Szukając w sieci hasła "zmiana klimatu", szybko trafisz na materiały, które im zaprzeczają. Nowe badanie sugeruje, że w kształtowaniu internetowych dyskusji wokół kryzysu klimatycznego, negujący go i zwolennicy teorii spiskowych mogą mieć przewagę nad tymi, którzy wierzą nauce. Santosh Vijaykumar z Northumbria University w Wielkiej Brytanii proponuje, jak można przeciwdziałać naukowej dezinformacji w mediach społecznościowych.
Badanie autorstwa dr. Joachima Allgaiera z Uniwersytetu Aachen w Niemczech (opublikowane w lipcu 2019 r. - red.), podkreśla kluczową rolę mediów społecznościowych w rozpowszechnianiu mylących pseudonaukowych informacji. Allgaier sugeruje w nim, że naukowcy i ci, którzy ich wspierają, powinni w bardziej kreatywny i atrakcyjny sposób informować o naukowych ustaleniach i odkryciach.
Jednak co ważniejsze, wszyscy powinniśmy obawiać się skutków, jakie zmanipulowane informacje naukowe mogą mieć dla naszego zachowania, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym.
W 2018 r. przeanalizowano losową próbę 200 filmów powiązanych z tematem zmian klimatycznych, dostępnych na YouTube. Allgaier ustalił, że większość z nich (107) albo zaprzecza, że zmiana klimatu została spowodowana przez ludzi, albo twierdzi, że zmiana klimatu to spisek.
Nagrania rozpowszechniające teorie spiskowe uzyskiwały także największą liczbę odsłon. Używano w nich określeń takich jak "geoinżynieria", aby sprawiać wrażenie, że ich twierdzenia mają podstawy naukowe, choć w rzeczywistości tak nie było.
Dezinformacja o zdrowiu
Zmiany klimatyczne są dziś zdecydowanie bardziej zaawansowanie niż samo zjawisko naukowej dezinformacji, a mimo to pseudonaukowe twierdzenia tryumfują nad wynikami badań. Dobrym przykładem jest problem chorób zakaźnych i najbardziej popularna szczepionka przeciwko odrze, śwince i różyczce - MMR (ang. measles-mumps-rubella). Pomimo ogromnej ilości informacji online na temat jej bezpieczeństwa, fałszywe twierdzenia, że ma ona szkodliwe skutki dla zdrowia rozpowszechniły się na szeroką skalę i doprowadziły do gwałtownego spadku poziomu szczepień w wielu krajach na całym świecie.
Ale nie tylko znane teorie spiskowe są przyczyną problemu. W maju 2018 r. pewien mąciciel objawił się w okresie szczytu epidemii wirusa Nipah (powodującego wirusowe zapalenie mózgu - red.), która ostatecznie pochłonęła 17 ofiar w stanie Kerala w południowych Indiach. Osoba ta podrobiła pismo firmowe Okręgowego Oficera Medycznego i rozpowszechniła w sieci nieprawdziwą informację, że wirus Nipah szerzy się przez mięso kurczaka.
Prawda jednak jest taka, co potwierdzają badania naukowe, że nosicielem wirusa Nipah jest nietoperz owocowy. Gdy jednak bezpodstawne plotki stały się już popularne na WhatsAppie, w Kerala i sąsiednich prowincjach ludzie zaczęli unikać mięsa kurczaka, a dochody lokalnych biznesów zajmujących się sprzedażą tego drobiu drastycznie spadły.
Wpływ dezinformacji o szczepionce MMR i wirusie Nipah nie powinien dziwić, biorąc pod uwagę, że nasza pamięć jest plastyczna. Wspomnienia o faktach można zastąpić nowymi, tyle że fałszywymi. Wiadomo, że teorie spiskowe mają na nas dużą siłę oddziaływania i to dzięki nim wydarzenia lub problemy, nad którymi ludzie czują, że nie mają kontroli, nabierają dla nich sensu.
Technologiczne i prawne narzędzia walki
Sytuację komplikują dodatkowo algorytmy pozwalające na personalizację treści, które są podstawą działania mediów społecznościowych. Mają one tendencję do dostarczania nam materiałów zgodnych z naszymi przekonaniami i z tym, co zazwyczaj klikamy w sieci. W ten sposób zwiększa się u nas stopień akceptacji dla dezinformacji. Ktoś, kto jest sceptycznie nastawiony do zmian klimatycznych, może otrzymywać coraz większy strumień treści negujących to, że są one spowodowane przez ludzi. Przez to mniej prawdopodobne jest, że taka osoba podejmie kiedyś sama działania w celu rozwiązania tego problemu albo za nimi zagłosuje.
Dalszy gwałtowny postęp technologii cyfrowych sprawi także, że dezinformacja zacznie pojawiać się w nieoczekiwanych dotąd formach o różnym stopniu zaawansowania. Fałszowanie oficjalnych dokumentów, manipulowanie wyszukiwarkami internetowymi przy użyciu słów kluczowych to tylko wierzchołek góry lodowej. Pojawienie się technologii wykorzystujących sztuczną inteligencję, takich jak deepfake - wysoce realistyczne spreparowane video - może znacznie utrudnić dostrzeżenie dezinformacji.
Jak zatem zmierzyć się z tym problemem? Wyzwań jest kilka, m.in. to, że dostarczenie poprawnych naukowo informacji zwiększa świadomość ludzi o istnieniu fałszu. Należy również przezwyciężyć opór ludzi do poznawania prawdy, wynikający z ich ideologicznych przekonań i uprzedzeń.
Firmy stojące za serwisami społecznościowymi starają się rozwijać instytucjonalne mechanizmy ograniczające rozprzestrzenianie się dezinformacji. Komentując wyniki badań Allgaiera, rzecznik prasowy YouTube poinformował: "Od czasu przeprowadzenia tego badania w 2018 roku, wprowadziliśmy setki zmian w naszej platformie, więc jego wyniki nie odzwierciedlają dokładnie sposobu, w jaki YouTube działa dziś… Zmiany te już ograniczyły liczbę wyświetleń takiego rodzaju (dezinformujących - red.) treści w USA o 50 proc.".
Inne firmy zatrudniły dużą liczbę factcheckerów, przyznają naukowcom granty na badania nad dezinformacją, a wyszukiwanie haseł dotyczących tematów, w których nieprawdziwe informacje mogłyby mieć szkodliwe skutki dla zdrowia, zostało (na Pinterest - red.) zablokowane.
Ale ciągła widoczność naukowej dezinformacji w mediach społecznościowych sugeruje, że środki te nie wystarczą. W rezultacie rządy na całym świecie podejmują działania - od uchwalania przepisów, przez wyłączenia internetu, doprowadzające do gniewu działaczy na rzecz wolności słowa.
Walka z dezinformacją - naukowcy muszą się zaangażować
Innym możliwym rozwiązaniem może być doskonalenie umiejętności krytycznego myślenia ludzi, tak aby mogli odróżnić prawdziwe naukowe informacje od teorii spiskowych. Na przykład w jednym z regionów indyjskiego stanu Kerala uruchomiono inicjatywę na rzecz uczenia korzystania z danych. W blisko 150 szkołach publicznych dzieci uczą się jak rozróżniać informacje prawdziwe od fałszywych. To wstępny etap projektu, ale są już niepotwierdzone dowody na to, że takie działania mogą coś zmienić.
Naukowcy powinni aktywniej włączyć się w walkę o to, by ich praca nie była odrzucana lub niewłaściwie wykorzystana i by nie podzieliła losu terminów takich jak "geoinżynieria", które są przejmowane i wykorzystywane przez negujących zmiany klimatu użytkowników YouTube.
Teorie spiskowe odwołują się do pewnych przekonań - jakkolwiek fałszywych - podczas gdy niepewność jest nieodłącznym elementem naukowego procesu. Jednak w przypadku konsensusu naukowego w sprawie zmian klimatycznych, gdzie do 99 proc. naukowców zajmujących się klimatem zgadza się, że człowiek jest za te zmiany odpowiedzialny, dysponujemy czymś tak bliskim pewności, jak tylko może dać nam nauka.
Naukowcy muszą maksymalnie wykorzystać tę zgodę i komunikować się ze społeczeństwem wykorzystując innowacyjne i przekonujące strategie. Na to składa się także tworzenie własnych treści w mediach społecznościowych, które nie tylko przyczynią się do zmiany przekonań, ale wpłyną i na zachowania ich czytelników. W przeciwnym razie głosy naukowców, jakkolwiek bardzo wiarygodne, będą nadal zagłuszane przez intensywność i zaciekłość treści produkowanych przez tych, którzy nie mają na nie konkretnych dowodów.
Dr Santosh Vijaykumar jest wykładowcą Uniwersytetu Northumbria w Newcastle i specjalizuje się w dziedzinie zdrowia cyfrowego (digital health). Otrzymał grant od WhatsApp na badanie, w jaki sposób osoby starsze, korzystające z komunikatora WhatsApp, radzą sobie z dezinformacją w sytuacji wybuchu epidemii chorób zakaźnych. Artykuł oryginalnie ukazał się w The Conversation. Przedruk w ramach licencji Creative Commons.
Autor: Santosh Vijaykumar (Northumbria University); Tłumaczenie: gabs/Konkret24 / Źródło: theconversation.com; Zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock