Polityka klimatyczna Unii Europejskiej i Europejski Zielony Ład znalazły się na celowniku twórców antyunijnej dezinformacji. Straszą Polaków, że nie będzie można naprawiać własnych aut, uprawiać własnych warzyw, a rolnik zapłaci za emisję gazów przez krowę i świnię. Tego typu manipulacje rozpowszechniają również niektórzy polscy politycy. Prezentujemy top 10 fake newsów o Zielonym Ładzie i polityce klimatycznej UE.
Błędne interpretacje pomysłów UE dotyczących polityki klimatycznej, a ostatnio szczególnie Europejskiego Zielonego Ładu, rozpowszechniane są przede wszystkim w mediach społecznościowych i serwisach podających się za rzekomo informacyjne. Pojawiają się też w wypowiedziach polityków, głównie Konfederacji, Suwerennej Polski oraz Prawa i Sprawiedliwości. Proponowane w UE przepisy są często przeinaczane lub wyolbrzymiane prawdopodobnie po to, by wzbudzać wśród Polaków negatywne emocje na temat UE. Takie przekazy wpisują się w antyunijną dezinformację.
W centrum krytyki jest teraz Zielony Ład - jakby ten projekt stał się synonimem wszystkich wad Unii Europejskiej i chłopcem do bicia dla przeciwników UE. Trwające protesty rolników, którzy domagają się wycofania części założeń, są dodatkowym paliwem dla dezinformacji. Oskarżenia pod adresem Zielonego Ładu wychodzą zresztą poza rolnictwo. Europosłanka PiS Anna Zalewska w rozmowie z PAP stwierdziła, że "Zielony Ład stał się ideologią" i "narzuca Europejczykom, jak mają żyć, czym jeździć i czym ogrzewać swoje domy".
Przypomnijmy: Europejski Zielony Ład to sztandarowy projekt unijnej polityki klimatycznej, który zakłada osiągnięcie neutralności klimatycznej w UE do 2050 roku. Oznacza to, że kraje członkowskie za 26 lat mają emitować tyle dwutlenku węgla (CO2), ile same są w stanie pochłonąć. Kluczowe w tym projekcie jest więc redukowanie emisji CO2. Żeby zapewnić, że kraje członkowskie będą to robiły skutecznie, w ramach Zielonego Ładu funkcjonuje program "Gotowi na 55" (z ang. "Fit for 55"), który zakłada redukcję emisji o 55 proc. do 2030 roku (w porównaniu z rokiem 1990). W lutym 2024 ogłoszono, że następnym celem będzie redukcja o 90 proc. do roku 2040. Pomysłów na to, jak zmniejszać ilość produkowanego CO2, jest wiele. To m.in. duże projekty, takie jak zwiększanie efektywności energetycznej budynków czy rozszerzenie systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (system ETS) oraz mniejsze, w tym przepisy dotyczące zużytych baterii czy chemikaliów.
Przedstawiamy najczęściej rozpowszechniane fałszywe przekazy na temat Zielonego Ładu i polityki klimatycznej UE w ogóle.
Fałsz 1: zakaz uprawy własnych warzyw i owoców
"Zakaz uprawy własnych warzyw i owoców. 'Zielony ład' wkracza na działki i do ogródków!"
To jeden z najnowszych fake newsów stworzony w oparciu o Zielony Ład, który ma duży oddźwięk. 10 marca w serwisie Portal-polski.pl opublikowano tekst pod takim właśnie tytułem, w którym ostrzegano: "Unia Europejska szykuje kolejną regulację z serii 'zielonego ładu'. Tym razem dla ratowania planety, planuje się zakazać uprawy warzyw i owoców na własne potrzeby".
Artykuł szybko osiągnął dużą popularność w mediach społecznościowych - przytaczało go lub powoływało się na niego wielu internautów. A także dwóch posłów Konfederacji: Grzegorz Płaczek i Andrzej Zapałowski.
13 marca biuro prasowe Komisji Europejskiej przekazało Konkret24, że te twierdzenia są "całkowicie bezpodstawne". "Nie ma absolutnie żadnego zakazu ani zamiaru wprowadzenia zakazu prowadzenia przydomowych ogrodów i produkcji żywności na własny użytek w ramach Europejskiego Zielonego Ładu lub w ramach jakiegokolwiek innego obszaru polityki UE. Obywatele europejscy mogą swobodnie podejmować te działania" - wyjaśniało biuro prasowe KE. Redakcja Konkret24 nie dotarła do wiarygodnych źródeł potwierdzających rzekome doniesienia o planowanym zakazie hodowania żywności na własne potrzeby.
Fałsz 2: "dyrektywa wywłaszczeniowa" i "blokowanie" dysponowania własnością
Ta dyrektywa powinna być nazywana dyrektywą wywłaszczeniową, ponieważ doprowadzi do wywłaszczenia Polaków z ich własnych mieszkań i ich własnych domów.
Zostały już stworzone w okresie rządu PiS-u podstawy prawne pod blokowanie ludziom dysponowania ich własnością.
Szczególnie dużo emocji wywołuje dyrektywa o efektywności energetycznej budynków (z ang. Energy Performance of Buildings Directive, EPBD), czyli tzw. dyrektywa budynkowa. Powstało wokół niej wiele przekłamań i mitów. Politycy Konfederacji nazywają ją "dyrektywą wywłaszczeniową", bo ich zdaniem doprowadzi do wywłaszczeń właścicieli budynków, których nie będzie stać na remonty dostosowujące lokale do zasad dyrektywy. "W najgorszej sytuacji będą emeryci, którzy nie mają żadnej zdolności kredytowej i będą skazani przez ten rząd na zbójecką, odwróconą hipotekę. Będą musieli sprzedać jakiemuś bankowi swoje mieszkanie w zamian za fundusze i nie będą moli przekazać tego mieszkania swoim dzieciom. Ta dyrektywa powinna być nazywana dyrektywą wywłaszczeniową, ponieważ doprowadzi do wywłaszczenia Polaków z ich własnych mieszkań i ich własnych domów" - mówił 14 marca 2023 jeden z liderów Konfederacji Sławomir Mentzen. Inny z liderów tej partii, Krzysztof Bosak, krytykował też jedno z rozwiązań dyrektywy - certyfikat efektywności energetycznej - sugerując, że jest to "blokowanie ludziom dysponowania ich własnością".
Parlament Europejski przegłosował dyrektywę 12 marca 2024 roku. Jej głównym celem jest wysoka efektywność energetyczna i dekarbonizacja budynków do 2050 roku. W tym celu m.in. do 2028 roku wszystkie nowe budynki mają być zeroemisyjne. Jednak - co wyjaśnialiśmy w Konkret24 - używanie pojęcia "wywłaszczenie" w kontekście tej dyrektywy jest błędem. W polskim prawie wywłaszczenie oznacza pozbawienie przez państwo prawa własności do nieruchomości w sytuacji, gdy okaże się, że na jej terenie ma być realizowany cel publiczny, np. droga czy lotnisko. W Konstytucji RP zapisano, że państwo musi zapłacić wywłaszczanym "słuszne odszkodowanie".
Politycy Konfederacji, mówiąc o wyrzucaniu z domów tych, którzy nie będą w stanie spłacać domniemanych kredytów zaciągniętych na remonty poprawiające efektywność energetyczną domów czy mieszkań, mają zapewne na myśli eksmisję. W dyrektywie zapisano jednak szereg rozwiązań, które mają pomagać "gospodarstwom domowym w trudnej sytuacji". Już w preambule dokumentu nakazano zwracać na nie "szczególną uwagę", a dalej zobowiązano państwa członkowskie m.in. do udzielania wsparcia na płatności czynszowe, wprowadzania pułapów podwyżek czynszu, ułatwiania dostępu do przystępnych kredytów bankowych, specjalnych linii kredytowych lub przeprowadzania "renowacji w pełni finansowanych ze środków publicznych". Wbrew więc sugestiom polityków Konfederacji przepisy dyrektywy wcale nie pozostawiają bez wsparcia tych, którzy znajdują się bądź znajdą w trudnej sytuacji finansowej, a nawet umożliwiają finansowanie renowacji wyłącznie ze środków publicznych. Nieprawdą jest więc, że dyrektywa "doprowadzi do wywłaszczenia Polaków z ich własnych mieszkań i ich własnych domów".
Natomiast jeśli chodzi o tezę, że certyfikaty efektywności energetycznej to "ograniczenie" lub "blokowanie" ludziom korzystania z ich własności - to trzeba przypomnieć, że w polskim prawie świadectwa charakterystyki energetycznej funkcjonują już od 2009 roku i rzeczywiście wdrażają unijną dyrektywę, ale z 2002 roku. Od 2014 roku przy sprzedawaniu nieruchomości właściciel budynku czy mieszkania ma obowiązek przekazania świadectwa nowemu właścicielowi lub najemcy. Jeśli tego nie zrobi, zapłaci karę grzywny. Jak tłumaczył dla Konkret24 prawnik specjalizujący się w nieruchomościach dr Tomasz Ludwik Krawczyk z kancelarii GKR Legal, przepisy o dołączeniu do aktu notarialnego świadectwa energetycznego "ograniczają prawo własności, bowiem zwiększają koszty finansowe i logistyczne zbycia lub wynajęcia przedmiotu własności". Jednak ekspert podkreśla, że "ograniczenie to jest w świetle konstytucji dopuszczalne". Jednocześnie dr Krawczyk zauważa: "Świadectwo charakterystyki energetycznej jest na tyle tanie i łatwe do uzyskania, że realnie nie blokuje zbywania nieruchomości, a zatem nie godzi w istotę prawa własności".
Fałsz 3: obowiązkowa fotowoltaika na budynkach mieszkalnych
Mieszkam w starym domu. Jeżeli założę fotowoltaikę, to mój dom się zawali.
Masz domek wybudowany za komuny: kiedyś zrobiłeś remont: blachodachówka, okna i drzwi. Masz też emeryturkę i teraz musisz wykonać termodernizację, walnąć fotowoltaikę i pompę ciepła. Jak nie zrobisz tego to będziesz płacił kary. Thank you, EU.
W dyrektywie o efektywności energetycznej budynków są zapisy dotyczące instalowania paneli fotowoltaicznych. Od początku jednak Komisja Europejska zapowiadała, że konieczność przystosowywania do instalacji fotowoltaiki będzie dotyczyła głównie nowych budynków i tylko "tam, gdzie jest to technicznie i ekonomicznie wykonalne". Mimo tego w sieci krążą posty, że trzeba będzie przeprowadzać obowiązkowe remonty i instalować panele na domach prywatnych.
Takiego obowiązku nie zapisano jednak w ostatecznej wersji dyrektywy przyjętej 12 marca 2024 przez Parlament Europejski. Artykuł 9a tego dokumentu informuje: "Państwa członkowskie zapewniają instalowanie odpowiednich instalacji wykorzystujących energię słoneczną, jeżeli jest to odpowiednie pod względem technicznym oraz wykonalne z funkcjonalnego i ekonomicznego punktu widzenia". Ustalono harmonogram: w 2026 obejmie to wyłącznie nowe budynki publiczne i niemieszkalne; w latach 2027-2030 istniejące budynki użyteczności publicznej; od 2029 roku wszystkie nowe budynki mieszkalne. Jak widać, przepisy w ogóle nie dotyczą istniejących domów. Wyjaśnialiśmy w Konkret24, że przepis o istniejących budynkach mieszkalnych rzeczywiście pojawił się w jednej z wersji projektu dyrektywy, ale okazało się, że był to wyłącznie błąd w tłumaczeniu dokumentu. Obawy właścicieli domów są więc bezpodstawne.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Obowiązkowa fotowoltaika"? Nie na każdym domu. Wyjaśniamy
Fałsz 4: zakaz pomp ciepła
Nielegalne staną się za kilka lat, chyba już od roku 2026, nie uwierzycie - pompy ciepła.
Okazuje się, że pompy ciepła też nie są bezpieczne, bowiem komisja środowiska Parlamentu Europejskiego proponuje całkowity zakaz tych gazów, które są używane jako gazy, jako czynnik chłodzący w siedemdziesięciu procentach pomp ciepła.
O rzekomym zakazie pomp ciepła od 2026 roku mówili w swoim programie w YouTube liderzy Konfederacji Krzysztof Bosak i Sławomir Mentzen. Promując nagranie na profilu Konfederacji w serwisie X, napisano: "Co nam znowu UE wymyśliła i czego chce zakazać? Jest kolejny news, mamy mieć nowelizację rozporządzenia dotyczącego gazów fluorowanych i nielegalne staną się - nie uwierzycie… pompy ciepła!". Do tweeta dołączono wideo: zmontowane fragmenty rozmowy polityków o przyszłości użytkowników pomp ciepła.
W pełnej wersji Mentzen mówi (2:45): "Mamy mieć nowelizację rozporządzenia dotyczącego gazów fluorowanych i nielegalne staną się za kilka lat, chyba już od roku 2026, nie uwierzycie - pompy ciepła!". Następnie głos zabrał Bosak (2:59): "No jeśli ktoś myślał, że tylko paliwa kopalne są na celowniku Unii Europejskiej, to się okazuje, że nie tylko. Mamy odejść od węgla, ludzie pozmieniali piece węglowe na gazowe, gazowe mają zostać zakazane, okazało się, że fotowoltaika i pompy ciepła, ale okazuje się, że pompy ciepła też nie są bezpieczne, bowiem komisja środowiska Parlamentu Europejskiego proponuje całkowity zakaz tych gazów, które są używane jako gazy, jako czynnik chłodzący w siedemdziesięciu procentach pomp ciepła, które są obecne na rynku. No i pomysł rozporządzenia jest taki, żeby ich po prostu całkowicie zakazać".
Do 22 marca 2024 roku odcinek ten wyświetlono w YouTube ponad 210 tys. razy; 18 tys. użytkowników go polubiło, a ponad 2200 skomentowało. Wcześniej, 5 kwietnia, na profilu Konfederacji w serwisie X pojawił się wpis także poświęcony pompom ciepła. Czytamy w nim: "UE uderza w pompy ciepła!! Komisja Środowiskowa PE proponuje całkowity zakaz wykorzystania gazów fluorowanych, które są używane w pompach ciepła jako czynnik chłodzący. Eksperci alarmują, że może to wywrócić do góry nogami nawet 70 proc. rynku pomp ciepła".
O co chodzi w propozycjach zmian, nad którymi trwają prace w Parlamencie Europejskim? Czy w wyniku tych propozycji pompy ciepła rzeczywiście mogą być za kilka lat zakazane? Na post Konfederacji odpowiedział między innymi Marek Józefiak, rzecznik prasowy Greenpeace Polska; 9 kwietnia napisał w serwisie X: "Wy się lepiej zajmijcie już tymi zakazami rozwodów. Oczywiście, że pompy ciepła nie staną się nielegalne, zmienią się tylko czynniki chłodnicze. Przedsiębiorcy, których niby słuchacie muszą prostować wasze fejki" i dołączył link do materiału zatytułowanego "Unijny zakaz f-gazów nie wpłynie na serwis sprzedawanych obecnie pomp ciepła". Na przekaz Konfederacji zareagował również Paweł Lachman, prezes zarządu Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC) - stowarzyszenia osób związanych z branżą pomp ciepła. "Ani KE ani PE nie planują wywrócić całego rynku pomp ciepła, nie będzie również problemu z serwisowaniem pomp ciepła w przyszłości" - napisał Lachman. W swoim wpisie kieruje do stanowiska PORT PC w sprawie spodziewanych zmian w rozporządzeniu dotyczącym gazów fluorowanych.
Jak wyjaśnialiśmy, 30 marca tego roku Parlament Europejski na posiedzeniu plenarnym przegłosował stanowisko w sprawie rozporządzenia F-gazowego (dotyczącego fluorowanych gazów cieplarnianych) 426 głosami "za", przy 109 głosach "przeciw" i 52 wstrzymujących. Tak więc nie jest to tylko propozycja omawiana w Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI), ale już stanowisko, z którym PE przystąpi do negocjacji z Radą Unii Europejskiej w celu sfinalizowania regulacji prawnej. W dokumencie jest kalendarz wycofywania fluorowanych gazów cieplarnianych dla różnych sektorów, z czego dla pomp ciepła znajduje się on w załączniku IV, poprawce 145 (str. 70). Pomp ciepła dotyczą punkty 17-18. Zgodnie z nimi 1 stycznia 2025 roku to proponowany termin wycofania z rynku m.in. "pomp ciepła, które zawierają fluorowane gazy cieplarniane o współczynniku GWP wynoszącym 150 lub więcej" oraz "pomp ciepła typu split" zawierających mniej niż 3 kg fluorowanych gazów cieplarnianych. Za to 1 stycznia 2027 roku wycofane zostałyby kolejne dwa rodzaje systemów pomp ciepła.
O los pompy ciepła i ich użytkowników w obliczu zmian przygotowywanych w Parlamencie Europejskim zapytaliśmy biuro prasowe PE. "To, co te terminy oznaczają w rzeczywistości, to terminy, po których różne rodzaje urządzeń nie mogą być już wprowadzane na rynek UE - chodzi o sytuacje, w których produkty są sprzedawane/udostępniane po raz pierwszy w UE. Stanowisko Parlamentu dopuszcza w okresie 6 miesięcy po tych datach (AM 74) możliwość dalszej dystrybucji produktów wprowadzonych już na rynek przed terminami (a więc będących już w magazynach itp.). Chodzi więc o produkty nowe, zawierające F-gazy. Oznacza to, że po tych terminach można sprzedawać tylko pompy ciepła z naturalnymi czynnikami chłodniczymi" – czytamy w odpowiedzi. "Produkty już zainstalowane (zawierające F-gazy) mogą być nadal serwisowane w okresie ich użytkowania - cóż, przynajmniej do 2050 roku, kiedy to proponuje się całkowite wycofanie sprzedaży f-gazów (ta sama logika dotyczy wszystkich innych produktów)" – informuje biuro prasowe.
"Rozporządzenie będzie miało wpływ na nowe produkty, które będą sprzedawane - te nie będą mogły zawierać f-gazów. Ale to, co już jest zainstalowane, nie musi być wymieniane. Jeśli obieg czynnika chłodniczego zepsuje się w przyszłości, powiedzmy za ponad 20 lat później (...) - tak w teorii będą musiały być wymienione, ponieważ f-gazy nie będą już dostępne" - podsumowano. Przegłosowane pod koniec marca 2023 roku ustalenia nie są finalne, nie stanowią obowiązującego prawa.
Fałsz 5: zakaz samochodów spalinowych od 2035 roku
UE właśnie odbiera możliwość posiadania własnych samochodów!
Narrację o "odebraniu" przez Unię "możliwości posiadania własnych samochodów" przedstawiła Beata Kempa, europosłanka frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z Solidarnej Polski. Kempa opublikowała 17 lutego 2023 roku w serwisie X nagranie, w którym opowiada o "bardzo szkodliwych przepisach" uchwalonych w Parlamencie Europejskim. "UE właśnie odbiera możliwość posiadania własnych samochodów!" - ogłosiła w poście.
Beata Kempa twierdzi, że po 2035 roku nie będzie można produkować samochodów spalinowych i przestrzega, że decyzja parlamentu będzie miała negatywny wpływ na życie Polaków, innych mieszkańców Unii oraz na rozwój biznesu. "Dzisiaj wszyscy ci, którzy dostarczają swoje towary samochodami spalinowymi, będą musieli do 2035 roku bardzo, bardzo mocno podwyższyć koszty swojej produkcji i zakupić samochody elektryczne" - opowiada. I pyta: "Czy to wszystko ma sens?". Mówi też o "chorych na ideologię, żeby obniżyć temperaturę na planecie o półtora stopnia". Argumentuje, że podobnych decyzji nie podejmują rządy Chin czy Stanów Zjednoczonych. W całym filmie europosłanka nie wspomina już o "odbieraniu możliwości posiadania własnego samochodu".
Nagranie to wpisało się w przekaz innych polityków Solidarnej Polski, którzy krytykowali decyzję europosłów, przekonując o jej negatywnych konsekwencjach. A o czym dokładnie zdecydował Parlament Europejski?
Jak wyjaśnialiśmy w Konkret24, 14 lutego 2023 roku PE przyjął przepisy, które mają zakazać sprzedaży nowych samochodów z silnikami benzynowymi i silnikami Diesla w Unii Europejskiej od 2035 roku. Parlament zatwierdził nowe cele redukcji emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych i pojazdów dostawczych. To element pakietu "Fit for 55". Za głosowało 340 europosłów, przeciw było 279, a 21 wstrzymało się. Nowe przepisy są głównym środkiem do osiągnięcia celu UE, jakim jest neutralność klimatyczna w 2050 roku. Ustalono pośrednie cele redukcji CO2 do 2030 roku - na poziomie 55 proc. dla samochodów osobowych i 50 proc. dla samochodów dostawczych. Sprawozdawca Jan Huitema (ugrupowanie Odnowić Europę) podkreślał, że "przepisy zachęcają do produkcji samochodów bezemisyjnych i niskoemisyjnych". Jego zdaniem ceny samochodów bezemisyjnych i koszty ich eksploatacji spadną, a rynek wtórny szybko się rozwinie. "W ten sposób motoryzacja przyjazna dla środowiska stanie się dostępna dla wszystkich" - tłumaczył.
Tak więc decyzja PE wcale nie oznacza, że "UE właśnie odbiera możliwość posiadania własnych samochodów". Unia tworzy system zachęt rozwoju rynku samochodów niskoemisyjnych. Do 2035 roku można będzie kupować i rejestrować samochody z silnikiem spalinowym, a od tego roku tylko z silnikami na prąd czy wodór. Osoby, które już mają samochody z silnikiem spalinowym, nie stracą ich.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kempa: "UE odbiera możliwość posiadania własnych samochodów". Solidarna Polska straszy kierowców
Fałsz 6: zakaz wymiany silnika w samochodach
"Wymiana silnika zabroniona. Auto stanie się odpadem"; "Unia Europejska: zakaz wymiany silnika i reparaturek w autach"; "Silnik jako część zamienna? UE chce to zmienić. Po awarii silnika auto trafi na złom"; "To koniec z wymianą silników w samochodach! Handlarze już mają obawy".
Unia zakaże napraw auta, które do tej pory były normalnością: m.in. wymiany silnika, "klepania" u blacharza, a nawet... naprawy układu hamulcowego.
W grudniu 2023 roku w sieci publikowano artykuły, m.in. w serwisach motoryzacyjnych, które w sensacyjnym tonie informowały o rzekomo nadchodzącym zakazie wymiany silników w samochodach. Ten przekaz powielił w nagraniu Paweł Usiądek, polityk Konfederacji. Według autorów artykułów zakaz wymiany silników, a także skrzyni biegów i karoserii, ma zostać wprowadzony na podstawie unijnego rozporządzenia w sprawie wymogów dotyczących obiegu zamkniętego w odniesieniu do projektowania pojazdów i zarządzania pojazdami wycofanymi z eksploatacji. To kolejny dokument związany z polityką klimatyczną UE, ponieważ w uzasadnieniu napisano, że celem projektu jest "ograniczenie negatywnego wpływu na środowisko związanego z projektowaniem pojazdów, ich produkcją, okresem użytkowania i przetwarzaniem po wycofaniu z eksploatacji".
Obawy autorów tekstów o "końcu wymian silników" wzbudził jeden artykuł z projektu rozporządzenia mówiący, że "naprawa pojazdu jest niemożliwa z technicznego punktu widzenia, jeśli (...) wymaga wymiany silnika, skrzyni biegów, karoserii lub zespołu podwozia, skutkującej utratą pierwotnej identyfikacji pojazdu". W odpowiedzi na nasze pytanie rzecznik Komisji Europejskiej zapewnił, że wbrew brzmieniu tego przepisu "ta propozycja nie uniemożliwi naprawy lub wymiany silników samochodowych w razie potrzeby. Wręcz przeciwnie, kilka przepisów ma na celu ułatwienie naprawy samochodów". Przedstawiciel KE zwrócił uwagę, że wspomniany przepis rzeczywiście uznaje naprawę za niemożliwą, jeśli ta wymaga wymiany silnika, ale tylko w przypadku, gdy taka wymiana skutkowałaby "utratą pierwotnej identyfikacji pojazdu". A to, jak tłumaczył, dotyczy niewielkiej liczby samochodów, których specyfiką - tą "pierwotną identyfikacją" - jest konkretny silnik, po którego wymianie pierwotne cechy i wartość pojazdu zostają utracone. "Oczywiście nie dotyczy to standardowych samochodów. Nie wszystkie pojazdy wymagające wymiany silnika będą klasyfikowane jako 'wycofane z eksploatacji'" - zapewnił rzecznik.
Bruksela chce więc jedynie przeciwdziałać oszustwom polegającym na ponownym wprowadzaniu na rynek samochodów nienadających się do użytku. Dodatkowo w projekcie pozostającym wciąż na wczesnym etapie znajdują się zapisy mające zwiększyć ilość części używanych ponownie przy naprawach, a tym samym obniżyć koszty samych napraw.
CZYTAJ WIĘCEJ: Unia zakaże wymiany silnika w autach? Nieprawda
Fałsz 7: zakaz jazdy nocą
"Unia Europejska pracuje nad przepisami zakazującymi jazdy samochodem nocą nowym kierowcom"; "Unia się rozkręca: zakaz jazdy nocą". "Nowe przepisy zaczną już obowiązywać 1 stycznia 2024".
Wpisy internautów o tym, że Unia Europejska rzekomo chce wprowadzić całkowity zakaz jazdy nocą, mnożyły się pod koniec listopada 2023 roku. "Unia Europejska pracuje nad przepisami zakazującymi jazdy samochodem nocą nowym kierowcom. Niedługo w dni parzyste będzie można skręcać tylko w lewo, a w nieparzyste jeździć wyłącznie na wstecznym"; "UE szykuje od 1 stycznia zakaz jazdy nocą dla części kierowców. Oczywiście to dla naszego dobra, bo do 2050 roku chcą ograniczyć ilość wypadków drogowych do zera. A wiecie jaki jest jedyny sposób żeby naprawdę coś ograniczyć wypadki do zera?" - pisali na przykład.
W internecie pojawiły się także artykuły na ten temat, np. na stronie Radia Eska czy szczecińskiego wydania "Super Expressu". "Głosowanie w Parlamencie Europejskim nad nowymi przepisami odbędzie się dopiero w grudniu 2023 r. Dyrektywa, jeśli przyjęta, to nie od razu wejdzie w życie do wszystkich krajów Unii Europejskiej. Oznacza to, że Polacy mogą póki co spać spokojnie" - napisano na pierwszym z wymienionych portali.
W drugim natomiast napisano, że "nowe przepisy zaczną już obowiązywać 1 stycznia 2024". "Nowe unijne przepisy podyktowane są bezpieczeństwem ruchu drogowego. Chodzi o ambitny cel zmniejszenia liczby ofiar śmiertelnych. Obecnie jest ich około 20 tysięcy rocznie, a docelowo, w 2050 roku ta liczba ma spaść do zera. (..) Tym razem przepisy mają dotyczyć młodych kierowców. 'Świeżo upieczeni' kierowcy nie mogliby mianowicie poruszać się samochodami nocą, czyli w godzinach 0:00 - 6:00. Ma to na celu m.in. zmniejszenie liczby osób kierujących pojazdami pod wpływem alkoholu. To jednak nie jedyny zakaz, który dotyczyłby kierujących z małym doświadczeniem. Nie będą oni mogli jeździć SUV-ami, a samochód którym będą się poruszać, nie będzie mógł ważyć więcej niż 1,8 tony" - opisał autor tekstu. Na koniec dodano: "Kontrowersyjne przepisy nie obejmą od razu wszystkich krajów Unii Europejskiej, w tym Polski. Decyzja o ich wprowadzeniu i ujednoliceniu na terenie całej wspólnoty ma zapaść dopiero w przyszłym roku".
4 grudnia 2023 roku na stronie Rady Unii Europejskiej poinformowano, że Rada przyjęła wspólne stanowiska w sprawie dwóch projektów Komisji: dyrektywy oraz rozporządzenia o prawach jazdy, a także dyrektywę o transgranicznej wymianie informacji dotyczących przestępstw lub wykroczeń przeciwko bezpieczeństwu ruchu drogowego. W żadnym z tych dokumentów nie ma zapisów o zakazie jazdy nocą. Wszystkie są dostępne w języku polskim na stronie Rady.
Fałsz 8: zakaz używania kuchenek gazowych
"Koniec z kuchenkami gazowymi, kolejna zmiana, do której będziemy zmuszeni się dostosować"; "Kuchenki gazowe będą zakazane w całej Unii Europejskiej"; "Kuchenki gazowe staną się zakazane w Europie"
Taka teza zaczęła się rozprzestrzeniać między innymi po publikacji wpisu anonimowego użytkownika serwisu X, który napisał: "Unia o nas dba. Gotowanie tylko na prąd". Do postu dołączył ilustrację z kuchni z widocznymi palnikiem gazowym podpisaną: "Koniec z kuchenkami gazowymi, kolejna zmiana, do której będziemy zmuszeni się dostosować". Post wywołał szeroką dyskusję wśród internautów i ich skrajne reakcje. "Mam gaz i nie poddam się"; "Pamiętam, jak jakiś czas temu przekonywano, że nikt nie chce palników gazowych zabierać"; "No i dobrze, źle wspominam kuchenki gazowe"; "Najwyższa pora"; "Ale chyba w USA a nie w UE"; "To jest żart?" – pisali.
Jak sprawdziliśmy, ilustracja i towarzyszący jej podpis to tytuł oraz zdjęcie z artykułu opublikowanego w październiku w serwisie Polski Obserwator. Tytuł brzmiał: "Koniec z kuchenkami gazowymi, kolejna zmiana, do której będziemy zmuszeni się dostosować". Dalej napisano: "Tradycyjne kuchenki staną się przeszłością, to tylko kwestia czasu. Gotowanie pochłania zbyt wiele czasu, zużywa nadmiernie energię i zanieczyszcza atmosferę. Musimy przygotować się na nową erę, gdyż wszystkie kuchenki w domach na terenie UE będą musiały zostać dostosowane do nowych standardów. W praktyce oznacza to, że będą musiały zostać wymienione". Nie podano, o jakie nowe standardy chodzi i od kiedy miałyby obowiązywać.
Autorka w tekście napisała także, że "proces wymiany kuchenek może potrwać kilka lat", jednak w następnym zdaniu przyznaje, że w tej kwestii "oficjalne wytyczne jeszcze nie zostały przedstawione". Pada też informacja, że zakaz "stosowania kuchenek gazowych wprowadzają Stany Zjednoczone", a Nowy Jork ma być pierwszym stanem, "który zatwierdził zakaz instalacji tradycyjnych kuchenek, począwszy od 2026 roku". W ostatnim akapicie czytamy: "W Unii Europejskiej nie ma jeszcze obowiązku wymiany tradycyjnych kuchenek na płyty indukcyjne, ale należy się spodziewać, że zostanie on wprowadzony w niedalekiej przyszłości. Przypomnijmy, że w trosce o ochronę środowiska począwszy, od 1 stycznia 2024 roku, na terenie całej UE tradycyjne piece gazowe staną się zakazane. Po upływie okresu przejściowego będą musiały zostać wymienione na pompy ciepła lub system grzewcze wykorzystujące energię odnawialną".
Na materiał z serwisu Polski Obserwator powoływał się portal wrc.net.pl, przedruk opublikował oen.pl. Przekaz kążył też w serwisie Wykop.pl - tam pojawił się w poście zatytułowanym "Kuchenki gazowe staną się zakazane w Europie". Podobny tekst pojawił się także na portalu Strefabiznesu.pl pt. "Kuchenki gazowe zostaną zakazane w Unii? Niewykluczone, że nie będzie wolno ich nie tylko używać, ale nawet posiadać".
Nie znaleźliśmy wiarygodnych doniesień prasowych w języku angielskim lub polskim, które potwierdzałyby rzekome plany Unii Europejskiej dotyczące zakazu kuchenek gazowych lub nakazu ich wymiany na inne, w tym elektryczne. Na stronach Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej nie ma projektów regulacji, których celem miałoby być zakazanie używania kuchenek gazowych czy obowiązek ich wymiany w krajach UE. Na przesłane w tej sprawie pytanie biuro prasowe KE odpowiedziało Konkret24: "Komisja Europejska nie planuje zakazu używania kuchenek gazowych". Zaznaczono tylko, że trwają prace nad "aktualizacją przepisów ramowych dotyczących projektowania i etykietowania energetycznego [urządzeń], aby zwiększyć dostępność bardziej wydajnych urządzeń do gotowania na rynku UE".
Teza o rzekomych planach UE zakazu kuchenek gazowych może mieć źródło - błędne - w dyskutowanych obecnie w PE przepisach dotyczących charakterystyki energetycznej budynków. Jednak one nie zakładają zakazu używania istniejących pieców gazowych, tylko mają wymagać, by od 2028 roku nowe budynki były zeroemisyjne.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Koniec z kuchenkami gazowymi" w UE? Wyjaśniamy
Fałsz 9: rolnik zapłaci za emisję gazów przez krowę, świnię i kurę
Nowy pomysł Brukseli: rolnik zapłaci za emisję gazów przez krowę, świnię i kurę.
Informacje o "nowym pomyśle Brukseli", jakim miało być płacenie za emisję gazów cieplarnianych przez krowę, świnię i kurę, pojawiły się w artykule portalu Tygodnik-rolniczy.pl z lutego 2024. Autor tekstu, wymieniając potencjalne działania Brukseli dotyczące rolników, napisał: "Szczególnie złowróżbnie brzmi pomysł wprowadzenia rolniczego systemu handlu emisjami. Każdy właściciel krowy, świni, konia czy kury będzie musiał zapłacić za certyfikaty na emitowane przez zwierzęta gazy cieplarniane. Tak jak dziś robią to elektrownie, huty i fabryki nawozów". Artykuł był potem szeroko komentowany w mediach społecznościowych, gdzie powielano głównie tezę o płaceniu za emisje pochodzące od zwierząt hodowlanych.
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS) opiera się na zasadzie "kto zanieczyszcza, ten płaci". Tak więc przedsiębiorstwa z określonych branż muszą zakupywać na specjalnej giełdzie uprawnienia do emisji każdej tony dwutlenku węgla. Obecnie system obejmuje przedsiębiorstwa wytwarzające energię elektryczną, produkujące i przetwarzające metale, a od 2027 lub 2028 roku ma zostać rozszerzony na transport drogowy, żeglugę i budownictwo. Wbrew sugestiom o płaceniu za emisje krów, świń i kur, w UE nie ma natomiast planów obejmowania rolnictwa systemem ETS. Taka propozycja została wręcz odrzucona w grudniu 2022 przez unijnych negocjatorów. Na ten moment Komisja Europejska zamówiła tylko analizy pokazujące, jak mógłby w przyszłości wyglądać potencjalny system ETS dla rolnictwa, ale sama przyznaje, że będzie to dopiero "przedmiot przyszłej debaty". Rzecznik KE w odpowiedzi na pytania Konkret24 w lutym 2024 zapewnił, że obecnie "nie ma planów, aby każdy właściciel krowy, świni, konia lub kurczaka płacił za certyfikaty na emisję gazów cieplarnianych przez zwierzęta".
Fałsz 10: zastąpienie papieru toaletowego produktem ze słomy
"Papier toaletowy trzyma się ostatnią rolką przy życiu. Unia Europejska chce z niego zrezygnować"; "Pora zmienić toaletowe nawyki. Bruksela ma pomysł, czym zastąpić papier"; "Koniec zwykłego papieru toaletowego? UE chce, żeby powstawał ze słomy".
Źródłem tej nieprawdziwej informacji, która krążyła w polskiej sieci w połowie 2023 roku, było połączenie informacji z dwóch artykułów hiszpańskich portali internetowych: elEconomista i Libre Mercado. W lipcu 2023 na elEconomista opublikowano tekst pt. "Dni papieru toaletowego są policzone: to go zastąpi", w którym anonimowy autor twierdzi, że kilka krajów wyeliminowało już papier toaletowy na rzecz nowego wynalazku, którym jest nakładka bidetowa na muszlę sedesową produkcji firmy z Ekwadoru. Z tego powodu artykuł wyglądał jak ukryta reklama ekwadorskiego produktu, a o Unii Europejskiej napisano w nim jedynie, że "Bruksela chce promować słomiany papier toaletowy w celu 'zmniejszenia emisji CO2 o co najmniej 35 proc. do 2030 roku'". Natomiast w tekście portalu Libre Mercado, do którego odnośnik zamieszczono także w artykule o nakładce, poinformowano, że Europejski Bank Inwestycyjny, międzynarodowa instytucja finansowa UE, finansowała i promowała "najnowszy ekologiczny wynalazek", czyli słomiany papier toaletowy. Na podstawie tych źródeł w polskich mediach powstały artykuły informujące, że Unia Europejska chce odejść od papieru toaletowego na rzecz jego zamiennika ze słomy.
Jak wyjaśnialiśmy w Konkret24, Europejski Bank Inwestycyjny dofinansowuje projekty szwedzkiej firmy Essity, która produkuje papier ze słomy. Pomoc jest udzielana w ramach "wspólnej inicjatywy na rzecz gospodarki o obiegu zamkniętym", a firma Essity na swoich stronach informuje, że działa na rzecz ograniczania emisji CO2 m.in. dzięki temu, że odejście od drewna zapewnia lepszą wydajność zasobów i energii, a także krótszy transport. Dofinansowywanie jednej z firm zajmującej się tego typu projektami nie oznacza jednak, że Unia Europejska chce odejść od papieru toaletowego na rzecz jego zamiennika ze słomy. Na stronach unijnych nie znaleźliśmy żadnych informacji o pracach nad takimi pomysłami. Ponadto w sierpniu 2023 na łamach "Gazety Wyborczej" wyjaśniono, że rzekomy koniec papieru toaletowego w UE od 2025 roku był w rzeczywistości żartem rumuńskiej agencji informacyjnej Mediafax na prima aprilis. "Był to żart, który jako prawdę powtórzyły inne rumuńskie media. W ten sposób żart stał się wodą na młyn antyunijnej propagandy i potęgowania strachu w Rumunii przed 'decyzjami brukselskich biurokratów'" - napisali dziennikarze.
Opisany w ostatnim zdaniu schemat można jednak dopasować do większości fake newsów wokół unijnej polityki klimatycznej, które pojawiły się w polskiej sieci w ostatnim czasie.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock