Jedni są zdeklarowanymi przeciwnikami szczepień, inni wciąż jeszcze się wahają, czy przyjąć szczepionkę na COVID-19. Jedni i drudzy powtarzają te same przekazy. Oto dziesięć najpopularniejszych mitów na temat szczepień przeciw COVID-19.
Absolutnie nie jestem antyszczepionkowcem, ale... - takie słowa można usłyszeć podczas rozmów z osobami, które są sceptyczne wobec szczepień na COVID-19. Wiele osób, które jeszcze się nie zaszczepiły przeciw COVID-19, mówi, że mają wątpliwości co do: nietypowo szybko opracowanych szczepionek, ich skuteczności oraz ich wpływu na zdrowie teraz i w przyszłości.
W takich rozmowach powtarzane są tezy krążące w sieci od miesięcy - w różnych wersjach, a im bardziej znana (bądź wcześniej nieznana, ale dziś z racji głoszonych tez popularna) osoba je wygłasza, tym bardziej zapadają w pamięć. Zebraliśmy 10 najczęściej powtarzanych w ostatnich miesiącach mitów na temat szczepień przeciw COVID-19 - raz jeszcze wyjaśniając, dlaczego te twierdzenia nie są prawdziwe.
Mit 1: "szczepienia przeciw COVID-19 to eksperyment medyczny"
Wyjaśniając, dlaczego to nie jest prawda, przytaczamy najpierw odpowiedź Ministerstwa Zdrowia na pytanie Konkret24 w tej sprawie, która po prostu tłumaczy procedury: "Posługiwanie się terminem 'eksperyment leczniczy (medyczny)' oznacza konieczność spełnienia wymagań określonych w rozdziale 4 ustawy z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodzie lekarza i lekarza dentysty - w tym definicji, celu, zasad kierowania eksperymentem, zasad udziału w eksperymencie czy zawarciu umowy ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej na rzecz uczestnika oraz osoby, której skutki eksperymentu mogą bezpośrednio dotknąć".
Szczepionki zostały wprowadzone na rynek po uzyskaniu pozwolenia na dopuszczenie do obrotu od Europejskiej Agencji Leków (EMA). Ze względu na trwającą pandemię i zagrożenie zdrowia publicznego szczepionki zostały dopuszczone warunkowo, a procedury zostały skrócone. Lecz jakość, bezpieczeństwo i skuteczność szczepionek została udowodniona jak bywało poprzednio: na podstawie badań i procedur wymaganych przepisami prawa. Dlatego podawanie w ramach Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19 zarejestrowanych w ww. trybie szczepionek nie jest ani eksperymentem medycznym, ani badaniem klinicznym w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 5 grudnia 1996 roku o zawodzie lekarza i lekarza dentysty oraz ustawy z dnia 6 września 2001 roku Prawo farmaceutyczne.
"Ponadto eksperyment medyczny może być przeprowadzony wyłącznie po wyrażeniu pozytywnej opinii o projekcie przez niezależną komisję bioetyczną. Żadna z powyższych okoliczności nie zachodzi w przypadku prowadzenia szczepień w ramach Narodowego Programu Szczepień" - konkluduje resort.
W stanowisku Rzecznika Praw Pacjenta wydanym w maju czytamy: "Łączenie czy też utożsamianie warunkowego dopuszczenia do obrotu produktu leczniczego z eksperymentem medycznym jest całkowicie bezpodstawne. Być może wynika ono z fragmentarycznego odczytania obowiązujących przepisów prawa albo nieprawidłowego rozumienia obu terminów".
Jak wyjaśnia Rzecznik Praw Pacjenta: "Dopuszczenie do obrotu, także to warunkowe, oznacza pełną możliwość stosowania produktu leczniczego w zarejestrowanych wskazaniach. Użycie dopuszczonych na rynek produktów w leczeniu lub zapobieganiu chorób w ramach standardowych świadczeń zdrowotnych nie skutkuje udziałem w eksperymencie medycznym".
Warunkowe dopuszczenie leku do do obrotu nie jest zresztą niczym nowym - rzecznik przypomina, że to stosowany od lat mechanizm prawa unijnego, który "pozwala na rejestrację produktów leczniczych, gdy dostępne dane wynikające z badań klinicznych są mniej wyczerpujące niż wymagane przy standardowej procedurze dopuszczenia, ale wskazują na wyższość korzyści z jego stosowania od potencjalnego ryzyka". Dotyczy to np. innowacyjnych leków stosowanych w onkologii czy leczeniu chorób rzadkich; zrobiono tak też ze szczepionkami przeciw grypie pandemicznej (H5N1) - a jej zasięg trudno przecież porównywać z pandemią COVID-19.
Mit 2: "szczepionki przeciw COVID-19 są nieskuteczne"
Tezy o rzekomej nieskuteczności szczepionek regularnie pojawiają się na internetowych forach. Internauci rozsyłający je w ostatnich tygodniach przekonują dodatkowo, że szczepionki nie chronią przed SARS-CoV-2 w wariancie Delta.
Po pierwsze: skuteczność szczepionek potwierdziły badania kliniczne - to na ich podstawie Europejska Agencja Leków dopuściła preparaty do obrotu w Unii. Chodzi o dane z badań klinicznych dotyczące względnej redukcji ryzyka zachorowania na COVID-19 (relative risk reduction - RRR). Dla dopuszczonych do użytku w Polsce szczepionek ta skuteczność wynosi: 95 proc. dla preparatu firm Pfizer/BioNTech, 94 proc. dla szczepionki Moderna, 67 proc. dla Johnson & Johnson i AstraZeneca. O tym, jak liczono skuteczność, informowaliśmy w jednym z tekstów w Konkret24.
Zaś po kilku miesiącach szczepień do danych z badań dochodzą już doświadczenia - także polskie. Z danych Ministerstwa Zdrowia z 6 sierpnia wynika, że do tego dnia zakażenia wśród w pełni zaszczepionych Polaków, będących po upływie 14 dni od przyjęcia przez nich ostatniej dawki szczepionki, stanowiły zaledwie 0,66 proc. wszystkich zakażeń w Polsce od momentu rozpoczęcia szczepień drugą dawką. Dotyczyło to 9211 osób.
Resort przekazał ponadto Konkret24 informację, że do 23 lipca osoby zaszczepione, będące po 14 dniach od przyjęcia drugiej dawki, stanowiły wśród wszystkich zgonów na COVID-19 od 27 stycznia tylko 1,63 proc. - w ciągu sześciu miesięcy było ich 639. Zgony te nie były związane ze szczepieniem, a 79 proc. z nich dotyczyło pacjentów powyżej 70. roku życia.
Również dane z Włoch potwierdzają skuteczność szczepień przeciw COVID-19. W opublikowanym 21 lipca raporcie Krajowego Instytutu Służby Zdrowia Włoch (Istituto Superiore di Sanita) - o którym pisał m.in. portal Demagog.org - zaledwie 1,2 proc. zgonów stwierdzonych od 1 lutego do 21 lipca dotyczyło osób zaszczepionych. Natomiast 98,8 proc. były to zgony osób niezaszczepione bądź zaszczepione jedną dawką.
17 czerwca w czasopiśmie "Cell" opublikowano wyniki badania naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego, które wykazało, że szczepionki koncernów Pfizer/BioNTech i AstraZeneca skutecznie chronią przed wariantami Delta i Kappa. Zaś analiza brytyjskiego instytutu Public Health England opublikowana w połowie czerwca dowodziła, że dwie dawki szczepionki Pfizer/BioNTech zapewniają 96-proc. ochronę przed hospitalizacją po zakażeniu Deltą, a szczepionki AstraZeneca - 92-proc. ochronę.
5 lipca opublikowano natomiast nowe dane izraelskiego ministerstwa zdrowia: według nich preparat Pfizera chroni, choć w mniejszym stopniu niż sądzono, przed zakażeniem Deltą - na poziomie 64 proc. (analiza z maja podawała, że 94 proc.) - ale za to w 94 proc. skutecznie zapobiega poważnemu przebiegowi COVID-19 - informował "The New York Times".
Mit 3: "szczepionki powstały zbyt szybko i nie zostały dostatecznie zbadane"
Szybkość opracowania szczepionek na COVID-19 i mające z tego wynikać rzekome braki w ich przebadaniu to argument szczególnie trafiający do osób wahających się przed zaszczepieniem - nie tylko w Polsce. Jak wyjaśniał m.in. fachowy serwis Healthfeedback.org, wyjątkowe okoliczności pandemii COVID-19 pozwoliły naukowcom na zgromadzenie wiarygodnych danych z badań nad szczepionkami w stosunkowo krótkim czasie m.in. ze względu na szybszą rekrutację ochotników do badań klinicznych. Ponieważ pandemia COVID-19 zagroziła życiu ludzi w wielu krajach, naukowcy szybko dostali zwiększone środki finansowe, napotykając na mniej przeszkód biurokratycznych niż w przypadku innych szczepionek. To właśnie skróciło czas opracowywania szczepionek na COVID-19. Do tego doszło oczywiście szczególnie szybsze tempo pracy.
A także międzynarodowa współpraca. Jak opisywał Reuters, w kwietniu 2020 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i jej partnerzy uruchomili Akcelerator Dostępu do Narzędzi COVID-19 (ACT) skupiający rządy, naukowców, przedsiębiorstwa, organizacje społeczne, filantropów i globalne organizacje zdrowotne w celu wspierania rozwoju i dystrybucji testów, terapii oraz szczepionek.
"Rozwój szczepionek na COVID-19 odbywa się w szybkim tempie na całym świecie. Prace rozwojowe ulegają skróceniu w czasie, przy wykorzystaniu obszernej wiedzy na temat produkcji szczepionek zdobytej przy użyciu istniejących szczepionek" - wyjaśniała Europejska Agencja Leków. Tłumaczyła, że szczepionki, zanim wprowadzono je do ogólnodostępnego użytku, przeszły wszystkie wymagane badania kliniczne I, II i III fazy. Trzy fazy badań klinicznych wykazały skuteczność i bezpieczeństwo szczepionek przeciw COVID-19. Wykazały również, że korzyści z ich stosowania przeważają nad jakimkolwiek ryzykiem. Szczepionki przeciw COVID-19 obowiązywały te same procedury i wymagania, co inne szczepionki i leki.
Zresztą naukowcy nie zaczynali prac nad szczepionką przeciwko koronawirusowi od zera w 2020 roku, gdy dowiedzieli się o nowym koronawirusie SARS-CoV-2. Wirusy z tej rodziny już dwukrotnie w ciągu ostatnich 20 lat przenosiły się ze zwierząt na ludzi - i wtedy rozpoczęto prace nad szczepionkami przeciw takim wirusom. Doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19, tak to tłumaczył w programie "Koronawirus Konkret24": "Testy nad szczepionkami o technologii mRNA zaczęto robić jeszcze pod koniec XX wieku. Przede wszystkim te technologie były wykorzystywane do eksperymentalnych szczepionek przeciwko rakowi. Po wybuchu pandemii wirusa SARS-1 w 2002 roku zaczęto przygotowywać szczepionkę właśnie na bazie mRNA koronawirusa - tyle że, jak wiadomo, wirus uległ samoeliminacji i zaprzestano tych prac. Natomiast w dalszym ciągu doskonalono metodologię produkcji tych szczepionek. A więc tak naprawdę ostatni rok służył tylko przystosowaniu istniejącej szczepionki do nowego koronawirusa. W tym okresie przeprowadzono wszystkie niezbędne badania kliniczne, które objęły ponad 30 tysięcy lub 40 tysięcy osób, w zależności od producenta. Nie było tutaj żadnych złagodzonych warunków rejestracji.
Mit 4: "szczepienia przeciw COVID-19 powodują powstawanie nowych mutacji wirusa"
Ten fałszywy przekaz opiera się na manipulacji. Rzeczywiście każda "presja" wywierana na wirusa - maseczki, dystansowanie społeczne, lockdowny, organizm ozdrowieńca - przyspiesza jego ewolucję. I teraz taką presją ma być, według sceptyków, masowe szczepienie.
Tylko trzeba pamiętać, że wirus mutuje nie w powietrzu, lecz w organizmie człowieka (zwierzęcia) - jeśli ten organizm nie ma ochrony w postaci przeciwciał. Im więcej takich organizmów, tym więcej szans dla wirusa (to m.in. powód, że chorują coraz młodsi, którzy się nie szczepili). – Po zaszczepieniu uzyskujemy odpowiedź w takim samym mechanizmie, jak przy przechorowaniu. Powstałe szczepy wirusa zdolne do ukrycia się przed naszym układem immunologicznym będą miały większe szanse na znalezienie nowego gospodarza wśród osób, u których z jakiegoś powodu odporność jest niepełna lub spada - wyjaśniał w Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Czy takie zachowanie wirusa może być argumentem przeciwko szczepieniu się? W żadnym wypadku. - W naszym interesie jest minimalizacja zagrożenia szybko i efektywnie, by mu to uniemożliwić. Szczepiąc się i hamując pandemię, stawiamy mocną barierę i zmniejszamy szansę na powstanie wariantu odpornego - tłumaczył prof. Pyrć.
- Mówić, że nie powinniśmy się szczepić, to tak jakby mówić, że nie powinniśmy stosować antybiotyków, bo mogą powstać szczepy lekoodporne bakterii - opisywał prof. Pyrć. – Chyba trzeba wręcz odwrócić to stwierdzenie: musimy szczepić się porządnie i jak najszybciej. Im szybciej przystopujemy pandemię, im szybciej zahamujemy rozprzestrzenianie się wirusa, tym mniejsza szansa, że wirusowi uda się wyrwać spod kontroli - podkreślał. - Podobnie jak w przypadku antybiotykoterapii: nie wolno przerywać stosowania leków, tylko definitywnie zakończyć sprawę - dodał.
Mit 5: "szczepionka przeciw COVID-19 zawiera toksyczne białko wirusa"
Fałszywa informacja o rzekomo wprowadzanym do organizmu wraz ze szczepionkami toksycznym kolcu białka wirusa SARS-CoV-2 rozeszła się w sieci m.in. za sprawą wywiadu z kanadyjskim immunologiem. W rzeczywistości szczepionki nie zawierają takiego białka, za to "uczą" organizm, jak je wytwarzać, a przez to "trenować" naszą odpowiedź immunologiczną.
Jak wyjaśnialiśmy już w Konkret24, żadne z badań nie wykazało szkodliwych skutków białka kolczastego wytwarzanego przez szczepienie COVID-19. Wręcz przeciwnie, jedno badanie sugerowało, że szczepionki przeciw COVID-19 ukierunkowane na białko kolca mogą zapobiegać uszkodzeniom naczyń krwionośnych - wyjaśniała redakcja Healthfeedback.org specjalizująca się w weryfikacji medycznej dezinformacji.
Amerykańska rządowa agencja Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) oceniła białko kolca wirusa SARS-CoV-2 jako nieszkodliwe. Temat rzekomego toksycznego białka kolca wirusa weryfikowały już redakcje fact-checkingowe, m.in. USA Today, PolitiFact, Healthfeedback.org, Associated Press i Reuters. Naukowcy, z którymi konsultowali się fact-checkerzy tych redakcji, obalali tezę dotyczącą toksyczności białka kolca. William Matchett, badacz szczepionek z Uniwersytetu Minnesoty, tłumaczył: "Białko kolca jest immunogenne - co oznacza, że wywołuje odpowiedź immunologiczną, ale nie jest toksyną".
Mit 6: "przechorowanie COVID-19 daje większą odporność niż zaszczepienie się"
Zwolennicy takiej teorii cytują badania, które potwierdzają wysoki stopień odporności po przejściu COVID-19. Co na to eksperci?
- Po zachorowaniu większość osób nabywa odporność, ale u części spada ona bardzo szybko i istnieje ryzyko reinfekcji. Ponowna infekcja u większości osób będzie łagodniejsza - tłumaczył w Konkret24 prof. Krzysztof Pyrć. Dodał, że dla ozdrowieńców korzyścią z zaszczepienia się jest wyeliminowanie ryzyka zgonu w przypadku ponownego zachorowania.
Ponadto trudno porównywać odporność po szczepieniu z tą po przechorowaniu COVID-19. - Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi - stwierdził prof. Pyrć. - Wiemy, że po szczepieniu mamy wyższe poziomy przeciwciał, ale w przypadku naturalnego zakażenia mamy również przeciwciała klasy IgA - mówił. U ozdrowieńców ryzyko ponownego zakażenia np. wariantem P.1 jest spore.
Teza, że lepiej przechorować COVID-19, niż się zaszczepić, stała się popularna w sieci w czerwcu, gdy internauci rozsyłali informacje, jakoby w renomowanym czasopiśmie naukowym "Nature" ogłoszono, że odporność po przechorowaniu COVID-19 jest "bardziej optymalna" i "bardziej trwała" niż po szczepieniu. Tylko że w artykule nie było takiego porównania - co potwierdził Konkret24 jeden z jego współautorów.
Mit 7: "szczepionki przeciw COVID-19 powodują niepłodność"
Rządowa agencja CDC informuje, że zaszczepienie się na COVID-19 jest bezpieczne dla kobiet, które chciałyby w przyszłości urodzić dziecko. "Obecnie nie ma dowodów na to, że szczepionka COVID-19 powoduje jakiekolwiek problemy z zajściem w ciążę, włączając w to rozwój łożyska. Ponadto nie ma dowodów na to, że problemy z płodnością są skutkiem ubocznym jakiejkolwiek szczepionki, w tym szczepionki COVID-19" - wyjaśnia CDC w artykule zaktualizowanym 23 czerwca. Do 26 lipca ponad 5,1 tys. zaszczepionych na COVID-19 Amerykanek zaszło w ciążę - wynika z dobrowolnego rejestru prowadzonego przez CDC.
Co więcej, zrecenzowany już artykuł naukowy opublikowany 17 czerwca w "Journal of the American Medical Association" obala twierdzenia o związku między przyjęciem szczepionki na COVID-19 a bezpłodnością u mężczyzn - zwócił uwagę amerykański portal FactCheck.org. Autorzy artykułu, naukowcy z University of Miami, przebadali nasienie 45 ochotników. "W tym badaniu parametrów nasienia przed i po podaniu dwóch dawek szczepionki COVID-19 mRNA nie stwierdzono znaczącego zmniejszenia żadnego parametru nasienia w małej kohorcie zdrowych mężczyzn. Ponieważ szczepionki zawierają mRNA, a nie żywego wirusa, jest mało prawdopodobne, aby szczepionka miała wpływ na parametry nasienia" - czytamy w artykule.
Mit 8: "wariant Delta zabija głównie zaszczepionych"
Ta teza powtarzana jest w różnych wersjach. Twierdzenie, że wariant delta "zabija ponad sześć razy częściej osoby zaszczepione niż niezaszczepione", dementowaliśmy w Konkret24.
Przypomnijmy: to teza z artykułu, w którym zaprezentowano zmanipulowane wnioski wyciągnięte z niepełnych danych brytyjskiego Public Health England (PHE). W jednej z publikacji PHE opublikowano bowiem statystyki zgłoszeń do punktów nagłej opieki lekarskiej i zgonów wśród pacjentów z potwierdzonym zakażeniem wariantem Delta wirusa SARS-CoV-2. Na postawie cytowanych w tym opracowaniu danych o zgonach wyciągnięto fałszywy wniosek o rzekomym związku przyczynowo-skutkowycm między szczepieniem a zgonem.
Dostępne badania - i jak pisaliśmy wyżej: także doświadczenia z różnych krajów - dowodzą skuteczności szczepionek na COVID-19 w ochronie przed wariantem Delta i przed hospitalizacją po zakażeniu.
Mit 9: "WHO uważa, że dzieci nie powinny być szczepione"
W czerwcu internauci rozsyłali informację, jakoby Światowa Organizacja Zdrowia zmieniła swoje zalecenia i odradzała szczepienie dzieci i młodzieży. To nieprawda. Na stronie WHO, do której odsyłały posty, było zalecenie nieszczepienia dzieci - lecz był to nieaktualny tekst, dostępny w sieci co najmniej od kwietnia. Po tym jak antyszczepionkowcy zwrócili na niego uwagę, WHO uzupełniła tekst o aktualne informacje.
W połowie czerwca eksperci WHO dopuścili możliwość szczepienia dzieci w wieku co najmniej 12 lat szczepionką firm Pfizer/BioNTech. Decyzję o takim zaleceniu podjęła SAGE - Strategiczna Grupa Doradcza Ekspertów ds. Szczepień (SAGE). Eksperci WHO dodatkowo zalecili, by dzieciom w wieku od 12 do 15 lat, które są w grupie wysokiego ryzyka, proponować szczepionkę wraz z innymi grupami priorytetowymi do zaszczepienia.
Mit 10: "ogromna liczba NOP-ów to dowód, że szczepionki są niebezpieczne"
Straszenie rzekomą ogromną liczbą niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP), jakie stwierdzono po przyjęciu szczepionki przeciw COVID-19, to jeden z chwytliwych przekazów antyszczepionkowców. Nie raz dołączają do niego nieweryfikowalne zdjęcia osób z jakimiś mocnymi reakcjami na ciele; rozpowszechniane są też fake newsy o masowych zgonach po szczepieniu albo niemożliwe do zweryfikowania doniesienia o rzekomo ukrywanych w szpitalach chorych z NOP-ami. Taki przekaz działa na wyobraźnię osób wahających się.
Źródłem tego typu fake newsów są m.in. publiczne dane z amerykańskiego systemu VAERS służącego do zgłaszania NOP-ów - które rozsyłano w sieci od czerwca. Informację w tej bazie może bowiem zostawić każdy obywatel poprzez formularz online, każdy ma też do niej dostęp. I każdy może wpisać w owej bazie swój przypadek, niezależnie od tego, czy ma rację. Ale to, czy zgłoszone przypadki rzeczywiście są NOP-ami i czy rzeczywiście nastąpiły po szczepieniu, jest potem dopiero weryfikowane - i ostateczne liczby są zupełnie inne.
W rzeczywistości liczba poważnych NOP-ów jest znikoma. Najczęściej pojawiające się NOP-y to gorączka, zaczerwienienie czy ból ręki w miejscu wkłucia. Raporty na temat NOP-ów w Polsce są na rządowej stronie gov.pl. Według niej od pierwszego dnia szczepień (27 grudnia 2020) do 6 sierpnia do Państwowej Inspekcji Sanitarnej zgłoszono 14 109 niepożądanych odczynów poszczepiennych - z czego 11 899 miało charakter łagodny (zaczerwienienie i krótkotrwała bolesność w miejscu wkłucia). Na stronie dostępne jest zestawienie NOP-ów z opisem każdego przypadku.
Do 6 sierpnia wykonano w Polsce 34 806 538 szczepień. Tak więc owe 14 109 osób, u których stwierdzono NOP-y, stanowi zaledwie ok. 0,04 proc. wszystkich zaszczepionych Polaków.
Autor: Konkret24 / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock