Zaostrzanie się konfliktu między Polską a Unią Europejską w 2021 roku dotyczyło przede wszystkim kwestii praworządności w naszym kraju. Premier Mateusz Morawiecki, broniąc publicznie polityki rządu Zjednoczonej Prawicy, używał argumentów nieprawdziwych i błędnych - również na forum międzynarodowym. Przedstawiamy kolejny odcinek naszego cyklu.
Reformy polskiego sądownictwa, niewykonywanie wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiego, a w końcu wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 7 października w sprawie wyższości polskiej konstytucji nad prawem unijnym doprowadziły do tego, że 19 października odbyła się w Parlamencie Europejskim debata o praworządności w Polsce. Przemawiając tam, Mateusz Morawiecki atakował Unię za "używanie języka szantażu finansowego", powtarzając te same fałszywe argumenty, które przytaczał wcześniej w polskiej debacie publicznej – m.in. o nieprzekazaniu UE kompetencji reformowania wymiaru sprawiedliwości w państwach czy o wyroku "napisanym na polityczne życzenie" za rządów PO-PSL. Całą tę fałszywą narrację PiS, tworzoną na potrzeby walki z UE, opisywaliśmy szeroko w Konkret24. Premier Morawiecki często ją bowiem stosował.
Fałszywych argumentów używał także wtedy, gdy uzasadniał próbę wprowadzenia w Polsce daniny od reklam, sposób wyboru neo-KRS czy nieprzyjmowanie wniosków o status uchodźcy od migrantów na polsko-białoruskiej granicy. W kolejnej części naszego cyklu przedstawiamy weryfikacje publicznych wypowiedzi premiera Morawieckiego z 2021 roku.
Część IV cyklu: wypowiedzi Mateusza Morawieckiego z 2021 roku
Fałsz: "My mamy procedurę Krajowej Rady Sądownictwa, która jest zresztą niemalże tożsama do hiszpańskiej"
Konferencja prasowa w Modlinie, 15 lipca 2021 roku
WERYFIKACJA: Stałym przekazem rządu Zjednoczonej Prawicy w odpowiedzi na zarzuty o upolitycznienie Krajowej Rady Sądownictwa jest twierdzenie, że w innych europejskich krajach podobnie lub nawet identycznie powoływani są jej członkowie. Lubują się w tym szczególnie przedstawiciele Solidarnej Polski. 15 lipca 2021 roku, na pikniku w Modlinie promującym akcję #DobryKierowca, na konferencji prasowej zapytano premiera o ogłoszony tego dnia wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej mówiący o tym, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce jest niezgodny z unijnym prawem. Mateusz Morawiecki oznajmił wówczas: "My mamy procedurę Krajowej Rady Sądownictwa, która jest zresztą niemalże tożsama do hiszpańskiej".
Otóż nie jest tożsama. Jak wyjaśnialiśmy w listopadzie 2020 roku, procedury wyborów polskiej KRS i jej hiszpańskiego odpowiednika: Rady Głównej Władzy Sądowniczej (Consejo General de Poder Judicial, CGPJ) są podobne - ale w kluczowych momentach się różnią.
Zasadniczą różnicą jest to, że hiszpańscy politycy nie mają wpływu na przedstawioną listę sędziów, nad którą głosują. W Polsce przeciwnie: marszałek Sejmu, kluby poselskie, komisja sejmowa kolejno decydują, który z sędziów może być kandydatem w głosowaniu.
Inną ważną różnicą jest też to, że w Polsce, jeśli Sejm nie dokona wyboru większością 3/5 głosów, członkowie KRS są wybierani bezwzględną większością. W Hiszpanii tak nie jest, co wymaga osiągnięcia politycznego porozumienia ponad podziałami. Ponadto tam 20 członków CGPJ wybierają obie izby parlamentu – połowę Kongres Deputowanych, a połowę Senat. W Polsce - tylko Sejm.
W Hiszpanii politycy nie zasiadają w KRS. A w Polsce, oprócz sędziów, mamy sześciu parlamentarzystów, ministra sprawiedliwości i osobę wybraną przez prezydenta (może być sędzią).
W Hiszpanii kandydata na członka CGPJ obowiązują kryteria merytoryczne (wykształcenie, umiejętności, publikacje, ocena pracy zawodowej) i zdolność do sprawowania obowiązków członka Rady w znaczeniu predyspozycji osobistych, zaangażowania na rzecz sądownictwa oraz posiadania planu działań i rozwoju sądownictwa. W Polsce kandydat nie musi spełniać żadnych tego typu kryteriów.
fałsz
Fałsz. Morawiecki o podwyżkach dla polityków: jak dla "każdej innej grupy zawodowej"
Konferencja prasowa we Wrocławiu, 31 lipca 2021 roku
WERYFIKACJA: Z początkiem sierpnia 2021 roku weszło w życie rozporządzenie prezydenta zmieniające rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad wynagradzania osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Na jego podstawie znaczne podwyżki dostały najważniejsze osoby w państwie – m.in. premier i wszyscy członkowie rządu, marszałkowie Sejmu i Senatu, posłowie, senatorowie.Sprawa była szeroko dyskutowana. Do podwyżek dla rządzących odniósł się 31 lipca na konferencji prasowej we Wrocławiu premier Mateusz Morawiecki. Stwierdził wówczas, że "Ten wzrost zakładany wynagrodzeń (...) jest taki jak w ostatnich pięciu latach średni wzrost wynagrodzeń w gospodarce narodowej, średni wzrost wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, usługach, w różnych sektorach gospodarki". A potem podkreślił: "Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego - tylko potraktowanie parlamentarzystów tak jak każdej innej grupy zawodowej".Z naszej analizy wynika, że dane nie potwierdzały słów premiera. Politycy otrzymali wówczas podwyżki od 52 proc. w przypadku parlamentarzystów pobierających diety do 75 proc. w przypadku marszałków Sejmu i Senatu. Tymczasem według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2016 roku wynagrodzenie w gospodarce narodowej wynosiło 4047,21 zł brutto, a w roku 2020 - 5167,47 zł. To znaczy, że w ciągu pięciu lat przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrosło o 27,7 proc. - czyli dużo mniej, niż wynosiły podwyżki parlamentarzystów i członków rządu.Sprawdziliśmy też dane GUS dotyczące przeciętnych wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw. GUS podaje je raz na kwartał. I tak: przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (włącznie z wypłatami z zysku) w drugim kwartale 2016 roku wynosiło 4246,21 zł, natomiast w drugim kwartale 2021 roku – 5775,25 zł. Tak więc wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw w ciągu pięciu lat wyniósł 36 proc. – czyli znacznie mniej niż w przypadku wynagrodzeń polityków.Fałsz: "Ta opłata, jak pan ją nazwał, opłata solidarnościowa ma służyć właśnie temu, żeby (…) tworzyć lepsze warunki do rozwoju dla wolnych mediów. Chcę podkreślić, że jest to coś, co w Unii Europejskiej bardzo wiele krajów już wdrożyło"
Wywiad dla telewizji wPolsce, 3 lutego 2021 roku
WERYFIKACJA: Na początku lutego 2021 roku rząd poinformował o rozpoczęciu prekonsultacji dotyczących wprowadzenia tzw. składki reklamowej. Był to projekt z 1 lutego ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. Zakładał wprowadzenie "składek z tytułu reklamy" tradycyjnej i internetowej. 50 proc. z nich miało zasilić NFZ, 15 proc. - NFOZ, a 35 proc. - nowy fundusz, z którego mogłyby być finansowane np. media sprzyjające PiS. Nowa danina miała dotyczyć nadawców telewizyjnych, radiowych, wydawców prasy, właścicieli kin, firm reklamy zewnętrznej i firm internetowych. Projekt wywołał powszechny protest mediów pod hasłem "Media bez wyboru". Ale przedstawiciele rządu oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości tłumaczyli, że podobne rozwiązania już istnieją w wielu państwach.
"Chcę podkreślić, że jest to coś, co w Unii Europejskiej bardzo wiele krajów już wdrożyło" - powiedział premier Morawiecki podczas wywiadu w telewizji wPolsce (cytat za Polską Agencją Prasową). Austria, Francja, Grecja, Węgry – na te państwa powoływał się polski rząd, uzasadniając wprowadzenie opłaty od reklam w tradycyjnych mediach i internecie. Jak wówczas sprawdzaliśmy i opisaliśmy, skonstruowana w ten sposób opłata od reklam nie obowiązuje w żadnym kraju. Branżowi eksperci wyjaśniali, że przedstawiciele polskiego rządu wprowadzali opinię publiczną w błąd, mówiąc, że proponują wprowadzenie podatku dla gigantów cyfrowych. Bo ten podatek - czyli od reklamy internetowej oraz działalności cyfrowej (Digital Service Tax, DST) - był od lat dyskutowany w państwach Unii Europejskiej, a rozmowy dotyczyły opodatkowania wyłącznie usług cyfrowych, a nie reklamy konwencjonalnej. Natomiast polski rząd chciał połączyć oba rodzaje opłat w jednej ustawie.
Rządowy projekt uderzał przede wszystkim w media tradycyjne, media lokalne, które miały być de facto wyżej opodatkowane niż międzynarodowe koncerny. Takiej sytuacji nie ma nigdzie w Europie.
Manipulacja: "Nigdzie w traktatach kompetencje reformowania wymiaru sprawiedliwości nigdy nie zostały przekazane przez państwa członkowskie"
Konferencja prasowa w Modlinie, 15 lipca 2021 roku
WERYFIKACJA: W połowie lipca 2021 roku Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie w sprawie wykonywania środków tymczasowych Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które dotyczą funkcjonowania sądownictwa w Polsce. TK ogłosił, że jest to niezgodne z konstytucją. Pytanie do Trybunału skierowała Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Przedmiotem pytania była "ocena zgodności z Konstytucją RP przepisów Traktatu o UE oraz Traktatu o funkcjonowaniu UE w zakresie zobowiązania państwa członkowskiego przez TSUE do wykonania środków tymczasowych w sprawach dotyczących ustroju i funkcjonowania konstytucyjnych organów władzy sądowniczej". Orzeczenie TK skomentował następnego dnia premier. "Nigdzie w traktatach kompetencje reformowania wymiaru sprawiedliwości nigdy nie zostały przekazane przez państwa członkowskie" – powiedział. Był to wówczas i nadal jest jeden z głównych przekazów polskich władz w sporze o praworządność prowadzonym z Komisją Europejską.
Tylko że takie przedstawienie sprawy jest manipulacją - bo wcale nie chodzi o przekazanie kompetencji. Tę narrację zastosowali rządzący, by sprowadzić dyskusję na inny tor. Tymczasem żadnych kompetencji państwa członkowskie nie musiały w ogóle przekazywać. Otóż linia orzecznicza TSUE jest taka, że nie wypowiada się on na temat ustroju sądownictwa w krajach UE, wskazując, że to sprawa państw członkowskich. TSUE bada natomiast i pilnuje standardu bezstronności i niezawisłości, który musi być zagwarantowany w każdym państwie członkowskim, żeby Unia Europejska jako organizacja mogła działać prawidłowo.
W 2021 roku w rozmowie z Konkret24 dr hab. Piotr Bogdanowicz wyjaśniał, że zgodnie z wykładnią TSUE to kraje członkowskie mają kompetencję w zakresie np. powoływania sędziów - ale przy wykonywaniu takich kompetencji nie mogą naruszać prawa Unii Europejskiej. "TSUE nie rości sobie prawa do kształtowania ustroju sądowego państw członkowskich, ale ma prawo badać, czy w danym systemie spełnione są traktatowe wymogi niezawisłości sędziów i niezależności sądownictwa" – tłumaczył z kolei serwis OKO.press. Jako przykład podał wyrok TSUE z 2018 roku w sprawie obniżenia uposażenia portugalskich sędziów: trybunał badał, czy taki krok nie narusza ich niezawisłości.
TSUE orzekł wówczas, że "sądy te pełnią więc we współpracy z Trybunałem wspólne zadania, służące zapewnieniu poszanowania prawa w wykładni i stosowaniu traktatów. Państwa członkowskie są zatem zobowiązane – między innymi zgodnie z zasadą lojalnej współpracy wyrażoną w art. 4 ust. 3 akapit pierwszy Traktatu – zapewnić na swym terytorium stosowanie i poszanowanie prawa Unii. Samo istnienie skutecznej kontroli sądowej służącej zapewnieniu poszanowania prawa Unii jest nieodłączną cechą państwa prawa".
Fałsz: "Podobne orzeczenia [sądów konstytucyjnych o zgodności traktatów UE z konstytucjami] były przecież wydawane we Francji, w Danii, w Niemczech, we Włoszech, w Czechach, w Hiszpanii czy w Rumunii"
Facebook, 10 października 2021 roku
WERYFIKACJA: W październiku 2021 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł w sprawie zainicjowanej wnioskiem premiera Morawieckiego dotyczącym zgodności z Konstytucją RP niektórych z przepisów Traktatu o Unii Europejskiej. Zarzuty zawarte w liczącym blisko 130 stron wniosku premiera sprowadzały się m.in. do pytania o zgodność z polską konstytucją zasady pierwszeństwa prawa Unii Europejskiej oraz zasady lojalnej współpracy Unii i państw członkowskich.
Sędziowie trybunału, przy dwóch zdaniach odrębnych, stwierdzili, że unijne przepisy, które działają poza zakresem kompetencji przekazanych przez Polskę Unii, są niezgodne z Konstytucją RP. Zdaniem trybunału niezgodne z konstytucją są również przepisy Traktatu o Unii Europejskiej uprawniające sądy krajowe do kontroli legalności powołania sędziego. Opozycja i część opinii publicznej uznała ten wyrok TK za wstęp do wyjścia Polski z Unii Europejskiej. Jednak głównym przekazem strony rządowej było to, że Trybunał orzekł tak samo lub podobnie jak orzekały już trybunały konstytucyjne lub ich odpowiedniki w innych krajach Europy.
"Polexit to fake news. To szkodliwy mit, którym opozycja zastępuje swój brak pomysłu na odpowiednią pozycję Polski w Europie. Takich metod używa się wtedy, gdy żyje się złudzeniami zamiast faktami. Gdy chce się oszukać siebie i innych. Podobne orzeczenia były przecież wydawane we Francji, w Danii, w Niemczech, we Włoszech, w Czechach, w Hiszpanii czy w Rumunii" – napisał w dniu wyroku premier na Facebooku. 26 sędziów Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku napisało list, w którym informowali, że wyrok i jego ustne uzasadnienie zawierają "wiele fałszywych stwierdzeń" - w tym to, że "sądy konstytucyjne innych państw członkowskich w sprawach relacji między prawem krajowym a prawem unijnym wydawały wyroki podobne do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2021 r.".
Prawnicy, z którymi wówczas rozmawialiśmy, również to podkreślali. Zwracali uwagę na podstawową różnicę między orzeczeniami z innych krajów a orzeczeniem polskim: polski TK jako niezgodne z konstytucją uznał fundamenty, na których funkcjonuje cała Unia Europejska. Nie zostawił żadnego pola do zażegnania sporu z Komisją Europejską, poszedł w swym orzecznictwie bardzo szeroko. Ponadto orzeczenia z innych krajów dotyczyły konkretnych, jednostkowych spraw – podczas gdy orzeczenie TK szeroko podważa zasady pierwszeństwa Unii Europejskiej. Trybunały innych państw europejskich w ogóle nie zajmowały się fundamentami funkcjonowania Unii. Szeroko kwestię tę wyjaśnialiśmy w Konkret24.
Prawnicy ocenili, że wniosek premiera do TK ma charakter abstrakcyjny, zaś opisany przez niego konflikt norm jest pozorny.
Fałsz: "Słynna jest sprawa z czasów rządów pana Tuska, kiedy wykonany został telefon do sędziego sądu okręgowego, który w taki sposób zareagował na ten telefon, żeby napisać wyrok de facto na życzenie"
Parlament Europejski, 19 października 2021 roku
WERYFIKACJA: Podczas debaty w Parlamencie Europejskim premier Morawiecki odpierał zarzuty polityków polskiej opozycji dotyczące wymiaru sprawiedliwości i pisania wyroków na polityczne życzenie. Jako argumentu użył historii sprzed dziewięciu lat. "Słynna jest sprawa z czasów rządów pana Tuska, kiedy wykonany został telefon do sędziego sądu okręgowego, który w taki sposób zareagował na ten telefon, żeby napisać wyrok de facto na życzenie" – mówił.
Chodzi o zdarzenie z 2012 roku. Ówczesny prezes Sądu Okręgowego Ryszard Milewski padł ofiarą prowokacji. Uwierzył, że dzwoni do niego osoba z kancelarii ówczesnego premiera Donalda Tuska, podczas gdy był to dziennikarz, który rozmowę potem opublikował. W jej trakcie Milewski zgodził się na ustalenie dogodnego dla Tuska terminu rozprawy i gotowość do oddelegowania sędziów na spotkanie z nim, by zapoznać go ze sprawą Amber Gold. Sędzia poniósł za to konsekwencje. Stracił stanowisko prezesa i został dyscyplinarnie przeniesiono do sądu w Białymstoku.
Zatem rozmowa nie dotyczyła wyroku, jak twierdził premier.
Manipulacja: "Rząd dotrzymuje słowa. W ostatnich pięciu latach sieć dróg ekspresowych i autostrad powiększyła się o 40 procent"
Konferencja prasowa w Miszewie, 16 kwietnia 2021 roku
WERYFIKACJA: Po podpisaniu w Miszewie umowy na budowę dwóch odcinków Obwodnicy Metropolii Trójmiasta S6 tego samego dnia premier Morawiecki napisał na Facebooku: "W ostatnich pięciu latach sieć dróg ekspresowych i autostrad powiększyła się o 40 proc. Rząd dotrzymuje słowa".
Procentowa wartość była prawdziwa. Z danych Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad wynika, że na koniec 2020 roku w kraju było użytkowanych 1712 km autostrad i 2557 km dróg ekspresowych - łącznie: 4269 km nowoczesnych dróg szybkiego ruchu. Pod koniec 2015 roku (od połowy listopada rządził już PiS) autostrad było 1557 km, a dróg ekspresowych - 1463 km, w sumie 3021 km. Sieć dróg szybkiego ruchu powiększyła się o dokładnie 41,3 proc.
Jednak czy prawdą było zdanie Morawieckiego, że "rząd dotrzymuje słowa"? Jak wówczas sprawdziliśmy w rocznych "Sprawozdaniach z wykonania planu działalności Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad", plany to jedno, a realizacja - drugie.
Tylko w 2016 roku przekroczono - do 123 proc. - zakładany plan budowy: miało powstać 111,8 km takich dróg, a oddano do użytku ponad 137 km. W kolejnych latach realizacja budowy autostrad i dróg ekspresowych była poniżej planu. W 2017 roku wykonano 92 proc. zakładanych inwestycji, w 2018 roku – 72 proc., w 2019 roku - 87 proc. planu. Wtedy zakładano, jak wynika ze sprawozdania, że kierowcy będą mieli do dyspozycji 468 km nowych autostrad i dróg ekspresowych - lecz oddano do użytku 409 km. W 2020 roku planowano oddanie do użytku 109 km autostrad i dróg ekspresowych – udało się oddać 95 km.
Fałsz: "Realny wzrost wynagrodzeń w Polsce najwyższy wśród 37 krajów OECD"
Spotkanie z mieszkańcami Trzebnicy, 26 czerwca 2021 roku
WERYFIKACJA: Wiosną 2021 roku rząd prowadził kampanię, by przekonać Polaków do rozwiązań, które znalazły się w nowym programie społeczno-gospodarczym PiS pod nazwą Polski Ład. W ramach tej kampanii 26 czerwca premier Morawiecki spotkał się z mieszkańcami Trzebnicy na Dolnym Śląsku. Powiedział tam m.in. (cytat za Polską Agencją Prasową): "Przez pięć lat naszych rządów realny wzrost wynagrodzeń w Polsce był najwyższy wśród 37 krajów OECD, nie tylko krajów Unii Europejskiej".
W skład OECD - Organisation for Economic Cooperation and Development (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) - wchodzi 37 najbardziej gospodarczo rozwiniętych państw świata. Celem jest współdziałanie na rzecz równomiernego rozwoju gospodarczego i promowanie rozwoju handlu światowego. Jednym z dwóch kryteriów przyjętych przez organizację do wyliczania wskaźnika średniego wynagrodzenia jest wysokość wynagrodzenia wyrażona w dolarach amerykańskich według parytetu siły nabywczej w cenach stałych.
Te słowa premiera sprawdzaliśmy 30 czerwca 2021 roku. Dostępne wówczas dane wskazywały, że według tak liczonego średniego wynagrodzenia w latach 2015-2019 jego wzrost był w Polsce najwyższy wśród 35 państw OECD (w tych danych nie było Kolumbii i Turcji) - i wyniósł 24,6 proc. Dane zaktualizowane pokazują, że najwyższy wzrost był na Litwie – 25,2 proc. Jak tłumaczył wówczas dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, ten wysoki wzrost średnich wynagrodzeń był efektem dobrej koniunktury gospodarczej - zarówno w Polsce, jak i w całej Unii Europejskiej.
Jednak premier mówił o "realnym wzroście wynagrodzeń" – a ta statystyka, jeśli zestawimy kraje OECD według wzrostu wynagrodzeń w ich rodzimej walucie (bo to jest bardziej realny wzrost), wyglądała inaczej. Otóż na pierwszym miejscu była Estonia - ze wzrostem 36,7 proc., a Polska była na piątym – ze wzrostem 31,5 proc. Doktor Dudek zauważył wtedy w komentarzu dla Konkret24, że wraz ze wzrostem wynagrodzeń rośnie inflacja, a spada stopa inwestycji - w 2022 roku skutki tego właśnie obserwujemy.
Manipulacja: "Proszę porównać nasze wydatki z rządowego funduszu dróg lokalnych do wydatków Platformy Obywatelskiej nawet z ośmiu lat. Bierzemy średnią z ośmiu lat. Wychodzi jakieś 500-600 milionów rocznie. I weźmy średnioroczne wydatki naszego rządu. To jest cztery do sześć miliardów. (…) Nawet jak weźmiemy to 500 milionów do czterech miliardów, to na dobrą sprawę widać wyraźnie, że ta różnica jest 8, 9, 10-krotna - w zależności od tego, który rok do którego roku porównujemy"
Konferencja prasowa w KPRM, 26 października 2021 roku
WERYFIKACJA: Na wspólnej konferencji z samorządowcami premier Mateusz Morawiecki został zapytany o przykłady najpilniejszych inwestycji realizowanych przez rząd we współpracy z samorządami. Wymienił wówczas rządowy fundusz dróg lokalnych. Od 2008 do 2015 roku, czyli za rządów PO-PSL, funkcjonował on pod nazwą Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych. Rząd PiS w 2016 roku przemianował go na Program Rozwoju Gminnej i Powiatowej Infrastruktury Drogowej, a następnie w 2018 roku powołał Fundusz Dróg Samorządowych. Premier zachęcał, by porównać wydatki z tych programów za rządów PO-PSL i Zjednoczonej Prawicy.
Jego wypowiedź można rozbić na trzy tezy. Pierwsza: że w ciągu ośmiu lat rządów PO-PSL wydawano średnio "jakieś 500-600 milionów rocznie". To zaniżona wartość. W rzeczywistości według danych Ministerstwa Infrastruktury w latach 2008-2015 wydano łącznie 5,4 mld zł - czyli średnio 675 mln zł rocznie.
Druga: że rząd PiS na realizację swoich programów dróg lokalnych wydawał rocznie od 4 do 6 mld zł. Nie potwierdzają tego dane przesłane nam przez Ministerstwo Infrastruktury. Najmniej wydawano od 2016 do 2018 roku: rocznie 800 mln zł. Najwięcej wydano w 2019 roku - ale było to 4,5 mld zł, a nie 6 mld, jak sugerował premier. W latach 2020 i 2021 wydawano kolejno 2,74 mld i 2,76 mld zł. Wspominane przez Morawieckiego "średnioroczne wydatki naszego rządu" nie wahały się więc między 4 a 6 mld zł, tylko między 800 mln a 4,5 mld zł. Średnio w latach 2015-2021 rząd na drogi lokalne wydawał 2,1 mld zł.
Trzecia teza dotyczy porównania wydatków w konkretnych latach rządów PO-PSL i obecnego –jak sprawdziliśmy, były takie lata (nie wszystkie), gdy różnica między wydatkami była dziewięciokrotna (2013 rok - 500 mld zł vs 2019 rok - 4,5 mld zł).
Manipulacja: "Szczepionka [na COVID-19], której ciągle mamy za mało, ponieważ Komisja Europejska w niewłaściwy sposób negocjowała z dostawcami z całego świata"
Katowice, 18 lutego 2021
WERYFIKACJA: Podczas wizyty w hali Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach, gdzie zorganizowano szpital tymczasowy i punkt szczepień przeciw COVID-19, premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że podstawową nadzieją na pokonanie pandemii jest szczepionka. Dodał jednak, że "ciągle mamy jej za mało, ponieważ Komisja Europejska w niewłaściwy sposób negocjowała z dostawcami z całego świata". Premier tłumaczył w ten sposób niedobory szczepionek spowodowane m.in. ograniczonymi w styczniu 2021 roku dostawami preparatów firm Pfizer i Moderna.
Teza o umowach źle wynegocjowanych przez Komisję Europejską była nieprawdziwa, jak również zrzucanie na nią winy, ponieważ unijni urzędnicy wszystkie decyzje negocjacyjne konsultowali z komitetem złożonym z przedstawicieli 27 krajów członkowskich - w tym Polski. Same negocjacje z koncernami prowadził natomiast zespół złożony z przedstawicieli KE oraz reprezentantów siedmiu państw. Jak informuje na swojej stronie Komisja Europejska, jednym z negocjatorów jest Polak - pracownik Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny oddelegowany przez rząd Mateusza Morawieckiego.
Wcześniej na posiedzeniu Rady Europejskiej w czerwcu 2020 roku Polska zgodziła się na wspólne negocjacje unijne w sprawie szczepionek - jako jeden z 27 krajów członkowskich. Jak informowała "Gazeta Wyborcza", w czasie trwania samych negocjacji Polska nie zgłaszała zastrzeżeń ani do ich przebiegu, ani do zapisów umów.
Zrzucanie winy na KE za zbyt małą liczbę szczepionek w Polsce było więc manipulacją, ponieważ decyzje negocjacyjne nie tylko były konsultowane z przedstawicielami Polski, ale dodatkowo Polak był w wąskim zespole negocjacyjnym.
Fałsz: "Gdyby migranci się chcieli ubiegać o status uchodźcy, to powinni to zrobić w pierwszym kraju, który jest sygnatariuszem konwencji genewskiej w zakresie właśnie praw uchodźczych, czyli na Białorusi"
Sejm, 6 września 2021 roku
WERYFIKACJA: Wobec rosnącej liczby uchodźców na granicy polsko-białoruskiej, podczas sejmowej debaty nad rozporządzeniem w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym, premier Mateusz Morawiecki twierdził, że nielegalni migranci powinni się ubiegać o status uchodźcy w pierwszym kraju-sygnatariuszu konwencji genewskiej, w którym się znaleźli. W tym przypadku byłaby to Białoruś.
Jak wyjaśniał portal Demagog.org.pl, wymienione przez premiera rozwiązanie zawarto w rozporządzeniu Rady Unii Europejskiej znanym jako Dublin III. Określono w nim zasady odpowiedzialności państw członkowskich za rozpatrywanie wniosków o azyl, w tym tę mówiącą, że jeśli imigrant dostał się na teren UE nielegalnie, odpowiedzialność za przyjęcie wniosku spada na kraj, do którego trafił w pierwszej kolejności. Jednak ten przepis nie dotyczy Białorusi, ponieważ nie jest ona krajem członkowskim UE, a tym samym nie jest sygnatariuszem rozporządzenia Dublin III.
Prawdą jest, że Białoruś podpisała konwencję genewską z 1951 roku. Nie ma w niej jednak przepisu o tym, że migranci powinni składać wnioski o azyl w pierwszym kraju-sygnatariuszu konwencji, w którym się znaleźli. Wręcz przeciwnie: w konwencji zapisano, że każda osoba powinna mieć możliwość wjazdu do kraju, w którym prosi o azyl. Może to być dowolny, wybrany przez migranta kraj, a nie wyłącznie ten, w którym znalazł się on w pierwszej kolejności. Tę wykładnię potwierdziło Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, którego przedstawiciele stwierdzili, że "każda osoba, która przebywając na granicy RP, zgłosi (...) zamiar przekroczenia granicy w celu ubiegania się o ochronę międzynarodową, powinna zostać wpuszczona na terytorium Polski". Biuro RPO potwierdziło, że wśród Afgańczyków znajdujących się w pobliżu granicy polsko-białoruskiej "były osoby deklarujące zamiar ubiegania się o ochronę międzynarodową na terytorium RP".
Ponadto warto dodać, że Europejski Trybunał Praw Człowieka w lipcu 2021 roku stwierdził, że Białoruś nie jest bezpiecznym krajem dla uchodźców ze względu na brak efektywnego systemu azylowego. Jak tłumaczył Demagog.org.pl, konwencja genewska nie pozwala na zawrócenie migrantów do państwa, w którym narażeni byliby na tortury bądź inne nieludzkie i poniżające traktowanie lub karanie. Twierdzenie premiera, że uchodźcy powinni składać wnioski o azyl w pierwszym kraju, w którym się znaleźli, nie znajduje więc potwierdzenia w konwencji genewskiej, na którą się powołał.
Jak powstał cykl "Nieprawdy premiera Morawieckiego"
Zespół Konkret24 zebrał i zweryfikował wypowiedzi Morawieckiego od momentu objęcia przez niego kierownictwa Rady Ministrów w grudniu 2017 roku. Oprócz twierdzeń wybranych przez nas - które uznaliśmy za istotne - sięgnęliśmy również do wystąpień, które już zostały ocenione jako nieprawda, fałsz lub manipulacja przez inne redakcje (m.in. OKO.press, "Gazetę Wyborczą", Onet.pl, Demagog.org.pl) i ponownie je weryfikowaliśmy. Tak powstał pięcioczęściowy cykl "Nieprawdy premiera Morawieckiego", w którym prezentujemy kilkadziesiąt nieprawdziwych wypowiedzi premiera – każda część cyklu obejmuje jeden rok jego kierowania rządem. Kolejne części publikujemy co tydzień w Konkret24 i na stronie głównej TVN24.pl.
Nie jest to lista zamknięta – na bieżąco sprawdzamy wystąpienia Mateusza Morawieckiego. Jednocześnie zachęcamy czytelników do kontaktu z nami i zgłaszania wypowiedzi premiera (ale też innych polityków) do weryfikacji. Można to zrobić zarówno przez formularz na stronie, jak i mailem na adres konkret24@tvn.pl.
Część I cyklu: Nieprawdy premiera Morawieckiego - wypowiedzi z 2018 roku
Część II cyklu: Nieprawdy premiera Morawieckiego - wypowiedzi z 2019 roku
Cześć III cyklu: Nieprawdy premiera Morawieckiego - wypowiedzi z 2020 roku
Autor: zespół Konkret24 / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock