Nie sądzę, żeby prokuratura mogła tak bezczelnie kłamać - to reakcja Antoniego Macierewicza na informacje, że prokuratura nie znalazła dowodów na wybuch w polskim samolocie, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Bo na rzekomym wybuchu, do którego miało dojść w tupolewie, Macierewicz i PiS budowali przez lata swoje kłamstwo smoleńskie. Oto jego główne założenia.
Czternaście lat po katastrofie smoleńskiej spora część Polaków wciąż wierzy, że powodem śmierci 96 osób był zamach, a nie wypadek. Co więcej, z najnowszego badania "Dezinformacja oczami Polaków. 2024" przeprowadzonego na zlecenie Fundacji Digital Poland wynika, że odsetek takich osób w ostatnich latach wzrósł. W 2021 roku ze stwierdzeniem: "w Smoleńsku, gdzie zginął między innymi prezydent Lech Kaczyński, miał miejsce zamach, a nie katastrofa" zgadzało się 26 proc. ankietowanych, a w 2024 roku jest ich już 29 proc. Jednocześnie z taką tezą nie zgadza się 54 proc. badanych, jednak aż 17 proc. wciąż nie ma zdania w tej sprawie.
W katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski i przedstawiciele Rodzin Katyńskich. Polska delegacja zmierzała na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Do katastrofy doszło o godzinie 8.41, gdy samolot należący do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego - a będący w dyspozycji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - próbował wylądować na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Z powodu gęstej mgły widzialność była mocno ograniczona, warunki do lądowania były trudne.
Mimo że dotychczas nie znaleziono dowodów na to, że katastrofa nie była wypadkiem lotniczym, część polityków - szczególnie Prawa i Sprawiedliwości - utrzymuje, że samolot rozbił się wskutek wybuchu, do którego miało dojść na pokładzie oraz że był to zamach na polską delegację. Autorem tej teorii jest poseł PiS Antoni Macierewicz, który w lipcu 2010 roku został przewodniczącym Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M. Przez wiele lat głosił tzw. kłamstwo smoleńskie, na którym budowano smoleński mit. Podtrzymuje je prezes PiS Jarosław Kaczyński, który kilkukrotnie mówił publicznie, że "zamach smoleński jest w stu procentach udowodniony".
Mit jest podtrzymywany pomimo tego, że wyjaśnianiem skutków katastrofy zajmowały się i zajmują państwowe instytucje, których ustalenia jednoznacznie wykluczyły zamach. Już w lipcu 2011 roku swój raport opublikowała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. We wnioskach końcowych raportu eksperci wykazali, że katastrofa w Smoleńsku była wypadkiem w wyniku "zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią". W 2015 roku swoje śledztwo, trwające od dnia katastrofy, zakończyła Naczelna Prokuratura Wojskowa, która też uznała, że w Smoleńsku doszło do katastrofy, "w wyniku zderzeń z przeszkodami terenowymi, to jest: drzewami" (cytat z konferencji).
Po zmianie władzy w 2016 roku minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro zlikwidował prokuratury wojskowe i powołał Zespół Śledczy nr 1 Prokuratury Krajowej, który miał na nowo wyjaśnić, w jaki sposób doszło do tragedii w Smoleńsku. Natomiast Antoni Macierewicz, jako ówczesny minister obrony narodowej, w 2016 roku powołał podkomisję do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej, tzw. podkomisję smoleńską, która miała wykazać prawdziwą - zdaniem rządzących - przyczynę katastrofy, czyli potwierdzić tezę o zamachu.
Dziennikarz TVN24 Piotr Świerczek w swoich reportażach ujawniał, jak na przestrzeni lat członkowie podkomisji, w tym sam Antoni Macierewicz, kłamali na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej i ukrywali dowody świadczące, że był to wypadek. 9 kwietnia 2024 roku w "Czarno na białym" TVN24 pokazano kolejny reportaż Piotra Świerczka - "Siła śledztwa" - w którym autor potwierdził, że nie ma dowodów na wybuch w samolocie. Gdy dzień później reporter TVN24 zapytał Antoniego Macierewicza, dlaczego kłamał, że prokuratura ma dowody na wybuch w Smoleńsku, ten odpowiedział: "Nie tylko tak mówiłem, ale tak jest". A na uwagę, że prokuratura temu zaprzecza, Macierewicz stwierdził: "Nie myślę, żeby tak było. Nie sądzę, żeby prokuratura mogła tak bezczelnie kłamać".
Jednak to Antoni Macierewicz od lat szerzy nieprawdy i manipuluje faktami, próbując przekonać Polaków, że w 2010 roku w samolocie wiozącym polską delegację do Smoleńska doszło do zaplanowanego wybuchu. Przypominamy główne tezy, na których budowano smoleński mit.
Fałsz 1: przyczyną katastrofy był "akt bezprawnej ingerencji rosyjskiej na statek powietrzny"
Tak stwierdził Macierewicz np. 11 kwietnia 2022 roku, prezentując raport podkomisji z wynikami badań w sprawie "badania zdarzenia lotniczego z udziałem samolotu Tu-154M nr boczny 101" (wszystkie tezy tu prostowane prezentują powtarzane w różnej formie i w różnych okolicznościach w ciągu wielu lat stwierdzenia Macierewicza - red.). Bo według twórców smoleńskiego mitu za katastrofą polskiego samolotu stali Rosjanie. Tylko że nigdy tego nie udowodnili.
W raporcie końcowym Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego opublikowanym w lipcu 2011 roku nie stwierdzono, że przyczyną katastrofy był "akt bezprawnej ingerencji rosyjskiej na statek powietrzny" - tylko: "zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg". Dalej komisja wyjaśniała: "Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią". Także wśród "czynników mających wpływ na zdarzenie lotnicze" nie ma żadnego sugerującego ingerencję strony rosyjskiej na statek powietrzny. Stwierdzono jedynie, że rosyjski kierownik strefy lądowania "nie poinformował załogi o zejściu poniżej ścieżki schodzenia i zbyt późno wydał komendę do przejścia do lotu poziomego".
Te ustalenia w 2015 roku potwierdziła Naczelna Prokuratura Wojskowa, która - opierając się na "kompleksowej analizie przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej" sporządzonej przez biegłych - stwierdziła, że wśród głównych przyczyn katastrofy było niewłaściwe działanie załogi "polegające na zniżeniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia na drugie zejście". W ustaleniach śledczych nie ma wskazań, że doszło do jakiejś "ingerencji rosyjskiej na statek powietrzny".
Fałsz 2: katastrofa była skutkiem wybuchu, do którego doszło na pokładzie samolotu
Tę tezę - którą przez wiele lat starała się potwierdzić podkomisja Macierewicza - wykluczyły państwowe instytucje, które badały przyczyny katastrofy smoleńskiej. W raporcie komisji Millera czytamy: "Nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych ani paliwa lotniczego. Niewielki pożar objął swym zasięgiem tylko nieliczne elementy wraku samolotu i został zainicjowany w trakcie lub bezpośrednio po zderzeniu się samolotu z ziemią. Nie stwierdzono śladów charakterystycznych dla pożaru w trakcie lotu samolotu".
Również Naczelna Prokuratura Wojskowa w toku śledztwa wykluczyła, by na pokładzie Tu-154M doszło do wybuchu. Zniszczenie maszyny nastąpiło "w wyniku zderzeń z przeszkodami terenowymi (drzewami), a całkowite jego zniszczenie nastąpiło po końcowym zderzeniu z ziemią" - napisano w komunikacie. I dalej: "Szczegółowe badanie szczątków nie wykazało śladów lokalnych ognisk destrukcji konstrukcji samolotu mogących pochodzić z innych źródeł".
Szef Zespołu Śledczego nr 1 prokurator Krzysztof Schwartz w reportażu Piotra Świerczka "Siła śledztwa" oświadczył, że "w żadnej z tych opinii (które zespół otrzymał od powołanych biegłych – red.) nie jest napisane, że doszło do wybuchu". Dodał, że Macierewicz nie może się posługiwać badaniami jego zespołu i mówić, iż biegli stwierdzili, że w Smoleńsku doszło do wybuchu. "Bo nasi biegli nie stwierdzili, że doszło do wybuchu" - podkreślił.
Fałsz 3: na szczątkach ofiar są możliwe do identyfikacji obrażenie będące wynikiem eksplozji
Sekcje ekshumowanych zwłok ofiar katastrofy nie wykazały, by przyczyną śmierci tych osób było cokolwiek innego niż "wielonarządowe obrażenia typowe dla katastrofy lotniczej". W raporcie komisji Millera zapisano: "Śmierć wszystkich osób znajdujących się na pokładzie nastąpiła z powodu ciężkich wielonarządowych obrażeń wewnętrznych powstałych w wyniku działania przeciążeń hamujących podczas zderzenia samolotu z powierzchnią ziemi oraz niszczenia jego konstrukcji". "Na ciałach ofiar katastrofy smoleńskiej nie znaleziono obrażeń, które wskazywałyby na wybuch" - stwierdził w grudniu 2022 roku międzynarodowy zespół biegłych powołany przez Prokuraturę Krajową.
Szef Zespołu Śledczego nr 1 prokurator Schwartz w reportażu "Siła śledztwa" powiedział: "W opinii kompleksowej – myśmy się biegłych dopytywali o jednoznaczne sformułowanie – biegli stwierdzili, że te obrażenia, które oni stwierdzili w wyniku tych powtórnych sekcji zwłok same w sobie nie pozwalają na stwierdzenie, że doszło do działania materiałów wybuchowych bądź jakiejś innej siły wskazującej na wybuch substancji łatwopalnych. I to jest jednoznaczna odpowiedź".
Już w grudniu 2022 roku Piotr Świerczek ujawnił fragment jednego z postanowień prokuratury, które brzmiało: "W żadnym wypadku w opiniach nie wskazano na obecność jakichkolwiek obrażeń lub innych medycznych cech, których charakter sam w sobie stanowiłby podstawę uprawdopodobnienia hipotezy gwałtownego wyzwolenia energii o charakterze eksplozji materiałów wybuchowych lub łatwopalnych". Prokurator Schwartz potwierdził, że to zdanie znajdzie się w końcowej opinii Zespołu Śledczego nr 1.
Fałsz 4: w miejscu katastrofy samolotu nie było żadnych "przeszkód terenowych"
Powyższa teza łączy się z inną tezą Macierewicza i podkomisji – że samolot leciał ponad drzewami, że nie mógł uderzyć w brzozę. Raport komisji Millera miejsce katastrofy tupolewa opisuje w następujący sposób: "teren (...) porośnięty był drzewami o wysokości przekraczającej wartości dopuszczalne dla przeszkód terenowych w tym obszarze". Widać to również na zdjęciach satelitarnych z miejsca katastrofy. Na nagraniu z kokpitu samolotu słychać szum zahaczanych przez samolot krzaków i uderzenia w kolejne drzewa, w tym w brzozę i świerk.
Nawet sama podkomisja smoleńska - co ujawnił Piotr Świerczek w reportażu "Siła kłamstwa" - do swojego raportu jako jeden z załączników dołączyła nagrany telefonem film wideo mechanika samochodowego Władimira Safonenki, na którym widać obcięte korony drzew na trasie przelotu tupolewa, konary drzew leżące na jezdni, nad którą przeleciał samolot. Również raport amerykańskich badaczy z NIAR potwierdził ustalenia polskich biegłych o ściętych drzewach.
Fałsz 5: na nagraniu z kokpitu słychać odgłos wybuchu w lewym skrzydle
Jednak zespół biegłych Prokuratury Krajowej stwierdził, że przed uderzeniem w brzozę na nagraniach nie słychać dźwięku żadnego wybuchu lub eksplozji. Do momentu uderzenia słychać jedynie rozmowy osób w kokpicie - w tym informacje nawigatora o wysokości samolotu i komunikaty alarmowe "terrain ahead" i "pull up". "Nie słychać wybuchu, tylko kilkusekundowy krzyk do samego końca" - relacjonował Piotr Świerczek w swoim materiale o raporcie biegłych prokuratury.
Podkomisja Macierewicza stwierdziła jednak, że ci biegli nieprawidłowo zsynchronizowali zapisy rejestratora rozmów z kokpitu z rejestratorem parametrów lotu. Jej zdaniem "rejestrator CVR zapisał dźwięk stłumionego wybuchu". To stwierdzenie podkomisja oparła na raporcie dr. inż. Mirosława Tarasiuka. Ten jednak w rozmowie z Piotrem Świerczkiem stwierdził: "Porównywałem dźwięk zarejestrowany w kokpicie samolotu z siedmioma innymi dźwiękami. Chciałem stanowczo stwierdzić, że nie dokonałem identyfikacji badanego sygnału jako wybuch". Jego zdaniem "doszło do wybiórczego użycia przejściowych wyników moich badań, które posłużyły do nieuprawnionej tezy o zidentyfikowaniu odgłosu wybuchu w materiale dźwiękowym z kokpitu".
Na zlecenie Zespołu Śledczego nr 1 zapisy rozmów z tupolewa zbadał również James Cash, wieloletni ekspert amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB). "Wychwycił dwa dźwięki - jeden z tych dźwięków jest z kabiny, na który załoga nie zareagowała, czyli to mógłby być dźwięk przypadkowy, na przykład przełączanych urządzeń; drugi dźwięk to metaliczne jakieś uderzenie" – relacjonował prokurator Schwartz. I podkreślił: "na rejestratorach, które badał [Cash] nie usłyszał dźwięku wybuchu".
Fałsz 6: nie istnieje cały raport NIAR
"Nie istnieje cały raport NIAR. Nie ma takiego materiału. Taki materiał w ogóle nie istnieje. Dysponujemy raportami okresowymi" - twierdził 25 października 2022 roku Antoni Macierewicz. Chodzi o raport amerykańskiego National Institute for Aviation Research (NIAR), który zajmuje się badaniem katastrof lotniczych. Kierowany przez Macierewicza zespół wydał na ten raportu z publicznych pieniędzy ok. 8 mln zł - ale go nie ujawnił.
W raporcie podkomisji zaprezentowanym 11 kwietnia 2022 roku cytowane są tylko fragmenty z załączników do raportu NIAR, ale wszystkie badania wskazujące, że w Smoleńsku doszło do wypadku lotniczego, nie zostały w nim przedstawione.
Tymczasem Piotr Świerczek z TVN24 dotarł do niepublikowanych dokumentów dotyczących katastrofy w Smoleńsku i przedstawił je w reportażu "Siła kłamstwa". Pokazał, że co najmniej od grudnia 2020 roku Antoni Macierewicz i inni członkowie podkomisji dysponują materiałami, analizami i zagranicznymi raportami, które albo wprost wykluczają zamach, albo wskazują na katastrofę jako przyczynę tragedii z 10 kwietnia. Wśród tych materiałów było podsumowanie raportu końcowego NIAR. Jego treść dostępna jest na stronie tvn24.pl. Dokument datowany jest na 18 grudnia 2020 roku, liczy ok. 170 stron. Raport NIAR jest tylko "częścią większej pracy"; istnieje też lista aneksów do raportu głównego.
Fałsz 7: "loki" są dowodem, że skrzydło oderwał wybuch bomby
Zawinięcia blach, czyli tak zwane loki, miały być dowodem podkomisji Macierewicza na to, że skrzydło tupolewa w Smoleńsku oderwał wybuch bomby. "Te loki, one mogą powstać tylko w wyniku detonacji i one nie mogą powstać w wyniku uderzenia" – mówił na konferencji prasowej w 2018 roku Kazimierz Nowaczyk, jeden z członków podkomisji. Z raportu podkomisji wycięto jednak zdjęcia wszystkich tych uszkodzeń modelu, które nie pasowały do narracji – wyjaśniał Piotr Świerczek w reportażu "Kocioł czarownic".
"Badania, które myśmy przeprowadzili, nie potwierdziły, że doszło tam do wybuchu, że doszło do zamachu. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że tak naprawdę moje badania mają służyć, a potem jak się okazało, służyły, do udowodnienia tezy zamachowej" – mówił w reportażu Adrian Siadkowski, pułkownik, pirotechnik i były członek podkomisji smoleńskiej. Jako jedyny nie podpisał raportu końcowego na temat katastrofy smoleńskiej. "Ja jestem przekonany, że byłoby to poświadczenie nieprawdy i popełnienie przestępstwa" – argumentował. Poza tym Siadkowski mówił, że podkomisja nie pokazała wszystkich jego prac i filmów. "To jest naukowe oszustwo i manipulacja" – ocenił. "To jest kwestia doboru, nierzetelnego doboru materiału badawczego pod tezę którą się chce potem głosić. Znaczy: wybieramy loki, bo one są nam potrzebne, natomiast wszystko inne pomijamy, no bo nie pasuje do tej rzeczywistości" – stwierdził były członek podkomisji smoleńskiej.
Badania amerykańskiego instytutu NIAR, do których dotarł dziennikarz TVN24, wykazały, że charakterystyczne "loki", czyli wywinięcia blachy na oderwanym skrzydle, mogą być efektem uderzenia w drzewo. Potwierdziła to symulacja zderzenia z brzozą. Wyniki te także nie zostały upublicznione przez Macierewicza w raporcie podkomisji; nie udostępnił ich nawet wszystkim członkom podkomisji.
Fałsz 8: załoga tupolewa wykonała prawidłowo wszystkie procedury
To teza mająca podkreślać, że polscy piloci nie ponoszą żadnej winy, bo w samolocie doszło do wybuchu. Jednak raport komisji Millera wylicza 19 błędów popełnionych przez załogę Tu-154M – m.in. przyjęcie samolotu w konfiguracji niezgodnej z Instrukcją Użytkowania w Locie i dokumentacją samolotu; brak omówienia z członkami załogi sposobu wykonania podejścia do lądowania; nieprawidłowe przygotowanie do pracy urządzenia TAWS - Terrain Awareness Warning System, czyli systemu ostrzegania przed niebezpiecznym zbliżaniem się do ziemi.
Fałsz 9: Rada Europy potwierdziła ustalenia podkomisji o eksplozji w tupolewie
Macierewicz, prezentując końcowy raport podkomisji smoleńskiej 11 kwietnia 2022 roku, mówił, że Rada Europy rzekomo potwierdziła ustalenia jego podkomisji o eksplozji w samolocie lecącym do Smoleńska. "Na koniec trzeba przypomnieć, że w roku 2018 - o czym niestety media zapomniały, wtedy zapomniały… - Rada Europy, jedna z najważniejszych instytucji europejskich, w swoim raporcie i rezolucji przywołała prace podkomisji wskazujące na eksplozję jako przyczynę katastrofy smoleńskiej" – przekonywał. Tę manipulację wyjaśnialiśmy w Konkret24.
Przypomnijmy krótko: Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy 12 października 2018 roku przyjęło rezolucję nr 2246. Wzywało w niej Rosję do zwrotu Polsce wraku rozbitego pod Smoleńskiem samolotu Tu-154M. W dokumencie stwierdzono, że Rosjanie powinni zrobić to bez dalszej zwłoki w sposób, który zapobiegnie dalszej degradacji materiału dowodowego, a do tego czasu Rosjanie powinni odpowiednio zabezpieczyć wrak i powstrzymać się od działań, które mogą zostać uznane za bezczeszczenie miejsca katastrofy. W stanowisku Rady Europy ewentualna eksplozja wspomniana jest tylko raz - gdy opisywane są wyniki śledztw: rosyjskiego i polskiego. Przedstawiając polskie ustalenia, Rada cytuje zarówno raport Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. komisji Millera) z 2011 roku, jak i raport techniczny Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem (zwanej komisją Macierewicza) z kwietnia 2018 roku. Ale to było tylko przywołanie tego, co twierdzi podkomisja Macierewicza: "11 kwietnia 2018 r. Komisja ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego Tu-154M pod Smoleńskiem w Rosji, powołana przez polski rząd, opublikowała nowy raport wstępny, w którym stwierdziła, że samolot został 'zniszczony w powietrzu w wyniku kilku eksplozji'" - Rada Europy nic nie potwierdziła. Nigdzie indziej w jej dokumencie kwestia ewentualnych eksplozji i rozpadnięcia się samolotu w powietrzu nie została poruszona.
Przy czym Antoni Macierewicz nie mówi o "rezolucji", a o "raporcie". Być może chodzi o raport przygotowany na miesiąc przed przyjęciem rezolucji Rady Europy. Ten przygotował holenderski parlamentarzysta Pieter Omtzigt. Dokument datowany jest na 3 września 2018 roku i zawiera m.in. szkic rezolucji, który także został przygotowany przez Omtzigta i przyjęty przez komisję prawną i praw człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy 25 czerwca tego samego roku. Zapis dotyczący "zniszczenia (samolotu - red.) w powietrzu w wyniku kilku eksplozji" jest w szkicu dokładnie taki sam jak w finalnej, oficjalnej wersji dokumentu. Jest więc jedynie przytoczeniem opinii podkomisji smoleńskiej.
Fałsz 10: Tusk, Siemoniak, Sikorski ukrywają sprawców katastrofy smoleńskiej
"10 lat, 122 miesięcy, 528 tygodni, 3699 dni: T. Siemoniak, D. Tusk, R. Sikorski i inni ukrywają przestępców, sprawców Tragedii Smoleńskiej. T. Arabski skazany, czas na resztę" - napisał 26 maja 2020 roku na Twitterze Antoni Macierewicz. Kto śledził, jak rozwijał się mit smoleński, wie, że ta sugestia-oskarżenie jest częścią fałszywej tezy, jakoby polski rząd utrudniał w 2010 roku prawidłowe prowadzenie śledztwa dotyczącego katastrofy, że szedł na rękę Putinowi, że nie naciskał rosyjskiej prokuratury i próbował ukryć tych, którzy pomagali w rzekomym zamachu.
Dzień później Roman Giertych zapowiedział w serwisie X: "W imieniu przewodniczącego D. Tuska oraz posłów R. Sikorskiego i T. Siemoniaka składam pozew przeciwko zastępcy prezesa PiS A. Macierewiczowi o zarzut ukrywania wiedzy na temat sprawców katastrofy smoleńskiej. Przyszedł czas, aby powiedzieć: dość kłamstw!" Po prawie dwóch latach sprawa znalazła rozstrzygnięcie w sądzie. "Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał Antoniemu Macierewiczowi przeprosić na platformie X Donalda Tuska, Tomasza Siemoniaka i Radosława Sikorskiego za przypisywanie im ukrywania sprawców katastrofy smoleńskiej" – poinformował 2 lutego 2024 roku w serwisie X Giertych. Jak przekazał wtedy redakcji tvn24.pl, orzeczenie sądu jest nieprawomocne.
Macierewicz twierdzi jednak swoje: "Jest bezsporne, że Donald Tusk, Radosław Sikorski i Tomasz Siemoniak ukrywają prawdę o zbrodni smoleńskiej i w ten sposób ukrywają jej sprawców. To przestępstwo będzie ich historią".
Manipulacja: brytyjskie laboratorium potwierdziło obecność materiałów wybuchowych (RDX, trotyl, pentryt)
Na koniec jeszcze o manipulacji, jakiej dopuszczają się Macierewicz i wyznawcy mitu smoleńskiego, opowiadając o "obecności materiałów wybuchowych" w samolocie. Na zlecenie prokuratury próbki pobrane z wraku tupolewa badały trzy instytucje: brytyjskie Defence Science and Technologies Laboratory (DSTL), północnoirlandzkie Forensic Science Northern Ireland (FSNI) i włoskie laboratorium pracujące dla karabinierów Raggruppamento Carabinieri Investigazioni Scietifiche (RCIS). Jak poinformował prokurator Schwartz w rozmowie z Piotrkiem Świerczkiem, na żadnej z przekazanych FSNI próbek "nie znaleziono żadnego materiału wybuchowego". Z kolei brytyjskie DSTL przebadało 238 próbek - na 89 stwierdzono ślady materiałów wybuchowych w znikomych ilościach. Na 73 próbkach stwierdzono ślady w granicach 0,4-0,7 nanograma trotylu, na innych śladowe ilości RDX i pentrytu. "Brytyjczycy wyraźnie stwierdzili w swoich opiniach, że uważają, że te śladowe ilości materiałów wybuchowych nie świadczą o tym, że doszło do wybuchu, ponieważ nawet na tych elementach, które oni badali nie stwierdzono śladów działania wybuchów" – wyjaśniał prokurator Schwartz. Jak dodał, ślady materiałów wybuchowych w większości znaleziono na elementach skórzanych foteli.
Włoskie laboratorium z kolei badało próbki ziemi z miejsca katastrofy i na trzech z nich znaleziono również znikome ilości materiałów wybuchowych. Szef Zespołu Śledczego nr 1 zwrócił uwagę, że trzeba wyjaśnić kwestię zanieczyszczenia próbek: czy "doszło do przypadkowego naniesienia materiałów wybuchowych". Tłumaczył, że miejsce katastrofy to był teren wojskowy, a sam samolot "był eksploatowany przez wojskowych". Tak więc o ile prawdą jest, że wykryto obecność materiałów wybuchowych, to nie jest prawdą, że te ilości były przyczyną wybuchu w tupolewie. Bo jak podkreślił prokurator Schwartz: "Nasi biegli nie stwierdzili, że doszło do wybuchu".
Źródło: Konkret24, "Czarno na białym" TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Supernak/PAP