Na początku lutego Mateusz Morawiecki oświadczył, że opłata od reklam w mediach tradycyjnych i internecie "właściwie jest już w procesie przedlegislacyjnym". A po 10 lutego przedstawiciele władz przekonują, że to "tylko rzucone pomysły" i "tego projektu nie ma w rządzie". Przedstawiamy, jak zmienia się narracja PiS o planowanej opłacie od reklam - i dlaczego nie ma pokrycia w faktach.
"To są pewne rzucone pomysły"; "nie ma jeszcze tego projektu w rządzie"; "to nie jest projekt przyjęty przez Radę Ministrów" - tłumaczą teraz politycy Prawa i Sprawiedliwości po tym, jak kilkadziesiąt firm medialnych w Polsce 10 lutego wspólnie zaprotestowało przeciwko nowej opłacie od przychodów z reklamy w mediach tradycyjnych i w internecie zaplanowanej w nowej ustawie o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.
Sprawdziliśmy więc, gdzie i jak pojawił się projekt, o którym jest tak głośno, który skłonił media do protestu - a którego według rządzących teraz "nie ma".
"Etap prekonsultacji", "pewne rzucone pomysły"
"Media bez wyboru" – takie było hasło protestu polskich mediów przeciwko nowym podatkom. Kilkadziesiąt kanałów telewizyjnych wstrzymało na cały dzień 10 lutego emisję programów - widzowie zobaczyli czarne ekrany telewizorów. Część rozgłośni zamiast programów nadawała tylko komunikat o proteście, na stronach serwisów informacyjnych internautów witały czarne plansze, wiele serwisów nie działało. 9 lutego wieczorem opublikowano "List otwarty do władz Rzeczypospolitej Polskiej i liderów ugrupowań politycznych": 47 firm medialnych - właścicieli stacji telewizyjnych, radiowych, gazet, magazynów i serwisów internetowych - protestowało w nim przeciw nowej opłacie dla mediów. W ciągu dnia liczba sygnatariuszy listu do rządu wzrosła z 47 do blisko 60.
Protest odbił się szerokim echem nie tylko w Polsce, ale i zagranicą. Po nim politycy PiS wprowadzili inną narrację.
12 lutego w internetowej dyskusji na Twitterze wicerzecznik PiS, poseł Radosław Fogiel napisał: "Nie ma jeszcze projektu w rządzie lub Sejmie".
13 lutego wiceminister kultury Jarosław Sellin w radiu RMF FM mówił: "To nie jest jeszcze gotowy projekt ustawy, precyzyjnie zapisany artykułami, do których moglibyśmy się odnosić. To są pewne rzucone pomysły". Jego słowa skomentował Marek Tatała z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju. "Niewiedza czy nieprawda?" - napisał na Twitterze, prezentując pierwszą stronę projektu ustawy.
14 lutego w programie "Kawa na ławę" w TVN24 poseł PiS, wiceminister inwestycji i rozwoju Artur Soboń powiedział, że ogłoszony 2 lutego projekt nowych restrykcyjnych podatków na media "nie jest projektem przyjętym przez Radę Ministrów, jest na etapie prekonsultacji, na etapie, w którym zbieramy opinie".
Przypominamy terminarz działań wokół nowej ustawy.
2 lutego rano: projekt ustawy na stronie resortu finansów
Na stronie internetowej Ministerstwa Finansów opublikowano 2 lutego informację: "Media pomogą w zwalczaniu skutków COVID-19. Przepisy o składce reklamowej w prekonsultacjach". Do informacji o nowych daninach dołączono projekt ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. W nim wpisano nową opłatę: "składki z tytułu reklamy internetowej i konwencjonalnej". Na stronie ministerstwa opublikowano również uzasadnienie projektu ustawy i zaproszenie do społecznych konsultacji tego projektu.
Projekt ustawy miał datę 1 lutego 2020 roku.
Danina od reklamy internetowej miałaby wynieść 5 proc. Ma dotyczyć firm internetowych, których globalne przychody przekraczają równowartość 750 mln euro i jednocześnie z tytułu reklamy internetowej w Polsce ich roczne przychody przekraczają równowartość 5 mln euro.
Składka z tytułu reklamy konwencjonalnej ma dotyczyć nadawców telewizyjnych, radiowych, operatorów kin i nośników reklamy zewnętrznej, których wpływy reklamowe w roku kalendarzowym przekroczą 1 mln zł. Dla wydawców prasowych ten próg wyniesie 15 mln zł.
2 lutego, godz. 16: projekt opublikowany w BIP
Jeszcze tego samego o godz. 16 informacja o projekcie nowej ustawy zostaje opublikowana w wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów, który jest dostępny na stronach internetowych Biuletynu Informacji Publicznej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
By trafić do tego wykazu projektów aktów normatywnych, którymi ma się zająć rząd, dokument musi zostać zaakceptowany przez rządowy Zespół ds. Programowania Prac Rządu. Zespołowi przewodniczy szef Komitetu Stałego Rady Ministrów – obecnie jest nim minister Łukasz Schreiber. Dzięki jego decyzji projekt Ministerstwa Finansów, trafiając do wykazu prac rządu, zgodnie z regulaminem prac Rady Ministrów staje się oficjalnym dokumentem rządowym.
3 lutego: premier mówi o podatku w procesie przedlegislacyjnym
Dzień później w wywiadzie dla telewizji wPolsce.pl premier Mateusz Morawiecki potwierdza, że będzie nowy podatek i że nie jest on już w sferze analiz, "ale jest taka opłata właściwie już w procesie przedlegislacyjnym".
"To jest coś, co nazywane było podatkiem cyfrowym dla części internetu, który dzisiaj zresztą zachowuje się, przynajmniej niektóre wielkie media społecznościowe, troszeczkę jak cenzura w czasach PRL-u" – mówił premier Morawiecki w wywiadzie, uzasadniając "składkę od reklamy". Podkreślał, że "to jest sprawa, na którą w Unii Europejskiej umówiliśmy się już jakiś czas temu".
Ponadto potrzebę uchwalenia takiej ustawy rząd tłumaczy koniecznością zasilenia budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia dodatkowymi wpływami z powodu kosztów, jakich wymaga walka z pandemią COVID-19. Źródłem tych wpływów mają być właśnie "składki z tytułu reklamy internetowej i konwencjonalnej".
9 lutego: premier na konferencji ogłasza plany nowych podatków
Blisko tydzień później na konferencji prasowej Mateusz Morawiecki, prezentując projekt nowych podatków, podkreślał, że mają "wyrównać szanse firm krajowych w porównaniu do globalnych korporacji" takich jak Google, Amazon, Facebook, Apple. Mówił też: "nie chcemy już dłużej czekać i wdrażamy rozwiązania, które mają w znacznym stopniu odpowiedzieć na ten nowy cyfrowy świat, który pojawia się w okienkach naszych telewizorów, komputerów, telefonów".
Analizując te działania rządu, trudno uznać, że "tego projektu nie ma jeszcze w rządzie". Bo zgodnie z regulaminem pracy Rady Ministrów projekt ustawy zaakceptowany przez Zespół Programowania Prac Rządu i zgłoszony do wykazu prac legislacyjnych staje się dokumentem rządowym.
Zmiany narracji o podatku cyfrowym. Od "czekamy na rozwiązania zaproponowane przez Brukselę" do "nagląca potrzeba"
Ostrze rządowych propozycji w zgodnej opinii przedstawicieli mediów i branży reklamowej jest skierowane przeciwko rodzimym firmom - ze względu na stawki podatkowe faworyzują bowiem one cyfrowych gigantów. To wbrew temu, co wcześniej mówili przedstawiciele rządu. Tu także widać zmianę narracji władzy.
Co najmniej od początku 2018 roku wskazywali, że opowiadają się za podatkiem cyfrowym - takim, jaki proponuje Komisja Europejska. Od 2017 roku, odkąd w OECD, a także na forum Unii Europejskiej rozpoczęto rozmowy na temat podatku cyfrowego od największych światowych firm działających w internecie, Polska zawsze deklarowała swoje poparcie dla takiego podatku. 21 marca 2018 roku Komisja Europejska przedstawiła dwa projekty dyrektyw mające zapewnić opodatkowanie przedsiębiorstw prowadzących w Unii Europejskiej działalność w obszarze gospodarki cyfrowej. Taki podatek miałaby płacić firma, której łączna kwota przychodów w skali światowej w danym roku podatkowym przekracza 750 mln euro, a łączna kwota przychodów uzyskanych w Unii w ciągu danego roku podatkowego przekracza 50 mln euro. Stawka wynosiłaby 3 proc.
Propozycja nie zyskała powszechnej akceptacji w Unii, dlatego niektóre kraje – Austria, Francja, Hiszpania, Włochy rozpoczęły wprowadzanie takiego podatku na własną rękę.
Również polskie Ministerstwo Finansów przystąpiło do opracowania takiego właśnie podatku cyfrowego. 6 marca 2019 roku w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że dochody z podatku od cyfrowych gigantów – szacowane na miliard złotych rocznie - sfinansują tzw. piątkę Kaczyńskiego (czyli 500+ na pierwsze dziecko, trzynastki dla emerytów, zniesienie podatku PIT dla pracowników do 26. roku życia i niższą stawkę PIT oraz przywrócenie połączeń komunikacyjnych). "To jest nasza walka z międzynarodowymi korporacjami o płacenie przez nie podatków w Europie" – podkreślał.
13 maja 2019 roku wiceminister finansów Filip Świtała w odpowiedzi na poselską interpelację stwierdził, że "kwestia opodatkowania gospodarki cyfrowej wymaga pilnego rozwiązania, a nie jest wiadomym, kiedy prace w tym zakresie na forum OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju - red.) czy Unii Europejskiej zostaną ukończone". Dlatego też rząd "podjął decyzję by, tak jak nasi partnerzy w Unii, to jest Francja, Hiszpania, Włochy, Wielka Brytania, Austria czy Czechy, rozpocząć prace nad wprowadzeniem" podatku cyfrowego.
Jednak pilne rozwiązanie nie nastąpiło – za sprawą wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a. Podczas wizyty w Warszawie 2 września 2019 roku na wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Andrzejem Dudą wiceprezydent Pence stwierdził: "Stany Zjednoczone są również głęboko wdzięczne, że odrzuciliście propozycje dotyczące podatku od usług cyfrowych, który utrudniłby handel między naszymi dwoma narodami".
4 września 2019 roku w wywiadzie dla Polsatu premier stwierdził, że "czekamy na rozwiązania zaproponowane przez Brukselę i OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju - red.)". "Prace na poziomie, że tak powiem, polityczno-wdrożeniowym zostały niejako scedowane na tym etapie na poziom Unii Europejskiej" – dodał Morawiecki.
Gdy wybuchła epidemia spowodowana przez koronawirusa, zmieniło się podejście rządu do podatku cyfrowego. 6 kwietnia 2020 roku w Sejmie premier Morawiecki zapowiedział, że "musimy wrócić do naszych poprzednich pomysłów, takich jak podatek cyfrowy, podatek od transakcji finansowych, podatek od śladu węglowego czy podatek od wielkich korporacji międzynarodowych". Minister finansów Tadeusz Kościński, który 21 kwietnia 2020 roku w wywiadzie dla "Financial Times" mówił, że "potrzeba opodatkowania przepływającego kapitału poprzez takie środki jak cyfrowy podatek od globalnych firm - głównie amerykańskich, jak Google i Amazon - stała się jeszcze bardziej nagląca".
Nigdzie jednak nie padły zapowiedzi, że rząd zamierza wprowadzić także podatek od reklamy w mediach tradycyjnych i internetowych. Dopiero 2 lutego tego roku, wraz z opublikowaniem projektu ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów, okazało się, że podatek od reklamy, który miał dotyczyć gigantów cyfrowych, mają płacić głównie polskie media.
Autor: Piotr Jaźwiński / Źródło: Konkret24; zdjęcie: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24