Pomagaliśmy straży pożarnej i szpitalom, nie braliśmy pieniędzy dla siebie, prawo na to pozwalało - tłumaczą politycy Suwerennej Polski i PiS, odpierając zarzuty w aferze Funduszu Sprawiedliwości. Rafał Bochenek mówi o "odwracaniu pojęć" i "nadawaniu nowego znaczenia" temu, co robił rząd Zjednoczonej Prawicy. Jednak to Suwerenna Polska stosuje strategię "odwracania pojęć" i manipuluje opinią publiczną. Wyjaśniamy.
Od dnia przesłuchania Tomasza Mraza, byłego dyrektora Departamentu Funduszu Sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości, politycy Suwerennej Polski starają się odpierać zarzuty o wykorzystywanie Funduszu do partyjnych celów, szczególnie w kampaniach wyborczych. 22 maja 2024 roku Mraz na posiedzeniu parlamentarnego zespołu do spraw rozliczeń PiS opowiadał o tym, że konkursy na dotacje były przeprowadzane w nierzetelny sposób i że to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro był "głównym decydentem", który wydawał polecenia, kto ma zwyciężyć. Mraz ujawnił, jak rządzący politycy z pieniędzy Funduszu "kupowali głosy, kupowali przychylność swoich [wyborców], w swoich okręgach wyborczych".
Media - w tym Tvn24.pl - publikowały fragmenty rozmów kierownictwa resortu sprawiedliwości dotyczących Funduszu, które Tomasz Mraz rejestrował przez niemal dwa lata. Część z nich może potwierdzać nieprawidłowości w przyznawaniu dotacji, m.in. Fundacji Profeto, której szef ks. Michał O. usłyszał już zarzuty, a o której wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski mówi na taśmach, że "trzeba w to brnąć", bo inaczej "będzie katastrofa". W kontekście wydawania pieniędzy w okręgach wyborczych polityków Suwerennej Polski i PiS interesujące jest nagranie opublikowane przez Onet, w którym rzecznik PiS Rafał Bochenek pyta wiceministra Romanowskiego o możliwość sfinansowania wozu strażackiego właśnie dla jednostki w jego okręgu wyborczym.
28 maja Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowało na swojej stronie interaktywną mapę przepływu środków z Funduszu Sprawiedliwości w latach 2019-2023. Z analizy resortu wynika, że aż 201 z 224 mln zł przyznanych przez te lata na podstawie specjalnego zapisu trafiło do okręgów, w których startowali członkowie Solidarnej Polski (potem Suwerennej Polski). Na przykład: do okręgu Marcina Romanowskiego - ponad 19 mln zł, do okręgu Mariusza Goska, a także w ubiegłym roku Jarosława Kaczyńskiego - ponad 17 mln, do okręgu Zbigniewa Ziobry i Marcina Warchoła - blisko 16 mln.
Poseł KO Roman Giertych, który jest adwokatem Mraza, na swoim kanale na YouTube opublikował z kolei 2 czerwca rozmowę z Mrazem z marca tego roku, w której opowiada on między innymi, że z Funduszu przyznawane były "limity Ziobry", które mogli wykorzystywać konkretni politycy z konkretnych okręgów wyborczych. "Zobaczyłem, jak to funkcjonuje w kampanii w 2019 roku. To było obrzydliwe" - ocenił Mraz. Później w resorcie analizowano skuteczność tych dofinansowań. Dokumenty ujawnione przez "Gazetę Wyborczą" 4 czerwca także pokazują, że pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości celowo przekazywano ochotniczym strażom pożarnym w tych gminach, które leżały w okręgach wyborczych polityków Suwerennej Polski.
Suwerenna Polska mówi o "pomocy potrzebującym", a Bochenek o "odwracaniu pojęć"
Jednak politycy Suwerennej Polski - ale też z Prawa i Sprawiedliwości, wspierając byłego koalicjanta - konsekwentnie zaprzeczają, jakoby środki publiczne z Funduszu Sprawiedliwości wydawano niezgodnie z przeznaczeniem, w partyjnym interesie. "509 milionów złotych trafiło wprost do pokrzywdzonych dzięki Funduszowi Sprawiedliwości w czasach, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro. Nie rozkradanie pieniędzy, a realna pomoc" - przekonywał na konferencji prasowej poseł Michał Wójcik z Suwerennej Polski. "Powtarzana jest teza, że środki nie były wydatkowane dla potrzebujących. Tymczasem wbrew narracji Koalicji 13 grudnia, FS skutecznie niósł pomoc potrzebującym" - napisała Suwerenna Polska w oświadczeniu opublikowanym 2 czerwca w serwisie X.
Rafał Bochenek z PiS podczas wiecu Jarosława Kaczyńskiego w Klwatce Królewskiej 2 czerwca nawiązał do afery Funduszu Sprawiedliwości i oskarżał obecnie rządzących o "odwracanie pojęć". "Dzisiaj z takich właśnie inicjatyw rządowych, które miały wspierać inwestycje lokalne, próbuje się zrobić jakieś malwersacje finansowe" - mówił Bochenek. "To, że rząd Prawa i Sprawiedliwości wspierał inwestycje lokalne: szkoły, szpitale, ochotnicze straże pożarne, koła gospodyń wiejskich... dzisiaj nadaje się im jakieś nowe znaczenie. To jest taki właśnie świat odwróconych pojęć dzisiejszej koalicji rządzącej" - przekonywał.
Jednak to politycy Suwerennej Polski i PiS w odpowiedzi na zarzuty co do zarządzania Funduszem Sprawiedliwości w czasach Zbigniewa Ziobry stosują strategię "odwracania pojęć". W swoich wyjaśnieniach manipulują opinią publiczną - mówią o pomaganiu, pomijają rzeczywiste zarzuty i kierują uwagę na inne wątki. A przede wszystkim nie wyjaśniają, kto kiedy i jak zmienił prawo, by pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości szły nie tylko na pomoc ofiarom przestępstw oraz by można je było przyznawać bez konkursów.
Przedstawiamy główne manipulacje stosowane przez Suwerenną Polskę (a także PiS) w tłumaczeniach na temat wydatków z Funduszu Sprawiedliwości w czasach, gdy resortem sprawiedliwości kierował Zbigniew Ziobro.
Manipulacja 1: że Suwerennej Polsce zarzuca się, iż wspomagała straż pożarną czy szpitale
Politycy Suwerennej Polski lubią powtarzać, że pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości szły na inwestycje lokalne, na pomoc ochotniczym strażom pożarnym czy szpitalom - a to przecież nic złego. "Bezprawie Tuska. Atakują opozycję za pomoc dla OSP i sprzęt dla szpitali" - napisano na profilach partii w mediach społecznościowych 31 maja. "Słyszę tutaj o zarzutach, że te pieniądze otrzymywały Ochotnicze Straże Pożarne czy koła gospodyń wiejskich. Cóż jest złego w dofinansowywaniu tego rodzaju działalności społecznych? Czy szpitale?" - pytał tego samego dnia w radiowej Jedynce poseł PiS Jacek Sasin. A Sebastian Kaleta z Suwerennej Polski 5 czerwca w Radiu Zet mówił: "Dzisiaj ta afera sprowadza się do tego, że problemem jest to, że kupowano wozy strażackie, sprzęt w szpitalach, czy kamizelki odblaskowe dla dzieci".
Jednak zarzuty wcale nie dotyczą faktu wspierania szpitali czy jednostek straży pożarnej, lecz finansowania owej pomocy z pieniędzy do tego nie przeznaczonych i to w celach partyjnych. Główny zarzut, przedstawiony m.in. w raporcie Najwyższej Izby Kontroli z 2021 roku, to "niegospodarne i niecelowe wydatkowanie środków publicznych" z Funduszu Sprawiedliwości spowodowane działaniami ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i dużej części beneficjentów środków.
Bo - przypomnijmy - Fundusz Sprawiedliwości jest funduszem celowym. Środki z niego można przeznaczać na cele jasno określone w ustawie, w tym przypadku w Kodeksie karnym wykonawczym. NIK stwierdził, że w badanym okresie (lata 2020-2021) "Fundusz Sprawiedliwości stracił charakter funduszu celowego". Mowa o naprawdę dużych kwotach, bo według NIK łączna wartość "środków wydatkowanych niezgodnie z przepisami, niecelowo, niegospodarnie lub nierzetelnie wyniosła ponad 280 milionów złotych".
Inne zarzuty wobec Funduszu Sprawiedliwości to m.in. "sprzyjanie powstawaniu mechanizmów korupcjogennych", miliony wydawane na organizacje powiązane z władzą (np. toruńską Fundację "Lux Veritatis" ojca Tadeusza Rydzyka) czy finansowanie kierowane główne do tych okręgów wyborczych, w których do wyborów startowali politycy Suwerennej Polski. Ostatni zarzut potwierdziły cytowane wyżej dane opublikowane 28 maja przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
CZYTAJ WIĘCEJ: 2043 dofinansowania na 224 miliony złotych. Zobacz u kogo najwięcej. Interaktywna mapa
Manipulacja 2: że postępowano zgodnie z prawem i według celu, który wymyślił ustawodawca
To argument często wysuwany przez polityków Suwerennej Polski. Twierdzą, że działali zgodnie z prawem, ponieważ przepisy pozwalały im przekazywać pieniądze na jednostki sektora finansów publicznych takie jak ochotnicze straże pożarne czy szpitale. Marcin Romanowski w Radiu Wnet zapewniał, że "nie było żadnego złamania prawa, jeżeli chodzi o te regulacje dotyczące Funduszu", ponieważ "te projekty dotyczyły przeciwdziałania przestępczości i jej przyczynom, i to był cel, który nie my sobie wymyśliliśmy, tylko ustawodawca wprowadził do ustawy". Partia w poście z 31 maja wyjaśniała, że "zgodnie z art. 43 ust. 8 pkt 1a możliwe było wspieranie w ramach FS również jednostek sektora finansów publicznych (szpitale, policję, CBA, OSP itp.)". Tłumaczono, że te jednostki mogły dostawać finansowanie m.in. na zadanie likwidujące skutki pokrzywdzenia przestępstwem.
Czego nie mówią politycy Suwerennej Polski? Otóż że - owszem - Ministerstwo Sprawiedliwości wykorzystywało przepisy prawa, ale to prawo stworzył resort Ziobry. Bo słusznie pisze Suwerenna Polska, że "Fundusz stał się funduszem celowym, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości" - lecz to on w 2017 roku poszerzył znacznie katalog celów, na jakie można było przeznaczać środki z Funduszu. Wcześniej mogły iść na "pomoc osobom pokrzywdzonym przestępstwem oraz osobom im najbliższym, zwłaszcza pomoc medyczną, psychologiczną, rehabilitacyjną, prawną oraz materialną, udzielaną przez jednostki niezaliczane do sektora finansów publicznych i niedziałające w celu osiągnięcia zysku, w tym stowarzyszenia, fundacje, organizacje i instytucje". Do tego paragrafu ustawą z lipca 2017 roku dodano jednak punkt: "pomoc, o której mowa w pkt 1, udzielaną przez jednostki zaliczane do sektora finansów publicznych".
Dzięki tej zmianie politycy mogli dotować nie tylko fundacje i stowarzyszenia (jak wcześniej), lecz także jednostki sektora finansów publicznych - czyli na przykład organy administracji rządowej, sądy, samorządy, agencje rządowe, uczelnie, szpitale. Środki z Funduszu przeznaczono między innymi na zakup systemu do inwigilacji Pegasus za 25 mln zł przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, które jest jednostką sektora finansów publicznych.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Romanowski tłumaczy wydatki Funduszu Sprawiedliwości: bo ustawodawca "wprowadził nowy cel". Tak, za rządów PiS
Na rozszerzenie rodzajów podmiotów, którym można przyznawać środki z Funduszu Sprawiedliwości, zwróciła uwagę Najwyższa Izba Kontroli. Po zmianach wprowadzonych przez Ziobrę w 2017 roku po raz pierwszy negatywnie oceniła działanie Funduszu, pisząc, że te zmiany "skutkowały w praktyce ustanowieniem otwartego, niezdefiniowanego w jednoznaczny sposób katalogu zadań Funduszu Sprawiedliwości". "Powstała w ten sposób możliwość finansowania z jego środków nieograniczonej kategorii działań, nawiązujących choćby w marginalnym stopniu do niedookreślonych celów Funduszu" - uznał NIK.
Manipulacja 3: że minister skorzystał z przysługującego mu prawa, a takie przepisy istniały wcześniej
Broniąc swojego byłego szefa w resorcie, politycy Suwerennej Polski często podkreślają, że minister Zbigniew Ziobro miał prawo osobiście decydować, komu przeznacza środki z Funduszu Sprawiedliwości - bo to wynika z obowiązujących przepisów. Wyjaśnijmy: z przepisów, które wprowadził sam Ziobro.
Chodzi o paragraf 11 pewnego rozporządzenia. "Minister (dysponent) miał prawo wyznaczyć cele konkretnego wydatku funduszu i ostatecznie zmienić decyzje komisji konkursowej lub wg paragrafu 11 samodzielnie decydować o wydatku funduszu. To wykonywanie władzy publicznej" - napisała Suwerenna Polska w oświadczeniu z 2 czerwca. I dalej: "Może się to komuś nie podobać, jednak jeżeli minister (dysponent) ma prawo podejmowania decyzji i z tego prawa korzysta, to robienie z tego 'afery' jest kolejnym przejawem 'hućpy' 3RP".
W Radiu Zet tak samo argumentował europoseł PiS i były wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki: "Oskarża się ludzi za to, że sprawują władzę państwową. Jeszcze raz chcę powiedzieć: to jest tak, że minister miał prawo decydowania od początku do końca, jaki podmiot, jaki jest cel danego konkursu i kto ostatecznie otrzyma środki. To jest sprawowanie władzy państwowej". Inny poseł Suwerennej Polski Janusz Kowalski w RMF FM mówił: "Z konkursami w ramach Funduszu Sprawiedliwości wszystko było w porządku. Dysponentem był Minister Sprawiedliwości. Był on jedynym decydentem".
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Patryk Jaki o Funduszu Sprawiedliwości. Manipulacje byłego wiceministra Ziobry
Manipulacja w tym przypadku polega na tym, że mówiąc o "działaniach zgodnie z prawem", politycy Suwerennej Polski nie dodają: "które sami stworzyliśmy". Chodzi o Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości w sprawie Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej - Funduszu Sprawiedliwości z 13 września 2017 roku, gdzie umieszczono paragraf 11 o treści: "W uzasadnionych przypadkach możliwe jest zawarcie umowy na powierzenie zadania nieobjętego programem lub naborem wniosków". Oznaczał on, że minister mógł poza naborem, bez opinii komisji doradczych czy eksperckich jednoosobowo decydować o przekazywaniu środków (o przyznawanych w ten sposób poza konkursami dotacjach politycy mówili: "jedenastki").
NIK zarzucił Ziobrze, że wręcz "nadużywał szczególnego trybu udzielania dofinansowania jednostkom SFP, określonego w paragrafie 11 rozporządzenia w sprawie Funduszu". Kontrolerzy stwierdzili, że minister "wykorzystywał tryb pozanaborowy jako podstawowy sposób transferowania środków Funduszu do podmiotów publicznych", ponieważ od stycznia 2018 roku do czerwca 2020 roku prawie 60 proc. łącznej wartości dofinansowań przekazanych jednostkom sektora finansów publicznych zostało udzielonych właśnie na podstawie "jedenastek".
Co ciekawe, Patryk Jaki twierdzi, że taki przepis istniał już wcześniej - co również jest manipulacją. Jako dowód Jaki pokazał rozporządzenie podpisane w 2015 roku przez ministra sprawiedliwości Borysa Budkę, w którym zapisano, że "dysponent może unieważnić konkurs ofert z innych przyczyn" oraz "dysponent może odmówić przyznania dotacji celowej lub zmienić kwotę dotacji zaproponowaną przez komisję". Nietrudno zauważyć, że te przepisy nie tworzą wcale pozanaborowego trybu przyznawania środków - stanowią tylko, że minister może unieważnić konkurs ofert lub odmówić przyznania dotacji. A to zupełnie inna sytuacja niż wprowadzone przez Ziobrę "jedenastki".
Manipulacja 4: że politycy Suwerennej Polski nie wzięli "sobie pieniędzy do kieszeni"
Według Suwerennej Polski i PiS skoro pieniądze z Fundusz Sprawiedliwości nie trafiały bezpośrednio do polityków czy na konta partii - to nic złego się nie działo. Poseł PiS Marcin Horała 2 czerwca w TVP Info argumentował: "Mówią 'korupcja', mówią 'ukradli', że 'na cele Solidarnej Polski'. No nie na to, że Solidarna Polska sobie, nie wiem, sfinansowała siedzibę, czy politycy Solidarnej Polski sobie wzięli do kieszeni (....)".
Tylko że w aferze Funduszu Sprawiedliwości nie chodzi o to, że politycy nim zarządzający czerpali z niego zyski finansowe - chodzi o zyski w wymiarze politycznym. "Słuchajcie, jeszcze raz: fundamentalne jest to, żeby wyglądało, że rzeczywiście było zrealizowane w sposób niebędący promocją kogokolwiek z Solidarnej Polski... W jakiej formie to zrobicie, to już... ważne, żeby efekt był następujący, żeby zrobić coś w Słupsku, w Zielonej Górze" - między innymi tak tłumaczył to wiceminister Romanowski, co słyszeliśmy na ujawnionych przez TVN24 taśmach.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: To on nadzorował Fundusz Sprawiedliwości. Co wiemy o Marcinie Romanowskim
Tomasz Mraz na opublikowanym przez Romana Giertycha nagraniu wspomina, że środki z Funduszu "były też wykorzystywane w czasie kampanii prezydenckiej w Rzeszowie przez ministra Marcina Warchoła". "Dostał na to specjalny limit. Prawie dwie bańki. Jego ludzie jeździli po jednostkach i mówili: a ile głosów dacie?" - opowiadał Mraz. "Była po prostu lista, którą otrzymywaliśmy. To była Solidarna Polska, te środki były przekazywane tylko i wyłącznie po to, żeby zyskać polityczne poparcie" - stwierdził.
Później analizowano, jak przekazane środki przekładały się na głosy oddane na kandydatów Solidarnej Polski (później Suwerennej Polski). "Były robione raporty po wyborach w 2019 roku, które zawierały zestawienie, ile gmina otrzymała z Funduszu Sprawiedliwości i ile głosów dała politykowi Solidarnej Polski. Były takie przypadki, że za 800 tysięcy złotych zostało kupione 130 głosów" – opowiadał Mraz. Były dyrektor Funduszu na nagraniu stwierdził, że "uczestniczył w jednym spotkaniu, podczas którego minister Ziobro wprost mówił, kto ma zwyciężyć i przy okazji (...) co ma zrobić ze środkami, jak mają być wykorzystywane do bieżącej i przyszłej działalności politycznej". Że taką strategię przyjęli politycy zarządzający Funduszem, potwierdził ujawniony przez "Gazetę Wyborczą" raport ekspertów Funduszu pracujących w 2019 roku przy kampanii wyborczej Romanowskiego.
Manipulacja 5: że "każdy mógł przyjść i poprosić"
Poseł PiS Marcin Horała przekonywał w TVP Info, że to "do posłów Solidarnej Polski przychodzili ich wyborcy i mówili: w naszym okręgu jest potrzebny sprzęt dla OSP, wsparcie dla szpitala, są potrzebne środki inne cele społecznie użyteczne, to posłowie Solidarnej Polski mieli takie miejsce, gdzie potrzeby swoich wyborców realizowali".
"A gdzie trafiły te pieniądze? Do ludzi trafiły te pieniądze" – stwierdził 5 czerwca w programie "Gość Radia Zet" poseł Suwerennej Polski Sebastian Kaleta. "Nikt nikomu nie bronił, a wręcz przeciwnie: wszyscy byli zachęcani do tego, by składać wnioski do ministerstwa w tym zakresie. Każdy mógł składać" – przekonywała posłanka PiS Małgorzata Gosiewska 3 czerwca w radiowej Trójce.
Czy faktycznie kto chciał, mógł ubiegać się i dostać pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości za czasów Zbigniewa Ziobry? Przeczą temu słowa Tomasza Mraza, który opisał, jak wygrywały faworyzowane przez środowisko Suwerennej Polski organizacje. "To nie było tak, że gmina pisała do Funduszu z prośbą o dofinansowanie sprzętu" - wyjaśniał Mraz Giertychowi. "To często polityk Suwerennej Polski w ramach działalności politycznej w swoim okręgu jechał spotkać się z włodarzami i mówił, że mogą dostać 20, 30, czy 50 tysięcy i żeby tylko przygotowali wniosek" - tłumaczył.
"Zwycięzców konkursu minister Ziobro z ministrem Romanowskim znali często jeszcze przed ogłoszeniem konkursu" – stwierdził były dyrektor w resorcie. Opisał, jak wspierano faworyzowane organizacje m.in. przez zmianę przyznawanych punktów. "Często typowani zwycięzcy mieli więcej czasu, mieli wsparcie resortu w przygotowaniu oferty. A gdyby nawet ich oferta nie dawała im pewnego zwycięstwa, zawsze po poleceniu ministra Ziobro i ministra Romanowskiego możliwe było wpływanie na punktację, tak by obniżać punkty tym organizacjom, ilość zdobytych przez nią punktów, które zdaniem ministra Ziobro i ministra Romanowskiego nie powinny wygrać ze względów na przykład ideologicznych" – mówił Mraz. Jak dodał, "gdyby takich względów ideologicznych nie sposób było odnaleźć", to punkty odbierano organizacjom tylko dlatego, że zabierałyby z puli środki, które miałyby otrzymać fundacje typowane przez Ziobrę.
"Jeżeli ktoś akurat zaprzyjaźniony się trafił, ktoś się zwrócił do ministra Ziobro, czy ministra Romanowskiego, bądź też do innych członków Solidarnej Polski, Suwerennej Polski, którzy wtedy udawali się do ministra Ziobro i prosili, żeby ten podmiot wygrał. Bardzo wiele z tych podmiotów było powiązanych z politykami Zjednoczonej Prawicy" – kontynuował. Przyznał też: "Ja sam na początku mojej pracy zostałem poproszony o zmianę punktacji".
"Były takie fundacje, które bez względu na wszystko miały zwyciężać, które cieszyły się szczególną łaską ministra Ziobro" – opowiadał też Mraz. "Był jeden taki, który jest całkowicie niemedialny, niewielki, ale po prostu minister Ziobro miał do nich słabość. (...) Niestety wiele organizacji, które zwyciężały, które miały zwyciężać, które w nieuczciwy sposób zwyciężyły, to były organizacje związane z kościołem katolickim" – mówił.
Do takich organizacji należała według niego Fundacja Profeto prowadzona przez byłego egzorcystę ks. Michała O. (obecnie przebywa w areszcie). To do Profeto trafiła najwyższa w historii Funduszu Sprawiedliwości dotacja. Początkowo miała wynieść 40 mln złotych, ale finalnie - dzięki aneksom podpisywanym przez wiceministra Romanowskiego - Profeto miała dostać prawie 100 mln zł. Skończyło się na 66 mln zł, bo po wyborach nowe władze resortu sprawiedliwości wstrzymały kolejne transze pieniędzy. "Nie wiem, czy w tym konkursie inne osoby również były zmuszane, przymuszane do tego, żeby modyfikować swoje karty ocen i pominąć pewne okoliczności, które wykluczałyby Fundację Profeto z tego konkursu, ale w mojej ocenie ta fundacja nie powinna zwyciężyć, nawet gdyby przymknąć oczy na to uchybienie formalne w postaci braku celów statutowych" - mówił Mraz.
Jak zaznaczyliśmy wyżej, w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości prokuratura postawiła już zarzuty szefowi Fundacji Profeto księdzu Michałowi O. oraz byłej wicedyrektorce Funduszu Sprawiedliwości Karolinie K.
Manipulacja 6: że pieniądze dostawały OSP w gminach, w których nie rządziły PiS czy Suwerenna Polska
W oświadczeniu opublikowanym 2 czerwca na profilu Suwerennej Polski w serwisie X czytamy m.in.: "Znów powtarzana jest teza o celowych wydatkach na OSP z podziałem na regiony, aby pasowało do tezy. Tymczasem siedzibą OSP jest gmina. Co więcej, to gmina jest wnioskodawcą. I kiedy uwzględni się ten oczywisty fakt formalny, to podział z FS wygląda już tak: 72 proc. - Bezpartyjni 12 proc. - PSL 9 proc. - PiS 4 proc. - PO 0,33 proc. - SP" (pisownia postów oryginalna). Ten argument podał na swoim profilu także europoseł Patryk Jaki. Zaś Maciej Szot, radny Suwerennej Polski z Inowrocławia, skomentował: "Aby OSP otrzymało środki z Funduszu Sprawiedliwości musiała wnioskować gmina…". Sebastian Kaleta dopytywany przez dziennikarkę Beatę Lubecką w Radiu Zet, dlaczego pieniądze trafiły akurat do ludzi w tych okręgach, gdzie do Sejmu startowali kandydaci Suwerennej Polski, odparł: "Widocznie w tych okręgach wójtowie byli bardziej zaradni i wnioskowali o te pieniądze".
Po pierwsze, nie wiemy, jak Suwerenna Polska policzyła taki podział procentowy na rządzące w gminach ugrupowania - których gmin dotyczy, jakiego okresu, jak potraktowano "bezpartyjnych", za którymi stoją czasem konkretne partie. Po drugie, to kolejny przykład "nadawania nowego znaczenia" aferze Funduszu Sprawiedliwości. Celem pokazania tej statystyki jest skierowanie uwagi opinii publicznej na to, kto rządził w gminach, gdzie trafiały pieniądze dla OSP - a przecież nie tego dotyczą zarzuty. Chodziło o robienie sobie kampanii wyborczej. Politycy Suwerennej Polski byli odpowiedzialni za szeroki strumień publicznych pieniędzy, który popłynął do OSP w wybranych okręgach. Z jakim skutkiem - to już inna kwestia.
Opublikowana 28 maja przez Ministerstwo Sprawiedliwości infografika pozwala prześledzić, kiedy i gdzie trafiały środki z Funduszu Sprawiedliwości przyznane poza konkursami. Jest tam też mapa z podziałem na powiaty i okręgi wyborcze. Wynika z niej, że aż 201 z 224 milionów złotych przyznanych w latach 2019-2023 na podstawie specjalnego zapisu trafiło do okręgów, w których startowali członkowie Solidarnej Polski (potem Suwerennej Polski).
Z analizy resortu wynika także, że w latach 2019-2023 najwięcej środków z Funduszu Solidarności poza naborami i konkursami dostał okręg nr 33 – 17,1 mln zł, gdzie mandat otrzymał Mariusz Gosek z Suwerennej Polski. Następny był okręg nr 7 (16,7 mln zł) gdzie w 2023 roku wygrał Marcin Romanowski. Okręg nr 14 otrzymał 15,4 mln zł - tam mandat zdobył Edward Siarka, działacz Suwerennej Polski. Czwarty był okręg Zbigniewa Ziobry (nr 23), który otrzymał 15,3 mln zł. Wśród wysoko dotowanych okręgów były też te, w których kandydowali Michał Woś (okręg nr 30 – 12,2 mln zł) i Sebastian Kaleta (okręg nr 19 - 11,2 mln zł).
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Suwerenna Polska: dotacje szły do gmin, gdzie nie rządziliśmy. Tylko że nie tego dotyczy afera
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Gzell/PAP