Kaczyński chce kamer w lokalach wyborczych. Dlaczego w 2018 roku PiS się z tego wycofał?

Źródło:
Konkret24
Prezes PiS chce transmisji wideo z głosowań w lokalach wyborczych
Prezes PiS chce transmisji wideo z głosowań w lokalach wyborczychTVN24
wideo 2/2
Prezes PiS chce transmisji wideo z głosowań w lokalach wyborczychTVN24

Prezes PiS zapowiada zmiany w przeprowadzaniu wyborów: liczenie głosów ma się odbywać inaczej niż do tej pory, w lokalach wyborczych mają się pojawić kamery, będą transmisje na żywo. Tylko że takie pomysły PiS miał już cztery lata temu - i się z nich wycofał. Przypominamy, jakie były powody.

Podczas objazdu kraju i spotkań z wyborcami Jarosław Kaczyński często odnosi się do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, ostrzegając przed rzekomą możliwością ich sfałszowania. Wskazuje na konieczność mobilizowania zwolenników PiS do liczenia głosów. 13 września w Pruszkowie i 25 września w Siedlcach mówił o "korpusie ochrony wyborów". 2 października na spotkaniu w Stargardzie apelował: "Musimy się zmobilizować tak, żeby w każdym komitecie wyborczym, a dokładnie w każdej obwodowej komisji wyborczej było przynajmniej dwóch czy dwoje naszych przedstawicieli i żeby liczenie głosów - i to już jest zadanie parlamentu, bo tu trzeba wprowadzić pewne nowe przepisy - odbywało się rzeczywiście transparentnie". Jarosław Kaczyński zaproponował nowy sposób liczenia głosów: "Trzeba to [głosy z urny] wysypać na stół czy nawet na podłogę, jeden wylosowany wyciąga poszczególne głosy, pokazuje to wszystkim i to się zapisuje". Zdaniem prezesa PiS to wszystko powinno być filmowane, "a najlepiej, żeby w lokalach wyborczych - to nie jest wielki problem techniczny - były po prostu kamery i żeby to było w internecie".

To, o czym mówił Kaczyński, nie jest nowym pomysłem. Już raz PiS próbował wprowadzić przepisy o liczeniu głosów i o transmisji z lokali wyborczych w internecie, ale szybko się z nich wycofał. Dlaczego?

Pierwszy powód wycofania: wydłużenie czasu pracy komisji

W poprzedniej kadencji parlamentu 10 listopada 2017 roku posłowie PiS złożyli projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych. Projekt wprowadzał m.in. zmiany do ustaw samorządowych i do kodeksu wyborczego. Jak napisano w uzasadnieniu, zmiany "sprowadzają się do zapewnienia należytej transparentności, przejrzystości, obywatelskiej kontroli nad procesem wyborczym oraz organami zobligowanymi do przygotowania i przeprowadzenia wyborów". Zaproponowano utworzenie dwóch oddzielnych komisji wyborczych: jednej dla przeprowadzenia głosowania, drugiej dla ustalenia wyników głosowania, czyli do liczenia oddanych głosów. Sposób tego liczenia opisano następująco:

"Liczenie wyjętych z urny kart do głosowania odbywa się w taki sposób, że przewodniczący obwodowej komisji ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie w obecności członków komisji w liczbie stanowiącej co najmniej 2/3 jej pełnego składu bierze do ręki kartę lub kolejno pojedyncze karty do głosowania, pokazuje każdą kartę wszystkim obecnym i głośno oznajmia, czy dana karta jest ważna, czy dany głos jest ważny i na kogo został oddany, z uwzględnieniem par.1b. Każdy z obecnych członków komisji samodzielnie odnotowuje treść oznajmienia przewodniczącego komisji ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie; w każdej chwili może żądać karty do głosowania do swoich rąk w celu sprawdzenia".

Powyższy zapis jest zbieżny z tym, co w skrótowy sposób opisał prezes PiS na spotkaniu w Stargardzie. Propozycja tego przepisu była omawiana 1 grudnia 2017 roku na posiedzeniu sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów ustaw z zakresu prawa wyborczego. Eksperci nie zostawili suchej nitki na tej propozycji. "Chcecie państwo bardzo obrazowo wytłumaczyć, co robi przewodniczący komisji. Otóż przewodniczący musi wziąć kartę do ręki, a następnie musi głośno oznajmić, nie wiem, jak głośno. A jak oznajmi troszeczkę ciszej, to naruszy przepisy ustawy?" - pytał posłów konstytucjonalista prof. Marek Chmaj. "Dalej mamy zapis, że każdy z obecnych członków komisji w każdej chwili może żądać karty do głosowania. Tutaj państwo nie wskazujecie, czy żąda głośno, czy cicho, czy na piśmie czy w formie ustnej" – kpił prawnik. I zwrócił się do członków komisji: "Apeluję do szanownych państwa, żeby przepis ten przeredagować tak, żeby odpowiadał zasadom techniki prawodawczej".

Z kolei pełnomocnik zarządu do spraw legislacyjnych Związku Miast Polskich Marek Wójcik wyliczał: "Mamy 1000 osób głosujących. Przewodniczący komisji będzie musiał cztery razy podnieść kartę jednej osoby. Muszę to pomnożyć przez cztery, ponieważ mamy cztery rodzaje wyborów: do gminy, organu wykonawczego, powiatu i województwa. A więc będzie musiał wykonać 4000 ruchów. Zakładam, że każdy ruch będzie trwał 15 sekund. Zaniżyłem czas. Przewodniczący pracuje jak automat. Umówił się z komisją, że w ciągu godziny, żeby nie oszaleć, mają 10 minut wolnego. Przez 50 minut co 15 sekund podnosi kartę. Nikt nie mówi 'stop', wszyscy się zgadzają. Jeżeli przyjąć, że jest 10 minut odpoczynku, jest to dokładnie 20 godzin. Twierdzę, że wprowadzenie takiej procedury wydłuża czas głosowania trzykrotnie".

Przeciwko temu zapisowi z podobnych powodów protestowali posłowie opozycji. W rezultacie już na etapie prac w komisji PiS wycofał się z proponowanej zmiany. Do Kodeksu wyborczego wprowadzono taki przepis:

"Przewodniczący obwodowej komisji wyborczej ds. ustalenia wyników głosowania w obwodzie otwiera urnę wyborczą, po czym komisja liczy wyjęte z urny karty do głosowania i ustala liczbę kart ważnych i liczbę kart nieważnych oraz, odpowiednio do przeprowadzonych wyborów, liczbę głosów ważnych oddanych na poszczególnych kandydatów albo na poszczególne listy kandydatów i każdego kandydata z tych list, a także liczbę głosów nieważnych".

W kolejnym paragrafie zapisano, że wszystkie te czynności komisja wykonuje wspólnie.

Drugi powód wycofania: transmisja z lokali wyborczych naruszają RODO

Nowelizacja Kodeksu wyborczego z 2018 roku dokonana na dziewięć miesięcy przed wyborami samorządowymi utrzymała propozycję PiS stworzenia dwóch odrębnych komisji wyborczych (do przeprowadzenia głosowania i do ustalenia wyników głosowania), wprowadziła też przepis o transmisji z lokali wyborczych. Zmieniono bowiem art. 52 par. 7: 

"Od podjęcia przez obwodową komisję wyborczą ds. przeprowadzenia głosowania w obwodzie czynności, o których mowa w art. 42 § 1, do podpisania protokołu, o którym mowa w art. 75 § 1, prowadzi się transmisję z lokalu wyborczego za pośrednictwem publicznie dostępnej sieci elektronicznego przekazywania danych. Szczegółowe informacje o dostępie do transmisji podaje się co najmniej na 24 godziny przed rozpoczęciem głosowania na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej".

To oznaczało, że transmisja w sieci trwałaby od chwili podjęcia przez obwodową komisję wyborczą czynności poprzedzających rozpoczęcie głosowania (m.in. sprawdzenie urny, spisu wyborców) aż do czasu podpisania przez komisję protokołu po zakończonym liczeniu głosów.. Państwowa Komisja Wyborcza apelowała do rządu o zwiększenie budżetu na organizację wyborów – sama instalacja kamer w ponad 20 tys. lokali wyborczych miałaby kosztować ponad 134 mln zł. Poza tym szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak zasygnalizowała, że obowiązek transmisji z lokali wyborczych może naruszać unijne rozporządzenia o ochronie danych (tak zwane RODO).

Do akcji wkroczył też Generalny Inspektor Danych Osobowych (GIODO) - Edyta Bielak-Jomaa podzieliła wątpliwości szefowej KBW. Uznała, że transmisja lub rejestracja dźwięku i obrazu z lokalu wyborczego w dniu głosowania "może prowadzić do ingerencji w prywatność osób oddających głosy, jak i naruszać tę prywatność". Bielak-Jomaa zwróciła uwagę, że w trakcie transmisji prezentowany będzie wizerunek wyborców, a także zachowania osób biorących udział w głosowaniu. Transmisje mają też skutkować ujawnianiem miejsca zamieszkania - lub miejsca pobytu w czasie głosowania - osób oddających głosy. Transmitowanie w internecie czynności z przebiegu wyborów – zdaniem GIODO – może umożliwić potencjalnie nieograniczonemu kręgowi osób dalsze ich wykorzystywanie w innych celach, na przykład profilowania wyborców.

Po zastrzeżeniach PKW i GIODO, a także po głosach opozycji, której posłowie mówili, że transmisje z lokali wyborczych będą służyły "kontrolowaniu ludzi, czy chodzą na wybory", rządząca większość przeforsowała 15 czerwca 2018 roku w Sejmie kolejną nowelizację kodeksu wyborczego, w której zrezygnowano z transmisji z lokali wyborczych. Argumentowano też, że wiąże się to z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego przepisów rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych.

Prawnicy: argumenty "na nie" aktualne

Teraz prezes Kaczyński wraca do tych odrzuconych pomysłów. Zapytaliśmy prawników konstytucjonalistów, czy argumenty sprzed czterech lat przeciwko tym rozwiązaniom są aktualne. Według dr. Marcina Krzemińskiego z Katedry Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego stanowisko GIODO z 2018 roku jest aktualne. Jego zdaniem rozporządzenie RODO, zgodnie z konstytucją, ma pierwszeństwo w stosowaniu w przypadku kolizji z przepisami ustawy, czyli z Kodeksem wyborczym, a więc nawet uchwalone zmiany nie doprowadzą do uruchomienia monitoringu w lokalach wyborczych.

"Z konstytucyjnego punktu widzenia musimy tutaj dokonać ważenia dwóch wartości - prywatności głosujących i zabezpieczenia rzetelności procedury wyborczej" – pisze w opinii dla Konkret24 dr Marcin Krzemiński. Wskazuje przy tym na art. 31 ust. 3 Konstytucji:

Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.

Zdaniem dr. Krzemińskiego "powszechnie dostępny monitoring nie jest konieczny dla osiągnięcia założonego celu, zaś ingerencja w prywatność wyborców jest bardzo daleko idąca i rodzi zagrożenia np. w postaci ujawnienia wizerunków, miejsca pobytu czy nawet sposobu głosowania przez wyborców". Prawnik dodaje: "Takie rozwiązanie może działać na wyborców demotywująco, skoro mieliby świadomość, że są obserwowani przy akcie wyborczym przez nieograniczoną liczbę osób".

Z kolei dr Tomasz Lewandowski, adiunkt na Wydziale Psychologii i Prawa Filii Uniwersytetu SWPS w Poznaniu, jest zdania, że kwestia ochrony prywatności wyborców w związku z potencjalnym nagrywaniem przebiegu wyborów nie jest uzależniona tylko od RODO. W opinii dla Konkret24 przypomina, że gwarancje ochrony prywatności wyznacza bowiem konstytucja (art. 47 i 51 ust. 2). "Należy również pamiętać o samych konstytucyjnych gwarancjach dotyczących wyborów - wybory są tajne" - pisze dr Lewandowski. "Tajność jako cecha wyborów wymaga od władzy publicznej, która organizuje i przeprowadza wybory zorganizowania lokalu wyborczego w sposób umożliwiający oddanie głosu tak, by nikomu nie była znana treść decyzji wyborczej podjętej przez konkretnego wyborcę (...). Uważam, że te same zasady dotyczą kwestii stosowania kamer rejestrujących proces samego głosowania przez wyborcę. Stąd też nagrywanie procesu wyborów rozumianego jako proces głosowania czy oddawania głosów jest wątpliwy już na gruncie polskiej ustawy zasadniczej i RODO niczego tu nie zmienia" - podkreśla dr Lewandowski.

Inaczej jest jego zdaniem z transmisją liczenia głosów. "Transparentność systemu liczenia głosów przez członków komisji leży w interesie nas wszystkich i powinna być chroniona w demokratycznym państwie prawa" - podkreśla. "Liczenie głosów stanowi bowiem element całego procesu wyborczego. Członek komisji jako uczestnik tego procesu wykonuje funkcję publiczną i w zakresie tej roli zakres ochrony jego prywatności podlega ograniczeniom w porównaniu do ochrony prywatności jakiegokolwiek wyborcy" - stwierdza prawnik.

Autorka/Autor:Piotr Jaźwiński

Źródło: Konkret24

Pozostałe wiadomości

Miliony wyświetleń w mediach społecznościowych ma nagranie pokazujące, jak mężczyzna podbiega do zatkniętej w polu flagi Autonomii Palestyńskiej, kopie ją - i tym samym aktywuje ukrytą bombę. Czy to się zdarzyło naprawdę? Czy film jest prawdziwy? Czy on przeżył? Internauci pytają, a udzielane odpowiedzi są rozbieżne. Wyjaśniamy więc.

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

Źródło:
Konkret24

 W Kanadzie za "mówienie dobrze o samochodach spalinowych" grozi "dwa lata odsiadki", bo to "propaganda antyklimatystyczna" - twierdzą bohaterowie nagrań, które mają tysiące wyświetleń w sieci. Po pierwsze, to nieprawda. Po drugie, internauci mylą promowanie paliw kopalnych z chwaleniem samochodu.

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

Źródło:
Konkret24

Polscy policjanci będą od maja sprawdzać legalność pobytu w Polsce Ukraińców w wieku poborowym i jeśli trzeba, "eskortować" ich do ukraińskiej ambasady - taki przekaz rozpowszechniają polscy internauci. Nie jest to prawda, a film pokazywany jako rzekomy dowód jest klasyczną fałszywką.

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Źródło:
Konkret24

Wielu internautów wierzy w rozpowszechniany w sieci przekaz, jakoby środki z Krajowego Planu Odbudowy zostały nam wypłacone po bardzo zawyżonym kursie i że Polska będzie spłacała to przez pół wieku. Tyle że to nieprawda.

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Źródło:
Konkret24

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski uważa, że nikt nie będzie mógł go zastąpić, jeśli zostanie zawieszony po ewentualnym postawieniu przed Trybunałem Stanu. Przestrzega, że nie będzie komu podpisywać dokumentów, a rynek medialny zostanie wręcz "zatrzymany", tak jak i działania koncesyjne. Prawnicy oceniają, że przewodniczący KRRiT się myli.

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Źródło:
Konkrtet24

Po głośnej imprezie w hotelu poselskim Łukasz Mejza tłumaczył z mównicy sejmowej, że w nocy bronił "tradycji polegających na wspólnym, chóralnym śpiewaniu". A w rozmowie z TVN24 tłumaczył się całodniową pracą w sejmowych komisjach i na posiedzeniach. Sprawdziliśmy więc aktywność parlamentarną tego posła PiS. Nie jest to długa analiza.

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Źródło:
Konkret24

To nie ściema kampanijna - tłumaczył minister nauki Dariusz Wieczorek, pytany o obiecane przez Lewicę tysiąc złotych dla studenta. I wyjaśniał, że nie była to obietnica, że "to jest pewien błąd, który wszyscy popełniamy". Przypominamy więc, kto z Lewicy publicznie obiecywał to w kampanii wyborczej.

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Źródło:
Konkret24

"Wystarczy spojrzeć na dane historyczne i zobaczyć, że zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i Platforma Obywatelska, to frekwencja jest niższa" - przekonywał dzień po drugiej turze wyborów samorządowych szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek. Dane PKW o frekwencji nie potwierdzają jego słów.

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Źródło:
Konkret24

Politycy Prawa i Sprawiedliwości forsują w mediach przekaz, że wraz z powrotem Donalda Tuska na fotel premiera źle się dzieje na ryku pracy. Mateusz Morawiecki jako "dowód" pokazuje mapę z firmami, które zapowiedziały zwolnienia grupowe. Jak sprawdziliśmy, takich zwolnień nie jest więcej, niż było za zarządów Zjednoczonej Prawicy. Eksperci tłumaczą, czego są skutkiem.

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Źródło:
Konkret24

"Ukraińcy mają większe prawa w Polsce niż Polacy" - stwierdził jeden z internautów, który rozsyłał przekaz o przyjęciu przez Senat uchwały "o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi". Posty te zawierają szereg nieprawdziwych informacji.

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

Źródło:
Konkret24

"Coś się szykuje" - przekazują zaniepokojeni internauci, rozsyłając zdjęcie zawiadomienia o wszczęciu postępowania administracyjnego w sprawie samochodu jako świadczenia na rzecz jednostki wojskowej. Uspokajamy: dokument wygląda groźnie, lecz nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym.

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Źródło:
Konkret24

Po pogrzebie Damiana Sobola, wolontariusza, który zginął w izraelskim ostrzale w Strefie Gazy, internauci zaczęli dopytywać, co wokół jego trumny robiły swastyki i czy były prawdziwe. Sprawdziliśmy.

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Tysiące wyświetleń w mediach społecznościowych ma fotografia dwóch mężczyzn jedzących coś na ulicy przed barem. Jeden to prezydencki doradca Marcin Mastalerek, drugi stoi bokiem, twarzy nie widać. Internauci informują, że to prezydent Duda, który podczas pobytu w Nowym Jorku poszedł ze swoim doradcą na pizzę do baru. Czy na pewno?

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Źródło:
Konkret24

Według krążącego w sieci przekazu po zmianie prawa Ukraińcom łatwiej będzie uzyskać u nas kartę pobytu na trzy lata. A to spowoduje, że "do Polski będą ściągać jeszcze większe ilości Ukraińców". Przekaz ten jest manipulacją - w rzeczywistości planowane zmiany mają uniemożliwić to, by wszyscy Ukraińcy mogli uzyskiwać karty pobytu i pozostawać u nas trzy lata.

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

Źródło:
Konkret24

Ponad milionowe zasięgi generuje w polskiej sieci przekaz, że od początku lipca nie będzie można w Niemczech w weekendy jeździć samochodami osobowymi. Powodem ma być troska o środowisko. Uspokajamy: nie ma takich planów.

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

Źródło:
Konkret24

Czy Amerykański Czerwony Krzyż nie przyjmuje krwi od osób zaszczepionych przeciw COVID-19? Taką teorię, na podstawie pytań z formularza tej organizacji, wysnuli polscy internauci. Kwestionariusz jest prawdziwy, teoria już nie.

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Źródło:
Konkret24

Internauci i serwisy internetowe podają przekaz, że polskie wojsko wysyła pracującym pierwsze powołania - że dostają "pracownicze przydziały mobilizacyjne". Wyjaśniamy, o co chodzi.

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Sceptycy pandemii COVID-19 i przeciwnicy wprowadzonych wtedy obostrzeń szerzą ostatnio narrację, jakoby "niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii". Wiele wpisów z taką informacją krąży po Facebooku i w serwisie X. Nie jest to jednak prawda.

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

Źródło:
Konkret24

W sieci pojawiły się dramatyczny zbiór nagrań, rzekomo z potężnej burzy, która przeszła nad Dubajem. Niektóre z nich nie mają jednak nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Wyjaśniamy.

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Źródło:
Konkret24

Posłanka PiS Joanna Lichocka zaalarmowała swoich odbiorców, że we Wrocławiu powstał "ruchomy meczet". W poście nawiązała do kwestii nielegalnych migrantów, Donalda Tuska i Unii Europejskiej. Posłanka mija się z prawdą. Pokazujemy, co rzeczywiście stoi przy Stadionie Olimpijskim w stolicy Dolnego Śląska.

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

Źródło:
Konkret24

"Głosują, jak im patroni z Niemiec każą", "lista hańby europosłów", "komu podziękować za pakiet migracyjny" - z takimi komentarzami rozsyłane jest w sieci zestawienie mające pokazywać, jak 25 polskich europosłów rzekomo głosowało "w sprawie pakietu migracyjnego". Tylko że grafika zawiera błędy i nie przedstawia, jak rzeczywiście ci europosłowie głosowali. Wyjaśniamy.

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

Źródło:
Konkret24