Rosyjskojęzyczne serwisy informują o "polskich najemnikach" na Ukrainie. Członek milicji Donieckiej Republiki Ludowej opowiadał, że "Polacy przybyli rzekomo jako instruktorzy wysłani na misję ćwiczebno-treningową". MON dementuje, a ekspert od prokremlowskiej dezinformacji przestrzega przed fake newsem.
W Donieckiej Republice Ludowej (DRL) ogłoszono przybycie na Donbas polskich najemników" - taka informacja obiegła 7 lutego szereg rosyjskojęzycznych mediów w sieci. Większość oparła się na depeszy rosyjskiej agencji RIA Novosti, która zrelacjonowała przebieg konferencji prasowej przedstawiciela milicji ludowej z samozwańczej, wspieranej przez Rosję, Donieckiej Republiki Ludowej utworzonej w 2014 roku na wschodzie Ukrainy.
"Wywiad Milicji Ludowej DRL otrzymał informację o przybyciu polskich najemników do strefy prowadzenia tak zwanej Operacji Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy" - powiedział dziennikarzom na konferencji prasowej zastępca szefa milicji DRL Eduard Basurin.
Rzekomy cel: "zmusić jednostki DRL do reakcji"
Basurin podał, że według informacji wywiadu dwa oddziały po 20 osób pojawiły się na terenach kontrolowanych przez stronę ukraińską, a ich celem miały być m.in. działania terrorystyczne i zastraszanie miejscowej ludności we współpracy z Ukraińcami. "Ustalono, że osoby te mówią po polsku i przybyły do wykonywania zadań w obszarze odpowiedzialności 24. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej. Ich zadaniem jest prowadzenie wspólnie z ukraińskimi siłami specjalnymi operacji ukierunkowanych na działania dywersyjne i terrorystyczne, które mają na celu unieszkodliwianie urządzeń podtrzymujących życie, infrastruktury socjalnej i zastraszanie miejscowej ludności" – przekazał przedstawiciel milicji.
Głównym celem tych działań połączonych sił ukraińsko-polskich ma być "wyrządzenie jak największych szkód w infrastrukturze cywilnej, aby zmusić jednostki DRL do reakcji". Następnie "strona ukraińska, usprawiedliwiając się w oczach społeczności światowej, będzie starała się wykorzystać te działania jako pretekst do wszczęcia działań wojennych".
"Rosyjskie ośrodki propagandowe po raz kolejny popularyzują #fakenews o przybyciu na wschód Ukrainy 'polskich najemników'" - tak doniesienia rosyjskojęzycznych mediów ocenił w poście na Twitterze Michał Marek, doktorant z Uniwersytetu Jagiellońskiego i założyciel Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa. "Podobne przekazy pojawiały się już w przeszłości" - przypomniał.
Doniesieniom o "polskich najemnikach" zaprzecza Ministerstwo Obrony Narodowej. "W ciągu ostatnich lat wielokrotnie już dementowaliśmy m.in rozpowszechniane fałszywe informacje dotyczące rzekomego udziału polskich żołnierzy w konflikcie na wschodzie Ukrainy" - poinformował Konkret24 wydział prasowy MON. Przekazał, którzy polscy wojskowi przebywają na Ukrainie i jakie realizują tam działania.
Przekaz o "polskich najemnikach" na wielu rosyjskojęzycznych stronach
Informację o polskich najemnikach na wschodzie Ukrainy opublikowały liczne rosyjskojęzyczne serwisy, m.in. strona dziennika "Izwiestia" - iz.ru, gazeta.ru, interfax.ru, rt.com (wcześniej Russia Today).
Jak podał Michał Marek, informacje o polskich najemnikach przekazano też do polskojęzycznych rosyjskich portali, np. Sputnik Polska, który 7 lutego opublikował tekst "Milicja z Donieckiej Republiki Ludowej: do Donbasu przybyli najemnicy z Polski".
W artykule cytowano zastępcę szefa milicji DRL, który, przekazując informacje o polskich najemnikach, krytykował jednocześnie polskie dostawy broni na Ukrainę. "Polskie oświadczenia [o zamiarach dostarczenia broni do Kijowa] nie przyczyniają się do pokoju i stabilności, lecz prowokują eskalację sytuacji i popychają Kijów do rozpoczęcia ludobójstwa ludności Donbasu" - mówił Basurin. Broń dostarczaną przez kraje zachodnie na Ukrainę nazwał "śmiercionośną" i stwierdził, że przekazane przez Polskę uzbrojenie jest na wyposażeniu "organizacji nacjonalistycznych".
Oba te sformułowania wpisują się w szerszą narrację rosyjską, którą opisaliśmy w Konkret24. Rosjanie już wcześniej twierdzili, że broń przekazana Ukrainę trafi do rąk nacjonalistów i terrorystów. Natomiast tezy o "śmiercionośnym" polskim uzbrojeniu są o tyle nieprawdziwe, że - jak informował premier Mateusz Morawiecki i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch - Polska przekazała wschodnim sąsiadom "amunicję o charakterze defensywnym".
MON: "Temat nie pojawił się przypadkowo"
Tak samo nieprawdziwe, zdaniem polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej, są doniesienia o polskich najemnikach walczących na wschodzie Ukrainy. Wydział Prasowy MON napisał nam:
Dementujemy doniesienia o tzw. polskich najemnikach na Donbasie. Informacje o rzekomym udziale "polskich najemników" w działaniach militarnych na wschodniej Ukrainie pojawiają się w środowisku informacyjnym (głównie rosyjskojęzycznym) nie po raz pierwszy. Ministerstwo Obrony Narodowej
Resort dodał, że w ostatnich latach wielokrotnie dementował informacje o udziale polskich żołnierzy w konflikcie na Ukrainie, a "tym razem temat 'polskich najemników' nie pojawił się przypadkowo". "To integralny element działań dezinformacyjnych towarzyszących trwającej od wielu tygodni eskalacji napięcia na granicy rosyjsko-ukraińskiej" - informuje biuro prasowe MON.
MON informuje, że Polska nie dyslokowała żołnierzy na Ukrainie w związku z obecną sytuacją na granicy rosyjsko-ukraińskiej, choć "oczywiście przebywają tam akredytowani przedstawiciele wojskowego korpusu dyplomatycznego". Polskie wojsko prowadzi także "długoterminowe, realizowane we współpracy z innymi sojusznikami (głównie Kanadą, Litwą, USA i Wielką Brytanią), działania doradczo-szkoleniowe mające na celu wsparcie ukraińskiej reformy obronnej oraz budowę zdolności obronnych jej sił zbrojnych". Także Litewsko-Polsko-Ukraińska Brygada jest zaangażowana w działania szkoleniowe na terytorium Ukrainy: "bierze udział w szkoleniu dowództw ukraińskich jednostek w zakresie wojskowego procesu decyzyjnego".
Rzeczywiście, przedstawiciel milicji DRL, mówiąc o polskich najemnikach, wspominał o instruktorach. Twierdził, że "Polacy przybyli na terytorium Ukrainy rzekomo jako instruktorzy wysłani na misję ćwiczebno-treningową w ramach szkolenia ukraińskich żołnierzy".
Wcześniej były też "polskie najemniczki"
Przekazy o "polskich najemnikach" na wschodzie Ukrainy rozchodzą się w sieci już od wybuchu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w 2014 roku. Dementowaliśmy je w Konkret24 w 2018 roku. Wtedy źródłem tej nieprawdziwej informacji również był przedstawiciel ludowej milicji, tylko że z drugiej z samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy: Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL). Podobnie jak teraz, wtedy też kilkudziesięciu polskich żołnierzy miało się pojawić w strefie działania tzw. Operacji Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy. Służby prasowe Zjednoczonych Sił Operacyjnych jednoznacznie zaprzeczyły jednak tym informacjom: "Możemy powiedzieć jedno: na obszarze przeprowadzania operacji ZSO znajdują się wyłącznie żołnierze ukraińscy. Nie ma tam żadnych obcokrajowców".
Ten sam przedstawiciel ludowej milicji ŁRL wcześniej przekazywał rosyjskiej prasie informacje o rzekomych grupach "polskich najemniczek" - snajperek, które miały przyjechać na Donbas z Polski, Litwy i Łotwy. O kobietach-snajperkach z Polski w 2017 roku mówił też Eduard Basurin - ten sam, który teraz przekazał informacje o "polskich najemnikach". Basurin, powołując się na informacje wywiadu wojskowego, donosił wtedy o przerzuceniu 20-osobowego kobiecego oddziału na przedmieścia Doniecka.
MON już wtedy zaprzeczał: "Informacje przekazywane przez różnego rodzaju media i portale internetowe (głównie rosyjskie) o rzekomym zaangażowaniu polskich żołnierzy, których dla wzmocnienia negatywnego przekazu nazywa się 'najemnikami', w konflikt na wschodzie Ukrainy, są nieprawdziwe. Są elementem prowadzonych celowych działań dezinformacyjnych".
Około 10 osób w 2018 roku, choć nie żołnierzy
Temat obecności Polaków walczących w Donbasie pojawił się w lutym 2018 roku na posiedzeniu sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Posłowie zapoznali się wtedy z informacjami Służby Wywiadu Wojskowego, Agencji Wywiadu i Ośrodka Studiów Wschodnich. - Kilku Polaków walczy na Ukrainie po stronie separatystów, około dziesięciu po stronie ukraińskiej – powiedział po posiedzeniu przewodniczący komisji Marek Opioła. - Ze strony władz ukraińskich i batalionów ochotniczych sprawa jest trudna do zweryfikowania, bo są to osoby, które są mniejszością ukraińską w Polsce, czy studiowały w Polsce, mają polskie paszporty - mówił. - Oblicza się, że może to być około dziesięciu osób - dodał.
Te informacje trudno uznać za sensacyjne. Już w 2015 roku doktor Kacper Rękawek – ekspert ds. terroryzmu z Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych – w swojej pracy opartej na wielu rzetelnych źródłach pisał o 10 polskich wojownikach walczących po stronie ukraińskiej. Nijak ma się to jednak do doniesień o regularnych oddziałach liczących kilkadziesiąt żołnierzy, którzy mieli być przerzuceni przez Polskę na Ukrainę w celu np. "wyrządzenia jak największych szkód w infrastrukturze cywilnej".
Warto przypomnieć, że Polacy nie mogą służyć w obcej armii. Grozi to karą więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat.
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24, zdjęcie: EPA/PAP, Sputnik Polska