Ile węgla zużywają Chiny? Od kiedy Westerplatte należy do Polski? Jak długo trwa sojusz polsko-amerykański? Praca fact-checkera podczas kampanii wyborczej bywa wyzwaniem, bo nie zawsze fakty pomagają w rozumieniu przekazów kandydatów.
Kampania prezydencka rozkręca się coraz bardziej, kandydaci spotykają się już z mieszkańcami różnych miast, próbując ich przekonać do własnej osoby, swoich podglądów i wizji. Niektóre z wystąpień są zawczasu przygotowane, a niektóre wypowiedzi bardziej spontaniczne, szczególnie te padające w dyskusjach z wyborcami. W Konkret24 analizujemy i sprawdzamy tezy głównych graczy w tym prezydenckim wyścigu.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości Karol Nawrocki na swoich spotkaniach w terenie nieustannie podkreśla, że ma wykształcenie historyczne, odwołuje się do faktów z historii, ale mówi też oczywiście o gospodarce i polityce współczesnej. Chętnie powtarza na przykład, że jest ścigany przez Rosję jako szef Instytutu Pamięci Narodowej za niszczenie pomników sowieckich - co jest prawdą. Jednym z głównych tematów jego kampanii jest kwestia przyjmowania migrantów - ale tu bywa, że z prawdą się mija, jak na przykład forsując przekaz o Centrach Integracji Cudzoziemców mających powstać "dla nielegalnych migrantów", czy opowiadając o założeniach paktu migracyjnego.
Są też i takie wypowiedzi Karola Nawrockiego, które fact-checkera stawiają w trudnej sytuacji, bo określenie "weryfikacja" jakoś do nich nie pasuje. W ferworze przemawiania można bowiem wejść w obszary, gdzie bardziej niż fakty liczy się wyobraźnia. Spróbujmy się przyjrzeć takim tezom.
"Chiny zużywają o 30 procent więcej węgla, niż wynosi światowe wydobycie"
Tak na przykład na spotkaniu 18 stycznia z mieszkańcami Białogardu w województwie zachodniopomorskim Karol Nawrocki opowiadał o transformacji klimatycznej i Zielonym Ładzie oraz o jego szkodliwości dla polskiej gospodarki. I w pewnym momencie oświadczył:
Nie wiem, czy państwo zdajecie sobie z tego sprawę, że Chiny zużywają o 30 procent więcej węgla, niż wynosi światowe wydobycie.
W pierwszej chwili można by pomyśleć, że kandydat się pomylił, ponieważ to niemożliwe, by Chiny zużywały więcej węgla, niż na całym świecie się go wydobywa. Chwilę potem jednak Karol Nawrocki powtórzył, że Chińczycy o "30 procent więcej wykorzystują, niż wynosi światowe wydobycie węgla".
Ze względu na oczywistą nieprawdę ta wypowiedź szybko trafiła do mediów społecznościowych; internauci reagowali śmiechem lub zdziwieniem. "Zastanawia mnie skąd ta nadwyżka ponad 100 procent się bierze? Na naszych oczach powstaje nowa matematyka..."; "Nie myślałam, że mnie Nawrocki może czymś zaskoczyć, ale… Cały czas nie mogę rozkminić, jak te Chiny zużywają 30 procent więcej węgla niż wynosi światowe wydobycie"; "Nie wiem czy wiecie ale Karol Nawrocki właśnie poinformował, że Chiny zużywają o 30 procent więcej węgla niż wynosi światowe jego wydobycie. Jak myślicie, skąd importują?" - zastanawiali się internauci, w tym politycy partii koalicyjnych (pisownia postów oryginalna).
Kandydat PiS nie podał źródła danych. Nie da się ich zweryfikować, bo samo stwierdzenie jest po prostu nielogiczne. Najprawdopodobniej Karol Nawrocki pomylił pojęcia, ponieważ w sieci można znaleźć dane o Chinach, węglu i 30 procentach - ale pokazują co innego: w 2024 roku Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) podała, że Chiny zużywają o 30 proc. więcej węgla niż reszta świata razem wzięta. Nie oznacza to jednak, że zużycie tego surowca w Chinach jest większe niż światowe wydobycie, rzecz jasna.
"Sprawiłem, że Westerplatte stało się częścią państwa polskiego"
Na spotkaniu z mieszkańcami Makowa Mazowieckiego 18 lutego Karol Nawrocki mówił m.in., że Polacy potrzebują dziś prezydenta, "który wywiązywał się ze swoich obietnic, gdy służył państwu polskiemu". I wówczas powiedział z dumą:
Gdy byłem dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, to nie patrzyłem na hejt, na atak na moją osobę - tylko sprawiłem, że Westerplatte stało się częścią państwa polskiego.
Nawrocki był dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w latach 2017-2021. Teraz oświadcza nagle, że do tego czasu Westerplatte - ważny historycznie gdański półwysep - nie było częścią Polski. To o tyle zaskakujące, że Muzeum II Wojny Światowej w 2024 roku zorganizowało "Obchody 100. rocznicy uzyskania praw Polski do Westerplatte"...
Na stronie muzeum czytamy: "Decyzją Rady Ligi Narodów teren ten został oficjalnie przyznany Polsce 14 marca 1924 roku". Na mocy tej decyzji w latach 1926-1939 na półwyspie funkcjonowała Wojskowa Składnica Tranzytowa, która była polską eksklawą, czyli częścią Polski oddzieloną od głównego terytorium kraju przez Wolne Miasto Gdańsk. Dlatego właśnie Niemcy, atakując Westerplatte we wrześniu 1939 roku, de facto zaatakowali Polskę.
Po drugiej wojnie Westerplatte wraz z całym Gdańskiem ostatecznie włączono do Polski. Dlaczego teraz więc kandydat PiS uważa, że to dopiero on sprawił, iż półwysep "stał się częścią państwa polskiego"? Otóż w tle jest trwająca do dzisiaj dyskusja polityczna i prawna.
Jak wyjaśniał "Dziennik Bałtycki", po transformacji ustrojowej w latach 90. teren był podzielony między różnych właścicieli, m.in. port, wojsko i prywatnych przedsiębiorców. Miejsca pamięci, w tym Pomnik Obrońców Wybrzeża, należały natomiast do gdańskiego samorządu. W 2019 roku rząd PiS przygotował specustawę o Westerplatte, na mocy której wszystkie te tereny przekazano Muzeum II Wojny Światowej - którym kierował wtedy Karol Nawrocki. Zdaniem posłów PiS - m.in. Jarosława Sellina - Westerplatte stało się państwowe w sierpniu 2020 roku, kiedy to wojewoda pomorski z PiS wydał zezwolenie na budowę muzeum tego miejsca.
W lipcu 2021 roku Karol Nawrocki przestał kierować Muzeum II Wojny Światowej, zostając szefem Instytutu Pamięci Narodowej, a już po jego odejściu Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że przekazanie Westerplatte państwu było bezprawne - tym samym teren wraca na własność samorządu. Od tego czasu miasto Gdańsk miało swoje ekspertyzy prawne, z których wynika, że teren półwyspu należy do samorządu - a Muzeum II Wojny Światowej miało swoje, poświadczające, że posiadaczem nieruchomości na Westerplatte pozostaje państwo.
Ostatecznie w maju 2024 roku wojewoda pomorski zobowiązał Muzeum II Wojny Światowej do wypłacenia miastu prawie 14 mln zł odszkodowania za działkę na Westerplatte. Ma to zakończyć spór o półwysep.
Spór o własność działek i nieruchomości na Westerplatte nie zmienia jednak faktu, że półwysep jest częścią Polski nieprzerwanie od zakończenia drugiej wojny światowej.
Sojusz Polski z USA "trwa od trzystu lat"
Z kolei na spotkaniu z mieszkańcami Piły w województwie wielkopolskim 15 lutego Karol Nawrocki mówił o swoich poglądach na sojusze międzynarodowe, w tym NATO oraz dwustronne relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Wtedy powiedział:
Nasze relacje międzynarodowe powinny być zbudowane oczywiście o sojusz, który trwa od trzystu lat. To jest sojusz wartości, (...) sojusz wolności, demokracji ze Stanami Zjednoczonymi.
Przypomnijmy najpierw fakty historyczne: trzysta lat temu - czyli w roku 1725 - Królestwo Polskie było częścią Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Na kontynencie amerykańskim nie było jeszcze Stanów Zjednoczonych - te powstaną dopiero w 1776 roku. Wówczas na terenie Ameryki Północnej były tylko kolonie: brytyjskie i hiszpańskie. Tak więc teza o trzystuletnim sojuszu między Polską a USA - w końcu o sojusz państw Nawrockiemu chodziło - wymaga głębszej analizy, bo fakty nie pomagają.
Poprosiliśmy o pomoc Rafała Michalskiego, publicystę i amerykanistę. W rozmowie z Konkret24 przyznaje, że "nie można powiedzieć, że kolonia Virginia czy jakakolwiek inna kolonia prowadziła politykę zagraniczną wobec Polski". Ale podsuwa pewne tropy - otóż odnosząc się do słów Nawrockiego, Michalski mówi, że "trzeba by przyjąć jakąś definicję sojuszu". - Ja bym wyróżnił trzy: duchowy, formalny i polityczny. Jeżeli chodzi o sojusz duchowy, prawdą jest, że amerykańska klasa polityczna utożsamiała się z Polakami podczas zaborów. Dlatego że gdy sami Amerykanie walczyli o swoją wolność i uwolnienie spod tego jarzma brytyjskiego, wielokrotnie odwoływali się do przypadku polskiego, który był analogiczny. Widzimy to chociażby w postaci Tadeusza Kościuszki czy Kazimierza Pułaskiego. Problem jest taki, że poza wzmiankami w prasie do lat sześćdziesiątych XIX wieku, to nic tutaj się wielkiego nie robi. Po prostu Amerykanie się z Polakami utożsamiają - dodaje.
Rafał Michalski zaznacza, że oczywiście w odniesieniu do tamtych czasów nie może chodzić o sojusz państwowy między Polską a USA. W tym kontekście amerykanista wymienia dwie, znacznie bliższe daty - 1919 i 1980 rok - bardziej skłaniając się ku tej drugiej. - Jeżeli chodzi o sojusz formalny, jest on datowany na 1919 rok, kiedy Polska odzyskała niepodległość i Stany Zjednoczone nawiązały z nią stosunki dyplomatyczne. Tylko problem jest taki, że wtedy Stany Zjednoczone uznają Polaków, ale nie budują żadnej polityki względem naszego państwa... - przypomina Michalski. - Więc ja powiedziałbym, że taki aktywny sojusz polityczny to jest dopiero rok 1980. To jest moment, gdy Ronald Reagan we współpracy z CIA organizuje, wspomaga ruch Solidarności w naszym kraju. Wreszcie Stany Zjednoczone zaczynają prowadzić politykę wobec Polski, a nie wobec Związku Radzieckiego lub całego bloku sowieckiego - tłumaczy.
Michalski sam zastanawia się więc, skąd w wypowiedzi Karola Nawrockiego mogło się wziąć owo trzysta lat sojuszu polsko-amerykańskiego. - Może kandydat na prezydenta bardzo romantycznie popatrzył sobie na Kościuszkę, na Pułaskiego, bardzo romantycznie sobie popatrzył na te artykuły o polskiej sytuacji na początku XIX wieku? Zresztą wyszło przez ostatnie lata kilka książek o polskiej Polonii... No, ale cóż, jeżeli mówimy o realnym sojuszu, czyli współpracy politycznej pomiędzy państwami, przed 1980 rokiem moim zdaniem czegoś takiego nie było - konkluduje Michalski.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Tytus Żmijewski/PAP