczna krew. Znowu fałszywy fact-checking

Źródło:
Konkret24

Zdaniem Prawa i Sprawiedliwości po zmianie rządu nowe kierownictwo resortu obrony "zmarnowało szanse", które stworzyły podpisane przez ministra Mariusza Błaszczaka umowy na dostawy uzbrojenia. Z odpowiedzi MON dla Konkret24 wynika jednak, że tak nie jest. Każda z tych umów jest kontynuowana.

PiS pyta MON: "co z pięcioma umowami zbrojeniowymi"? Mamy odpowiedź

PiS pyta MON: "co z pięcioma umowami zbrojeniowymi"? Mamy odpowiedź

Źródło:
Konkret24

Według rozpowszechnianego w mediach społecznościowych przekazu w dwóch amerykańskich stanach Joe Biden otrzymał nominację i nie można już go skreślić z listy kandydatów na prezydenta. Tłumaczymy, że tak nie jest i dlaczego.

Nevada i Wisconsin: tam Bidena nie można już zmienić? Wyjaśniamy

Nevada i Wisconsin: tam Bidena nie można już zmienić? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Według polityków Konfederacji przyjęta przez Parlament Europejski rezolucja zmusza Polskę i pozostałe państwa unijne do wspierania Ukrainy w wysokości co najmniej 0,25 proc. PKB rocznie. Ale rezolucja nie ma mocy prawnej i jest jedynie "formą pewnej woli politycznej". Wyjaśniamy.

Konfederacja: europarlament zmusza Polskę "do stałego finansowania Ukrainy". Nie zmusza

Konfederacja: europarlament zmusza Polskę "do stałego finansowania Ukrainy". Nie zmusza

Źródło:
Konkret24

"Za pieniądze podatników Mastalerek zakleił sobie ucho?" - ironizują internauci, komentując fotografię, na której widać szefa gabinetu prezydenta z opatrunkiem na uchu. W domyśle jest przekaz, że Marcin Mastalerek, goszcząc na konwencji republikanów w USA, w ten sposób pokazał solidarność z Donaldem Trumpem.

Mastalerek na konwencji w USA "zakleił sobie ucho"? Skąd to zdjęcie

Mastalerek na konwencji w USA "zakleił sobie ucho"? Skąd to zdjęcie

Źródło:
Konkret24

Na krążącym w mediach społecznościowych zdjęciu grupa kilkuletnich dzieci oraz ich nauczycielki stoją roześmiani na tle napisu "Kochamy Tuska". Internauci się oburzają, piszą o indoktrynacji dzieci w szkołach, porównują Polskę do Korei Północnej. Ale zdjęcie nie jest prawdziwe.

"Przedszkole na Jagodnie"? Te osoby nie istnieją, napis też

"Przedszkole na Jagodnie"? Te osoby nie istnieją, napis też

Źródło:
Konkret24

Niedługo po pożarze jednej z najpiękniejszych katedr na świecie w mediach społecznościowych zaczęła krążyć mapa Francji mająca przedstawiać, ile jest tam rzekomo "podpalonych, sprofanowanych, zdemolowanych" kościołów. Tylko że opis tej mapy wprowadza w błąd, a ona sama nie jest aktualna.

"Podpalone, sprofanowane, zdemolowane" kościoły? Ta mapa pokazuje co innego

"Podpalone, sprofanowane, zdemolowane" kościoły? Ta mapa pokazuje co innego

Źródło:
Konkret24

13 milionów, 20 milionów, a nawet 22 miliony złotych mieli rzekomo już otrzymać w ramach premii ministrowie i wiceministrowie obecnego rządu - taki przekaz rozsyłany jest w mediach społecznościowych. Powstał po artykule jednego z dzienników, którego informacje zostały jednak przeinaczone.

22 miliony złotych nagród dla ministrów i wiceministrów? Nie, "nie otrzymywali"

22 miliony złotych nagród dla ministrów i wiceministrów? Nie, "nie otrzymywali"

Źródło:
Konkret24

Według rozsyłanego w sieci przekazu dzięki liberalnemu prawo aborcyjnemu w Czechach przyrost naturalny jest dużo wyższy niż w Polsce. Jednak pomieszano różne dane i wskaźniki. A wiązanie prawa aborcyjnego z przyrostem naturalnym lub współczynnikiem dzietności jest błędem. Wyjaśniamy.

Prawo do aborcji a przyrost naturalny w Polsce i Czechach. Co się tu nie zgadza

Prawo do aborcji a przyrost naturalny w Polsce i Czechach. Co się tu nie zgadza

Źródło:
Konkret24

Politycy Konfederacji zarzucają premierowi złamanie konstytucji i domagają się postawienia Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu. Chodzi o podpisanie porozumienia między Polską a Ukrainą. Konstytucjonaliści, z którymi konsultował się Konkret24, w większości nie dostrzegają w tym przypadku złamania prawa - choć mają uwagi.

Umowa rządowa czy międzynarodowa? Eksperci oceniają, co podpisał Tusk z Zełenskim

Umowa rządowa czy międzynarodowa? Eksperci oceniają, co podpisał Tusk z Zełenskim

Źródło:
Konkret24

"Muzeum Narodowe rozprawiło się również z Maryją", "zamiarem tej władzy jest usunięcie nie tylko krzyży" - piszą oburzeni internauci, komentując informację, jakoby z obrazu Jana Matejki wymazano postać Matki Boskiej. W tym rozpowszechnianym między innymi przez Roberta Bąkiewicza fake newsie nie zgadza się nic - z wyjątkiem nazwy muzeum.

Bąkiewicz: z obrazu Matejki usunięto Matkę Boską. To nieprawda

Bąkiewicz: z obrazu Matejki usunięto Matkę Boską. To nieprawda

Źródło:
Konkret24

Po wizycie niemieckiego kanclerza Olafa Scholza w Warszawie wrócił temat reparacji wojennych. Jednak w trwającej debacie publicznej politycy raz mówią o "reparacjach", innym razem o "odszkodowaniach". Oba terminy oznaczają jednak inne pieniądze i dla kogo innego. Wyjaśniamy.

Polska i Niemcy: reparacje vs odszkodowania. Co mylą politycy

Polska i Niemcy: reparacje vs odszkodowania. Co mylą politycy

Źródło:
Konkret24