Narracja obozu rządzącego, że prezydent Warszawy chce zakazać jedzenia mięsa w stolicy i że taki zakaz jest ukrywanym elementem programu Platformy Obywatelskiej, od kilku dni przetacza się przez media społecznościowe, programy publicystyczne i media. Nie jest prawdziwa, powstała na potrzeby kampanii wyborczej PiS. Podstawą jest raport, którego autorzy sami stwierdzają, że przygotowali tylko "zestaw punktów odniesienia", a "ostatecznie to jednostki decydują o tym, co jedzą".
Zaczęło się od publikacji "Dziennika Gazety Prawnej" 14 lutego. Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki w tekście pod tytułem "Trzeba jeść mniej mięsa i pozbyć się aut. Klimatyczne zaciskanie pasa w stolicy" omówili główne tezy raportu "The future of urban consumption in a 1.5°c world" ("Przyszłość miejskiej konsumpcji w świecie 1,5° C" ). Jego tytuł nawiązuje do klimatycznego celu, jakim jest ograniczenie wzrostu globalnej temperatury do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej. Taki cel przyjęły państwa sygnatariusze Porozumienia Paryskiego z 2015 roku o ograniczeniu skutków globalnego ocieplenia klimatu.
Rekomendacje, które dla organizacji C40 Cities skupiającej rządzących 100 miastami świata przygotowali w 2019 roku naukowcy z uniwersytetu w Leeds w Wielkiej Brytanii i firmy doradczej Arupa, dotyczą przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu. Brytyjscy naukowcy zaproponowali m.in. zmniejszenie spożycia mięsa do 16 kg rocznie na osobę, nabiału do 70 kg, ograniczenie zakupu nowych ubrań do ośmiu sztuk rocznie, redukcję liczby aut z 600 do 190 na 100 tys. mieszkańców, wydłużenie czasu użytkowania sprzętu elektronicznego do siedmiu lat.
Prawicowi politycy i internauci wyśmiewają: "racje żywnościowe", "bolszewickie cele"; "Warszawa będzie miała kartki na mięso"
Tekst "DGP" - mimo że opisywał raport sprzed czterech lat - wywołał ogromne zainteresowanie polityków obozu rządzącego, a także mediów mu sprzyjających. Stał się gorącym tematem przez kilka kolejnych dni. Nadinterpretując jego tezy, wykorzystano go do politycznego ataku na Rafała Trzaskowskiego, który jest też wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej. "Czy on naprawdę chce wprowadzić warszawiakom - a być może w całej Polsce, bo znamy jego ambicje - racje żywnościowe, racje konsumpcyjne?" – pytał wiceminister sprawiedliwości z Solidarnej Polski Sebastian Kaleta 14 lutego na konferencji prasowej w Sejmie. A na Twitterze napisał: "Zastanawialiśmy po co tyle wyjazdów Rafałowi @trzaskowski. W stowarzyszeniu miast C40, którego członkiem jest Warszawa wypracowano plan, by wprowadzić racje żywnościowe i konsumpcyjne. Wakacje raz na kilka lat, kilka ubrań rocznie, mięso i nabiał luksusem. Odlecieli tam" (pisownia wszystkich postów oryginalna). Posłanka Anna Siarkowska, przypominając o kartkach na mięso, które obowiązywały w PRL, stwierdziła, że propozycje z raportu "to jest powrót do centralnego planowania".
Do chóru Solidarnej Polski dołączyli m.in. politycy Konfederacji. Jej nowy szef Sławomir Mentzen napisał na Twitterze: "Jeżeli walka z globalnym ociepleniem ma oznaczać zakaz mięsa i nabiału, brak prywatnych samochodów, 3 sztuki nowych ubrań na rok i jeden lot samolotem na 3 lata, to ja już w ciemno wybieram temperaturę wyższą o dwa stopnie". Z kolei poseł PiS Kazimierz Smoliński straszył na Twitterze: "Takie bolszewickie cele proponuje nam Trzaskowski z Platformy Tuska. Neomarksizm zabierze nam mięso, nabiał i auto na własność". W kolejnej odsłonie wystąpień politycy prawicy wrzucali na Twittera zdjęcia, jak jedzą mięso. "Swoją porcję mięsa wykorzystałem już na ten rok. Od jutra tylko robaki" - ironizował Patryk Jaki. "Trzaskowski! To jest mięcho z lubuskiej krowy i porządne lubuskie piwo! Ani jednego, ani drugiego, nam nie zabierzesz, swoimi reformami, pomiocie marksizmu!" - tweetował Łukasz Mejza.
Gorącą dyskusję toczyli też internauci w mediach społecznościowych. "Trzaskowski oduczy warszawiaków jeść mięso?"; "Chyba muszę kupić jakąś przemysłową zamralażarkę, żeby to mięso dla warszawiaków przechować"; "Trzaskowski chce aby PO wygranych wyborach przez oPOzycję, w Polsce były limity na mięso, odzież i podróże?"; "Warszawa będzie miała kartki na mięso" - komentowali.
Rafał Trzaskowski o steku bzdur i befsztykach na Żoliborzu
"Stek bzdur" – tak na te ataki zareagował na Twitterze i Facebooku prezydent Warszawy. W odpowiedzi na wpis wiceministra sprawiedliwości napisał: "Pan Kaleta oparł swoją teorię o raport naukowców z Leeds wydany niemal 4 lata temu. Trudno go komentować, tym bardziej, że nie powstał na zlecenie Miasta Stołecznego Warszawy i nie był z nami konsultowany". Przypomniał, że miasto w swojej polityce żywnościowej obrało za cel "wsparcie dla mieszkańców w dostępie do dobrej jakości i niedrogiej żywności i że coraz więcej inicjatyw obywatelskich dotyczy żywności i dzielenia się nią oraz przeciwdziałania marnowaniu żywności". "Odpowiadając na pana absurdalne pytanie - nie, Miasto Stołeczne Warszawa nie wprowadzi kartek na żywność. Co więcej, jedynie rząd ma możliwości prawne do wprowadzenia takiego ograniczenia. Jako prawnik powinien pan to wiedzieć" - dodał Rafał Trzaskowski.
Polemizując z prezydentem Warszawy, wiceminister Kaleta przypomniał na Twitterze wystąpienie Trzaskowskiego na mityngu "Campus Polska", podczas którego prezydent Warszawy zapowiadał realizację zaleceń C40 Cities.
Do dyskusji o rzekomym zakazie jedzenia mięsa włączył się nawet prezes PiS Jarosław Kaczyński. "My jesteśmy za wolnością, nie chcemy sztucznych ograniczeń w imię jakichś ideologii. Od nas Polacy nigdy nie usłyszą, że mają ograniczyć jedzenie mięsa, picie mleka, że mają obowiązek zmienić samochód na elektryczny albo nosić dwie koszule czy sukienki" – powiedział w wywiadzie dla tygodnika "Sieci", który ukazał się 20 lutego. Dalej mówił, że "z tych projektów wynika, że każdy mógłby zjeść rocznie maksymalnie 16 kg mięsa" i że jest to mniej niż w czasie stanu wojennego i mniej, niż później dostawali pracownicy umysłowi, bo "na kartkach od Jaruzelskiego było po 2,5 kg na miesiąc, czyli 30 kg rocznie". Na pytanie, czy "to [ograniczanie spożycia mięsa] pojawi się w kampanii wyborczej", prezes PiS odpowiedział: "Już się pojawiło".
"Jeszcze raz - nie wprowadzamy w Warszawie żadnych ograniczeń w jedzeniu mięsa" – brzmiała kolejna riposta prezydenta Warszawy, tym razem na słowa prezesa PiS. "Rozumiem, że manipulacja kolegów się spodobała. Proszę raczyć się befsztykami na Żoliborzu latami - do woli! Kto bogatemu rentierowi zabroni" – napisał Trzaskowski na Twitterze.
Natomiast posłanka KO Izabela Leszczyna w "Śniadaniu Rymanowskiego" w Polsat News 19 lutego tak skomentowała dyskusję wywołaną tekstem w "DGP": "Wprowadzanie do debaty publicznej [takiego tematu] w czasie, kiedy Polska ma najwyższą inflację projektową na ten rok w UE, największy spadek PKB, ludziom nie starcza do pierwszego, nie starcza im na mięso rzeczywiście, a my mamy w poważnym programie rozmawiać o jakimś raporcie sprzed czterech lat, którego rekomendacji nikt nie zaczął wdrażać. To jakaś paranoja jest".
Co jest w raporcie przygotowanym przez C40 Cities
Śledząc publiczną dyskusję na temat raportu C40 Cities, można odnieść wrażenie, że większość wypowiadających się na temat raportu raportu nie czytała. A jest dostępny od 2019 roku na stronie organizacji.
W 68-stronicowym dokumencie słowo "mięso" (meat) pojawia się 10 razy – zawsze w kontekście korzyści, jakie mogą pojawić się, gdy ograniczymy jego spożycie. Przy czym nie ma w raporcie sformułowań dotyczących zakazu spożywania lub produkcji mięsa (ban, prohibit) - mowa jest o ograniczaniu jego spożycia. Czytamy więc, że ograniczenie czerwonego mięsa w diecie może zmniejszyć liczbę zgonów w miastach C40 o 160-170 tys. w ciągu roku; zmniejszenie do 16 kg rocznie spożycia mięsa na jedną osobę, razem z ograniczeniem spożycia produktów mlecznych i zmniejszeniem ilości odpadów, zdaniem autorów raportu spowodowałoby zmniejszenie w 2030 roku szkodliwych emisji o 36 proc. w stosunku do roku 2017. Ograniczenie konsumpcji mięsa do 16 kg na osobę autorzy raportu określają jako cel progresywny, postępujący. Częściej piszą o mniejszym spożyciu mięsa, choć kreślą też ambitny scenariusz, w którym mieszkańcy miast zrezygnują z jedzenia mięsa. Wtedy ich zdaniem mogłoby dojść do obniżenia o 60 proc. szkodliwych emisji powodowanych przez produkcję i spożycie żywności. Przy czym pada zastrzeżenie: "jeśli miasta C40 zmienią swoje konsumpcyjne nawyki żywieniowe".
Ponieważ Jarosław Kaczyński mówił też o ograniczeniu "do dwóch koszul lub sukienki", przyjrzeliśmy się rekomendacjom w sprawie zakupów ubrań. Autorzy raportu proponują jako cel progresywny do osiągnięcia w 2030 roku ograniczenie się przez mieszkańców miast do zakupów ośmiu nowych sztuk odzieży rocznie. Ich zdaniem mniejsze zakupy odzieży to oszczędności rzędu 93 mld dolarów rocznie; 15,5 tys. dolarów na osobę w ciągu 20 lat; zmniejszenie emisji szkodliwych substancji o 39 proc. w stosunku do poziomu z 2017 roku.
Inne rekomendacje zawarte w raporcie dotyczą ograniczenia liczby prywatnych samochodów do 190 sztuk na 100 tys. mieszkańców, co dałoby 170 mln metrów kwadratowych wolnej powierzchni w miastach; stosowanie materiałów budowlanych o większej wydajności, remontowanie starych budynków niż budowanie nowych to obniżenie szkodliwych emisji o 28 proc.
Jeśli nie podejmie się jakichkolwiek działań na rzecz zmniejszania globalnego ocieplenia, to - jak przewidują autorzy raportu - w 2050 roku 2,5 mld ludzi będzie zagrożonych brakiem dostępu do żywności; 1,6 mld będzie narażonych na ekstremalne upały; 650 mln będzie miało kłopoty z dostępem do bieżącej wody.
Raport C40 Cities: "Ostatecznie to jednostki decydują o tym, co jedzą i jakie zakupy robią"
O zaleceniach raportu C40 Cities napisał 15 lutego portal smog.pl, prosząc o komentarz przedstawiciela organizacji C40 Cities. "W odniesieniu do 'ambitnych celów' na 2030 rok w raporcie stwierdza się: Nie rekomenduje się hurtowego przyjęcia tych celów w miastach C40. Są one wymienione, aby zapewnić zestaw punktów odniesienia dla miast. Można je uwzględniać rozważając różne alternatywy redukcji emisji i długoterminowe wizje danego miasta" - stwierdził Rolf Rosenkranz, szef wydziału komunikacji w C40 Cities.
Zastępca redaktora naczelnego portalu energetyka24.pl Jakub Wiech - cytowany przez smog.pl - ocenił, że opinie prawicowych polityków to "pompowanie balonika przez wykorzystanie ludzkich lęków". W komentarzu zamieszczonym 20 lutego na stronie energetyka24.pl napisał z kolei: "To, co rzuca się w oczy w pierwszej kolejności to fakt, że raport, o którym tak głośno zrobiło się w Polsce nie zawiera wiążących celów, a jedynie rekomendacje. W dodatku, czytając dokument całościowo, można dojść do wniosku, że w opracowaniu chodzi nie tyle o same cele, co o kierunki rozwoju miast". A dalej podsumował: "Sami autorzy raportu zdawali sobie sprawę, że stawiają cele niemożliwe do zrealizowania w praktyce. Chcieli nimi wyznaczyć pewne poziomy umożliwiające zrozumienie, jaki efekt dadzą poszczególne działania. Żaden fragment tego opracowania nie uprawnia do stwierdzenia, że prezydent Trzaskowski wkrótce zabierze Warszawiakom mięso i podmieni je na robaki".
Rzeczywiście, w konkluzjach raportu naukowców z Leeds podkreślono, że realizacja wielu zawartych w nich rekomendacji opiera się nie tylko na decyzjach samych władz miast czy rządów, ale także na indywidualnych działaniach. "Ostatecznie to jednostki decydują o tym, co jedzą i jakie zakupy robią, aby uniknąć marnowania żywności w gospodarstwach domowych. To także każda jednostka sama decyduje, ile nowych ubrań kupić, czy mieć i jeździć prywatnym samochodem, ile razy lecieć samolotem".
Ograniczenie sprzedaży jakiegoś towaru może być uznane za ograniczenie wolności działalności gospodarczej - do czego samorządy nie mają prawa
Rafał Trzaskowski tłumaczy, że w kwestii rekomendacji zawartych w raporcie "Warszawa nie podjęła żadnych zobowiązań". Przejrzeliśmy rejestr uchwał rady miasta stołecznego Warszawy obecnej kadencji - nie znaleźliśmy tam żadnej, która wprost odnosiłaby się do kwestii poruszonych w raporcie C40 Cities.
Ale nawet jeśli Rada Warszawy podjęłaby uchwałę np. o ograniczeniu spożycia mięsa - co z konieczności musiałoby się wiązać z ograniczeniem sprzedaży mięsa na terenie miasta - to taką uchwałę w trybie art. 91 ustawy o samorządzie gminnym może uchylić wojewoda mazowiecki. Gdyby jednak rada upierała się przy swoich pomysłach, rząd mógłby wykorzystać art. 96 tej ustawy, który stwierdza, że w przypadku "powtarzającego się naruszenia przez radę gminy Konstytucji lub ustaw, Sejm, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, może w drodze uchwały rozwiązać radę".
Należy przy tym zauważyć, że ograniczenie sprzedaży jakiegoś towaru może być uznane za ograniczenie wolności działalności gospodarczej - do czego samorządy nie mają prawa. Bo w świetle art. 22 Konstytucji RP "ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny" . Czyli to parlament może wprowadzić takie ograniczenie.
Poszerzenie narracji: "to nam szykują w Europie"
Tekst "Dziennika Gazety Prawnej" użyto nie tylko do ataku na prezydenta Warszawy, ale także do wzmocnienia narracji antyunijnej. Ten przekaz powielała telewizja publiczna, np. tak zapowiadając jeden z programów w TVP Info: "Całkowity zakaz spożywania mięsa i nabiału, możliwość kupienia tylko trzech ubrań rocznie, żadnych prywatnych samochodów oraz jeden lot samolotowy na trzy lata - to nam szykują w Europie".
Podobne głosy padały też w mediach społecznościowych. Jeden z popularnych twitterowiczów o nicku Pikuś Pol napisał: "Że ślimak, to ryba - olać to. Że marchew, to owoc - pośmialiśmy się. Że świnia musi mieć zabawki - tu powinna nam się zapalić lampka. Ale nie dajmy unijnemu lewactwu wmówić sobie, że brak auta, zakaz jedzenia nabiału i mięsa, kilka ubrań na rok to dla naszego dobra, dla zdrowia".
Zapytaliśmy rzeczników Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, czy w obu tych instytucjach debatowano o ewentualnym zakazie produkcji mięsa. Z odpowiedzi, jakie Konkret24 otrzymał, wynika, że obecnie w UE nie ma dyskusji o całkowitym zakazie produkcji mięsa. W odpowiedzi przedstawiciel Komisji Europejskiej zwraca uwagę, że mleko, mięso i jaja zapewniają 50 proc. naszego spożycia białka i dostarczają cennych witamin i minerałów; że w Unii Europejskiej 40 proc. wartości produkcji rolnej stanowi hodowla zwierząt, w której zatrudnionych jest 4 mln osób. UE natomiast: "Dba o to, aby produkcja zwierzęca odbywała się w UE w bardziej zrównoważony sposób i aby rosły pozytywne efekty zewnętrzne hodowli zwierząt gospodarskich. (...) Na przykład systemy ekstensywnego chowu na użytkach zielonych wykazały swój pozytywny wkład poprzez przetwarzanie trawy na żywność, produkcję wełny i biomasy, utrzymanie różnorodności biologicznej, składowanie dwutlenku węgla, kontrolę erozji gleby i ochronę krajobrazu".
Przedstawicielka Parlamentu Europejskiego odsyła nas do przyjętej przez PE w październiku 2021 roku unijnej strategii "Od pola do stołu", w której postulowano m.in. zmniejszenie spożycia mięsa. "Przejście na bardziej roślinną dietę z mniejszą ilością mięsa czerwonego i przetworzonego oraz z większą ilością owoców i warzyw ograniczy nie tylko ryzyko chorób zagrażających życiu, ale również wpływ systemu żywnościowego na środowisk" - zapisano w unijnej strategii.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Anton Chernov/Shutterstock/twitter