Wybory 2023. Fałsz i manipulacje w przekazach wyborczych obozu władzy

Źródło:
Konkret24
Kaczyński: Relokacja wygląda w ten sposób, że każda gmina dostaje przydział
Kaczyński: Relokacja wygląda w ten sposób, że każda gmina dostaje przydziałZdjęcia organizatora
wideo 2/5
Kaczyński: Relokacja wygląda w ten sposób, że każda gmina dostaje przydziałZdjęcia organizatora

Dominujące tematy w kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości - na przykład przymusowa relokacja migrantów, wstrzymywanie przez Brukselę środków z KPO, dziesięciokrotnie niższe ubóstwo wśród dzieci, opanowanie inflacji czy linia hańby Tuska - zawierały nieprawdy i manipulacje. Politycy obozu rządzącego powtarzali je na spotkaniach z wyborcami pomimo tego, że były publicznie prostowane i wyjaśniane. Przypominamy narracje PiS w tej kampanii, które wprowadzały wyborców w błąd.

11 października Sąd Okręgowy w Lublinie orzekł, że komitet wyborczy Prawa i Sprawiedliwości ma zaprzestać podawania nieprawdziwych informacji i zamieścić sprostowanie - chodziło o słowa Jarosława Kaczyńskiego dotyczące poziomu ubóstwa dzieci w Polsce. Prezes PiS mówił trzy dni wcześniej na konwencji partyjnej w Jasionce, że kiedy PiS zaczynał rządzić, to "30 procent dzieci zagrożonych było nędzą", a Polska była na jednym z ostatnich miejsc w Europie pod tym względem. "W tej chwili jest niewiele ponad trzy procent, a być może już tylko trzy procent" - stwierdził.

Protest w trybie wyborczym złożył Paweł Nakonieczny, startujący do Sejmu z lubelskiej listy Koalicji Obywatelskiej. Uznał, że wypowiedź Kaczyńskiego jest niezgodna z faktami. Powołał się na dane Eurostatu o dzieciach zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem społecznym. Wynika z nich, że takich dzieci w Polsce w roku 2015 było 26,8 proc., w 2016 - 23,5 proc., w 2017 - 17,8 proc., w 2018 - 16,9 proc., w 2019 - 16,2 proc., w 2020 - 16,1 proc., w 2021 - 16,5 proc. i w 2022 - 16,7 proc. Sąd przyznał mu rację i nakazał komitetowi wyborczemu PiS przestać szerzyć te nieprawdziwe informacje oraz zamieścić sprostowanie wypowiedzi Kaczyńskiego poprzez opublikowanie na stronach portalu Onet prawdziwych danych z Eurostatu w ciągu 48 godzin od uprawomocnienia się orzeczenia (za Tok FM).

Ale następnego dnia prezes PiS swoją tezę o ubóstwie wśród dzieci powtórzył w "Rozmowach niedokończonych" w Radiu Maryja i TV Trwam. "Otóż tych zagrożonych nędzą dzieci w 2015 roku było 30 procent. Dzisiaj jest tylko około trzy i to ciągle się zmniejsza. Dzisiaj jesteśmy albo na drugim, albo ex aequo na pierwszym miejscu w Europie w tej sprawie, a byliśmy na jednym z ostatnich" - powiedział 12 października.

Powtarzanie nieprawd było jedną z metod uprawiania przez przez PiS kampanii wyborczej. Twierdzenie Kaczyńskiego, jakoby zagrożenie nędzą i wykluczeniem wśród dzieci zmalało za rządów Zjednoczonej Prawicy "prawie dziesięć razy", prostowaliśmy w Konkret24 już w sierpniu - gdy mówił tak w Uniejowie. Powtórzył to na konwencji partyjnej w Końskich we wrześniu. A 15 września o tym samym mówił minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Również wtedy wyjaśniliśmy to w Konkret24.

Nie tylko ten fałszywy przekaz powtarzali politycy PiS podczas kampanii wyborczej. Przypominamy te najczęstsze.

"Przymusowa relokacja nielegalnych migrantów"; "każda gmina dostaje przydział"

Temat migrantów stał się jednym z dominujących w przekazie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości – wszak w pierwotnym zamyśle referendum odbywające się wraz z wyborami miało dotyczyć wyłącznie relokacji migrantów. Teraz dotyczy tego pierwsze pytanie: "Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?"

Rządzący politycy straszą, że Polska będzie musiała przyjąć migrantów - że wymusza to na nas pakt migracyjny. Ten dokument to rozporządzenie przyjęte 8 czerwca przez ministrów państw członkowskich UE na Radzie Unii Europejskiej - przy sprzeciwie Polski i Węgier. Wprowadza on mechanizm solidarnościowy, czyli różne formy solidarnej pomocy dla krajów zmagających się z problemem nasilonej migracji spoza Unii Europejskiej. Te formy wsparcia to obok relokacji migrantów z innego kraju członkowskiego także wsparcie finansowe lub operacyjne (np. poprzez wysłanie strażników granicznych na granice zewnętrzne UE). Wbrew twierdzeniom powtarzanym przez polityków PiS w projekcie rozporządzenia Komisji zapisano, że relokacja ma "charakter dobrowolny".

Unijna komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson zapewniała kilkukrotnie, że Polska ze względu na przyjętych uchodźców z Ukrainy i napięcie na granicy polsko-białoruskiej będzie zwolniona z konieczności uczestnictwa w mechanizmach przewidzianych w rozporządzeniu.

Ylva Johansson, unijna komisarz: Polska nie będzie zmuszana do przyjmowania jakichkolwiek migrantów
Ylva Johansson, unijna komisarz: Polska nie będzie zmuszana do przyjmowania jakichkolwiek migrantówMichał Tracz/Fakty po Południu TVN24

W trakcie kampanii wyborczej pojawiły się dodatkowe wątki. I tak 7 października Jarosław Kaczyński w Białymstoku mówił, że "oni się na pewno zgodzą na relokację, a relokacja wygląda w ten sposób, że każda gmina dostaje przydział". Kaczyński odnosił się do porozumienia osiągniętego przez dyplomatów w Brukseli, którzy 4 października ustalili zasady "regulacji kryzysowej" dotyczącej nadzwyczajnych środków, które kraj może podjąć w przypadku masowego, nieprzewidzianego przepływu migrantów w kierunku swoich granic. Polska i Węgry zagłosowały przeciw; Słowacja, Czechy i Austria wstrzymały się od głosu. Oznacza to, że kraje członkowskie mają już stanowisko negocjacyjne w rozmowach z Parlamentem Europejskim nad ostatecznym kształtem paktu migracyjnego.

Nie ma dowodu na "przymusowy mechanizm relokacji narzucany przez biurokrację europejską" - tak samo jak nie ma dowodu na kolejne twierdzenie polityków PiS, że w ramach paktu migracyjnego "każda gmina dostaje przydział". Wyjaśnialiśmy to również w Konkret24. Bo takich rozwiązań nie ma w planowanym rozporządzeniu. Nie znaleźliśmy również żadnych doniesień sugerujących taki scenariusz ani wypowiedzi przywódców państw Unii Europejskiej czy unijnych urzędników.

13 października pojawił się nowy element tej narracji: rzecznik PiS Rafał Bochenek powiedział w radiowym wywiadzie, że pakt migracyjny, który zakłada przymusową relokację, jest przymusowy i że potwierdził to sąd. W tej wypowiedzi połączył różne kwestie, manipulując. Bo rozpatrujący skargi w trybie referendalnym sąd nie potwierdził, że relokacja migrantów w ramach dyskutowanego w UE paktu będzie przymusowa. Szerzej opisaliśmy to w Konkret24.

CZYTAJ WIĘCEJ: Sześć twierdzeń PiS o relokacji migrantów, które wprowadzają w błąd

Afera wizowa, która nawet nie jest "aferką"

Zdaniem PiS i rządu żadnej afery nie ma, bo została rzekomo wymyślona przez opozycję. Politycy obozu rządzącego powtarzają, że proceder nielegalnego kupowania polskich wiz miał zostać zawczasu wykryty i miał dotyczyć tylko 286 wiz.

Sprawa zaczęła się od odwołania 31 sierpnia 2023 roku przez premiera Mateusza Morawieckiego wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka. Odpowiadał w resorcie za sprawy konsularne, w tym system wydawania wiz. Jako oficjalny powód podano "brak satysfakcjonującej współpracy". Dzień później "Gazeta Wyborcza", powołując się na swojego informatora w MSZ, przekazała, że 31 sierpnia do budynku resortu dyplomacji weszli agenci służb specjalnych, prawdopodobnie CBA. Przesłuchali kierownictwo departamentu konsularnego i dyrektora generalnego MSZ. Kilka dni później media opisywały, że w bardzo prosty sposób, za łapówki, migranci z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu mogli dostać polskie wizy. Przed ambasadą w jednym z państw afrykańskich nawet miały stać stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty - wystarczyło wpisać nazwisko.

Z kolei według Onetu wiceminister Piotr Wawrzyk został wyrzucony z rządu i z list wyborczych PiS właśnie za to, że pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych. Portal ujawnił, że grupa Indusów była prezentowana w departamencie konsularnym MSZ przez Edgara K. jako ekipa filmowa z Bollywood, co okazało się nieprawdą.

27 września Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Pruszkowie aferę wizową określił jako bajkę i niebywałe kłamstwo. "Oni tu mówią o jakiejś wielkiej aferze. No można powiedzieć, że rzeczywiście jest to coś wielkiego – można to nazwać kłamstwem tego ostatniego trzydziestolecia, kłamstwem numer jeden. To są te wizy. Te wizy, których nie było. Nikt żadnych dwustu pięćdziesięciu tysięcy wiz nie wydawał" – mówił Kaczyński. Wcześniej, w połowie września, stwierdził, że "to nawet nie jest aferka".

Kaczyński o wizach: nie ma afery, to nawet nie jest aferka
Kaczyński o wizach: nie ma afery, to nawet nie jest aferkaTVN24

Jednak w związku z aferą, której rzekomo nie ma: - posadę stracił wiceminister spraw zagranicznych; - prokuratorskie zarzuty usłyszało siedem osób, a wobec trzech zastosowano tymczasowy areszt, w tym wobec współpracownika Wawrzyka - Edgara K. (jego nazwisko zniknęło z rządowych stron); - resort przeprowadził nadzwyczajną kontrolę i audyt w departamencie konsularnym Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz we wszystkich placówkach konsularnych; - zdecydowano o wypowiedzeniu umów wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 roku powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych.

Politycy opozycji wytykają rządowi hipokryzję: że z jednej strony zapewnia, iż zabezpiecza Polskę przed nielegalną migracją, sprzeciwiając się paktowi migracyjnemu i budując zaporę na granicy – a z drugiej strony, w MSZ kwitł biznes załatwiania wiz za łapówki dla obywateli takich krajów jak Indie, Bangladesz czy Indonezja. I to właśnie za rządów PiS bardzo wzrosła liczba wydawanych wiz pracowniczych. Według danych opublikowanych przez MSZ w 2021 roku Polska takich wiz - bez uwzględniania obywateli Białorusi i Ukrainy - wydała 116 355; w 2022 roku – już 170 095, a w pierwszej połowie 2023 roku - 88 303.

CZYTAJ WIĘCEJ: Afera wizowa. Czego się dowiedzieliśmy

Brak środków z KPO to wina Brukseli

Jedna z głównych narracji rządzących dotyczy pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, czyli polskiej części Funduszu Odbudowy utworzonego przez Unię Europejską po pandemii COVID-19. To z niego kraje członkowskie mają odbudowywać swoje gospodarki po kryzysie. Środki te mają być celowo wstrzymywane przez "brukselskie elity".

Politycy PiS na spotkaniach wyborczych mówią, że niewypłacanie Polsce pieniędzy z KPO to nie efekt polityki rządu Zjednoczonej Prawicy, tylko "szantaż władz europejskich" - a po wyborach te środki zostaną odblokowane. Na konwencji PiS w Katowicach 1 października premier Mateusz Morawiecki mówił, że "najgorsi brukselscy biurokraci do 15 października specjalnie wstrzymują KPO". "Myśleli, że nam to zaszkodzi, a my realizujemy Krajowy Program Odbudowy z polskich środków. A po 15 października spokojnie wykorzystamy wszystkie środki europejskie" - twierdził. Podobne narracje przyjmowali m.in. Jacek Sasin czy Przemysław Czarnek.

Niewypłacanie Polsce środków z KPO nie wynika z "szantażu władz europejskich", tylko z faktu, że nie wypełniliśmy tzw. kamieni milowych, na które polski rząd umówił się z Komisją Europejską. Do wypłaty pierwszej transzy środków niezbędne jest m.in. wejście w życie reformy zwiększającej niezależność sądów. Minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk uzgodnił w Brukseli, że realizacją tej reformy będzie wejście w życie nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Do tego wciąż jednak nie doszło, bo w lutym 2023 roku prezydent Andrzej Duda skierował tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, a ten jest sparaliżowany konfliktem wewnętrznym i wciąż nie wydał wyroku w tej sprawie.

Co więcej, nasz rząd wciąż nie złożył ani jednego wniosku do Komisji Europejskiej o płatność. Taki wniosek jest warunkiem koniecznym do wypłaty. Trzeba do niego załączyć jednak dowody spełnienia wszystkich kamieni milowych przewidzianych dla konkretnej transzy.

"Linia hańby Tuska", czyli polskie miasta miały być drugą Buczą

Teza o "linii hańby Tuska" powstała do tajnego dokumentu, którego fragmenty 17 września zaprezentowano w spocie wyborczym PiS. "Rząd Tuska w razie wojny był gotowy oddać połowę Polski" – mówi w spocie minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Przekonuje, że dokument zakładał, iż samodzielna obrona kraju miałby trwać maksymalnie dwa tygodnie, a siódmego dnia wróg mógłby dotrzeć do Wisły. "Dokumenty dobitnie pokazują, że Lublin, Rzeszów i Łomża mogły być polską Buczą" – stwierdza Błaszczak.

"To była również linia zdrady Tuska, czyli linia Wisły, do której miały się polskie wojska natychmiast wycofać. Zostawić pół Polski na pastwę Ruskich, aby tam była następna Bucza, Irpień, Borodianka" – mówił premier Mateusz Morawiecki. O "linii hańby Tuska" mówił również prezes Jarosław Kaczyński.

O co chodzi? Mariusz Błaszczak odtajnił pierwszą stronę i kilka pojedynczych akapitów dokumentu "Plan Użycia Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej WARTA – 00101". Wynika z nich, że jeden z rozważanych scenariuszy obrony kraju zakładał samodzielną obronę kraju w oczekiwaniu na nadejście sił sojuszniczych "nie dłużej jednak niż przez okres 10-14 dni". Zaplanowano opóźnianie tempa operacji zaczepnej i zatrzymanie natarcia przeciwnika "najdalej na rubieży rzek Wisły i Wieprza". Zaś w piątym etapie operacji założono skupienie wysiłku na powstrzymywaniu przeciwnika i utrzymaniu przyczółków na prawym brzegu Wisły.

Zaznaczmy: nie są znane pozostałe fragmenty dokumentu. W opublikowanej 23 września analizie dla OKO.press ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego dr Michał Piekarski wyjaśnił, że według dostępnych informacji dokument powstał w 2011 roku. Podkreślił, że opisany wariant samodzielnej operacji obronnej jest tylko jednym z zakładanych. Dotyczy reakcji na pełnoskalową agresję przeciwnika, a nie innych scenariuszy, np. agresji prowadzonej tylko z udziałem lotnictwa i broni rakietowej. A co ważne: plan użycia sił zbrojnych jest dokumentem podrzędnym wobec Strategii Bezpieczeństwa Narodowego z 2007 roku oraz innych wydanych na jej podstawie dokumentów - Strategii Obronności i Polityczno-Strategicznej Dyrektywy Obronnej RP. Ten ostatni dokument wydano zresztą na podstawie postanowienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2009 roku.

"Nawet z tego kawałka, tego jednego akapitu nie można takiego wniosku wyciągnąć, a z całego dokumentu można wniosek odwrotny wyciągnąć" – to już komentarz gen. Mieczysława Cieniucha, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. "Nigdy w żadnych planach, w żadnym scenariuszu ćwiczeń nie było takiego zamiaru, aby oddać część Polski bez walki" – komentował z kolei były dowódca wojsk lądowych generał Waldemar Skrzypczak. Podkreślał, że nikt nie ma prawa ujawniać dokumentów, które są częścią planu obrony Polski skoordynowanego z planami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Bo – czego nie dodają politycy PiS – ujawniony dokument pochodzi z czasów, gdy Polska była już w NATO.

Natomiast łączenie tematu planu obrony Polski z tragedią w Buczy jest propagandowym nadużyciem, manipulacją na ludzkich emocjach i strachu.

"Ujawnianie strategicznych dokumentów obronnych Polski i NATO w kampanii wyborczej zdecydowanie budzi opór"
"Ujawnianie strategicznych dokumentów obronnych Polski i NATO w kampanii wyborczej zdecydowanie budzi opór"TVN24

"Naprawiliśmy finanse publiczne" i "zmniejszyliśmy dług publiczny". Tylko na papierze

PiS w kampanii wyborczej podkreśla, jak poprawił stan budżetu państwa i naprawił finanse publiczne po okresie, w którym budżet miał być rozkradany m.in. przez mafie podatkowe. Premier Mateusz Morawiecki 8 września w Tomaszowie Lubelskim mówił: "Co się jeszcze zmieniło przez te lata, to naprawiliśmy finanse publiczne. Bo ten budżet był dziurawy jak szwajcarski ser za czasów Platformy Obywatelskiej". Politycy PiS przekonują też, że rząd Zjednoczonej Prawicy doprowadził do zmniejszenia polskiego długu. Na przykład 26 września w Polsat News wiceminister finansów Artur Soboń przekonywał: "My jesteśmy tym rządem, który zmniejszał polski dług". I podawał dane: "Przez te wszystkie lata, pomimo tej trudnej sytuacji, jaką mieliśmy, całość sektora długu naszego sektora finansów publicznych zmniejszyliśmy o dwa punkty procentowe. Za czasów rządów naszych poprzedników, w relacji do PKB oczywiście, ten dług urósł o siedem i pół punktu procentowego".

Fakty są takie: rząd corocznie w budżecie zapisuje trzy najważniejsze kwoty: dochody, wydatki i różnicę między nimi, czyli deficyt. Rządzący lubią się chwalić niskim deficytem, który ma potwierdzać naprawę finansów publicznych. Ekonomiści alarmują jednak, że oficjalne dane o deficycie budżetowym i stanie finansów publicznych są niepełne - i tym samym niewiarygodne. Dzieje się tak, bo rząd wyprowadza ogromne środki do pozabudżetowych funduszy, z których finansuje konkretne zadania poza kontrolą parlamentu i omijając ustawę o finansach publicznych. Ekonomista dr Sławomir Dudek z Instytutu Finansów Publicznych szacuje, że w 2023 roku zadłużenie w takich funduszach wynosi 393 mld zł, a w 2024 roku wzrośnie do 465 mld zł.

Jednak nawet mimo takich działań rządu w ostatnich ośmiu latach deficyt budżetowy zapisany w projekcie budżetu na 2024 rok będzie nominalnie najwyższy w historii: wyniesie 165 mld zł. W relacji do PKB będzie to ok. 4,5 proc. Nawet minister finansów Magdalena Rzeczkowska we wrześniu przyznała, że taki poziom dziury budżetowej może grozić otwarciem unijnej procedury nadmiernego deficytu.

A o co chodzi w tezie: "dług sektora finansów publicznych zmniejszyliśmy o dwa punkty procentowe"? Otóż dług publiczny - w przeciwieństwie do deficytu - to suma zadłużenia podmiotów sektora finansów publicznych zaciągniętego na rynku finansowym. Rząd raportuje ten dług do Unii Europejskiej, dlatego musi w niego wliczać także pozabudżetowe fundusze. Dług podaje się w relacji do PKB, dlatego Artur Soboń mówił, że rząd PiS zmniejszył to zadłużenie, a za czasów PO ten dług urósł. Tylko że politycy PiS pomijają ważną informację: spadek długu w relacji do PKB w ostatnich latach jest spowodowany m.in. wysoką inflacją. Bo to rekordowa inflacja powoduje wzrost dochodów budżetu państwa, a tym samym rośnie wartość nominalnego PKB, względem którego określa się procent długu publicznego. Dlatego, mimo że dług publiczny w 2022 roku nominalnie wzrósł o prawie 102 mld zł, to w relacji do PKB spadł o 4,5 proc. - to właśnie te dane podają politycy PiS, licząc na to, że wyborcy nie muszą rozumieć wszystkich mechanizmów ekonomicznych.

CZYTAJ WIĘCEJ: Soboń mówi o "zmniejszeniu polskiego długu". O czym nie mówi?

"Wielki sukces: inflacja szybko spada". Przed wyborami

"Inflacja spada, gwałtownie, szybko spada. W ostatnich miesiącach spadła ponad połowę" – mówił 5 października na konferencji prasowej prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Dodał, że "w ostatnich pięciu miesiącach, patrząc miesiąc do miesiąca, ceny spadły lekko". To wystąpienie prezesa Glapińskiego wpisywało się w prowadzoną od miesięcy narrację NBP i polityków PiS: celem jest odwracanie uwagi wyborców od notowanych wciąż wysokich wzrostów cen rok do roku.

To, w jaki sposób rządzący manipulują opinią publiczną, jeśli chodzi o inflację i wysokie ceny, pokazał opublikowany 29 września na platformie X post NBP, w którym wykres wartości wskaźnika inflacji CPI rok do roku połączono z przekazem o cenach. Na wykresie pokazano, że w lutym ceny wzrosły o 18,4 proc. względem lutego poprzedniego roku; w maju inflacja rok do roku wynosiła 13 proc., we wrześniu 8,2 proc. Wykres opatrzono komentarzem: "Od 6 miesięcy ceny nie rosną".

NBP: "Od 6 miesięcy ceny nie rosną"Twitter

Rzeczywiście według danych Głównego Urzędu Statystycznego inflacja we wrześniu tego roku wyniosła 8,2 proc. rok do roku. Dane te potwierdzają wciąż wysoki wskaźnik inflacji rok do roku. Potwierdzają również trend spadkowy wskaźnika inflacji rok do roku. Nie oznaczają jednak spadków cen od sześciu miesięcy, a jedynie coraz mniejszą dynamikę inflacji. Prawdą jest za to, że od kilku miesięcy wskaźnik wzrostów cen miesiąc do miesiąca ma wartość zero lub maleje.

Inflacja w PolscePAP/Mateusz Krymski

- Adam Glapiński jest prezesem NBP od 7 lat, od 2016 roku, i za cały ten okres należy go oceniać – komentował w Konkret24 ekonomista Rafał Mundry. Zwrócił uwagę, że wciąż daleko jesteśmy od określonego przez sam bank celu 2,5 procent inflacji. Zdaniem Mundrego, niektóre spadki cen we wrześniu nie były naturalnym zjawiskiem. - We wrześniu obniżono ceny leków, prądu, paliwa ręcznie, politycznie – wyjaśniał. Podobnie na platformie X 19 września wypowiadał się prezes Instytutu Finansów Publicznych dr Sławomir Dudek. Według niego wskaźnik wrześniowej inflacji jest "sztucznie zaniżony, przypudrowany, centralnie sterowany", a ukryta inflacja w Polsce to 5-6 punktów procentowych.

Eksperci Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju w wydanym komunikacie informowali: "Gdyby nie te niezwykle kosztowne manipulacje, podjęte po to, by przypudrować inflację w roku wyborczym, ceny wciąż rosłyby w tempie dwucyfrowym – szacujemy, że we wrześniu poziom cen podniósłby się aż o 17,9 proc. r/r. Ale to, że rząd 'mrozi' ceny przed wyborami, nie oznacza, że po wyborach inflacja gwałtownie nie podskoczy – żadnego kraju nie stać na wieczne utrzymywanie zaniżonych cen, a Polska w przyszłym roku będzie miała jeden z najwyższych deficytów finansów publicznych w Unii Europejskiej".

Migranci szukają łatwego życia, w Niemczech w większości nie pracują

Politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński i wiceminister Błażej Poboży, przekonują, że imigranci szukają w Europie tylko łatwego życia. Budując niechęć Polaków do przybyszów, opowiadali, że 60 lub nawet 65 procent tych, którzy trafili do Niemiec w czasie kryzysu migracyjnego z lat 2014-2015, nie pracuje. Jak wyjaśnialiśmy, powołali się na stare dane, podczas gdy dostępna jest już ich aktualna wersja, która pokazuje zupełnie inną proporcję.

Z niemieckich badań przeprowadzonych w 2018 roku rzeczywiście wynikało, że 35 proc. uchodźców (takiego określenia używa się w raporcie), którzy przyjechali do Niemiec po 2013 roku, znalazło pracę. Od tamtego czasu jednak sytuacja się zmieniła, co potwierdzają nowsze badania. W 2020 roku Instytut Badań Rynku Pracy w Norymberdze (IAB) podał, że wskaźnik zatrudnienia wśród uchodźców, którzy przyjechali do Niemiec po 2013 roku, wzrósł do 49 proc. Natomiast w lutym 2023 prof. Herbert Bruecker z IAB w wywiadzie prasowym przekazał, że około 55 proc. uchodźców z Niemczech jest obecnie zatrudnionych.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kaczyński o migrantach w Niemczech, którzy "się pracą nie skalali". Dane mówią co innego

Za rządów Zjednoczonej Prawicy Polacy masowo wracali z emigracji

Premier Mateusz Morawiecki kilkukrotnie przekonywał, że za czasów rządów PiS Polacy "masowo wracają z emigracji". Podawał nawet konkretne liczby: naszych rodaków miało wrócić do kraju "setki tysięcy" lub bardziej precyzyjnie "ponad 300 tysięcy".

 Żadne dane Głównego Urzędu Statystycznego nie potwierdzają jednak tych liczb. W latach 2017-2020 (ostatnie dostępne) liczba Polaków przebywających czasowo za granicą spadła o 301 tys., ale sam GUS podkreśla, że "dane te nie są zatem strumieniami migracji, czyli liczbą wyjazdów w poszczególnych latach, i nie można ich sumować". W dodatku to tylko szacunek utrudniony przez "różne systemy ewidencjonowania przepływów migracyjnych funkcjonujące w poszczególnych krajach oraz różną dostępność danych o migracjach".

GUS podaje także dane o migracjach ludności, czyli o tym, ilu Polaków zameldowało się danego roku na pobyt stały w Polsce, ale ilu wymeldowało. Te statystyki nie tylko nie potwierdzają słów premiera, ale wręcz pokazują, że w latach 2016-2022 więcej Polaków się wymeldowało (80 331), niż zameldowało na pobyt stały w Polsce (70 663 obywateli). Bilans migracyjny za ten okres jest więc ujemny (-9668).

CZYTAJ WIĘCEJ: Morawiecki mówi, że Polacy pierwszy raz od 200 lat masowo wracają z emigracji. Dane pokazują co innego

Liczebność polskiej armii rośnie? Jak minister zawyża dane 

Celem Ministerstwa Obrony Narodowej kierowanego przez Mariusza Błaszczaka jest stworzenie 300-tysięcznej armii do 2035 roku. Między innymi dlatego szef resortu od dłuższego czasu powtarza, że dzięki działaniom PiS "liczba żołnierzy pod bronią" wynosi już ponad 170 tysięcy. W październiku 2023 rzecznik rządu Piotr Mueller stwierdził nawet, że polska armia "to jest teraz około 180 tysięcy żołnierzy”.

Te liczby nie zgadzają się jednak z liczbą żołnierzy zawodowych podawaną w dokumentach budżetowych MON (125,7 tys.) i liczebnością Wojska Polskiego podawaną przez NATO (124 tys.). Powód? Mariusz Błaszczak, mówiąc o "żołnierzach pod bronią", dodaje do żołnierzy zawodowych także "terytorialsów", czyli żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, ochotników Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej. Sam zresztą przyznał to po raz pierwszy w swoim wrześniowym wpisie na platformie X, kiedy napisał, że "mamy już ponad 180 tys. żołnierzy zawodowych, obrony terytorialnej i dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej pod bronią!".

Do tej liczby trzeba jednak dodać jeszcze jedno zastrzeżenie: w październiku 2022 roku MON zmienił sposób liczenia samych żołnierzy zawodowych: od tego czasu wlicza do nich też wszystkich studentów uczelni wojskowych już po ukończeniu pierwszego roku. Resort tłumaczył, że wynika to z przepisów ustawy o obronie ojczyzny.

CZYTAJ WIĘCEJ: Błaszczak o Wojsku Polskim, które "liczy ponad 175 tysięcy żołnierzy pod bronią". Dane NATO tego nie potwierdzają

Tarcza antyrakietowa została zatrzymana przez Tuska

Jako dowód na prowadzenie prorosyjskiej polityki przez rząd Donalda Tuska politycy PiS często przytaczają historię niewybudowania w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej. W narracji partii rządzącej to rząd PO-PSL, a nawet sam Donald Tusk miał "zrezygnować" lub wręcz "zablokować" budowę tarczy, w domyśle po to, aby nie psuć relacji z Rosją, która była przeciwna temu projektowi. 

Nie jest to jednak prawdą: powodem rezygnacji z budowy tarczy antyrakietowej w 2008 roku była zmiana stanowiska Amerykanów, którzy zdecydowali o nowej koncepcji technicznej tego projektu w związku z kolejną redukcją arsenałów jądrowych. Narrację PiS-u o rezygnacji rządu Donalda Tuska obala także fakt, że 17 września 2008 roku prezydent USA Barack Obama i sekretarz obrony USA Robert Gates ogłosili decyzję o nieumieszczaniu baz amerykańskiej obrony antyrakietowej nie tylko w Polsce, ale i w Czechach. W lipcu 2010 roku Polska i Stany Zjednoczone podpisały protokół zmieniający umowę z 2008 roku, a oba te dokumenty weszły w życie we wrześniu 2011 roku. W marcu 2023 roku Amerykanie zapowiedzieli, że baza budowana ostatecznie według nowego planu w Redzikowie w województwie pomorskim uzyska gotowość operacyjną do końca tego roku.

CZYTAJ WIĘCEJ: Bochenek z pytaniami do Tuska. W pierwszym powiela fałsz

UE chce zlikwidować gotówkę

Jednym z postulatów Suwerennej Polski – współtworzącej rząd partii, której kandydaci startują z list PiS – jest "obrona gotówki". Mówiąc o tym postulacie, prezes partii i jednocześnie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wyjaśniał, że odpowiednie regulacje w tej kwestii są niezbędne, ponieważ "tendencje w Unii Europejskiej są takie, aby gotówkę likwidować. I taki też projekt został w swoim czasie uchwalony przez polski parlament". 

Jednak oba te zdania nie są prawdziwe: w Unii Europejskiej nie ma tendencji "likwidowania gotówki”, a polski parlament nie przyjął projektu, który by to postulował. Komisja Europejska proponuje jedynie wprowadzenie limitu dla transakcji gotówkowych do 10 tys. euro, co ma przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu ze źródeł, których pochodzenia nie da się ustalić, ponieważ operują one wyłącznie gotówką. Proponowane limity nie będą jednak dotyczyć operacji prywatnych między osobami fizycznymi, więc nie ma tutaj mowy o "likwidacji gotówki". Natomiast polski projekt, o którym mówił Zbigniew Ziobro to nowelizacja Polskiego Ładu, która miała wprowadzić obniżenie limitu płatności gotówkowych z 15 do 8 tys. zł. Miała ona zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2024, ale prezydent podpisał już ustawę, która uchyli ten przepis: dzięki temu w przyszłym roku limit zostanie utrzymany na poziomie 15 tys. zł. Podobnie jak w planowanych przepisach europejskich, dotyczy on wyłącznie transakcji między przedsiębiorcami, więc o planach lub tendencjach "likwidacji gotówki" nie może być mowy.

CZYTAJ WIĘCEJ: Ziobro mówi, że w UE są tendencje, by likwidować gotówkę. Nie ma. Wyjaśniamy

Autorka/Autor:

Źródło: Konkret24

Pozostałe wiadomości

"Czym ci biedni ludzie mają palić"? - komentują internauci, którzy uwierzyli w rzekomy nowy zakaz planowany w Unii Europejskiej. Krążący w sieci przekaz jest skutkiem sugestii zbudowanej na bazie tytułu jednego z tekstów w specjalistycznym serwisie. Uspokajamy: w UE nie ma takich planów.

Nowy "zakaz Unii Europejskiej" dotyczy ogrzewania pelletem i drewnem? Wyjaśniamy

Nowy "zakaz Unii Europejskiej" dotyczy ogrzewania pelletem i drewnem? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

 W Kanadzie za "mówienie dobrze o samochodach spalinowych" grozi "dwa lata odsiadki", bo to "propaganda antyklimatystyczna" - twierdzą bohaterowie nagrań, które mają tysiące wyświetleń w sieci. Po pierwsze, to nieprawda. Po drugie, internauci mylą promowanie paliw kopalnych z chwaleniem samochodu.

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

Źródło:
Konkret24

Polscy policjanci będą od maja sprawdzać legalność pobytu w Polsce Ukraińców w wieku poborowym i jeśli trzeba, "eskortować" ich do ukraińskiej ambasady - taki przekaz rozpowszechniają polscy internauci. Nie jest to prawda, a film pokazywany jako rzekomy dowód jest klasyczną fałszywką.

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Źródło:
Konkret24

Miliony wyświetleń w mediach społecznościowych ma nagranie pokazujące, jak mężczyzna podbiega do zatkniętej w polu flagi Autonomii Palestyńskiej, kopie ją - i tym samym aktywuje ukrytą bombę. Czy to się zdarzyło naprawdę? Czy film jest prawdziwy? Czy on przeżył? Internauci pytają, a udzielane odpowiedzi są rozbieżne. Wyjaśniamy więc.

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

Źródło:
Konkret24

Wielu internautów wierzy w rozpowszechniany w sieci przekaz, jakoby środki z Krajowego Planu Odbudowy zostały nam wypłacone po bardzo zawyżonym kursie i że Polska będzie spłacała to przez pół wieku. Tyle że to nieprawda.

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Źródło:
Konkret24

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski uważa, że nikt nie będzie mógł go zastąpić, jeśli zostanie zawieszony po ewentualnym postawieniu przed Trybunałem Stanu. Przestrzega, że nie będzie komu podpisywać dokumentów, a rynek medialny zostanie wręcz "zatrzymany", tak jak i działania koncesyjne. Prawnicy oceniają, że przewodniczący KRRiT się myli.

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Źródło:
Konkrtet24

Po głośnej imprezie w hotelu poselskim Łukasz Mejza tłumaczył z mównicy sejmowej, że w nocy bronił "tradycji polegających na wspólnym, chóralnym śpiewaniu". A w rozmowie z TVN24 tłumaczył się całodniową pracą w sejmowych komisjach i na posiedzeniach. Sprawdziliśmy więc aktywność parlamentarną tego posła PiS. Nie jest to długa analiza.

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Źródło:
Konkret24

To nie ściema kampanijna - tłumaczył minister nauki Dariusz Wieczorek, pytany o obiecane przez Lewicę tysiąc złotych dla studenta. I wyjaśniał, że nie była to obietnica, że "to jest pewien błąd, który wszyscy popełniamy". Przypominamy więc, kto z Lewicy publicznie obiecywał to w kampanii wyborczej.

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Źródło:
Konkret24

"Wystarczy spojrzeć na dane historyczne i zobaczyć, że zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i Platforma Obywatelska, to frekwencja jest niższa" - przekonywał dzień po drugiej turze wyborów samorządowych szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek. Dane PKW o frekwencji nie potwierdzają jego słów.

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Źródło:
Konkret24

Politycy Prawa i Sprawiedliwości forsują w mediach przekaz, że wraz z powrotem Donalda Tuska na fotel premiera źle się dzieje na ryku pracy. Mateusz Morawiecki jako "dowód" pokazuje mapę z firmami, które zapowiedziały zwolnienia grupowe. Jak sprawdziliśmy, takich zwolnień nie jest więcej, niż było za zarządów Zjednoczonej Prawicy. Eksperci tłumaczą, czego są skutkiem.

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Źródło:
Konkret24

"Ukraińcy mają większe prawa w Polsce niż Polacy" - stwierdził jeden z internautów, który rozsyłał przekaz o przyjęciu przez Senat uchwały "o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi". Posty te zawierają szereg nieprawdziwych informacji.

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

Źródło:
Konkret24

"Coś się szykuje" - przekazują zaniepokojeni internauci, rozsyłając zdjęcie zawiadomienia o wszczęciu postępowania administracyjnego w sprawie samochodu jako świadczenia na rzecz jednostki wojskowej. Uspokajamy: dokument wygląda groźnie, lecz nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym.

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Źródło:
Konkret24

Po pogrzebie Damiana Sobola, wolontariusza, który zginął w izraelskim ostrzale w Strefie Gazy, internauci zaczęli dopytywać, co wokół jego trumny robiły swastyki i czy były prawdziwe. Sprawdziliśmy.

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Tysiące wyświetleń w mediach społecznościowych ma fotografia dwóch mężczyzn jedzących coś na ulicy przed barem. Jeden to prezydencki doradca Marcin Mastalerek, drugi stoi bokiem, twarzy nie widać. Internauci informują, że to prezydent Duda, który podczas pobytu w Nowym Jorku poszedł ze swoim doradcą na pizzę do baru. Czy na pewno?

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Źródło:
Konkret24

Według krążącego w sieci przekazu po zmianie prawa Ukraińcom łatwiej będzie uzyskać u nas kartę pobytu na trzy lata. A to spowoduje, że "do Polski będą ściągać jeszcze większe ilości Ukraińców". Przekaz ten jest manipulacją - w rzeczywistości planowane zmiany mają uniemożliwić to, by wszyscy Ukraińcy mogli uzyskiwać karty pobytu i pozostawać u nas trzy lata.

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

Źródło:
Konkret24

Ponad milionowe zasięgi generuje w polskiej sieci przekaz, że od początku lipca nie będzie można w Niemczech w weekendy jeździć samochodami osobowymi. Powodem ma być troska o środowisko. Uspokajamy: nie ma takich planów.

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

Źródło:
Konkret24

Czy Amerykański Czerwony Krzyż nie przyjmuje krwi od osób zaszczepionych przeciw COVID-19? Taką teorię, na podstawie pytań z formularza tej organizacji, wysnuli polscy internauci. Kwestionariusz jest prawdziwy, teoria już nie.

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Źródło:
Konkret24

Internauci i serwisy internetowe podają przekaz, że polskie wojsko wysyła pracującym pierwsze powołania - że dostają "pracownicze przydziały mobilizacyjne". Wyjaśniamy, o co chodzi.

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Sceptycy pandemii COVID-19 i przeciwnicy wprowadzonych wtedy obostrzeń szerzą ostatnio narrację, jakoby "niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii". Wiele wpisów z taką informacją krąży po Facebooku i w serwisie X. Nie jest to jednak prawda.

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

Źródło:
Konkret24

W sieci pojawiły się dramatyczny zbiór nagrań, rzekomo z potężnej burzy, która przeszła nad Dubajem. Niektóre z nich nie mają jednak nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Wyjaśniamy.

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Źródło:
Konkret24

Posłanka PiS Joanna Lichocka zaalarmowała swoich odbiorców, że we Wrocławiu powstał "ruchomy meczet". W poście nawiązała do kwestii nielegalnych migrantów, Donalda Tuska i Unii Europejskiej. Posłanka mija się z prawdą. Pokazujemy, co rzeczywiście stoi przy Stadionie Olimpijskim w stolicy Dolnego Śląska.

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

Źródło:
Konkret24

"Głosują, jak im patroni z Niemiec każą", "lista hańby europosłów", "komu podziękować za pakiet migracyjny" - z takimi komentarzami rozsyłane jest w sieci zestawienie mające pokazywać, jak 25 polskich europosłów rzekomo głosowało "w sprawie pakietu migracyjnego". Tylko że grafika zawiera błędy i nie przedstawia, jak rzeczywiście ci europosłowie głosowali. Wyjaśniamy.

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

Źródło:
Konkret24