Europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk wyliczył, że za rządów koalicji PO-PSL w Polsce inflacja wyniosła 21 procent, a za rządów PiS tylko 17 procent. Internauci pytają, czy można wskaźniki inflacji dodawać - eksperci wyjaśniają, dlaczego się nie powinno i jak liczyć inflację w długoletnim okresie.
Europoseł Zbigniew Kuźmiuk, występując 19 grudnia w TVP Info, mówił o budżecie państwa na 2022 rok. "To jest budżet bardzo ambitny jak na trudne czasy" - ocenił Kuźmiuk i przypomniał, że ustawa budżetowa zakłada dochody i wydatki na poziomie ok. 500 mld zł. "To jest o 200 miliardów złotych więcej niż w 2015 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość przejmowało władzę".
Na te słowa zareagowała także goszcząca w studiu posłanka ruchu Polska 2050 Hanna Gill-Piątek. "Bo jest inflacja" - zauważyła. "Pani poseł, gdyby pani zapoznała się z inflacją w latach 2008-2015, to by pani wiedziała, że ona wyniosła sumarycznie 21 procent" - zripostował Zbigniew Kuźmiuk. Dodał, że nie słyszał wówczas żadnych komentarzy o hiperinflacji. "Teraz ta związana z naszym rządem od 2015 roku, do tego roku włącznie, to jest 17 procent i my na to reagujemy pakietem antyinflacyjnym. Za naszych poprzedników nic takiego nie było" - stwierdził.
Stacja TVP Info 19 grudnia zamieściła na Twitterze fragment programu, w którym znalazła się powyższa wypowiedź. Słowa Kuźmiuka wywołały ogromną dyskusję w sieci, skomentowało je blisko 500 internautów - gros wypowiedzi dotyczyło stwierdzenia o "sumarycznej inflacji 21 procent" za rządu PO-PSL.
Internauci dopytywali, w jaki sposób Zbigniew Kuźmiuk policzył 21 proc. inflacji z lat 2008-2015 oraz 17 proc. inflacji "związanej z naszym rządem". Dopytywali, czy można w ogóle porównywać inflację z różnych okresów. Niektórzy sugerowali, że europoseł mógł dodać wskaźniki inflacyjne z kolejnych lat. Inni odpowiadali, że nie jest to dobra metoda. "Nie nauczono Kuźmiuka, co to jest proc. składany. Nie sumuje się inflacji, oprocentowania itd." - pisał jeden z internautów.
Poseł wylicza nam sumaryczną inflację
Poprosiliśmy Zbigniewa Kuźmiuka o wytłumaczenie metody liczenia inflacji z wielu lat, którą się posłużył podczas wystąpienia w TVP Info. Autoryzując wypowiedź, europoseł usunął jednak odpowiedzi na pytania o dane przytoczone w TVP Info i czy sumowanie wskaźników inflacyjnych to właściwa metoda informowania o inflacji. Za to w obszernym fragmencie omówił "całą prawdę o inflacji za rządów PO-PSL i za rządów PiS", wyliczając różne korzystne wskaźniki ekonomiczne za obecnych rządów, takie jak wzrost płacy minimalnej. Niekorzystnych nie podał.
W autoryzowanej części wypowiedzi Zbigniew Kuźmiuk napisał jednak co innego, niż mówił w TVP Info. Nie ma tam już "sumarycznej inflacji 21 procent". Porównał inflację raportowaną przez Główny Urząd Statystyczny przez sześć pierwszych lat rządów PO-PSL i sześć lat rządów PiS. "Sumaryczna inflacja dla tych pierwszych wyniosła 19 proc., a [dla] rządów PiS 14 proc." - napisał Kuźmiuk. I dalej: "Średnioroczną inflację za 2021 można już policzyć, bo znamy inflację w poszczególnych 11 miesiącach, a inflacja grudniowa lekko przekroczy 8 proc., średnioroczna nie będzie więc wyższa niż 5 proc.". Według niego różnica pomiędzy poziomami inflacji z sześciu lat rządów koalicji PO-PSL a PiS "to aż pięć punktów procentowych" (w TVP Info podał cztery punkty procentowe).
Tak więc w przesłanej nam odpowiedzi Kuźmiuk wspomniał kolejny raz o "inflacji sumarycznej" i napisał o "inflacji średniorocznej". Nie wiemy, czy po prostu dodał wskaźniki inflacyjne z kolejnych lat, czy stosował bardziej skomplikowaną metodę. Gdyby jednak zsumować podawane przez GUS roczne wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych za okres 2008-2015 - wychodzi 19,2 proc. Gdyby zsumować roczne wskaźniki z lat 2016-2020 i prognozowane przez Zbigniewa Kuźmiuka 5 proc. inflacji za 2021 rok - wychodzi 13,7 proc. Co po zaokrągleniu daje wartości 19 i 14 proc. - a tak napisał Kuźmiuk.
Morawski: "nie należy dodawać wskaźników, tylko liczyć ich iloczyn lub średnią geometryczną"
Jak mówić o inflacji? Czy można dodawać wskaźniki inflacyjne z kilku lat? Te pytania zadaliśmy ekspertom. Doktor Adam Czerniak ze Szkoły Głównej Handlowej metodę dodawania wskaźników nazywa "uproszczoną". "Dla 2-3 lat niskiej inflacji można ją zastosować, bo wyjdzie w zaokrągleniu to samo. Ale dla wielu lat już nie wolno" - zastrzega Czerniak w odpowiedzi dla Konkret24.
- Można oczywiście liczyć inflację za dłuższy okres, ale nie należy dodawać wskaźników, tylko liczyć ich iloczyn lub średnią geometryczną, po odpowiednich przekształceniach - mówi Ignacy Morawski, ekonomista "Pulsu Biznesu". Zaznacza, że jeżeli porównywane okresy mają różną długość, to sens ma porównywanie wyłącznie średniej geometrycznej.
Morawski zachęca do policzenia w taki sposób inflacji przy użyciu tabel NBP o inflacji rocznej. - Weźmy dane o inflacji rok do roku od listopada 2007 do listopada 2015, czyli za cały okres rządów koalicji PO-PSL - mówi. Inflacja liczona iloczynem wyniosła w tym okresie 17,8 proc. To łączny wzrost cen w latach 2007-2015. Jeśli policzymy z tego średnią geometryczną, wychodzi 2,1 proc. - Za PiS-u iloczyn inflacji wychodzi 18,2, natomiast średnia geometryczna 2,8. Dla PiS-u jest zatem ona wyższa - zauważa ekspert.
Tabele, którymi się posłużył, uwzględniają miesięczne dane GUS o inflacji, gdzie punktem bazowym jest analogiczny miesiąc poprzedniego roku. To nieco inne dane od rocznych wskaźników inflacji, którymi prawdopodobnie posługiwał się Zbigniew Kuźmiuk. Według Morawskiego właśnie te dane podają prawdziwy poziom inflacji.
Mundry: "porównałbym zmiany wartości koszyków dóbr"
Z kolei ekonomista Rafał Mundry podkreśla, że inflację podaje się, używając wskaźników pokazujących zmiany cen w konkretnym okresie - bo dane ekonomiczne powinny być osadzone w konkretnych realiach z uwzględnieniem np. produktu krajowego brutto czy wysokości wynagrodzeń. - Jeżeli ktoś namawiałby mnie do policzenia inflacji w długoletnim okresie, to porównałbym zmiany wartości koszyków dóbr w tym długim okresie - zaznacza Rafał Mundry.
Zwraca uwagę, że proste sumowanie wskaźników inflacyjnych może dać zaskakujące rezultaty. Jeżeli np. dodamy wskaźniki inflacyjne od listopada 2008 do 2015 roku, uzyskamy 16,7 proc. A w okresie od listopada 2016 do 2021 - 17,2 proc. czyli więcej. Oznaczałoby to, że przez sześć lat rządów PiS inflacja była wyższa niż przez osiem lat rządów koalicji PO-PSL. Rafał Mundry, podobnie jak Ignacy Morawski, uwzględniał w tych obliczeniach dane miesięczne GUS o inflacji, gdzie punktem bazowym jest analogiczny miesiąc poprzedniego roku.
- Jedno jest pewne: tak wysokiej inflacji jak teraz na pewno za PO nie było - podsumowuje Rafał Mundry. - Na prywatny użytek porównuję ceny i sam jestem w stanie zauważyć, że idą teraz w górę - kwituje.
Starczewska-Krzysztoszek: "nie można dodawać wskaźników inflacji". Pokazuje na przykładzie
- Nie można dodawać wskaźników inflacji - mówi dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Tłumaczy to na przykładzie produktu, który kosztuje 100 zł. - Jeśli w pierwszym roku cena tego produktu wzrośnie o 2 procent, to w kolejnym roku będzie on kosztował 102 zł. Jeśli w jeszcze kolejnym roku wzrost ceny wyniesie 5 procent, to liczymy 5 procent od 102, czyli będzie kosztowało 107,1 zł. Więc inflacja z dwóch lat to nie będzie po prostu dodanie 2 procent do 5 procent. Trzeba te wartości pomnożyć, nie dodać - tłumaczy ekonomistka. Doktor Starczewska-Krzysztoszek, zapytana o inflację z wielu lat, również brałaby pod uwagę wskaźniki podawane przez GUS. Przypomina jednak, że dane te mają swoje ograniczenia - to są wskaźniki średniej inflacji liczonej na podstawie wydatków różnych gospodarstw domowych, o różnym poziomie dochodów rozporządzalnych i różnej strukturze konsumpcji koszyka dóbr, które nabywają. - GUS nie pokazuje tej różnej struktury wydatków, a przecież na przykład w gospodarstwie domowym emeryta i młodego człowieka jest ona zupełnie inna - zauważa.
Dlatego szacunki z wielu lat ekonomistka uważa za niedoskonałe. - Może są jednak stosowane bardziej z powodów politycznych czy PR-owych, bo wartości informacyjnej z tego wielkiej nie ma - kwituje dr Starczewska-Krzysztoszek.
Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl