Manipulacje na temat skutków szczepień na COVID-19, nieweryfikowalne tezy dotyczące przyszłości, akcje stowarzyszeń "niezależnych" naukowców i lekarzy - to niektóre trendy w dezinformacji 2021 roku. Szczególnie jednak niepokoi przekraczanie kolejnych granic etycznych w infodemii. Również Kreml przekraczał kolejne "czerwone linie".
Infodemia - czyli zalew fałszywych informacji na temat pandemii COVID-19, który zaczął się w 2020 roku - towarzyszył nam również w 2021 roku, z tym że doszły do tego fake newsy na temat szczepień, szczepionek i skutków, jakie wywołują. Trwająca pandemia i kolejne warianty koronawirusa SARS-CoV-2 oraz rosnące liczby zgonów pomagały w rozpowszechnianiu fałszywych przekazów.
Tematów, wokół których narastały celowo produkowane nieprawdziwe informacje, było jednak więcej. W drugiej połowie roku szczególnie uaktywniła się na przykład dezinformacja prokremlowska, która w preparowanych tekstach oskarżała Polskę o wywołanie kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej.
Oto, jakie trendy naszym zdaniem oraz pytanych ekspertów dominowały w dezinformacji w 2021 roku.
1. Manipulacje danymi o szczepieniach - skuteczności i skutkach
W 2021 roku można było zauważyć zmianę taktyki w działaniu środowisk antyszczepionkowych. W dezinformacji mającej zniechęcać do szczepień mniej propagowano popularne już w 2020 roku tezy o szczepionkach mających np. zawierać toksyny czy czipy, natomiast zaczęto przekonywać, jak dużo niepożądanych odczynów poszczepiennych (tzw. NOP-ów), zachorowań i zgonów występowało rzekomo wśród osób zaszczepionych na COVID-19. Te narracje miały potwierdzać, że z jednej strony, szczepienia są nieskuteczne, z drugiej - wręcz niebezpieczne. Obie wynikały z rozpoczęcia masowych kampanii szczepień na świecie i pojawiania się kolejnych danych z badań dotyczących skuteczności szczepionek. Właśnie na manipulacji tymi danymi polegał nowy trend w dezinformacji.
W przypadku NOP-ów podawano ogromne liczby, cytując dane z niezweryfikowanych przez lekarzy baz danych, np. VAERS, a jednocześnie nie porównywano liczby zweryfikowanych NOP-ó z liczbą wykonanych szczepień. Tymczasem według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia odnotowano prawie 17 tys. NOP-ów - lecz podano ponad 46 mln dawek szczepionki, co daje jeden NOP na 2727 szczepień, czyli 0,04 proc. W fałszywych przekazach informowano o poważnych skutkach ubocznych szczepień (niepotwierdzonych), podczas gdy dane resortu pokazują, że aż 84 proc. NOP-ów były to po prostu zaczerwienienia i ból w miejscu ukłucia.
Dezinformacyjna narracja obejmowała też przekazy, że szczepienia są nieskuteczne, bo zaszczepieni zakażają się wirusem i na COVID-19. Autorzy takich twierdzeń przywoływali dane pokazujące rzekomo, że większość zmarłych na COVID-19 w ostatnich miesiącach na świecie to zaszczepieni. Były to wybiórcze dane. W Konkret24 opisywaliśmy takie przekazy dotyczące m.in. Polski, Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. We wszystkich tych przypadkach manipulacja polegała na podawaniu niepełnych danych o zgonach lub hospitalizacjach, które nie zawierały struktury wiekowej zmarłych, występowania u nich innych chorób lub poziomu zaszczepienia danego społeczeństwa, który w naturalny sposób wpływa na to, że część zmarłych to zaszczepieni.
A w Polsce według udostępnionych w grudniu danych rządowych zmarli zaszczepieni stanowili zaledwie ok. 7 proc. wszystkich zgonów na COVID-19, licząc od początku akcji szczepień. Znaczna większość z nich (95 proc.) miała 60 lub więcej lat. Minister zdrowia Adam Niedzielski podał 30 grudnia w Radiu Zet, że w ostatnich dniach, gdy na COVID-19 umierało dziennie ponad 700 osób, zaszczepieni stanowili średnio ok. 25 proc i w większości były to osoby obciążone wielochorobowością.
Schemat działania tego typu dezinformacji pokazaliśmy też na przykładzie Gibraltaru. Bardzo popularnym fałszywym przekazem było pokazywanie tego kraju jako dowodu na nieskuteczność akcji szczepień. Autorzy takich twierdzeń podkreślali, że na Gibraltarze, gdzie zaszczepionych jest 100 proc. społeczeństwa, w listopadzie odnotowano znaczące wzrosty zakażeń. Ale nie informowali, że w przeciwieństwie do poprzednich fal podczas obecnej na COVID-19 zmarły zaledwie trzy osoby, a żaden zakażony nie był hospitalizowany.
Profesor Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego, który od lat zajmuje się badaniami internetu, uważa, że tegoroczne zmiany w dezinformacji o szczepionkach sprawiły, że trudniej ją weryfikować. "Pojawiły się wątki nieweryfikowalne naukowo. O ile kiedyś o szczepionkach mówiono na przykład, że zawierają rtęć lub mikrochipy, co jest oczywistą bzdurą, w dodatku weryfikowalną, o tyle obecnie dezinformacja jest sprytniejsza, bo odnosi się do przyszłości" - pisze w analizie dla Konkret24.
"Popularne są stwierdzenia o tym, że ludzie zaszczepieni będą umierać jak muchy, ale za kilka lat, albo o tym, że ludzie zaszczepieni staną się bezpłodni. To znacznie bardziej niebezpieczna dezinformacja, bo choćby w przypadku młodych osób, pragnących mieć dzieci może wywoływać wstrzemięźliwość względem szczepień" - wyjaśnia. O tym również pisaliśmy w Konkret24.
2. Stowarzyszenia "niezależnych" lekarzy i zorganizowane akcje
Szczególnie niepokojącym trendem w dezinformacji medycznej 2021 roku były akcje grup, zrzeszeń lub stowarzyszeń naukowców i lekarzy przedstawiających się jako "niezależni" i głoszących niepotwierdzone naukowo tezy dotyczące pandemii i szczepień. Na przykład w Polsce w czerwcu 2021 roku zainaugurowano działalność Polskiego Stowarzyszenia Niezależnych Lekarzy i Naukowców (PSNLiN). Jego członkowie nie tylko powielają fałszywe tezy rozpowszechniane za granicą, ale na profilach stowarzyszenia w mediach społecznościowych codziennie publikowane są nowe, sensacyjne, w większości niepotwierdzone naukowo lub po prostu fałszywe dane dotyczące pandemii, a zwłaszcza szczepień.
O stowarzyszeniu głośno było m.in. w lipcu, gdy członkowie PSNLiN wystosowali list do pedagogów, argumentujący, że nie ma podstaw do szczepienia przeciw COVID-19 "nieletnich uczniów w wieku od 12. do 15. roku życia". Nieprawdziwe tezy z tego listu weryfikowaliśmy w Konkret24.
Wykorzystywanie autorytetu naukowego lub medycznego do promocji fałszywych treści jest - jak mówi w rozmowie z Konkret24 doktor Bartosz Fiałek, lekarz analizujący akcję szczepień i propagujący je - głównym zagrożeniem związanym z działalnością takich grup. - To bardzo niebezpieczne zjawisko, ponieważ to mocny argument dla przeciwników nauki i jednocześnie silny fundament dezinformacji. Kiedy ktoś napisze nieprawdziwą tezę, nie będąc lekarzem, łatwo ją zbić, stwierdzając, że ta osoba nie dysponuje fundamentalną wiedzą w danym zakresie. Natomiast w przypadku tych grup trudniej to zrobić. Mimo że mit jest ten sam, ktoś może powiedzieć: "no dobrze, ale to też jest lekarz, to też jest profesor, który ma inne zdanie" - mówi Bartosz Fiałek. - Wielu laików, którzy nie mają fundamentalnej wiedzy medycznej, powołuje się później na takie właśnie autorytety, bo dla niektórych takie osoby są wiarygodne: przecież są lekarzami, doktorami, profesorami.
Ci ludzie szkodzą najbardziej, ponieważ wykorzystują swój autorytet - albo naukowy, albo zawodowy - by uczynić z tego fundament dezinformacji. doktor Bartosz Fiałek
Jakie mogą być motywacje dla osób wstępujących do takich stowarzyszeń? - Wydaje się, że część tych osób motywuje sama świadomość "pójścia pod prąd" - odpowiada doktor Fiałek. Drugą motywacją według niego może być chęć budowania w ten sposób własnego kapitału. - Niektórzy chcą zbudować kapitał polityczny, a inni - własny biznes. Chcą zwyczajnie stać się popularni, a łatwiej zyskać rozpoznawalność, przedstawiając treści dezinformujące niż czysto naukowe - mówi.
Profesor Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego dodaje, że warto spojrzeć na nazwiska osób należących do takich stowarzyszeń i sprawdzić, w czym się specjalizują. - Nie ma tam nikogo, kto miałby dorobek naukowy i autorytet z zakresu związanego ze zwalczaniem chorób zakaźnych czy zdrowiem publicznym - podkreśla.
3. "Segregacja sanitarna" i "medyczny nazizm"
Kampanie szczepień przeciw COVID-19 były podstawą powstania przekazu porównującego obostrzenia epidemiczne i certyfikaty covidowe do segregacji rasowej w III Rzeszy. Polityki państw, które zdecydowały się restrykcyjnie walczyć z pandemią, nazwano "medycznym nazizmem". W tym kontekście powstał termin "segregacji sanitarnej" - ma sugerować, że ograniczanie dostępu do niektórych usług publicznych wyłącznie dla osób zaszczepionych lub posiadających negatywny test na koronawirusa to segregacja znana z najczarniejszego okresu XX wieku.
Za sprawą Konfederacji projekt ustawy "Stop segregacji sanitarnej" był poddany pod głosowanie w Sejmie (nie wprowadzono go do porządku obrad). Pod tym hasłem odbywały się w Polsce marsze i protesty. Niektóre organizowała sama Konfederacja. Posłowie tej partii nie wahali się nawet podczas jednej z takich manifestacji stanąć pod banerem z napisem "Szczepienie czyni wolnym", nawiązującym kształtem i wyglądem do tablicy na bramie nazistowskiego obozu Auschwitz. Wywołało to publiczne głosy oburzenia, zareagowało Muzeum Auschwitz-Birkenau. "Instrumentalizacja symbolu cierpienia ofiar Auschwitz - największego cmentarzyska Polski i świata - to skandaliczny przejaw moralnego zepsucia. To szczególnie zawstydzające, kiedy dokonują tego polscy posłowie" - oświadczyło.
Profesor Dariusz Jemielniak w komentarzu dla Konkret24 pisze, że "porównania do nazizmu, czyli pisanie o segregacji sanitarnej, to sprytny zabieg, skądinąd przywołujący prawo Godwina". Chodzi o ironiczne stwierdzenie Mike'a Godwina z 1990 roku, że "wraz z trwaniem dyskusji w Internecie prawdopodobieństwo użycia porównania, w którym występuje nazizm bądź Hitler, dąży do 1". Zdaniem prof. Jemielniaka antyszczepionkowcy używający tego porównania "nie biorą pod uwagę, że chodzi przecież nie o ich prawa, tylko o prawa do życia ich otoczenia, bo koniec końców na szczepienia nikt nie prowadzi pod lufą karabinu". Profesor wyjaśnia: "Chodzi tylko i wyłącznie o to, aby osoba stanowiąca większe ryzyko epidemiologiczne nie wystawiała innych na ryzyko".
Przykłady fizycznego zastosowania narracji o "medycznym nazizmie" opisaliśmy w Konkret24, przedstawiając raport grupy Graphika o międzynarodowym ruchu antyszczepionkowców V_V. Członkowie tej grupy ostrzegali właśnie przed wprowadzanym w krajach Europy Zachodniej "medycznym nazizmem". "Najczęściej używanym symbolem wizualnym jest nazistowska swastyka. Ten obraz służy do oczerniania lekarzy, dziennikarzy i urzędników publicznych oraz do oskarżania ich o bycie nazistami. Niektórzy członkowie V_V wyprodukowali nawet serię komiksowych obrazków przedstawiających wybrane osoby ze swastyką nałożoną na czoła" - informował raport. Tymi urzędnikami publicznymi byli m.in. książę Harry czy włoski premier Mario Draghi. Każdemu dodano dymek z cytatem w języku włoskim: "Jestem nazistą i chcę wprowadzić nazistowską dyktaturę".
4. Przekraczanie "czerwonych linii" w dezinformacji prokremlowskiej
Rok 2021 to także kolejne nowe akty w prokremlowskiej dezinformacji. Dotyczyły m.in. kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej. Jak pisze w komentarzu dla Konkret24 Michał Marek, doktorant z Uniwersytetu Jagiellońskiego i założyciel Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa:
W ciągu 2021 roku strona rosyjska, prowadząc swoje działania przeciwko Polsce, zdecydowała się na przejście szeregu "czerwonych linii", co wpłynęło na kształt wojny informacyjnej prowadzonej przeciwko państwom wschodniej flanki NATO. Michał Marek
Ekspert wyjaśnia, że Rosjanie m.in. zdecydowali się na przejęcie maili ze skrzynek polskich polityków, co mogło być wynikiem ataku cybernetycznego i "zostało wykorzystane w ramach długofalowych działań służących destabilizacji sytuacji społeczno-politycznej w Polsce" (choć w listopadzie firma zajmująca się cyberbezpieczeństwem Mandiant ujawniła, że zespół hakerów powiązany z cyberoperacją Ghostwriter, w ramach której m.in. ujawniane są maile polskich polityków z prywatnych skrzynek, ma powiązania z reżimem białoruskim).
Analizując prokremlowską dezinformację w 2021 roku, Michał Marek podkreśla działania promujące platformę Telegram. Czyli że wykradzenie maili ze skrzynek polityków "posłużyło do przeprowadzenia 'akcji reklamowej' platformy Telegram, która jest narzędziem Kremla stosowanym w ramach aktywności dezinformacyjnych". Ekspert wyjaśnia: "Lobbowanie Telegramu w Polsce realizowane jest cały czas. Tworzone są nowe polskojęzyczne kanały Telegram popularyzujące rosyjskie treści propagandowe – powstaje polskojęzyczny segment tej platformy. Jego wytworzenie oraz spopularyzowanie zapewne stanowi próbę uzyskania narzędzia wpływającego na nastroje Polaków".
"Kolejnym przekroczeniem 'czerwonej linii' była operacja dotycząca wykreowania kryzysu granicznego oraz kryzysu migracyjnego (jest on jednym z jego elementów), której ważną częścią był komponent informacyjny" - analizuje Michał Marek. Wskazuje używanie migrantów jako żywych tarcz, a także niedawne pozyskanie Emila C., polskiego wojskowego, który przeszedł na białoruską stronę granicy, a następnie wypowiadał się w reżimowych mediach białoruskich, ostro krytykując Polskę. "Pozwolił stronie prowadzącej operację na odświeżenie szeregu wątków propagandowych, np. rzekomą odpowiedzialność Warszawy za śmierć migrantów czy rzekoma odpowiedzialność Służby Granicznej za mordy na migrantach" - tłumaczy ekspert. Główne fałszywe linie narracji realizowane z udziałem dezertera wymieniło w swoim wpisie z 29 grudnia także Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Brzmiały m.in.: "Polska powinna być sądzona za ludobójstwo"; "budowane ogrodzenie powstaje w celu ograniczenia prób ucieczki polskich wojskowych (dezercji)".
Podczas konfliktu granicznego w Konkret24 opisywaliśmy nieprawdziwe narracje, które o tym wydarzeniu kolportowała w mediach strona rosyjska. Na przykład rosyjskojęzyczne portale pisały, że "sytuację na granicy z Białorusią Polska wykorzystuje w polityce wewnętrznej i europejskiej, czerpie z tego korzyści, a budowa płotu służy tylko pozyskaniu środków unijnych". Powtarzaną narracją było twierdzenie, że to Polacy wypychają tysiące migrantów na Białoruś, by wywołać kryzys graniczny - a było odwrotnie.
5. Integracja rosyjskiej i białoruskiej maszyny propagandowej
Michał Marek wskazuje kolejny trend prokremlowskiej dezinformacji 2021 roku: integrację rosyjskiej i białoruskiej maszyny propagandowej. "Obecnie Mińsk i Moskwa prowadzą na tyle skonsolidowaną aktywność dezinformacyjną, iż trudno przeprowadzić wyraźne rozróżnienie pomiędzy rosyjskimi a białoruskimi działaniami" - wyjaśnia. "Rosyjskie ośrodki wspierają białoruskie nie tylko poprzez rezonowanie przekazów, ale poprzez wsparcie 'eksperckie'. Ponadto białoruscy politycy otrzymują możliwość występowania na wizji rosyjskich ośrodków propagandowych" - doprecyzowuje.
Ekspert dodaje, że wciąż są różnice choćby w stylu dezinformacyjnych przekazów. "Białoruskie ośrodki eksponują przekazy bardziej prymitywne i agresywne. Rosyjskie ośrodki na tym tle wyglądają na relatywnie 'obiektywne'" - wyjaśnia Michał Marek. "Stosowanie tego rodzaju mechanizmu wydaje się być narzucone Mińskowi przez Moskwę. Wysoce prawdopodobnym jest, iż decyzje co do kierunku działań Mińska w ramach operacji informacyjno-psychologicznych podejmuje Moskwa" - sugeruje.
Działanie tej współpracy pokazaliśmy w Konkret24 w artykule dotyczącym oskarżeń Polski i innych krajów wschodniej flanki NATO o wywołanie konfliktu granicznego. Co ciekawe, w rosyjskojęzycznych opisach również pojawiały się odniesienia do III Rzeszy. "Zarówno białoruskie media kontrolowane przez państwo, jak i prokremlowskie, próbowały przedstawić Litwę, a tym samym UE, jako nieludzkie w postępowaniu z migrantami, twierdząc, że byli oni przetrzymywani w obozach koncentracyjnych, a 'nazistowski Zachód' traktował migrantów jak bydło" - opisywał unijny portal EUvsDisinfo, który zebrał najważniejsze wątki prorosyjskiej dezinformacji 2021 roku.
Jak rozpoznawać medyczną dezinformację?
Nie ma co oczekiwać, że w 2022 roku dezinformacja osłabnie. Zarówno ta ze Wschodu, jak i ta szerzona przez antyszczepionkowców. Jak rozpoznawać fałszywe przekazy psedonaukowe?
- Należy zwracać uwagę na dużą dawkę emocji w nich. W przekazach naukowych jest więcej merytoryki niż emocji, natomiast w przekazach dezinformujących jest dużo emocji, grania na ludzkich uczuciach - mówi dr Bartosz Fiałek. - Pojawiają się więc informacje typu "uważaj, nie szczep dziecka, bo będzie miało zapalenie mięśnia sercowego". Wtrącane są takie słowa jak "depopulacja" w kontekście szczepień przeciw COVID-19 czy "grzybica" w kontekście maseczek ochronnych - one mają wzbudzać strach. W przekazach naukowych tego nie ma, tam merytoryka zawsze jest na wierzchu. W dezinformacji jest odwrotnie.
Jeśli ładunek emocjonalny łączy się z przekazem, który rozchodzi się w sieci niezwykle szybko, należy się zastanowić, czy taka informacja - nawet, jeżeli pochodzi od lekarza czy naukowca - nie jest fejkiem. dr Bartosz Fiałek
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Panorama Images/Shutterstock