Według rozsyłanego w sieci przekazu dzięki liberalnemu prawo aborcyjnemu w Czechach przyrost naturalny jest dużo wyższy niż w Polsce. Jednak pomieszano różne dane i wskaźniki. A wiązanie prawa aborcyjnego z przyrostem naturalnym lub współczynnikiem dzietności jest błędem. Wyjaśniamy.
W piątek 13 lipca Sejm odrzucił złożony przez Lewicę projekt nowelizacji Kodeksu karnego zakładającej możliwość przerywania ciąży za zgodą ciężarnej do 12. tygodnia trwania ciąży i dekryminalizację pomocy w aborcji. Za uchwaleniem ustawy głosowało 215 posłów, przeciw było 218, a dwóch wstrzymało się od głosu. W głosowaniu nie wzięło udziału m.in. siedmiu posłów koalicji rządzącej. Lewica już zapowiedziała, że złoży projekt ponownie.
W nawiązaniu do tego głosowania i szerzej do tematu aborcji w serwisie Demotywatory.pl, a potem także w mediach społecznościowych, 14 lipca zaczęto udostępniać planszę - demotywatora z flagami Polski i Czech z podpisem dużymi, niebieskimi literami: "Czechy - aborcja na życzenie. Przyrost naturalny 1,45 Polska - najbardziej restrykcyjne prawo antyaborcyjne w Europie. Przyrost naturalny -0,05 Czechy marginalna rola Kościoła. Polska dominująca rola Kościoła". I już mniejszymi, białymi literami: "Tak blisko i jednocześnie tak daleko...". Jeden z wpisów z tą planszą w serwisie X wyświetliło ponad 178 tys. internautów. Link zamieszczony pod planszą na portalu Demotywatory.pl sugeruje, że wpis pierwotnie pojawił się na facebookowej grupie "Antyklerykalna Rzeczpospolita Polska Odrodzona".
Komentujący ten wpis mieli dwa główne typy zarzutów. Jedni uważali, że proste zestawianie informacji o dostępie do aborcji z danymi o przyroście naturalnym jest błędem: "Corelation is not causation (ang. Korelacja to nie związek przyczynowy - red.). Wróć do szkoły średniej i poćwicz podstawy statystyki"; "Mylisz korelację z koincydencją. Udowodnij naukowo, że całkowita dopuszczalność aborcji zwiększa przyrost naturalny" - pisali (pisownia wszystkich wpisów oryginalna). Inni sugerowali natomiast, że przytoczone na planszy dane są błędne i pomylono na niej niektóre terminy z zakresu demografii: "Mieszasz dwa różne wskaźniki"; "Moje ulubione: Manipulowanie fałszywymi statystykami". Wyjaśniamy więc, co nie zgadza się w podanych liczbach.
Przyrost naturalny: ujemny w Polsce i Czechach
Na początek wyjaśnijmy, czym jest przyrost naturalny. Według Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), to różnica między liczbą urodzeń żywych i liczbą zgonów w stosunku do liczby ludności; najczęściej podawana dla jednego roku. Jeśli zgonów w danym roku było więcej niż urodzeń, przyrost naturalny jest ujemny.
Od razu warto podkreślić, że przyrostu naturalnego nie należy mylić z przyrostem rzeczywistym: w tym drugim poza narodzinami i zgonami uwzględnia się saldo migracji. Jeśli więc w danym roku w kraju zmarło więcej osób, niż się urodziło (przyrost naturalny ujemny), ale jednocześnie tę lukę wypełniła migracja do kraju (po odjęciu osób, które wyjechały), przyrost rzeczywisty będzie dodatni.
I tak: w 2023 roku w Polsce zmarło 409 tys. osób, a urodziło się 272 tys. dzieci. Różnica to -137 tys. osób. Przyrost naturalny był więc ujemny. GUS podał, że w przeliczeniu na 1000 mieszkańców wyniósł -3,6. Na rozpowszechnianej w sieci planszy przyrost dla Polski również był ujemny, ale miał wynosić -0,05. Nie udało nam się ustalić, skąd autorzy wzięli tę liczbę.
W Czechach w tym samym czasie przyrost naturalny miał być dodatni i wynieść 1,45. To kolejna nieprawda. W 2023 w Czechach zmarło 113 tys. osób i urodziło się 91 tys. dzieci. Różnica to -22 tys. osób, czyli przyrost naturalny również był ujemny. Jak podał Czeski Urząd Statystyczny (CSU), w przeliczeniu na 1000 mieszkańców wyniósł dokładnie -2,0.
Jeśli chodzi więc o różnice w zgonach i urodzeniach, sytuacja w Czechach w 2023 roku była nieco lepsza niż w Polsce, ale w obu krajach więcej ludzi umierało, niż się rodziło. Skąd więc autorzy wpisów wzięli wartość 1,45 dla Czech?
Dzietność: w Czechach wyższa niż w Polsce
Nietrudno znaleźć tę liczbę na stronie Czeskiego Urzędu Statystycznego. Nie jest to przyrost naturalny, a współczynnik dzietności w 2023 roku. W skrócie oznacza on, ile żywych urodzeń przypada na jedną kobietę w wieku rozrodczym. W definicji podawanej przez GUS czytamy, że "oznacza liczbę dzieci, które urodziłaby przeciętnie kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego (15–49 lat) przy założeniu, że w poszczególnych fazach tego okresu rodziłaby z intensywnością obserwowaną w badanym roku, tzn. przy przyjęciu cząstkowych współczynników płodności z tego okresu za niezmienne".
To ważny wskaźnik demograficzny. Przyjmuje się, że powinien osiągać między 2,10 a 2,15, aby zapewniać prostą zastępowalność pokoleń w kraju. Wiemy już, że dla Czech w 2023 roku wyniósł 1,45. Polski GUS oficjalnie jeszcze nie podał tej danej, ale potwierdził już portalowi Forsal.pl, że w Polsce w 2023 roku było to 1,16. To najniższy wskaźnik dzietności w historii Polski.
Znowu więc ta dana demograficzna jest dla Polski mniej korzystna niż dla Czech, ale sytuacja nie jest tak tragiczna, jak sugerowano na udostępnianej planszy, ponieważ dzietność polskich kobiet nie jest ujemna (jest to po prostu niemożliwe). Zarówno Polska jak i Czechy mają więc ujemny przyrost naturalny (choć wyższy w Czechach) i dodatni współczynnik dzietności (choć znowu wyższy w Czechach).
Przypomnijmy, że część internautów zarzucała również autorom planszy, że proste wiązanie prawa aborcyjnego w kraju z przyrostem naturalnym lub współczynnikiem dzietności jest błędem. Rzeczywiście: jak pisał Leszek Ossowski w swojej pracy opublikowanej w czasopiśmie "Studia Demograficzne" w 2008 roku, "związek między współczynnikiem dzietności (TFR – total fertility rate) a współczynnikiem aborcji (TAR – total abortion rate) nie jest jednoznaczny. Nawet w krajach, gdzie ustawodawstwo jest zunifikowane, częstość sztucznych poronień oraz poziom dzietności często jest zróżnicowany".
Na Konkret24 w listopadzie 2023 roku pisaliśmy natomiast, jak wiele jest czynników wpływających na decyzje Polek o posiadaniu dziecka. Autorzy analizowanych przez nas prac przede wszystkim zwracali uwagę nie na aborcję, a na czynniki społeczne, ekonomiczne, kulturowe i związane z polityką rodzinną.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Maląg podaje "główną przyczynę" spadku liczby urodzeń. A jak jest naprawdę?
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Chen Leopold/PAP