Posłanka Paulina Matysiak zamieściła w mediach społecznościowych zdjęcie ze swojego szczepienia na grypę. Lecz to, że na fotografii nie widać igły strzykawki, posłużyło internautom do rozsyłania antyszczepionkowych manipulacji.
Posłanka partii Razem Paulina Matysiak 8 września opublikowała na Twitterze zdjęcie, na którym widać, jak przyjmuje szczepionkę. "A tu niespodzianka, bo zupełnie się nie spodziewałam, że na @Economic_Forum_ w Karpaczu będę mogła zaszczepić się na grypę. W dodatku szybko i bezboleśnie. Polecam!" - napisała.
Zdjęcie posłanki zainteresowało niektórych internautów - szczególnie tych sceptycznych wobec szczepień. Rozsyłali w sieci screen posta z tym zdjęciem, ale fragment ze strzykawką przy ramieniu powiększono i zaznaczono czerwonym kółkiem. Wygląda, jakby igła strzykawki była całkowicie wbita w ramię. Fakt, że jej nie widać, internauci wykorzystali do podważania prawdziwości posta posłanki.
Najpopularniejszy wpis miał ponad 300 polubień i ponad 100 podań dalej. Skomentowało go blisko 90 internautów. "Szczepienie bezigłowe. Nowość taka;)"; "Bezobjawowy wirus to i szczepionka bezobjawowa"; "Nie ma igły? Ale cyrk...!" - pisali w komentarzach.
Inni zauważali, że zdjęcie nie jest dowodem na mistyfikację. Różnie tłumaczyli, co na nim widać - jeden pisał o specjalnej strzykawce, której igła chowa się do korpusu; inni o ampułkostrzykawkach z wbudowaną igłą. Sprawdziliśmy, którzy internauci mieli rację.
Matysiak: "No to proszę zobaczcie sami i oceńcie"
W rozmowie z Konkret24 posłanka Paulina Matysiak zaprzecza zarzutom internautów. Opowiada, że skorzystała z możliwości zaszczepienia się przeciw grypie, którą na Forum Ekonomicznym w Karpaczu zapewniła jedna z firm. - Na pewno w strzykawce była igła, poczułam ukłucie - mówi Matysiak.
Wątpiących w te zapewnienia internautów Matysiak odsyła do swojego profilu na Instagramie. Na InstaStories opublikowała bowiem relację - na nagraniu widać moment szczepienia. "A na Twitterze antyszczepionkowcy uważają, że moje zdjęcie ze szczepienia na grypę jest ustawione i nieprawdziwe, bo nie widać igły. No to proszę, zobaczcie sami i oceńcie. Była igła czy nie było" - napisała Matysiak. Mimo słabej jakości pliku na końcu strzykawki można dostrzec cienką igłę.
Matysiak zaprzecza, jakoby zdjęcie zamieszczone na Twitterze było zmanipulowane. - Było tylko dokadrowane, nie było w żaden sposób edytowane - mówi. Dodaje, że zdjęcie nie było pozowane, tylko przedstawia faktyczny moment szczepienia.
Skontaktowaliśmy się z biurem prasowym firmy medycznej, która zorganizowała mobilny punkt szczepień na grypę na Forum Ekonomicznym w Karpaczu. "W tym przypadku szczepienie było realizowane preparatem Viaxigrip, który jest konfekcjonowany w tzw. ampułkostrzykawkach (lub strzykawkoampułkach)" - wyjaśnia w e-mailu do redakcji Maciej Pająk, dyrektor ratownictwa medycznego firmy. Wyjaśnia, że ampułkostrzykawki są stosowane w przypadkach konieczności podania leków o niewielkiej objętości z dokładnie odmierzoną dawką.
W takich preparatach igła jest trwale "zatopiona" w strzykawce. Czyli nie można jej zdjąć bez uszkodzenia strzykawki. "W ten sam sposób są przygotowane inne leki i szczepionki o małej objętości dawki, a także leki do samodzielnego podania (adrenalina, środki przeciwbólowe etc.)" - wyjaśnia Maciej Pająk.
Powracająca manipulacja
- Oczywiście dla ruchów antyszczepionkowych każdy powód jest dobry do szerzenia teorii spiskowych. To jest szerzenie dezinformacji - komentuje Paulina Matysiak. Nie spodziewała się, że jej post wywoła tak duże zainteresowanie. - To zwykłe szczepienie przeciw grypie. Jeśli ktoś ma okazję, powinien je zrobić - zachęca.
W Konkret24 kilkakrotnie pisaliśmy już o podobnych manipulacjach związanych ze szczepieniami na COVID-19 czy ze szczepieniem na grypę. Internauci rozprowadzali zdjęcia i nagrania mające udowodnić, że podczas szczepień dochodzi do oszustwa, bo preparat wcale nie zostaje podany pacjentowi.
W grudniu 2020 roku internauci rozpowszechniali film, na którym widać, jak pracownica służby zdrowia zbliża strzykawkę do ramienia pacjenta i podaje szczepionkę. Po zakończonym szczepieniu odsuwa strzykawkę od ramienia pacjenta - i w tym momencie nie widać już igły na końcu strzykawki. Wielu internautów uznało to za dowód, że relacje mediów pokazujące szczepienia na koronawirusa to tak naprawdę inscenizacje. W rzeczywistości do szczepienia widocznego na nagraniu wykorzystano tzw. bezpieczną strzykawkę (ang. safety syringe), w której igła chowa się do korpusu urządzenia po jej użyciu. Takie strzykawki są używane w medycynie od ponad 10 lat i mają ochronić personel medyczny oraz pacjentów przed zranieniem igłą i zakażeniami.
Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Shutterstock/Twitter
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock/twitter