Mówienie w Rosji o "potencjalnym wyjściu Polski z UE" wpisuje się w kompleksowe podejście do działań dezinformacyjnych - tłumaczy w rozmowie z Konkret24 dr Jolanta Darczewska.
Dr Jolanta Darczewska to polska politolożka, specjalizująca się w tematyce bezpieczeństwa obszaru posowieckiego. Od 1992 r. związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich w Warszawie, w latach 2007–2011 jego dyrektorka, a obecnie Kierownik Zespołu ds. bezpieczeństwa wewnętrznego w Europie Wschodniej. Autorka licznych opracowań na temat rosyjskiej wojny informacyjnej i służb specjalnych. Poprosiliśmy ją o komentarz do publikacji rosyjskich mediów na temat Polski i rzekomego Polexitu.
Czy temat Polski często pojawia się w mediach rosyjskojęzycznych?
Często, choć systematycznie tego nie monitoruję. Oglądam jednak rosyjską telewizję i choćby na tej podstawie stwierdzam, że polskie wątki nie słabną, przeciwnie – raczej się nasilają. Niosą one na ogół negatywną wizję relacji polsko-rosyjskich, czy ściślej – wizję konfrontacyjną, zorientowaną na budowanie napięć.
W rezultacie takiego oddziaływania informacyjnego od paru lat Polska zajmuje stabilne 5. miejsce na liście państw wrogich Rosji. W ostatnich badaniach WCIOM (Rosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej - red.) z 2018 r. za przeciwnika Rosji Polskę uznało 25% respondentów (po USA – 78%, Ukrainie – 49% Wlk. Brytanii - 38%, Łotwie – 26%). Sam ten ranking i jemu podobne działania konfrontacyjne służą realizacji celów rosyjskiej polityki: wewnętrznej (utrzymanie i utrwalenie systemu władzy autorytarnej) oraz polityki zewnętrznej (odbudowanie statusu Rosji jako potęgi globalnej, czemu są podporządkowane: odbudowa strefy buforowej w Europie Wschodniej i Środkowej, rozbicie spójności polityki bezpieczeństwa wspólnoty transatlantyckiej, spójności UE itp.).
Z tego względu rosyjski przekaz zdominowała narracja o Wielkiej Rosji, która jest oblężoną twierdzą. Stawia to Kreml w roli obrońcy własnych obywateli i państwa, zaś rywalizacja Rosji z USA staje się niejako argumentem uniwersalnym. Skorelowanie celów polityki wewnętrznej i zagranicznej sprawia, że działania dezinformacyjne stały się samonapędzającym się mechanizmem.
W jakich kontekstach pokazywana jest Polska?
Działania dezinformacyjne są podporządkowane kalendarium wydarzeń historycznych (rocznica wypędzenia Polaków z Kremla w 1612 r. jest np. świętem państwowym FR, a rocznica zwycięstwa nad faszyzmem służy do dyskredytowania Polaków jako zrównujących Armię Czerwoną i Wehrmacht oraz dążących do rewizji porozumień jałtańskich), a także koniunkturze bieżącej (np. polskie ustawodawstwo dekomunizacyjne wykorzystano do nagłośnienia tezy o udziale Polaków w Holokauście; stale powraca też problem demontażu sowieckich pomników, co jest interpretowane jako akcja antyrosyjska).
W gruncie rzeczy zestaw "argumentów" używanych do konfrontacji z Polską jest ograniczony. Przybierają one najczęściej formę zarzutów bądź aksjomatów nie wymagających dowodów, w rodzaju: rusofobia jako cecha narodowa Polaków, polski ekspansjonizm (nieprzerwanie od czasów Rusi Kijowskiej Polska była jakoby zorientowana na marsz na Wschód), niewdzięczność Polaków wobec misji cywilizacyjnej carskiej i sowieckiej Rosji, a także misji wyzwoleńczej Armii Czerwonej, czy "odwieczna" rola Polski jako narzędzia zachodniej strategii osłabiania Rosji ("Polska jako pies łańcuchowy Ententy", w wersji współczesnej: "koń trojański USA").
Zarazem po 2012 r. coraz więcej publikacji dotyczy międzywojennego okresu relacji polsko-sowieckich. Zarzuty formułowane przeciwko polityce Józefa Piłsudskiego wydają się niekiedy absurdalne. Podkreśla się np., że "wbrew faktom" ten wybitnie antyrosyjski polityk ustanowił Dzień Niepodległości Polski na 11 listopada, podczas gdy podstawą prawną odzyskania suwerenności RP był dekret Lenina unieważniający traktaty rozbiorowe z sierpnia 1918 r., a także odezwa Rządu Tymczasowego z marca 1917 r. o uznaniu niepodległości Polski.
W optyce rosyjskiej II RP przypisuje się "syndrom imperialny": była jakoby państwem prowadzącym brutalną politykę kolonizacyjną, gnębiła i wynarodowiała ludność litewską, ukraińską i białoruską. Z tego względu aneksja Ukrainy i Białorusi Zachodniej 17 września 1939 była aktem sprawiedliwości dziejowej.
A współczesna kwestia "potencjalnego wyjście Polski z UE"?
"Potencjalne wyjście Polski z UE" wpisuje się w zarysowane wyżej cele polityki Rosji, jak i obserwowane od 2012 r. bardziej kompleksowe podejście do działań dezinformacyjnych. Głównym ich adresatem jest międzynarodowa opinia publiczna. Rosyjska propaganda usiłuje ją przekonać, że Polska stanowi zagrożenie dla dobrosąsiedzkich relacji w Europie Środkowej i Wschodniej oraz na linii Moskwa – Zachód. Jednocześnie ma to utrudnić Polsce prowadzenie aktywnej polityki wobec Rosji, obniżyć wiarygodność Polski w UE i NATO, a także w oczach sąsiadów.
Dobrą ilustracją tego podejścia jest niedawny artykuł petersburskiej politolożki Natalii Jerieminy "Wyjście Polski z UE: rzeczywista groźba czy szantaż?". Autorka przywołuje większość fałszywych argumentów przemawiających jakoby za Polexitem, a używanych już wcześniej:
* Polska rości pretensje do odgrywania roli lidera w Europie Wschodniej; * polski rząd wziął kurs na ustanowienie reżimu autorytarnego; * zasady państwa prawa nie są w Polsce przestrzegane; * Polska oskarża Niemcy i Francję o dominację w UE; * Polska umiejętnie wykorzystała zasoby UE i NATO, by rozwiązać własne problemy, a obecnie wymogi Brukseli są dla niej zbędnym balastem.
Autorka kreśli też scenariusz: Polska nasili swój szantaż wobec Brukseli, a jednocześnie zwiększy wysiłki na rzecz wzmocnienia swych wpływów w UE. Może to uczynić wyłącznie na fali rusofobii oraz zacieśnienia relacji ze Stanami Zjednoczonymi.
A tak na marginesie: temat rzekomego Polexitu nie jest nowy. Pojawił się po Brexicie i niczym bumerang powraca. Rok temu nagłośniono np. przetłumaczony na rosyjski artykuł „Die Welt” z 21 grudnia 2017, autorstwa Hannelore Crolly, "Ein EU-Austriit Polens ist absolut moglich" (z niem. Wyjście Polski z UE jest absolutnie możliwe).
Autor: mis / Źródło: Konkret24