Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecie. Prawnicy: grozi polityczną cenzurą


Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w serwisach społecznościowych miał gwarantować, że w internecie nie będą prowadzone działania cenzorskie. Zdaniem prawników jest wręcz przeciwnie: proponowana w ustawie Rada Wolności Słowa będzie niczym urząd cenzury, nieprecyzyjne terminy grożą arbitralnością decyzji, a o tym, które treści w sieci zablokować, zdecyduje prokurator.

Opublikowany w poniedziałek 1 lutego przez Ministerstwo Sprawiedliwości kilkakrotnie zapowiadany projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych zawiera przepisy, które tak naprawdę mogą wolność słowa ograniczyć. Jak np. plan powołania Rady Wolności Słowa, która mogłaby nakładać na właścicieli mediów społecznościowych ogromne kary, gdy nie będą wykonywać jej decyzji.

Prawnicy poproszeni przez Konkret24 o analizę projektu i opinię o nim są bardzo krytyczni. Przedstawiamy główne zarzuty.

Minister sprawiedliwości zapowiada projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecie
Minister sprawiedliwości zapowiada projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internecietvn24

Rada Wolności Słowa: powrót cenzury, brak wymaganych kompetencji, podporządkowanie sejmowej większości

Zdaniem Marzeny Błaszczyk z zarządu stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska, które zajmuje się jawnością i dostępem do informacji, idea stworzenia w obecnych czasach instytucji państwowej nadzorującej media społecznościowe to "próba wpływania na wolność słowa i próba ograniczania debaty publicznej".

Dotyczy to m.in. planu stworzenia Rady Wolności Słowa. Według projektu ustawy w radzie zasiadać ma wraz z przewodniczącym (w randze sekretarza stanu) pięciu członków. Na sześcioletnią kadencję miałby ich powoływać Sejm większością 3/5 głosów - ale gdy to się nie uda, ma obowiązywać zwykła większość. Członek Rady Wolności Słowa nie będzie musiał mieć wyższego wykształcenia, jeśli będzie posiadać "niezbędną wiedzę w zakresie językoznawstwa lub nowych technologii".

Rada ma mieć status organu administracji publicznej. Ma obradować na posiedzeniach niejawnych i rozpatrywać odwołania użytkowników od treści, które zostały przez serwisy społecznościowe usunięte bądź została ograniczona do nich dostępność, jeśli złożona do właściciela serwisu reklamacja nie przyniesie skutku. A gdy rada uzna skargę za zasadną, może nakazać "niezwłoczne przywrócenie" zablokowanej treści lub konta. Jeżeli właściciel serwisu nie zastosuje się do decyzji rady, może mu grozić kara od 50 tys. zł do 50 mln zł.

Marzena Błaszczyk pomysł Rady Wolności Słowa porównuje do centralnego urzędu cenzury państwowej w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. - To powrót do tego, co już było. To urząd będzie decydować, co wolno, a czego nie wolno mówić - stwierdza Błaszczyk w rozmowie z Konkret24. Przypomina, że urząd cenzorski w PRL też oficjalnie powołano ze słusznych pobudek, bo miał m.in. chronić społeczeństwo przed nieobyczajny przekazem.- Szczytne cele określone w preambule i artykule pierwszym ustawy stoją w sprzeczności ze szczegółowymi rozwiązaniami, które mają instrumentalny charakter. Ich wprowadzenie grozi uruchomieniem politycznej cenzury, zwiększoną inwigilacją w sieci, upolitycznieniem procedur - ocenia z kolei projekt resortu dr Marcin Krzemiński, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Tytuł ustawy i preambułę określa jako "bombastyczne".

Grabiec: minister Ziobro nadzorujący ministerstwo hejtu, w istocie próbuje wprowadzić cenzurę w internecie
Grabiec: minister Ziobro nadzorujący ministerstwo hejtu, w istocie próbuje wprowadzić cenzurę w internecietvn24

On także krytykuje ideę Rady Wolności Słowa. Zwraca uwagę, że w przypadku braku konsensusu w Sejmie przy wyborze jej członków radę obsadzi rządząca większość. - Zapewne nieprzypadkowo z procedury nominacyjnej został wyeliminowany Senat (większość ma tam opozycja - red.). Organy stojące na straży praw konstytucyjnych praw i wolności powinny być niezależne - zaznacza dr Krzemiński.

- Jest więcej niż prawdopodobne, że wybór Rady Wolności Słowa będzie odbywał się przez partię u władzy. A wiemy, jak to się kończy i jak upolitycznione są wybierane w ten sposób ciała, przykładem może służyć chociażby Rada Mediów Narodowych - ocenia Dominika Bychawska-Siniarska z zarządu Helsińskiej Fundacja Praw Człowieka. Ma wątpliwości co do wymaganych kompetencji członków rady. - Zupełnie nie są merytoryczne. Wydaje się, że powinny to być osoby znające się na standardach swobody wypowiedzi, wolności słowa, regulacjach krajowych, medioznawcy, prawnicy. Te kompetencje się jednak w projekcie nie pojawiają - zauważa.

Podobnie widzi to dr Krzemiński. - Rada ma rozstrzygać kwestie prawne, ale nie ma gwarancji, że choćby jeden członek będzie miał wykształcenie prawnicze, nie mówiąc już o doświadczeniu. Zapewne stąd brak wymogu uzasadnienia prawnego decyzji rady, wystarczyć ma wskazanie przepisów - ocenia.

Jeden z przepisów projektu mówi o tym, że "usługodawca nie może ponownie ograniczyć dostępu do treści, które były przedmiotem badania przed Radą". Doktor Krzemiński nazywa go "absurdalnym". - Nie uwzględnia kierunku rozstrzygnięcia rady, późniejszej ewentualnej zmiany okoliczności czy orzeczenia sądu. Tym bardziej, że sąd administracyjnie mógłby wstrzymać wykonanie decyzji rady, co w normalnym postępowaniu jest możliwe - tłumaczy. Zgadza się z nim Dominika Bychawska-Siniarska: - Proponowane rozwiązanie nie uwzględnia ewentualnych nowych okoliczności, które mogłyby potwierdzić bezprawność takich treści po przeprowadzeniu postępowania bądź sytuacji, w której treści uległy zmianie.

"Prawdziwa informacja", "dezinformacja", "treści o charakterze bezprawnym" - terminy nieprecyzyjne i niebezpieczne

Jednym z celów projektu ustawy - według autorów - ma być "stworzenie warunków do zapewnienia prawa do prawdziwej informacji". W dokumencie nie zostało jednak określone, co to jest "prawdziwa informacja".

Pojawia się tam natomiast definicja dezinformacji. Ma to być: "fałszywa lub wprowadzająca w błąd informacja, wytworzona, zaprezentowana i rozpowszechniona dla zysku lub naruszenia interesu publicznego". Nie wiadomo, jak ma wyglądać procedura sprawdzenia, czy informacja powstała dla czyjegoś zysku i czy narusza interes publiczny.

Autorzy projektu definiują także "treści o charakterze bezprawnym". Mają to być treści "naruszające dobra osobiste, dezinformacja, treści o charakterze przestępnym, a także treści, które naruszają dobre obyczaje w szczególności rozpowszechniają lub pochwalają przemoc, cierpienie lub poniżenie".

Prawników razi brak precyzji uregulowań zawartych w projekcie, co grozi arbitralnością stosowania ustawy.

- Stąd tylko krok na przykład do zakazu wyrażania niepochlebnych opinii o władzy. Na przykład jeśli napisałbym dzisiaj, że "władza bije kobiety", mógłbym odpowiadać za dezinformację, bo prezydent czy premier nikogo osobiście nie uderzyli. Konstytucja gwarantuje prawo do informacji jako takiej, nie przyznając nikomu monopolu na prawdę - podkreśla dr Krzemiński.

Te wątpliwości podziela Dominika Bychawska-Siniarska. - Co do zasady państwo powinno się powstrzymywać od ingerencji w swobodę wypowiedzi i tworzyć przestrzeń do swobodnej debaty. Troska o "zbiorowe prawa do prawdy lub wolności od dezinformacji" wydaje się być niecelowa z punktu widzenia wolności słowa. Są to w dodatku pojęcia mocno nieprecyzyjne. W definicji wskazano, że elementem dezinformacji są treści "naruszające dobre obyczaje", a to pojęcie jest mocno dyskrecjonalne - analizuje. I podkreśla: - Bardzo groźna wydaje się sytuacja, w której organ państwowy decyduje o tym, co jest dezinformacją i co jest prawdą.

Internetowy serwis społecznościowy z co najmniej milionem użytkowników - czyli co?

Ustawa dotyczyłaby tylko "dostawców usług internetowych serwisów społecznościowych, polegających na przechowywaniu w internetowym serwisie społecznościowym informacji dostarczanych przez użytkownika na jego wniosek, posiadającego co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników".

- Trudno taką liczbę użytkowników oszacować, szczególnie, że mogą to być użytkownicy z polski i z zagranicy. A co z fejkowymi kontami, botami i trollami? Czy je też będzie liczyło Ministerstwo Cyfryzacji, UKE i Rada Wolności Słowa? - zastanawia się Dominika Bychawska-Siniarska.

- Nie wiadomo, co to jest "internetowy serwis społecznościowy", czy to na przykład poczytny blog z włączoną opcją komentowania? Nie wiadomo, w jaki sposób ustawodawca chce wymóc na internetowych gigantach poddanie się prawu polskiemu i wyznaczenie przedstawicieli obarczonych biurokratycznymi obowiązkami, których można by było karać - wymienia wady projektu dr Krzemiński.

Prokurator miałby decydować, które treści zablokować

Szczegółowej analizy prawnej projektu podjęło się dwóch prawników: Krzysztof Izdebski - dyrektor programowy Fundacji ePaństwo i Patryk Wachowiec z fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.

"Co do zasady nie jest rolą państwa ingerencja w treść debaty publicznej. Instrumenty prawne odnoszące się do wolności słowa powinny być kształtowane w taki sposób, aby działania organów władzy były jak najmniej inwazyjne. Każdy przejaw takiej ingerencji powinien odpowiadać stopniu naruszenia dóbr konkretnej osoby" - oceniają prawnicy i stwierdzają, że "indywidualną wolność słowa autorzy projektu odczytują jako zbiorowe prawo do wypowiedzi. W takim układzie państwo staje się swego rodzaju moderatorem debaty w internecie i jedynie od oceny piastunów organów władzy zależeć będzie mogło, która wypowiedź znajdzie aprobatę, a która nie" - podkreślają.

Również oni zwracają uwagę na brak precyzji terminów wymienionych w dokumencie, które "albo nie są zdefiniowane, albo odwołują się do nieostrych pojęć", co "może rodzić obawy, że zamysłem projektodawców może być zapewnienie ochrony prawnej tylko tym treściom, które mieszczą się w aksjologii władzy". Potwierdzają opinie, że jest niebezpieczeństwo, iż to większość rządząca będzie wybierać członków Rady Wolności Słowa.

Ale zwracają też uwagę na inne niebezpieczeństwo: "Projekt przewiduje kompetencję dla prokuratora do natychmiastowego nakazania usługodawcy zablokowania danej treści o charakterze przestępnym, jeśli 'dalszy dostęp do tej publikacji stwarza niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków'. Są to kryteria niejasne i pozostawione do uznania prokuratora".

Według autorów projektu ustawy to prokurator będzie decydował, czy dalszy dostęp do danej publikacji o charakterze przestępnym stwarza niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków. Gdy to stwierdzi, będzie mógł "wydać niezwłocznie" postanowienie, by usługodawca uniemożliwił dostęp do tej treści. Postanowienie to podlegałoby natychmiastowemu wykonaniu. Będzie można je jednak zaskarżyć do właściwego sądu rejonowego.

- W tej chwili istnieją tak poważne zastrzeżenia do niezależności prokuratury, że dawanie kompetencji do rozstrzygania w kwestiach wolności słowa prokuratorom wydaje się godzące w standardy swobody wypowiedzi - ocenia Dominika Bychawska-Siniarska.

Instytucja ślepego pozwu - krok w dobrą stronę

Pytani przez nas prawnicy nie wszystko jednak w projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości krytykują. Zakłada on możliwość złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych bez obowiązku wskazywania danych pozwanego. Mają wystarczyć tylko: adres URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, oraz data i godzina publikacji, nazwa profilu lub login użytkownika.

Doktor Krzemiński co do zasady pochwala propozycję wprowadzenia instytucji tzw. ślepego pozwu. - W chwili obecnej pozyskanie danych naruszyciela to droga przez biurokratyczną mękę - stwierdza dr Krzemiński. - Jednak i projektowane rozwiązania nie gwarantują tej efektywności, skoro sprawa byłaby umarzana w przypadku nienadesłania danych przez usługodawcę. Wydaje się, że to strona (która uważa, że jej dobra zostały naruszone - red.) powinna decydować, czy nalegać na ponawianie grzywny przez sąd, czy wybrać powództwo na zasadach ogólnych - mówi.

- O wprowadzenie instytucji ślepego pozwu od lat postulował między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich - zauważa Dominika Bychawska-Siniarska z HFPC. - Niemniej jednak instytucja ta miała iść w parze z wykreśleniem artykułu 212 (zniesławienia z Kodeksu karnego). Szkoda, że przy okazji projektowanych zmian resort o tym nie pomyślał - stwierdza.

Co miało być celem? "Standardy wolności w internecie"

Po raz pierwszy o projekcie usłyszeliśmy w połowie grudnia, gdy zapowiedział go na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wraz z wiceministrem sprawiedliwości Sebastianem Kaletą. "Wolność słowa i wolność debaty są istotą demokracji" - mówił Ziobro 17 grudnia. "Nierzadko ofiarami ideologicznych zapędów cenzorskich padają też przedstawiciele funkcjonujących w Polsce rozmaitych środowisk, których treści są usuwane bądź też blokowane, tylko dlatego, że wyrażają poglądy i odwołują się do wartości, które są nieakceptowalne z punktu widzenia środowisk (...), które wywierają coraz mocniejszy wpływ na funkcjonowanie szeroko rozumianych mediów społecznościowych" - tłumaczył powody pracy nad projektem. Jego celem miało być "zaproponowanie takich narzędzi, które będą pozwalać zarówno jednej, jak i drugiej stronie odwoływać się do decyzji organu, który będzie mógł rozstrzygać, czy rzeczywiście treści ujawnione na takim czy innym koncie społecznościowym naruszają dobra osobiste, czy mogą być eliminowane, czy może dochodzi do cenzury".

Na kolejnej konferencji prasowej, w styczniu tego roku, ministrowie Ziobro i Kaleta ponownie zapowiedzieli projekt. Szef resortu sprawiedliwości podkreślał, że w internecie toczy się wiele sporów i obywatele Polski powinni mieć zagwarantowane podstawowe prawa, o których mówi polska konstytucja. "Chcemy gwarantować najwyższy poziom i standardy wolności w internecie, by nie były prowadzone działania cenzorskie, które wypaczają istotę wolnej debaty publicznej, która w internecie toczy się na co dzień" - powiedział 15 stycznia minister sprawiedliwości.

Zapowiedzi resortu sprawiedliwości zbiegły się z dyskusją, jaka w połowie stycznia toczyła się na świecie na temat uregulowania funkcjonowania firm-właścicieli mediów społecznościowych - po tym jak platformy społecznościowe zablokowały konta Donalda Trumpa. 12 stycznia premier Mateusz Morawiecki na Facebooku zapowiedział: "Właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem. Dlatego zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform. W Polsce regulujemy to odpowiednimi przepisami krajowymi. Zaproponujemy także, aby podobne przepisy zaczęły obowiązywać w całej Unii Europejskiej".Jak informuje resort sprawiedliwości na stronie internetowej, projekt nowej ustawy został skierowany 22 stycznia do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z wnioskiem o wpis do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów. Jednak do publikacji tego tekstu dokument nie pojawił się na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Zapytaliśmy RCL, czy rzeczywiście projekt wpłynął, a jeśli tak, kiedy zostanie wpisany do wykazu prac. Czekamy na odpowiedź.

Wiceminister Kaleta o Radzie Wolności Słowa
Wiceminister Kaleta o Radzie Wolności Słowatvn24

Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Mateusz Marek / PAP

Pozostałe wiadomości

"Polskojęzyczny rząd postanowił zmienić słowa Roty" - oburza się Konrad Berkowicz z Konfederacji. Z kolei Sebastian Kaleta pisze o "cenzurze proniemieckiej". Obaj odnoszą się do zdjęcia stron podręcznika do języka polskiego dla szkół średnich, gdzie w cytowanej patriotycznej pieśni użyto słowa "Krzyżak" zamiast "Niemiec". Politycy sugerują, że ten podręcznik wprowadził rząd Donalda Tuska. Tyle że zatwierdził go minister edukacji w czasach rządów PiS. Co więcej - najprawdopodobniej istniały różne wersje wiersza Marii Konopnickiej.

"Cenzura proniemiecka" Roty? Kto i kiedy wprowadził nową wersję

"Cenzura proniemiecka" Roty? Kto i kiedy wprowadził nową wersję

Źródło:
Konkret24

Żołnierze z Wielkiej Brytanii rzekomo giną na ukraińskim froncie - z taką narracją rozpowszechniana jest fotografia kilkunastu trumien w samolocie transportowym. Zdjęcie jest prawdziwe, ale zrobiono je w czasach innego konfliktu i nie ma nic wspólnego z Ukrainą.

Brytyjscy żołnierze zginęli na froncie w Ukrainie? Nie

Brytyjscy żołnierze zginęli na froncie w Ukrainie? Nie

Źródło:
Konkret24

Setki tysięcy wyświetleń w mediach społecznościowych - polskich i zagranicznych - generuje film prezentujący przezroczyste smartfony lub takie, które można zwijać. Sprzęt ten ma już być rzekomo produkowany w Chinach. Jednak nagranie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Przezroczyste, ultracienkie smartfony z Chin? Wyjaśniamy

Przezroczyste, ultracienkie smartfony z Chin? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Po wygraniu wyborów w USA przez Donalda Trumpa w polskich mediach społecznościowych zaczęto rozpowszechniać rzekomy cytat z książki, którą napisał kiedyś J.D. Vance - teraz kandydat na wiceprezydenta. Miał to być niewybredny żart o Polakach. Jednak słowa te wcale nie pochodzą z jego książki "Elegia dla bidoków".

J.D. Vance "tak pisał o Polakach"? Nie on

J.D. Vance "tak pisał o Polakach"? Nie on

Źródło:
Konkret24

Opozycja oskarża rząd Donalda Tuska o fatalną politykę gospodarczą, której skutkiem ma być to, że wielkie międzynarodowe firmy wycofują się z planów dotyczących Polski. Jako przykłady podawane są najczęściej koncerny: Intel, Ford, Maersk, Beko. Tylko że ich decyzje mają inne podłoże. Wyjaśniamy.

Intel, Ford, Beko, Maersk. Polska traci inwestycje "przez nieudolność rządu"? Wyjaśniamy

Intel, Ford, Beko, Maersk. Polska traci inwestycje "przez nieudolność rządu"? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

"Dokąd zmierzamy jako naród?", "mogliby się zorganizować, zameldować się i przejąć władzę nad miastem" - tak internauci komentują wpis, jakoby 35 procent mieszkańców Rzeszowa stanowili Ukraińcy. Dane tego jednak nie potwierdzają, a fałszywy przekaz powstał na bazie starej informacji wyrwanej z kontekstu.

35 procent mieszkańców Rzeszowa "stanowią Ukraińcy"? Skąd ten fałszywy przekaz

35 procent mieszkańców Rzeszowa "stanowią Ukraińcy"? Skąd ten fałszywy przekaz

Źródło:
Konkret24

Antoni Macierewicz nie zrezygnował z zakupu samolotów tankujących w powietrzu, a Polska miała płacić za to, że będą one stacjonować w Holandii - twierdzi Jacek Sasin i broni decyzji rządu Zjednoczonej Prawicy. Jednak poprzedni szef MON wycofał się z programu międzynarodowego, w ramach którego latające cysterny miały stacjonować w Polsce. W rezultacie Wojsko Polskie wciąż ich nie ma.

Sasin: "nie zrezygnowaliśmy z zakupu latających cystern". Jak było naprawdę?

Sasin: "nie zrezygnowaliśmy z zakupu latających cystern". Jak było naprawdę?

Źródło:
Konkret24

Franciszkanin został aresztowany w Nowym Jorku "za modlitwę w intencji nienarodzonych dzieci" - z taką informacją rozpowszechniany jest w sieci film z momentu zatrzymania księdza przez policję. Nagranie jest prawdziwe, lecz jego opis już nie.

Ksiądz "aresztowany za modlitwę"? Nie, za co innego

Ksiądz "aresztowany za modlitwę"? Nie, za co innego

Źródło:
Konkret24

U wybrzeży Hiszpanii miał się pojawić jakiś statek, potem miała zostać użyta "broń pogodowa", a wcześniej specjalnie zlikwidowano zapory na rzekach - liczba teorii spiskowych, które wylewają się teraz w sieci na temat powodzi w Walencji, może zaskakiwać.

"Tajemniczy statek", "broń pogodowa". Zalew fałszywych tez o powodzi w Hiszpanii

"Tajemniczy statek", "broń pogodowa". Zalew fałszywych tez o powodzi w Hiszpanii

Źródło:
Konkret24

Tysiące odsłon w mediach społecznościowych generuje zdjęcie plakatu, na którym prezydent Warszawy ma rzekomo zapraszać na Marsz Niepodległości 11 listopada. Wielu zastanawia się, czy Rafał Trzaskowski zmienił zdanie na temat imprezy narodowców. Nie zmienił.

"Najpierw zakazywał, teraz zaprasza"? Trzaskowski na plakacie o Marszu Niepodległości

"Najpierw zakazywał, teraz zaprasza"? Trzaskowski na plakacie o Marszu Niepodległości

Źródło:
Konkret24

W czternastu stanach USA wyborcy nie muszą okazywać dokumentu tożsamości w lokalu wyborczym. Brak tego wymogu jest wykorzystywany do podważania rzetelności procesu wyborczego w Stanach Zjednoczonych. Autorzy dezinformacji uderzają głównie w Kalifornię, gdzie szansę na wygraną ma Kamala Harris. Tłumaczymy, jak wygląda tam weryfikacja wyborców.

"Paranoja wyborów" w Kalifornii? Nie, tam wyborców weryfikują inaczej

"Paranoja wyborów" w Kalifornii? Nie, tam wyborców weryfikują inaczej

Źródło:
Konkret24

Równolegle z kampanią kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych trwa ostra walka dezinformacyjna w sieci, której głównym celem już teraz jest podważenie wyniku głosowania. Stąd w mediach społecznościowych pojawią się przekazy o tym, że "maszyny do głosowania odmówiły wybrania Donalda Trumpa" czy "jeden pan głosował 29 razy". Pokazujemy, dlaczego są nieprawdziwe.

"Głosował 29 razy", "głosowałem w dwóch miejscach". Dezinformacja przed wyborami

"Głosował 29 razy", "głosowałem w dwóch miejscach". Dezinformacja przed wyborami

Źródło:
Konkret24

Czy po próbnych eksperymentach związanych z krótszym czasem pracy Islandia zdecydowała, że "przechodzi na czterodniowy tydzień pracy"? Internauci tak zrozumieli analizy raportu z badań na ten temat, ale to uproszczenie. Bo ani nie ma odgórnej decyzji rządu, ani krótszy czas pracy nie zawsze znaczy tam mniej dni roboczych.

Islandia już "przechodzi na czterodniowy tydzień pracy"? To bardziej skomplikowane

Islandia już "przechodzi na czterodniowy tydzień pracy"? To bardziej skomplikowane

Źródło:
Konkret24

Platforma Obywatelska chwali się w mediach społecznościowych wysokością renty socjalnej dla osób z niepełnosprawnością. Przekaz sugeruje, że na podaną kwotę będą mogły liczyć wszystkie osoby pobierające rentę socjalną. Tak nie jest. Wyjaśniamy dlaczego.

Wysoka renta socjalna dla osób z niepełnosprawnościami? Nie dla wszystkich

Wysoka renta socjalna dla osób z niepełnosprawnościami? Nie dla wszystkich

Źródło:
Konkret24

Rząd wprowadzi bony na ubrania z drugiej ręki i dopłaty dla przedsiębiorców chcących otworzyć sklep typu second hand, a to wszystko po to, by zapobiegać zmianom klimatycznym - tak przynajmniej sądzą internauci i przypisują ową zapowiedź wiceministrze klimatu Urszuli Zielińskiej. Tylko że ta nigdy takich słów nie wypowiedziała.

Bony na zakupy w lumpeksach? Tego ministra nie zapowiadała

Bony na zakupy w lumpeksach? Tego ministra nie zapowiadała

Źródło:
Konkret24

"Co za cringe z tą koszulką", "rozumiem, że to fejk?", "udziela wsparcia Trumpowi?" - zastanawiali się internauci, komentując hasło na koszulce prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Nie wszyscy wierzą, że zdjęcie jest prawdziwe i prezydent Ukrainy wystąpił w takim T-shircie. Wyjaśniamy, jaki mógł być sens tego przekazu.

Zełenski z hasłem o "małej Rosji". Wyjaśniamy

Zełenski z hasłem o "małej Rosji". Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Nasze projekty ustaw "utknęły w zamrażarce sejmowej" - skarży się europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik. Zajrzeliśmy więc do owej słynnej zamrażarki i okazuje się, że polityczka Konfederacji nie ma racji.

Konfederacja skarży się na sejmową zamrażarkę. Ile projektów w niej "utknęło"?

Konfederacja skarży się na sejmową zamrażarkę. Ile projektów w niej "utknęło"?

Źródło:
Konkret24

Specjalny zespół złożony z przedstawicieli trzech resortów pracuje nad tym, by do polskiego prawa wprowadzić karę za czyn określany jako zabójstwo drogowe. Jednak prawnicy wskazują na problem, który może być nie do przeskoczenia. Widać to po rozwiązaniach, jakie stosują już w przypadku takiego zabójstwa inne kraje w Europie. Wyjaśniamy.

Kara za zabójstwo drogowe. U nas problem, a w innych krajach?

Kara za zabójstwo drogowe. U nas problem, a w innych krajach?

Źródło:
Konkret24

"Jak ludzie mogą patrzeć obojętnie na takie sceny", "niestety takie jest życie i tego nie zmienimy" - piszą internauci, komentując popularne w sieci nagranie, które ma rzekomo przedstawiać dziecko uwięzione pod gruzami budynku w Strefie Gazy. Film ma miliony wyświetleń, chwyta za serce, więc wielu wierzy w ten opis. Ale to nieprawda.

"Palestyńskie dziecko uwięzione pod gruzami"? Co pokazuje nagranie

"Palestyńskie dziecko uwięzione pod gruzami"? Co pokazuje nagranie

Źródło:
Konkret24

Skąd się wzięło hasło "Chwała Ukrainie"? Wbrew informacji rozpowszechnianej teraz w polskich mediach społecznościowych jego autorem wcale nie był Stepan Bandera. Taką tezę forsują przeciwnicy Ukrainy, próbując wzbudzić niechęć Polaków do Ukraińców - ale się mylą.

"Chwała Ukrainie" wymyślił Bandera? Geneza jest inna

"Chwała Ukrainie" wymyślił Bandera? Geneza jest inna

Źródło:
Konkret24

Po tym, jak ostatnio Ryszard Petru wypowiadał się na temat pracy w Wigilię, w internecie zaczęła krążyć informacja, jakoby kiedyś już "namawiał do wytężonej pracy na rzecz PZPR". Jako dowód pokazywane jest zdjęcie ze "Sztandaru Młodych" ze zdjęciem tego polityka na pierwszej stronie. To jednak powracający w sieci fake news.

Ryszard Petru, praca w Wigilię i gazeta z PRL. Zdjęcie znowu wróciło

Ryszard Petru, praca w Wigilię i gazeta z PRL. Zdjęcie znowu wróciło

Źródło:
Konkret24

Prezydencki minister Łukasz Rzepecki przekonywał w telewizyjnej dyskusji, że prezydent Andrzej Duda nigdy się nie angażował w żadną kampanię wyborczą, oprócz swoich. Niezupełnie ma rację. Przypominamy.

"Andrzej Duda nie angażował się w żadną kampanię, oprócz swoich"? Nieprawda

"Andrzej Duda nie angażował się w żadną kampanię, oprócz swoich"? Nieprawda

Źródło:
Konkret24

Ustawiona w centrum Warszawy artystyczna instalacja "Aleja bohaterów" z sylwetkami ukraińskich żołnierzy oburzyła niektórych - co szybko wykorzystała rosyjska propaganda. Największe rosyjskie media przeinaczają przekaz, próbując wzmocnić podziały między Polakami i Ukraińcami. Jednak twórcami instalacji są Polak i Ukrainka.

"Pochowano mnie żywcem". Wystawa w Warszawie w trybach rosyjskiej propagandy

"Pochowano mnie żywcem". Wystawa w Warszawie w trybach rosyjskiej propagandy

Źródło:
Konkret24
Głosy na Trumpa w Pensylwanii niszczone? Nie, film to przykład "wysiłków Moskwy"

Głosy na Trumpa w Pensylwanii niszczone? Nie, film to przykład "wysiłków Moskwy"

Źródło:
Konkret24

Ubijanie masła kablem, wysypywanie ziemi na głowę, obsceniczne ruchy kobiet - nagrania z takich performance krążą w mediach społecznościowych z informacją, że można je było obejrzeć na otwarciu Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Placówka zaprzecza, a my wyjaśniamy, skąd pochodzą te filmy.

Muzeum Sztuki Nowoczesnej "niezwykle nowatorskie"? Skąd są te nagrania

Muzeum Sztuki Nowoczesnej "niezwykle nowatorskie"? Skąd są te nagrania

Źródło:
Konkret24

Były premier Mateusz Morawiecki utrzymuje, że obecny rząd obniżył 14. emeryturę. Tylko nie dodaje, że wysokość tego świadczenia wynika z przepisów przyjętych w czasach jego rządu. Przypominamy, jak to było.

Morawiecki: rząd "obciął" czternastą emeryturę. Czego nie mówi?

Morawiecki: rząd "obciął" czternastą emeryturę. Czego nie mówi?

Źródło:
Konkret24

"Guten morgen" - takie powitanie mogli zobaczyć mieszkańcy Warszawy na tablicach przystanków tramwajowych na nowej linii do Wilanowa. Zdjęcia pokazujące taki komunikat obiegły sieć. Ale nie pokazały one, że tablice wyświetlały też powitanie w innych językach.

"Guten morgen" na przystankach w Warszawie. Wyjaśniamy

"Guten morgen" na przystankach w Warszawie. Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24, tvnwarszawa.pl