Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało porównanie na temat wymiaru sądownictwa w Polsce i Niemczech. Zbigniew Ziobro podsumował je słowami: "rasizm niemieckich polityków". Tłumaczymy, czego nie podano w poszczególnych tezach i dlaczego eksperci przestrzegają, że polskiego systemu sądownictwa nie można porównywać z niemieckim.
Wiceministrowie sprawiedliwości Sebastian Kaleta i Michał Woś zorganizowali 30 sierpnia konferencję prasową, na której przekonywali, że Polska jest fałszywie atakowana na forum Unii Europejskiej rzekomymi naruszeniami praworządności. Odnosili się do wygłoszonego dzień wcześniej przez niemieckiego kanclerza Olafa Scholza wykładu na Uniwersytecie Karola w Pradze. Opowiedział się tam za odejściem w Unii Europejskiej od prawa weta i konsekwentnym przestrzeganiem zasad praworządności. Zdaniem wiceministrów to właśnie polityka Niemiec sprawia, że Polska nadal nie otrzymała należnych środków z Krajowego Planu Odbudowy. - Za blokowaniem pieniędzy dla Polski stoją konkretne przyczyny formułowane przez przedstawicieli Komisji Europejskiej, która realizuje interesy niemieckie - stwierdził Sebastian Kaleta.
Wiceministrowie podczas konferencji porównali kilka elementów systemu sądownictwa w Polsce i Niemczech. Takie porównanie - złożone z czterech slajdów i zatytułowane "Polski i niemiecki wymiar sądownictwa. Podobieństwa i różnice" - pojawiło się tego samego dnia na twitterowym koncie Ministerstwa Sprawiedliwości. Dwa dni później opublikowano je po angielsku, niemiecku i francusku. Porównanie udostępnił na swoim profilu 30 sierpnia wiceminister Kaleta, komentując: "Tych kilka grafik pokazuje cynizm polityczny tego ataku, ponieważ w każdym z aspektów zarzutów system [niemiecki] ma niższe standardy". 31 sierpnia grafikę opublikował minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro - z komentarzem: "Niemcom wolno. Polakom nie wolno. Rasizm niemieckich polityków".
Na kolejnych planszach porównano gwarancje niezawisłości sędziów, organy ich wybierające, sposób powoływania sędziów Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, ocenę orzeczeń trybunałów konstytucyjnych. Zestawienie ma udowadniać, że to nie w Polsce, lecz w Niemczech wymiar sprawiedliwości jest upolityczniony, a mimo to kraj ten nie doznaje z tego powodu żadnych nieprzyjemności ze strony unijnych organów.
Nie po raz pierwszy resort sprawiedliwości przedstawia taką argumentację i tak porównuje sądownictwo w Polsce i Niemczech. Przeanalizowaliśmy te cztery plansze - wyjaśniamy, czego nie podano w niektórych twierdzeniach i jak zamierzone przez resort rozłożenie akcentów może prowadzić do wyciągania mylnych wniosków.
1) "Gwarancje niezawisłości sędziów"
W tym porównaniu podano informacje: "Polska. Sędziowie mają immunitet zawodowy, na uchylenie którego musi zgodzić się sąd dyscyplinarny. Brak możliwości karania za treść orzeczeń" (wszystkie fragmenty wyboldowane - tak jak na planszach): "Niemcy. Brak immunitetu, kodeks karny przewiduje nadto specjalne przestępstwo nadużycia prawa przez sędziów w treści wydawanych orzeczeń".
Te informacje są prawdziwe. Polscy sędziowie mają immunitet. Mówi o tym art. 181 Konstytucji RP: "Sędzia nie może być, bez uprzedniej zgody sądu określonego w ustawie, pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności. Sędzia nie może być zatrzymany lub aresztowany, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa, jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się prezesa właściwego miejscowo sądu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego".
Natomiast w Niemczech sędziowie nie są chronieni immunitetem. Jak czytamy w wydanym w 2014 roku opracowaniu Kancelarii Senatu "Instytucja immunitetu osobowego w wybranych krajach", zgodnie z art. 97 ust. 1 niemieckiej ustawy zasadniczej "sędziowie są niezawiśli i podlegają jedynie ustawie [o sędziach, Richtergesetz]". "Jeśli sędzia podczas wykonywania obowiązków sędziowskich lub w innej sytuacji naruszy podstawowe zasady Ustawy Zasadniczej (konstytucji federalnej) albo konstytucji danego landu lub uregulowany w tej konstytucji porządek prawny, Bundestag może skierować do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o przeniesienie takiego sędziego na inne stanowisko, w stan spoczynku lub, w przypadku udowodnienia postępowania zamierzonego, może zdecydować o zakazie wykonywania zawodu. (...) Za stwierdzone interpretowanie prawa w doraźnym interesie sędziego podlega on karze określonej w par. 339 Kodeksu karnego (kara pozbawienia wolności od 1 roku do 5 lat)".
2) "Organ wybierający sędziów"
Na kolejnej planszy są następujące twierdzenia: "Polska. Wybierana przez Sejm (większością 3/5 głosów) Krajowa Rada Sądownictwa składa się w co najmniej 75% z sędziów"; "Niemcy. Komisja Wyboru Sędziów jest wyłaniana wyłącznie przez polityków. Wybiera sędziów sądów federalnych. Systemy landowe niejednokrotnie są jeszcze bardziej upolitycznione. W niektórych landach sędziów bez wiążącej opinii powołują ministrowie sprawiedliwości".
Warto zwrócić uwagę na sposób podania treści w pierwszych dwóch zdaniach dotyczących każdego kraju: w przypadku KRS podkreślono, kto wchodzi w jej skład, a w przypadku niemieckiej komisji - przez kogo jest wybierana. Tymczasem KRS jest wybierana wyłącznie przez polityków - bo wybiera ją Sejm większością 3/5 głosów; składa się rzeczywiście w 3/4 z sędziów.
W Niemczech sędziów pięciu sądów federalnych (Trybunał Federalny, Federalny Sąd Administracyjny, Federalny Trybunał Obrachunkowy, Federalny Sąd Pracy i Federalny Sąd Socjalny) wybiera Komisja Wyboru Sędziów. Składa się z 32 osób - związkowych (landowych) ministrów sprawiedliwości i 16 wybranych przez Bundestag ekspertów, niekoniecznie posłów, biegłych w dziedzinie prawa. Pod względem barw partyjnych skład tej części gremium odzwierciedla układ sił w Bundestagu. Na jej czele stoi odpowiedni minister z rządu federalnego (np. w przypadku Federalnego Sądu Administracyjnego - szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych). Minister nie ma prawa głosu, ale może proponować kandydatów, organizuje przebieg wyborów i akceptuje wybór. Może tego nie zrobić, jeśli w procedurze doszło do błędów formalnych.
W czasie procedury prezydium odpowiedniego sądu federalnego dostarcza stanowisko dotyczące osobistych i merytorycznych kwalifikacji kandydata. Nie jest ono wiążące dla Komisji - ale jak tłumaczył w wywiadzie w 2017 roku w "Gazecie Wyborczej" niemiecki prawnik prof. Christian von Bar, kierownik Katedry Prawa Cywilnego, Europejskiego Prawa Prywatnego, Prawa Międzynarodowego Prywatnego i Prawa Porównawczego na uniwersytecie w Osnabrueck: "autorytet Prezydium jest na tyle duży, że nikt nie odważyłby się nie wziąć tej opinii pod uwagę. Prezydia Sądów Federalnych zdecydowanie darzone są w Niemczech powszechnym szacunkiem". Podobnie uważa mecenas Michał Wawrykiewicz, współzałożyciel inicjatywy "Wolne sądy", który procedurę wyłaniania sędziów w Niemczech wyjaśniał w "Magazynie" TVN24.pl: "Rola konsultacyjna prezydiów sądów, które cieszą się tam bardzo dużym autorytetem, jest wręcz kluczowa. Praktyka pokazuje, że ich opinia jest zawsze brana pod uwagę i nie zdarzają się powołania sędziowskie dokonywane ewidentnie wbrew woli samorządu sędziowskiego".
Skład sędziów Federalnego Trybunału Konstytucyjnego wybiera w połowie Bundesrat, a w połowie komisja 12 posłów Bundestagu dobrana proporcjonalnie do składu izby – a więc z udziałem opozycji. Jak pisał dla "Gazety Wyborczej" prof. Oliver Doerr, dyrektor w Europejskim Instytucie Prawa Uniwersytetu w Osnabrueck, w większości landów (9 na 16) minister sprawiedliwości kraju związkowego wraz z Komisją Wyboru Sędziów danego kraju decydują o wyborze kandydatów i powołaniu ich na sędziów.
Choć więc Komisja Wyboru Sędziów jest wyłaniana przez polityków, to w niemieckim sądownictwie obowiązuje generalna zasada, że o nominacjach sędziowskich decydują ministerstwa sprawiedliwości krajów związkowych przy współudziale parlamentów związkowych i przedstawicieli samorządu sędziowskiego (w różnych proporcjach, w zależności od landu) - a więc nie wyłącznie politycy. Znaczącą rolę w procedurze nominacji odgrywają prezydia sądów federalnych.
Natomiast obecna polska Krajowa Rada Sądownicza - o czym trzeba pamiętać, bo to leży u podłoża sporu o praworządność między KE a polskim rządem - zwana jest neo-KRS ze względu na jej upolitycznienie. A to dlatego, że wyboru 21 z 25 członków tej rady dokonuje ciało polityczne, czyli parlament: wybiera on czterech posłów, dwóch senatorów i 15 sędziów. To jest zmiana wprowadzona za rządów Zjednoczonej Prawicy - bo do marca 2018 roku, czyli do zmiany przepisów o Krajowej Radzie Sądownictwa, Sejm i Senat wybierały tylko odpowiednio po czterech posłów i dwóch senatorów. 15 sędziów do KRS wybierały natomiast zgromadzenia sędziów poszczególnych rodzajów sądów.
3) "Powołanie sędziów SN i NSA"
Zestawiono dwie tezy: "Polska. KRS składająca się w większości z sędziów wyłania kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego. Powołuje ich Prezydent RP."; "Niemcy. Sędziowie nie mają żadnego wpływu w procesie nominacji sędziów do odpowiedników SN i NSA. Powołują ich wyłącznie politycy".
Znowu zwróćmy uwagę na podkreślenia resortu sprawiedliwości: w części o Niemczech wybito, że sędziów do odpowiedników SN i NSA powołują "wyłącznie politycy". Tylko że w części o Polsce przekaz jest ten sam: że sędziów do SN powołuje Prezydent RP, czyli polityk. Po prostu nie nazwano go tu politykiem. Polski prezydent powołuje sędziów zarówno Sądu Najwyższego, jak i Naczelnego Sądu Administracyjnego, a także prezesa i wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego.
Nie jest natomiast prawdą, że niemieccy sędziowie "nie mają żadnego wpływu w procesie nominacji sędziów" do odpowiedników SN i NSA. Jak wyjaśniamy powyżej, sędziów Trybunału Federalnego (odpowiednika polskiego SN) i Federalnego Sądu Administracyjnego (odpowiednika NSA) wybiera Komisja Wyboru Sędziów. Eksperci wskazują na istotną rolę prezydiów sądów, które dostarczają tej komisji opinie o kandydatach, zaś w samej komisji nie muszą zasiadać tylko politycy.
4) "Ocena orzeczeń TK"
Na ostatniej planszy zestawiono takie twierdzenia: "Polska. Orzeczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego mówiące o prymacie Konstytucji RP nad prawem UE są podstawą zarzutów wobec Polski"; "Niemcy. Orzeczenia niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego stwierdzające niedopuszczalność supremacji prawa europejskiego nad niemieckim prawem są przyjmowane do wiadomości".
Przekaz jest powtórzeniem argumentacji polskich władz o tym, że podczas gdy polski Trybunał Konstytucyjny orzeka o prymacie Konstytucji RP nad prawem Unii Europejskiej, Polsce czyni się z tego zarzut, zaś gdy takie samo orzeczenie zapada w innych krajach, np. w Niemczech, to nic się nie dzieje. Ta narracja pojawiła się krótko po tym, jak 7 października 2021 roku zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zainicjowanej wnioskiem premiera Mateusza Morawieckiego złożonym w marcu dotyczącym zgodności z Konstytucją RP niektórych z przepisów Traktatu o Unii Europejskiej. Zarzuty zawarte w liczącym blisko 130 stron wniosku premiera sprowadzały się m.in. do pytania o zgodność z polską konstytucją zasady pierwszeństwa prawa Unii Europejskiej oraz zasady lojalnej współpracy Unii i państw członkowskich.
Sędziowie TK, przy dwóch zdaniach odrębnych, stwierdzili, że unijne przepisy, które działają poza zakresem kompetencji przekazanych przez Polskę Unii, są niezgodne z Konstytucją RP. Zdaniem TK niezgodne z konstytucją są również przepisy Traktatu o Unii Europejskiej uprawniające sądy krajowe do kontroli legalności powołania sędziego.
W Konkret24 już obszernie wyjaśnialiśmy, dlaczego narracja polskiego resortu sprawiedliwości nie jest prawdą. Prawnicy zwracają uwagę na podstawową różnicę między orzeczeniami trybunałów w innych krajach - w tym niemieckiego - a polskim wyrokiem: Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej jako niezgodne z Konstytucją RP uznał fundamenty, na których funkcjonuje cała Unia Europejska. Nie zostawił żadnego pola do zażegnania sporu, poszedł w swym orzecznictwie bardzo szeroko. Natomiast orzeczenia w innych krajach dotyczyły konkretnych, jednostkowych spraw. W każdej z nich trybunały narodowe szukały dróg, by spory załagodzić i pozostawiano wyjście z sytuacji.
O tym, dlaczego nie należy porównywać orzeczenia polskiego TK oraz niemieckiego TK z 5 maja 2020 roku (które przywoływał w argumentacji PiS), pisał w tekście na blogu Verfassungsblog.de poświęconym prawu europejskiemu prof. Alexander Thiele, zajmujący się prawem europejskim i konstytucyjnym. "Polskie orzeczenie – w przeciwieństwie do niemieckiego – kwestionuje kamień węgielny integracji europejskiej poprzez zdecydowane odrzucenie prymatu prawa europejskiego" - podkreślił. Wśród różnic w obu orzeczeniach wymienił m.in. fakt, że polski TK zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie zrobił żaden inny trybunał: orzekł, że prawo pierwotne (czyli Traktaty) jest niekonstytucyjne - natomiast orzeczenie niemieckiego TK dotyczyło prawa wtórnego; ponadto polskie orzeczenie - w przeciwieństwie do niemieckiego - nie dotyczy jednego aktu jednej instytucji UE, a w przypadku niemieckiego TK chodziło tylko o jeden program.
Eksperci: nie można porównywać systemu polskiego i niemieckiego
Prawnicy już niejednokrotnie krytycznie oceniali często stosowane przez przedstawicieli obozu rządzącego, a przede wszystkim kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości, porównania niemieckiego i polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Na przykład w 2017 roku w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prof. Christian von Bar stwierdził, że ten, kto chce przenieść na inny grunt rozwiązania niemieckie, "posługuje się żałosnymi metodami prawnoporównawczymi na najniższym możliwym poziomie. Ten system jest tak zawiły, ściśle powiązany z federalną strukturą państwa i głęboko osadzony w naszej kulturze prawnej, że bezmyślne transponowanie go do jakiegokolwiek innego systemu, bez wzięcia pod uwagę złożonych zależności pomiędzy władzami i poszczególnymi procedurami, jest nie do pomyślenia".
Profesor Piotr Mikuli, szef Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego Uniwersytetu Jagiellońskiego, w komentarzu dla Konkret24 również analizował tę narrację obozu rządzącego. "Polega na tym, że często przytacza się jakieś regulacje prawne bez kontekstu praktyki ustrojowej. W wielu krajach zachodnich funkcjonują rozwiązania dające formalny wpływ politycznej egzekutywie na obsadę stanowisk sędziowskich, ale w praktyce nikt nie nominuje tam osób, które nie dają rękojmi dochowania niezależności" - wyjaśniał.
Przykład Niemiec jest często wykorzystywany przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, bo - zdaniem prof. Mikulego - nie jest on reprezentatywny dla państw europejskich. "W RFN nie ma odpowiednika rady sądownictwa. Stosowane tam regulacje są często krytykowane, gdyż rzeczywiście rola polityków w procesie obsadzania urzędów sędziowskich jest znaczna. Niemniej w procesie tym zapewnia się pewien parytet wpływów głównych partii politycznych na obsadę stanowisk sędziowskich, a więc udział w tym procesie ma również opozycja" - wyjaśniał prof. Mikuli.
Podobnie oceniał to mecenas Michał Wawrykiewicz: "Niemiecki system powoływania sędziów jest znacznie bardziej skomplikowany, niż przedstawia to PiS. (...) Wcale nie można go nazwać upolitycznionym, a z pewnością nie ma nic wspólnego z topornym modelem polskim, gdzie politycy posiadający większość w parlamencie wybierają wprost zależny od siebie organ, jakim jest neo-KRS, która z kolei ma decydujący wpływ na nominacje i awanse sędziów".
W Niemczech nie zdarza się - pisał mecenas w swojej analizie - "aby promocje lub awans sędziowski otrzymał ktoś wbrew opinii sędziów i samorządu adwokackiego. To są starannie dobrane kandydatury, które przeszły sprawdzian merytoryczny i etyczny. Dlatego poziom zaufania do sędziów jest w Niemczech ogromny". W powojennej historii Niemiec - przypominał - nie było sytuacji, by ktoś zgłaszał zastrzeżenia co do systemowej bezstronności lub niezawisłości całego niemieckiego sądownictwa.
Autor: Jan Kunert, współpraca Piotr Jaźwiński / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Jakub Kaczmarczyk/PAP