Na ostatniej prostej kampanii wyborczej jednym z tematów jest unijny program dofinansowania przemysłów zbrojeniowych: czy Polska zyska na nim, czy nie. Jedni mówią o "gigantycznym sukcesie" dla Polski, drudzy o "niespełnianiu kryteriów" przez polskie fabryki. Wyjaśniamy, dlaczego trudno mówić o "antypolskim spisku" oraz że są dwa różne programy.
Ministrowie krajów europejskich na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej 27 maja 2025 roku zatwierdzili program SAFE, który zakłada udzielenie państwom członkowskim pożyczek na cele obronne w łącznej wysokości 150 miliardów euro. Polski minister ds. europejskich Adam Szłapka skomentował w serwisie X, że to "gigantyczny sukces Polski i Polskiej Prezydencji".
Jednak nie wszyscy tak sądzą. O tym, czy ten program jest korzystny dla naszego przemysłu zbrojeniowego, politycy dyskutowali w weekend poprzedzający decyzję Rady UE. Sławomir Mentzen 24 maja gościł na swoim kanale w YouTube Rafała Trzaskowskiego i - mówiąc o kompetencjach Unii Europejskiej - zapytał: "Czy na przykład Unia Europejska powinna decydować, jakiego rodzaju uzbrojenie kupujemy?". Trzaskowski odpowiedział: "Ale przecież wspólnie to robimy. (...) Dlatego że dochodzimy w tej chwili do sytuacji takiej, że Polska podejmuje swoje suwerenne decyzje, co chce kupować. Natomiast dzisiaj wspólnie decydujemy o tym, że będą dodatkowe unijne pieniądze na to, żeby wydawać na budowanie naszych własnych kompetencji i zdolności obronnych. Czyli na przykład: jeżeli dzisiaj kupujemy sprzęt amerykański, dzisiaj kupujemy sprzęt europejski, a - co najważniejsze - inwestujemy w nasz własny przemysł obronny, to ma absolutnie sens. Nie do końca chyba ma sens kupowanie koreańskiego sprzętu, jak mamy lepszy polski. Natomiast jeżeli pojawią się dodatkowe pieniądze, które będziemy na przykład mogli zainwestować w to, żeby robić sprzęt razem w korporacji europejskiej, w której będzie uwzględniona i polska fabryka, i fabryka francuska i hiszpańska - dlaczego nie?".
Na to Sławomir Mentzen odpowiedział:
To jest ta pomoc SAFE, te 150 miliardów euro w pożyczkach. Chodzi o to, że tam trzeba składać wnioski o uzyskanie tych pożyczek i one są obwarowane różnego rodzaju ograniczeniami. Idealnie, jeżeli zakupu dokonują dwa państwa Unii Europejskiej oraz pewien procent, 65 procent tego sprzętu musi być produkowane w Unii Europejskiej. No i myk polega na tym, że niemieckie fabryki zbrojeniowe spełniają te kryteria, a polskie nie. Na przykład polski Krab by się na coś takiego nie załapał.
Rafał Trzaskowski kontrował: "Dobrze, że Pan o tym mówi, dlatego że właśnie w tej chwili te decyzje, które podjęła rada ministrów (chodziło o Radę UE zrzeszającą ministrów - red.), są właśnie w ten sposób zmienione, żeby nasz przemysł mógł się łapać na wspólne tego typu inwestycje. Dlatego, że były najpierw pomysły, które mogłyby nas wykluczyć z tego typu inwestycji".
Gdy Mentzen zauważył, że te pomysły zostały już przegłosowane, Trzaskowski odpowiedział: "W Parlamencie Europejskim, ale decyzje podejmuje Rada. I dzisiaj Rada... wczoraj czy przedwczoraj podjęła decyzje właśnie, które umożliwiają i które właśnie spełniły wszystkie nasze żądania".
Te słowa kandydata KO na prezydenta komentowała następnego dnia w Polsat News europosłanka Konfederacji Anna Bryłka. "Rafał Trzaskowski powiedział, że zostały wynegocjowane jakieś dobre rozwiązania dla Polski. Tylko od zaproponowania propozycji przez Komisję Europejską, 65 procent komponentów z Europy, to się nie zmieniło w głosowaniu przez ambasadorów, więc nic nie poprawiono w tym rozporządzeniu" - stwierdziła.
Politycy podają więc dużo liczb i argumentów na potwierdzenie swoich tez - czym więc są omawiane projekty UE, ile ich jest i czym się różnią?
Co kwalifikuje się do SAFE i co w nim zmieniono
W marcu 2025 roku Komisja Europejska ogłosiła swoje plany dotyczące wzmacniania obronności państw członkowskich, m.in. w związku z polityką Donalda Trumpa. Łącznie na ten cel planuje się przeznaczyć 800 miliardów euro. Głównym elementem tego planu jest program SAFE, o którym wspomniał Sławomir Mentzen. W jego ramach Unia Europejska udzieli krajom członkowskim pożyczek na łączną kwotę 150 mld euro, które te mają przeznaczyć na przemysł zbrojeniowy.
Żeby wniosek w programie został zaakceptowany, przedsiębiorstwa muszą jednak spełnić kilka warunków. Jeden z nich dotyczy procentów - to o nich mówili Mentzen i Bryłka. Mianowicie: w zgłaszanych do dofinansowania produktach co najmniej 65 proc. komponentów musi pochodzić z Unii Europejskiej, Norwegii, Islandii, Liechtensteinu, Szwajcarii lub Ukrainy. Chodzi oczywiście o co najmniej 65-procentowy udział w końcowym koszcie produktu. Jeśli więc w danym produkcie części np. ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Korei Południowej stanowią ponad 35 proc. kosztów, nie kwalifikuje się on do dofinansowania z SAFE.
W przypadku programu SAFE warunek 65 proc. komponentów pozostał niezmieniony od początku tego projektu. Znajdował się on już w propozycji Komisji Europejskiej z marca 2025 roku i w tej samej formie został przegłosowany przez Radę Unii Europejskiej. Informacje, które podawały już media, zaprzeczają jednak tezie Mentzena, że takie obostrzenie wyeliminuje z udziału w programie polskie fabryki zbrojeniowe - w tym fabrykę armatohaubic Krab w Stalowej Woli. W depeszy Polskiej Agencji Prasowej czytamy: "Do wsparcia ma się kwalifikować wiele produktów wytwarzanych w Polsce, np. przeciwlotniczy zestaw rakietowy Piorun, samobieżna armatohaubica Krab i bojowy wóz piechoty Borsuk".
Dawid Kamizela z serwisu strefaobrony.pl w rozmowie z Konkret24 mówi, że akurat w przypadku Krabów w ogóle trudno odpowiedzieć już teraz, czy zakwalifikują się do programu. - Silnik krabów ma de facto korzenie niemieckie, ale Koreańczycy mają licencję na te silniki z drobnymi zmianami i w momencie, w którym oni produkują licencyjnie napęd, no to raczej jest on z Korei, nie z Niemiec. Zależy też, jak się będzie to liczyć i przedstawiać producent. System wieżowy jest zpolonizowany, więc pytanie, czy wartość tego systemu będzie odpowiednio wyższa od kosztu zagranicznego podwozia? W dodatku zagranicznego, ale produkowanego licencyjnie w Polsce - tłumaczy ekspert.
O ile procent udziału europejskich komponentów nie został zmieniony, to w toku negocjacji zmodyfikowano punkt dotyczący projektów międzynarodowych. Docelowo w programie SAFE akceptowane będą tylko projekty realizowane co najmniej przez dwa kraje. W uchwalonym 27 maja dokumencie dodano zapis mówiący, że przez pierwszy rok działania programu możliwe będzie także składanie wniosków tylko przez jeden kraj. Adam Szłapka, komentując decyzję Rady UE, właśnie ten punkt wskazał jako jeden z dwóch "bardzo ważnych z punktu widzenia Polski" - poza innym mówiącym, że środki będzie można otrzymywać na zawarte już kontrakty.
Dlatego teza Sławomira Mentzena, że polskie fabryki nie spełniają kryteriów SAFE, nie jest na tym etapie do udowodnienia - po prostu nie wiadomo, jak ma być liczony ten 65-procentowy udział w końcowym koszcie produktu, w szczególności w przypadku sprzętu złożonego z różnych części pochodzących z różnych krajów. Każdy wniosek będzie więc analizowany indywidualnie.
Jest też drugi program. Ekspert: "żaden antypolski spisek, sami to sobie zrobiliśmy"
Dla pełnego zrozumienia dyskusji między Sławomirem Mentzenem a Rafałem Trzaskowskim kluczowe jest jednak rozróżnienie między programem SAFE a programem EDIP. Program SAFE oferujący 150 mld euro w pożyczkach opisaliśmy powyżej - natomiast EDIP, czyli Europejski Program na rzecz Przemysłu Obronnego, to dodatkowe 1,5 mld euro w ramach bezzwrotnych grantów wyasygnowane z ogólnego budżetu UE na lata 2021-2027. Choć nazwa tego programu nie padła w dyskusji polityków, Trzaskowi nawiązał właśnie do tego programu, mówiąc, że został przegłosowany "w Parlamencie Europejskim". To dotyczy wyłącznie programu EDIP, bo SAFE został uchwalony w specjalnej procedurze omijającej głosowanie w Parlamencie.
EDIP w wielu założeniach jest zbliżony do SAFE, ale różni się m.in. kluczowym warunkiem udziału europejskich komponentów w produkcji. W tym programie produkty muszą mieć co najmniej 70 proc. części wytworzonych w Europie, a nie 65 proc. jak w przypadku SAFE. Dlatego właśnie polscy europosłowie - zarówno z PO, jak i z PiS - głosujący w komisjach Parlamentu Europejskiego zagłosowali przeciwko tym zasadom, które mimo ich sprzeciwu uzyskały większość. W przeciwieństwie do programu SAFE te zasady nie są jeszcze ostateczne, bo dokument będzie przedmiotem głosowania całego Parlamentu Europejskiego, a potem także obrad Rady UE. To właśnie zasada o 70 proc. jest krytykowana m.in. przez polityków polskiej opozycji jako faworyzująca przemysł francuski, wytwarzający wystarczająco dużo części dla swojego sektora zbrojeniowego.
Dawid Kamizela potwierdza, że na tej zasadzie skorzystają głównie firmy francuskie, niemieckie czy włoskie, ale od razu dodaje, że całkowicie nie zgadza się z tezą, że jest to spisek wymierzony w mniejsze kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Polskę. I tłumaczy: - To, że polskie przedsiębiorstwa skorzystają mniej, nie wynika z umyślnego działania Unii Europejskiej, tylko z naszych własnych zaniedbań trwających dekady i z braku inwestycji w polskim przemyśle zbrojeniowym. Jeśli na prace badawczo-rozwojowe w polskim przemyśle przeznacza się regularnie jeden procent wydatków, a we francuskim kilkanaście i to trwa od 10-15 lat, nie dziwmy się teraz, że polskie przedsiębiorstwa są tak słabe w kontekście oferowania własnych produktów. Sami sobie to zrobiliśmy. To nie są "źli Hiszpanie, Włośni, Niemcy, Norwegowie..." i tak dalej. To nie jest żaden antypolski spisek.
Ekspert przypomina, że w ramach programu EDIP do rozdysponowania jest 1,5 mld euro - czyli 100 razy mniej niż w programie SAFE, gdzie warunki przyznawania środków są łagodniejsze.
SAFE to "nie gamechanger, ale dobry kierunek"
Komentując przyjęty właśnie program SAFE, Dawid Kamizela wyjaśnia: - Tak jak każde pojedyncze uzbrojenie trafiające na Ukrainę nie jest gamechangerem, tak i ten program sam w sobie nie sprawi, że Europa nagle "wstanie z kolan". Natomiast to jest dobry kierunek. Niektórzy się bulwersują, dlaczego to dotyczy głównie produktów z Unii Europejskiej. A ja uważam, że to bardzo dobrze. My możemy wydawać własne pieniądze z budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej czy nawet z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych na te produkty, których Unia Europejska nie jest w stanie zaoferować, a mają je Amerykanie czy choćby Koreańczycy. Lecz jeżeli chcemy skorzystać z niskooprocentowanych kredytów, które oferuje Unia Europejska, to jest sprawiedliwe i fair, że w takim wypadku zakupy muszą dotyczyć produktów, które są produkowane, powiedzmy, w dwóch trzecich w Unii Europejskiej.
Dodaje, że polskie produkty, które na pewno kwalifikują się do unijnych programów, to zestawy przeciwlotnicze Grom i Piorun, transportery opancerzone Rosomak, systemy minowania Baobab i systemy radiolokacyjne. - Stopień zapóźnienia naszych sił zbrojnych oraz to, jak dużo jest potrzeb w kwestii modernizacji technicznej, oznacza, że z powodzeniem możemy zapełniać te pule zarówno produktami tworzonymi i dofinansowanymi w Unii Europejskiej, jak i poza nią, głównie w Stanach Zjednoczonych i Korei Południowej. To w żaden sposób ze sobą nie koliduje - podkreśla.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Darek Delmanowicz/PAP