"Większość z nas deklaruje świadomość dezinformacji, duża część z nas także odporność na nią. Gorzej jest, gdy nas sprawdzą" - mówi w rozmowie z Konkret24 Martyna Bildziukiewicz, jedyna Polka w unijnym zespole East StratCom Task Force, zajmującym się m.in. walką z rosyjską dezinformacją.
Specjalną unijną grupę roboczą do walki z rosyjską propagandą (East StratCom Task Force) powołano w marcu 2015 r. Zespół ekspertów i analityków monitoruje rosyjskie kampanie propagandowo-dezinformacyjne wymierzone w UE oraz poszczególne kraje członkowskie, ale także m.in. w Bałkany. Bieżące informacje i analizy zespołu East StratCom publikowane są na platformie EU vs Disinfo. W grudniu rozmawialiśmy z członkinią grupy - ekspertką ds. dezinformacji i komunikacji strategicznej, Martyną Bildziukiewicz.
Czy Polska jest krajem szczególnie narażonym na dezinformację?
Każdy kraj jest narażony.
Polska jest szczególnym przypadkiem, ponieważ wiele jej obecnych decyzji politycznych po prostu nie podoba się Kremlowi. Martyna Bildziukiewicz
Poza tym należy patrzeć na działania wobec Polski jako na działania wobec Zachodu w ogóle. Chociażby przekazy o potencjalnej "służalczości" Polski wobec Stanów Zjednoczonych to nie jest tylko polski przypadek, takie same narracje można zaobserwować w odniesieniu do Rumunii jako innego kraju na wschodniej flance NATO.
Inny przekaz – "oddawanie swojej suwerenności na rzecz Unii Europejskiej" – to popularny motyw w odniesieniu nie tylko do Polski, a też chociażby do krajów bałtyckich, czy nawet niebędących w Unii krajów Partnerstwa Wschodniego, deklarujących swoją chęć zbliżenia się ze Wspólnotą, takich jak Gruzja.
Bez wątpienia kwestie wojskowości są tematem, w którym widoczne są działania dezinformacyjne. Jakie są inne główne pola?
Wykorzystywana jest także polska polityka energetyczna. Powody tego łatwo zrozumieć. Polska coraz więcej robi w kierunku niezależności energetycznej, a tym samym zmniejszenia zależności od Rosji.
Do tego dochodzi aspekt amerykański, ponieważ nie tylko zaczęliśmy importować amerykański gaz, ale także między innymi amerykańska firma bierze udział przy budowie gazociągu Baltic Pipe [prowadzącego z Norwegii przez Danię do Polski]. Wszelkie takie działania są przedstawione przez dezinformujących jako rusofobiczne i absolutnie nieopłacalne ekonomicznie.
Poza tym eksploatowane są relacje Polski z sąsiadami, szczególnie z Ukrainą, ale także ze Stanami Zjednoczonymi oraz funkcjonowanie Polski w ramach Unii Europejskiej i NATO.
Jaka jest typowa narracja celująca w stosunki polsko-ukraińskie?
Myślę, że przekaz trafiający do najszerszej grupy Polaków to "Ukraińcy zabierający nam pracę" i "wykorzystujący system opieki społecznej". Takie doniesienia łatwo zweryfikować, ponieważ mamy chociażby dane GUS-u czy Urzędu ds. Cudzoziemców, na podstawie których można sprawdzać, czym się zajmują Ukraińcy w Polsce i jak wielu ich jest. Pojawiają się także przekazy próbujące przekonać nas, jak pracownicy z Ukrainy są wykorzystywani przez polskich pracodawców i jak źle im się wiedzie w Polsce.
Z jednej strony takie przekazy są łatwe do zweryfikowania, ale psychologicznie da się wytłumaczyć, że pojawią się osoby, które będą po prostu chciały usłyszeć taką "wiadomość", ponieważ pasuje im to do światopoglądu.
Jest to więc również kwestia tego, czy mamy w sobie tyle zaciętości, żeby takie dane, choć nietrudno dostępne, weryfikować. Martyna Bildziukiewicz
To wymaga kilku dodatkowych kroków, dodatkowego czasu.
A czy kwestie historyczne znajdują swoje odbicie w dezinformacji?
Oczywiście, są one poruszane regularnie i często cyklicznie przy okazji rocznic ważnych wydarzeń. Mogliśmy to obserwować kilka miesięcy temu przy okazji okrągłej rocznicy wybuchu II wojny światowej. W rosyjskich przekazach to Polska była często pokazywana jako agresor odpowiedzialny za to wydarzenie.
Ten przekaz pojawia się cyklicznie, także w ostatnich dniach na konferencji prasowej użył go Władimir Putin. Martyna Bildziukiewicz
Idzie on często w parze z narracją o Armii Czerwonej jako wyzwolicielu Polski i państw bałtyckich czy o czasach bliskiego sojuszu ze Związku Radzieckim jako najlepszym okresie rozwoju społeczno-gospodarczego w Polsce.
Do kogo ma trafić taka narracja?
To jest bardziej na użytek wewnętrzny rosyjski oraz w mniejszym stopniu państw wokół Rosji. Chociaż te treści trafiają w sieci także na polski rynek. Wystarczy przytoczyć wideo z rosyjskiej telewizji państwowej, gdzie opowiada się właśnie o Polsce jako o agresorze. Polscy odbiorcy bardzo się oburzyli na przytaczane tam teorie, co pokazuje tylko, że takie treści skrojone są jednak bardziej do wewnętrznego odbiorcy. Nie znaczy to jednak, że nie krążą po Europie.
Czym różni się dezinformacja od propagandy?
One bywają połączone, czasami nawet w jednym przekazie. Koronna różnica jest jednak taka, że propaganda ma na celu zwykle pokazanie czyjegoś wizerunku w dobrym świetle. Dezinformacja jest tą taką "ciemniejszą stroną" tego obrazu.
Przykładowo w Rosji głównym celem jest osłabienie Zachodu, do którego zaliczamy się także my. Martyna Bildziukiewicz
Dlatego właśnie cele dezinformacji są bardziej, powiedziałabym, wrogie.
Jakie narzędzia stosuje się, żeby te cele osiągnąć?
Skupię się na Rosji, ponieważ walkę z dezinformacją płynącą z tego kraju mamy wpisaną w mandacie nadanym naszej organizacji [East StratCom Task Force – red.] przez Radę Europejską. Te narzędzia można podzielić między trzech głównych aktorów. Pierwszym jest farma trolli.
Ta konkretna w Petersburgu?
Tak. Teraz wiemy o niej już zdecydowanie więcej. Wiemy, że pierwsze ślady jej działalności pochodzą z 2013 roku, kiedy odnotowano działalność pracujących tam ludzi mających zamieszczać konkretne treści w sieci, czyli tzw. trolli, przy okazji lokalnych wyborów w Petersburgu.
Potem ta działalność rozpowszechniła się na całą Rosję przy wyborach prezydenckich, a następnie rozpoczął się ten najlepiej poznany okres prac Internet Research Agency, czyli kampania przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Dzięki opublikowaniu przez Twittera całego zestawu kont i tweetów związanych z tą agencją wiemy jednak, że na terenie Unii Europejskiej były one aktywne już przed eurowyborami w 2014 roku, m.in. w Grecji. Dodatkowo Facebook ogłosił, że siatki kont powiązanych z IRA działały także w Afryce. Skala jest ogromna.
Mamy więc agencję, w której opłacani ludzie tworzą fałszywe konta w mediach społecznościowych i za pomocą wpisów oraz komentarzy forsują konkretne, ustalone z góry, przekazy. Kim są dwaj pozostali aktorzy?
Najbardziej aktywni to kanał Russia Today, obecnie pod nazwą RT, i portal Sputnik. RT to nie tylko kanał telewizyjny, ale także bardzo aktywne konta w mediach społecznościowych. Szeroki zasięg dotarcia treści RT wynika między innymi z tego, że kanał jest częścią telewizji kablowej w wielu europejskich krajach, a globalnie operuje w ponad 100 państwach. Bardziej rozpoznawalny w Polsce jest jednak Sputnik, który w przeciwieństwie do RT ma wersję polskojęzyczną.
Jak wygląda dezinformacja w wykonaniu tego portalu?
Z jednej strony Sputnik Polska próbuje przemówić do ludzi z sentymentem za czasami słusznie minionymi. Z drugiej - emituje dużo przekazów kwestionujących polską politykę zagraniczną w ogóle, szczególnie relacje ze Stanami Zjednoczonymi i z NATO. Są one przedstawiane w sposób jednostronny.
Rosyjska dezinformacja nie kończy się jednak na tych trzech aktorach. Pojawienie się danego przekazu na stronie Sputnik Polska to często dopiero początek jego podróży po sieci. Przekaz może rozpoczynać się na stronie Sputnika, ale potem "migruje" do rożnych czeluści internetu, w taki sposób, by pierwotne, powiązane z Rosją źródło nie było widoczne. Analizę tego procesu przeprowadził m.in. think-tank Info Ops kilka miesięcy temu. Przyjrzano się, jak przekazy Sputnika dotyczące relacji polsko-ukraińskich są "prane", na przykład przez siatki blogerów czy różne portale udające rzetelne źródła informacji, a następnie trafiają już do mediów społecznościowych.
Inną wersją takiego prania informacji jest tworzenie grup w mediach społecznościowych, poświęconych, na przykład, hobby i poradom, które po jakimś czasie – zdobywszy dużo polubień i zainteresowania użytkowników – drastycznie zmieniały treść, by wspierać przekazy rasistowskie i pełne mowy nienawiści. O istnieniu jednej z takich siatek, działających m.in. w Polsce, donosiły Avaaz i OKO.Press.
Weźmy przykład rosyjskich przekazów o relacjach Polska-USA czy Polska-NATO. Jeśli wspomniane media, takie jak RT czy Sputnik, przedstawiają je ze swojego punktu widzenia, to dlaczego możemy mówić o tym jako o dezinformacji?
To jest bardzo ważna kwestia. Sputnik, RT i podobni aktorzy uważają się za media i przedstawiają się jako media, ale przedstawiają tylko jeden punkt widzenia, pokazują tylko fragment całego obrazu – drzewo, a nie las. Ponadto ten punkt widzenia jest oparty na nieprawdziwych przekazach.
Tymczasem rolą mediów nie jest uporczywe forsowanie jednej, konkretnej opinii. Jeśli ktoś celowo rozpowszechnia fałszywe informacje i manipulacje, to nie oferuje alternatywnego punktu widzenia.
Krążymy cały czas wokół dezinformacji rosyjskiej, jako że właśnie nią zajmuje się East StratCom Force Task. Czy na tej scenie są jednak jacyś inni aktorzy?
Oczywiście, jest ich wielu i co więcej często korzystają oni z podobnych narzędzi i nawet z podobnych narracji [co Rosja – red.], choć to naturalnie zależy od kontekstu. W StratCom oraz w całej Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych [pod którą podlega ESFT – red.] rzeczywiście jest refleksja na temat innych państw i niektóre ich działania są monitorowane.
Sami spotykamy się z pytaniem, dlaczego tak mocno koncentrujemy się na Rosji. Warto zdać sobie sprawę z dwóch rzeczy: po pierwsze wiemy naprawdę dużo, jak działa ten kraj i dlaczego postępuje w dany sposób. Poza tym schematy działań dezinformacyjnych prowadzonych przez Kreml są wykorzystywane potem przez innych aktorów.
Jeśli zrozumiemy to zjawisko płynące z Rosji, będziemy w stanie lepiej zrozumieć dezinformację pochodzącą z innych kierunków. Martyna Bildziukiewicz
Jak wysoko w hierarchii problemów współczesnej Unii Europejskiej – takich jak brexit czy kryzys migracyjny – umiejscowiłaby Pani dezinformację?
Trudno porównywać to zjawisko do innych problemów, takich jak kryzys migracyjny, ale na pewno dezinformacja to problem poważny, który dotyka każdego obywatela, czy jest tego świadomy, czy nie.
Na to, jak Unia Europejska radzi sobie z tym problemem, trzeba spojrzeć w perspektywie ostatniego roku. Moment, w którym wiele się zmieniło, to grudzień 2018 roku. Ma to związek między innymi z ubiegłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Aby je chronić, właśnie w grudniu 2018 unijne instytucje uzgodniły plan działań przeciwko dezinformacji. Dzięki niemu podejmuje je nie tylko nasza komórka – East Stratcom Task Force – lecz również Komisja Europejska, Parlament Europejski i inne instytucje.
A czy świadomość tego zjawiska istnieje w polskim społeczeństwie?
Większość z nas deklaruje świadomość dezinformacji, duża część z nas – także odporność na nią. Gorzej jest, gdy nas sprawdzą.
Tę kwestię opisano w badaniu zrealizowanym przez NASK. Po części ankietowej, w której pytano respondentów, jak weryfikują informacje i czy spotkali się z ich fałszowaniem i manipulacją, zaprezentowano wyniki testu, gdzie przedstawiono im siedem zdań. Mieli rozpoznać, które są opinią, a które faktem. Prawie połowa osób oblała ten test.
Dlatego właśnie, mówiąc o świadomości, myślę, że może czasami zgubić nas takie założenie, że jesteśmy odporni i znamy ten temat. Spotykam się przykładowo z takimi opiniami, że "jesteśmy odporni na dezinformację, bo niektórzy pamiętają czasy komunistycznej propagandy".
I to pomaga w przeciwstawianiu się dezinformacji? Jak?
Może pomagać, bo uwrażliwia na to zjawisko, ale nie jest wszystkim. Z tego co wiemy o działaniach Kremla w kwestii dezinformacji oraz jednostkach, które się nią posługują, one bardzo szybko się uczą i bardzo dużo o nas wiedzą. Jakie guziki nacisnąć, jakie tematy wyeksploatować. Wiedzą na przykład, że osoby o poglądach bliższych prawej stronie będą mocniej reagować na wszystkie kwestie związane z relacjami polsko-ukraińskimi. Dlatego trzeba mieć pewną pokorę w sobie odnośnie tego, co się wie i czym się kieruje, szukając informacji w internecie. Poza tym każdy z nas funkcjonuje w jakiejś bańce informacyjnej, a niektórzy poszukują w mediach tylko potwierdzenia tego, co już wiemy. To często nas gubi.
W podnoszeniu świadomości dezinformacji ma pomagać stworzony przez East StratCom Force Task portal EUvsDisinfo. Jak może z niego korzystać osoba chcąca sprawdzić daną informację czy poszerzyć swoją wiedzę na temat dezinformacji?
Flagową częścią portalu, która może być przydatna w takiej sytuacji, jest baza przypadków dezinformacji, która liczy już ponad 7 tysięcy szczegółowych przykładów. Można w niej zweryfikować dany przekaz chociażby z użyciem słów kluczy, daty czy języka, w jakim wystąpił.
W tym miejscu ważne, aby dodać, że rosyjska dezinformacja nie jest tworzona wyłącznie po rosyjsku. Monitorujemy ponad 20 języków. Powtarzalność dezinformacyjnych narracji powoduje, że kiedy natrafiamy na dany przekaz, istnieje szansa, że znajduje się on już w bazie.
Jakiś przykład?
Chociażby znana od wielu lat narracja o sponsorowaniu różnych przewrotów na świecie przez Stany Zjednoczone i Zachód w ogóle. Obserwowaliśmy ją zarówno przy okazji niedawnych protestów w Boliwii, jak i widzimy do dzisiaj w kontekście ukraińskiego Euromajdanu. Oczywiście weryfikowaliśmy prawdziwość tych doniesień, ale od razu wpisują się one w narracje mówiącą, że gdziekolwiek na świecie ludzie wychodzą na ulice, USA lub rzadziej Unia Europejska, musiały w tym maczać palce.
Wracając do EUvsDisinfo, każdy może znaleźć tam różne analizy, które nie mają jednak pochodzić do tematu w skomplikowanej, naukowej formie, ale raczej wyjaśniać komuś niezbyt zagłębionemu w tę tematykę, dlaczego coś się dzieje. Poza tym działa repozytorium, biblioteka różnych aspektów dezinformacji – narzędzi, studiów przypadku czy nawet kwestii ingerencji w wybory.
Czego nauczyliśmy się o dezinformacji w 2019 roku?
Na przykład tego, że dezinformujący szybko się uczą i trzeba za nimi nadążyć. To znaczy mieć otwarty umysł na pojawianie się nowych środków. Jeszcze kilka lat temu bota można było łatwo rozpoznać, ponieważ miał zwykle dziwny nick z ciągiem cyferek i komunikował się w dziwnym języku. Ale to już coraz rzadszy przypadek. Nauczyliśmy się też znacznie więcej o praniu informacji/dezinformacji, o którym rozmawialiśmy wcześniej.
To wszystko oznacza, że w dezinformacji nie możemy do niczego przywyknąć. Martyna Bildziukiewicz
To nie jest łatwe, ale warto poświęcić nieco więcej czasu na weryfikowanie tego, co czytamy – źródła, autorów, treści. Może w tym przypadku mniej znaczy lepiej.
Dr Martyna Bildziukiewicz jest jedyną Polką w unijnym zespole East StratCom Task Force, którego celem jest monitorowanie, analiza i odpowiedź na prokremlowską dezinformację. Analityczka, ekspertka ds. komunikacji. Przed dołączeniem do unijnej grupy ekspertów walczących z dezinformacją w 2018 r., pracowała w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Była jednym z rzeczników Stałego Przedstawicielstwa Polski przy Unii Europejskiej w Brukseli.
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24; Zdjęcie tytułowe: Christoph Scholz/Flickr (CC BY-SA 2.0)