Osiem lat rządów PiS. Mieli poprawić, nie poprawili 

Źródło:
Konkret24
Długa lista niespełnionych obietnic PiS. Konkret24 podsumował
Długa lista niespełnionych obietnic PiS. Konkret24 podsumowałTVN24
wideo 2/5
Długa lista niespełnionych obietnic PiS. Konkret24 podsumowałTVN24

Prawo i Sprawiedliwość obiecywało słuchać obywateli i wprowadzić długo zapowiadany pakiet demokratyczny – nic z tego nie wyszło. Administracja miała zostać odchudzona, a tymczasem wzrosło zarówno zatrudnienie w niej, jak i koszty. Sprawy w sądach miały trwać krócej, lecz po ośmiu latach reform Zbigniewa Ziobry statystyki pokazują co innego. PiS zapowiadał poprawę w wielu obszarach działania państwa – oto, gdzie nie nastąpiła.

Prawo i Sprawiedliwość swoją kampanię wyborczą rozpoczęło właściwie już jesienią 2022 roku, gdy prezes Jarosław Kaczyński spotykał się z sympatykami w różnych miejscowościach. Wiosną 2023 roku prekampania PiS ruszyła na dobre – prezes Kaczyński tłumaczył, że politycy PiS chcą się spotkać z obywatelami, by ich wysłuchać, poznać potrzeby i na tej podstawie skonstruować kolejne propozycje na ewentualną trzecią kadencję rządów. W marcu na spotkaniu w Jaśle premier Mateusz Morawiecki mówił: "Ruszamy w naszą trasę rozmów z Polakami. Chcemy, aby nasz plan na kolejne cztery, a może osiem lat, wykuwał się właśnie na takich spotkaniach". Potem w TVP Info stwierdził, że "Polacy mają ogromne ambicje i aspiracje", a PiS słucha "tych refleksji, tych uwag, tych obaw i lęków" (za: PAP). "Dużo rozmawiamy z obywatelami i chcemy odpowiadać na ich potrzeby" – mówił Kazimierz Smoliński, poseł PiS, w maju w rozmowie z serwisem DoRzeczy.pl.

Przekaz o "słuchaniu Polaków" jest jednym z głównych w tegorocznej kampanii wyborczej PiS. Sęk w tym, że poprzednio, idąc do władzy, PiS też obiecywał, że będzie słuchał obywateli. Nie tylko to zapowiedział. Miał poprawić stan demokracji w Polsce, skrócić czas trwania spraw w sądach, odchudzić administrację czy chronić polską ziemię przed wykupem przez cudzoziemców. Lepiej miało być w wielu obszarach – czy jest? Od marca 2023 roku w Konkret24 w ramach cyklu "Obietnice minus" prezentowaliśmy, czego rząd Zjednoczonej Prawicy nie zrobił, mimo że obiecał: zbudować, wprowadzić, zmienić, poprawić. Przypominamy, w jakich obszarach po ośmiu latach rządzenia tej partii poprawy nie widać.

Projekty "rękojmi jawności" utknęły w komisjach

PiS planował takie zmiany w Regulaminie Sejmu, które dadzą większą szansę obywatelskim projektom ustaw i podniosą znaczenie wysłuchania publicznego jako "rękojmi jawności". Obu tych obietnic nie spełnił. 

Zakaz odrzucania obywatelskich projektów ustaw w pierwszym czytaniu był elementem tzw. pakietu demokratycznego Prawa i Sprawiedliwości, czyli projektu zmian w Regulaminie Sejmu przygotowanego jeszcze przed objęciem władzy w 2015 roku. Przewidywał on też zwiększenie roli opozycji parlamentarnej – m.in. likwidację sejmowej "zamrażarki" czy zrównanie procedury uchwalania projektów ustaw podatkowych z kodeksami. Poseł sprawozdawca Michał Kazimierz Ujazdowski (PiS), rekomendując Sejmowi przyjęcie zmian, mówił m.in. o szacunku dla obywatelskich projektów ustaw. Jednak w lutym 2014 roku pakiet został odrzucony przez Sejm głosami PO-PSL.

Po wygranej w 2015 roku Beata Szydło w expose 18 listopada mówiła: "Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność. A przede wszystkim: słuchanie obywateli". W programie PiS chodziło o to, by projekty obywatelskie, które poprze co najmniej 100 tys. osób, nie były odrzucane po pierwszej wstępnej debacie w Sejmie i by trafiały do dalszych prac w komisjach sejmowych. PiS obiecał, że po wygranych wyborach ten zakaz wprowadzi do Regulaminu Sejmu. Chodziło o zmianę art. 39 poprzez dodanie ustępu 2a: "W pierwszym czytaniu nie można zgłosić wniosku o odrzucenie projektu ustawy wniesionego na podstawie art. 118 ust. 2 Konstytucji". Przywołany artykuł konstytucji dotyczy właśnie zgłaszania obywatelskich projektów ustaw.

8 grudnia 2015 roku posłowie PiS złożyli projekt uchwały w sprawie stosownych zmian w Regulaminie Sejmu. Trafił do komisji regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych, potem do Podkomisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektu uchwały w sprawie zmiany Regulaminu Sejmu. I utknął tam do końca kadencji.

Z kolei po wyborach w 2019 roku to posłowie wszystkich opozycyjnych klubów i kół złożyli 9 grudnia 2021 roku projekt uchwały w sprawie Regulaminu Sejmu, który ma "na celu przywrócenie wolnościowych (deliberatywnych) funkcji parlamentu oraz przywrócenie reform mających na celu dbałość o wysoki standard legislacji". W tym projekcie znajduje się propozycja zmiany art. 39 ust. 2a, dokładnie w takim samym brzmieniu, w jakim PiS proponował w 2014 roku. Ale projekt 12 stycznia 2022 roku trafił do komisji regulaminowej i do końca kadencji nie wszedł pod obrady Sejmu.

Obietnice minus. Piotr Jaźwiński o tym, jak PiS zapowiadał "słuchanie obywateli"
Obietnice minus. Piotr Jaźwiński o tym, jak PiS zapowiadał "słuchanie obywateli"TVN24

Inna obietnica w zakresie "słuchania obywateli" dotyczyła zmian w prawie dotyczących wysłuchania publicznego. Już w programie z 2014 roku PiS zapowiedział: "Zwiększymy też znaczenie instytucji wysłuchania publicznego jako rękojmi jawności procesu ustawodawczego i jego otwarcia na opinie obywateli. Zorganizowanie wysłuchania publicznego będzie obligatoryjne w przypadku poparcia takiej inicjatywy przez jedną trzecią składu komisji sejmowej".

O organizacji takiego wysłuchania decyduje odpowiednia komisja sejmowa zwykłą większością głosów, na podstawie art. 70a Regulaminu Sejmu. 8 grudnia 2015 roku PiS złożył swój projekt zmian w regulaminie Sejmu - jednak bez zmiany art. 70a. Tak więc przez osiem lat rządów PiS o wysłuchaniu publicznym decydowała zwykła większość posłów w komisji, co pozwalało PiS odrzucać wnioski o wysłuchanie w niewygodnych dla niego sprawach.

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Obietnice minus. Jak PiS zapowiadał słuchanie obywateli, ale tego nie wprowadził

Jak prezes Kaczyński obiecał pakiet demokratyczny, ale nic z tego nie wyszło

Zapowiedzi partii Jarosława Kaczyńskiego były obiecujące: opozycja parlamentarna miała zyskać wpływ na porządek obrad, szefowie opozycyjnych ugrupowań mieli dostać "pewne przywileje", a słynna sejmowa zamrażarka miała zostać zlikwidowana. O konieczności wprowadzenia tak zwanego pakietu demokratycznego - czyli rozwiązań prawnych wzmacniających pozycję ugrupowań opozycyjnych w Sejmie - Prawo i Sprawiedliwość mówiło bowiem od ponad dekady. Był to szczególnie ważny postulat partii Kaczyńskiego w czasach, gdy była w opozycji. Pierwszy projekt takiego pakietu PiS złożył za rządów koalicji PO-PSL, 8 października 2010 roku, ale nie został on uchwalony. Kolejny trafił do Sejmu 10 listopada 2011 roku - 7 lutego 2014 roku głosami rządzącej wtedy wciąż koalicji PO-PSL został odrzucony. Dlatego nikogo nie dziwiło, że gdy tylko PiS zdobył władzę w 2015 roku, szybko zaczął wprowadzać swoje pomysły w tym zakresie.

Jednak tak jak szybko zaczął, tak szybko prace zawiesił. Mając przez dwie kadencje większość w Sejmie, partia Kaczyńskiego nie zrealizowała żadnej z obietnic wchodzących w skład pakietu demokratycznego.

Stosowny projekt zmian w Regulaminie Sejmu wpłynął do laski marszałkowskiej już w pierwszych dniach nowej kadencji: 8 grudnia 2015 roku. Zakładał między innymi, że nie będzie można odrzucać w pierwszym czytaniu obywatelskich projektów ustaw – wyżej opisaliśmy już, że tej obietnicy PiS nie spełnił.

Jednak założenia pakietu były dużo szersze: - klubom i kołom poselskim, które nie udzieliły poparcia rządowi (musiałyby składać specjalne oświadczenia), miałoby przysługiwać prawo zadawania pytań szefowi rządu i ministrom na pierwszym posiedzeniu Sejmu w każdym miesiącu; - czas między złożeniem projektu a jego pierwszym czytaniem miał zostać skrócony do maksymalnie czterech miesięcy; - kluby opozycyjne mogłyby zgłaszać do porządku dziennego jeden punkt - niezależnie od porządku dziennego ustalanego przez marszałka Sejmu. Byłby on automatycznie włączany do porządku dziennego i jego wprowadzenie nie wymagałoby uzyskiwania zgody marszałka ani opinii Konwentu Seniorów. O kolejności wprowadzania punktów zgłoszonych przez kluby decydowałoby Prezydium Sejmu.

Pierwsze czytanie projektu odbyło się 10 lutego 2016 roku w Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych; komisja zajęła się też dwoma innymi projektami zmian w sejmowym regulaminie autorstwa posłów PO - po dyskusji wszystkie te trzy projekty skierowano do powołanej siedmioosobowej podkomisji. Tam 25 lutego 2016 roku odbyła się dyskusja. I to była ostatnia aktywność poselska PiS związana z tą obietnicą.

W grudniu 2016 roku - po głośnym wydarzeniu, kiedy to opozycyjni posłowie zablokowali mównicę w sali plenarnej - Jarosław Kaczyński zapowiedział: "Chcielibyśmy, żeby szef opozycji (...) miał pewne uprawnienia, nawet można mówić tutaj o pewnych przywilejach. Żeby opozycja miała też pewne uprawnienia w Sejmie, tak żeby ten element pozytywnej krytyki, przedstawiania innego zdania, mógł być spokojnie prezentowany".

Również tych zapowiedzi nie spełniono, bo do końca ówczesnej kadencji Sejmu - czyli do listopada 2019 roku - nie pojawiły się w żadnym kolejnym projekcie zmiany regulaminu izby. Także w IX kadencji Sejmu, po wyborach w 2019 roku, PiS nie złożyło projektu zmian w regulaminie izby tak, by zrealizować obietnicę prezesa Kaczyńskiego.

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Obietnice minus. PiS zapowiadał pakiet demokratyczny, ale niczego takiego nie uchwalono

"Odchudzanie" administracji: większe zatrudnienie, koszty rosną

Będąc w opozycji, PiS przekonywał, że administracja państwowa w Polsce jest zbyt rozbudowana i niesprawna. Obiecywał, że jak dojdzie do władzy, to się zmieni. Rzeczywiście, widać zmianę: zatrudnienie w administracji jest teraz jeszcze większe, a koszty rosną.

Już przed wyborami w 2005 roku PiS w programie wyborczym pisał: "Uważamy, iż administracja państwowa w Polsce jest ogromnie rozbudowana, niesprawna i często skorumpowana. Posiadamy konkretne propozycje 'odchudzenia' administracji państwowej". PiS powtórzył to po wygranych wyborach w 2019 roku. A obietnicę redukcji administracji, która miała przynieść oszczędności, wygłosił w listopadzie 2019 roku w expose premier Mateusz Morawiecki. Miało to pozwolić zaoszczędzić "co najmniej kilka miliardów złotych".

Według danych GUS na koniec 2019 roku - a więc miesiąc po expose premiera - w administracji publicznej pracowało 455,2 tys. osób. W tym 186,6 tys. w administracji państwowej, a 267,6 tys. w administracji samorządu terytorialnego. GUS dolicza do tego jeszcze niecały tysiąc osób pracujących w samorządowych kolegiach odwoławczych.

W 2020 roku rzeczywiście udało się zmniejszyć liczebność administracji publicznej. Na koniec 2020 pracowało w niej 453,6 tys. osób - czyli 1,6 tys. mniej niż rok wcześniej. Był to jednak skutek redukcji zatrudnienia w administracji samorządu terytorialnego, w której pracowało o 1,5 tys. mniej osób niż na koniec 2019 roku. Zatrudnienie w administracji państwowej nie zmieniło się znacząco.

Jak analizowaliśmy w Konkret24, rozrost administracji zaczął się w 2021 roku. Na koniec owego roku w całej administracji publicznej pracowało 456,3 tys. osób - czyli o ponad tysiąc więcej niż w 2019 roku. Był to efekt wzrostu zatrudnienia zarówno w administracji państwowej (wzrost o 694 pracujących względem 2019), jak i w administracji samorządu terytorialnego (wzrost o 448 osób). W 2022 roku liczebność administracji publicznej rosła jeszcze szybciej - na koniec tamtego roku w tej sferze pracowało 460,9 tys. osób. Było to o 5,7 tys. więcej niż na koniec 2019 roku

Tak jak pracowników administracji przybywało, tak też rosły wydatki na ten sektor.

W ustawie budżetowej na 2019 rok na dział 750 – Administracja publiczna – planowano wydać 14,51 mld zł. W następnych latach planowane kwoty rosły: 2020 (po nowelizacji) – 16,04 mld zł; 2021 (po nowelizacji) – 17,20 mld zł; 2022 – 18,41 mld zł; 2023 – 20,71 mld zł (stan na czerwiec 2023). W 2023 roku na administrację publiczną rządzący planują więc wydać o ponad 6 mld zł więcej niż w 2019 roku, gdy premier Morawiecki składał obietnicę.

W rzeczywistości od 2019 roku rząd wydawał na administrację więcej, niż pierwotnie zakładano w budżecie czy nawet w nowelizacjach, i tak: w 2019 – 15,4 mld zł; w 2020 – 26,30 mld zł; w 2021 – 32,6 mld zł. Na znacznie wyższe wydatki w 2020 i 2021 roku wpłynęła pandemia COVID-19, podczas której administracja publiczna musiała wykonywać dodatkowe zadania.

16.06.2023 | "Kampania bez kitu". PiS zapowiadał redukcję administracji i oszczędności - jest na odwrót
16.06.2023 | "Kampania bez kitu". PiS zapowiadał redukcję administracji i oszczędności - jest na odwrót Piotr Jaźwiński opowiada o zapowiedziach zmniejszania rozmiarów administracji publicznej.TVN24

W maju 2022 roku posłanka Hanna Gill-Piątek w zapytaniu do premiera Mateusza Morawieckiego przypomniała, że w expose "zapowiedział przegląd instytucji państwowych, redukcję biurokracji i oszczędności w wysokości kilku miliardów złotych" - i pytała: "Jakie od tego czasu udało się uzyskać oszczędności budżetowe w tym zakresie, o ile zredukować biurokrację?". Na to zapytanie w lipcu 2022 roku odpowiedział wiceminister finansów Artur Soboń: nie podał żadnych liczb, tylko stwierdził, że sytuacja względem 2019 roku znacząco się zmieniła w wyniku pandemii, a następnie wojny w Ukrainie, co wpłynęło na większą liczbę zadań dla państwa i konieczność posiadania wyspecjalizowanego personelu.

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Obietnice minus. Zapowiadali redukcję administracji i miliardowe oszczędności. Jest na odwrót

Sprzedaż ziemi cudzoziemcom? W ostatnich latach rekordowo duża

W programie z 2014 roku PiS zapowiadał, że "zapewni ochronę polskiej ziemi rolniczej przed masowym wykupywaniem jej przez osoby niebędące rolnikami, zwłaszcza przed wykupywaniem jej przez cudzoziemców". W programie z 2019 roku, że zaproponuje "odpowiednie zmiany, by z jednej strony utrzymać, a nawet wzmocnić konieczną ochronę ziemi rolnej przed wykupem jej przez spekulacyjny kapitał, zwłaszcza zagraniczny, a z drugiej strony by ziemia rolna była dostępna dla prawdziwych i aktywnych rolników". "Ziemia musi być polska, musi należeć do polskich rolników" – mówił Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim w sierpniu 2019 roku.

14 kwietnia 2016 roku Sejm głosami posłów PiS uchwalił ustawę o wstrzymaniu sprzedaży nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych ustaw. Jej celem miało być zabezpieczenie gruntów rolnych przed ewentualnym spekulacyjnym wykupem przez cudzoziemców w związku z kończącym się okresem ochronnym na zakup polskiej ziemi, mijającym 30 kwietnia 2016 roku.

Ale ta ustawa wprowadziła kilka ograniczeń w nabywaniu nieruchomości rolnych – które szerzej opisaliśmy w naszym cyklu w Konkret24. Efekt? Według danych GUS po wprowadzeniu nowych przepisów (weszły w życie 30 kwietnia 2016 roku) obrót nieruchomościami rolnymi w 2017 roku znacznie zmalał. Liczba aktów notarialnych na sprzedaż nieruchomości rolnych w porównaniu do roku 2016 spadła o 17,6 proc. W 2016 roku zarejestrowano 69 772 akty notarialne dotyczące sprzedaży nieruchomości rolnych; w 2017 - 57 492; w 2018 – 57 780. Jednocześnie średnia cena jednego hektara gruntów rolnych w obrocie prywatnym wzrosła o 12 proc. W 2016 roku wynosiła 39 631 zł za hektar, w 2017 – 41 287 zł, w 2018 – 44 381 zł. Trzy lata później rząd PiS przyznał się do porażki.

14 marca 2019 roku przesłał do Sejmu kolejną nowelizację ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego, w której łagodził ograniczenia z 2016 roku w obrocie nieruchomościami rolnymi. Po uchwaleniu tych zmian liczba zarejestrowanych aktów notarialnych dotyczących sprzedaży nieruchomości rolnych rosła: w 2016 było ich 69 772; w 2016 - 57 492; w 2017 - 57 780; w 2019 - 60 990; w 2020 - 62 880; w 2021 - 76 675 aktów notarialnych.

Tylko że z corocznych sprawozdań ministra spraw wewnętrznych i administracji z realizacji ustawy z dnia 24 marca 1920 roku o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców wynika, że sprzedaż gruntów rolnych i leśnych cudzoziemców za czasów rządów PiS znacznie przekracza poziomy z czasów rządów PO-PSL.

W 2016 roku sprzedano cudzoziemcom 576 ha ziemi rolnej i leśnej, w 2022 roku – już 5 120 ha (dokładnie 5 119,87 ha). W okresie rządów Zjednoczonej Prawicy nastąpił więc niemal dziesięciokrotny wzrost sprzedaży cudzoziemcom ziemi rolnej i leśnej, co przeczy zapewnieniom polityków PiS, że polska ziemia nie trafia w obce ręce.

Powierzchnia gruntów rolnych i leśnych nabytych przez cudzoziemcówMSWiA

By pokazać, że rząd Zjednoczonej Prawicy chroni polską ziemię przed cudzoziemcami, politycy PiS prezentują dane o tym, ile ziemi rolnej za zgodą władz cudzoziemcy kupowali w Polsce. Jak opisaliśmy w Konkret24, za rządów PiS zgody na kupno dotyczyły rzeczywiście niewielkich powierzchni - tyle że w 2016 roku zmieniono kategorię cudzoziemców, którzy w odpowiednich instytucjach państwa polskiego musieli otrzymać zgodę na zakup nieruchomości. Wiąże się to z zakończeniem 30 kwietnia 2016 roku 12-letniego okresu przejściowego na ograniczenie sprzedaży ziemi cudzoziemcom (o czym napisaliśmy powyżej). Od tego momentu obcokrajowcy z Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Konfederacji Szwajcarskiej (czyli obywatele państw Unii Europejskiej, Islandii, Liechtensteinu, Norwegii i Szwajcarii) po prostu nie muszą mieć zezwolenia ministra spraw wewnętrznych i administracji na nabycie jakiejkolwiek nieruchomości w Polsce, niezależnie od jej położenia i powierzchni. A MSWiA prowadzi jedynie rejestr transakcji sprzedaży nieruchomości cudzoziemcom – bo w dalszym ciągu o takie zezwolenia muszą się starać obywatele spoza wymienionych państw.

Tak więc mimo zapowiedzi, że "ziemia musi być polska", za rządów Zjednoczonej Prawicy sprzedano jej cudzoziemcom więcej niż za rządów PO-PSL. Owszem, rząd jakieś kroki podjął, tylko że skutki nie są takie, jak oczekiwano.

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Obietnice minus. Jak jest z "ochroną polskiej ziemi przed cudzoziemcami"? Sprzedaż wzrosła

Zapowiadanej "dekryminalizacji" art. 212 kk nie wprowadzono

Od lat postulatem środowiska dziennikarskiego i prawników jest zniesienie kary więzienia za pomówienie między innymi osób publicznych. Chodzi o art. 212 Kodeksu karnego zwany "batem na wolność mediów". Prawo i Sprawiedliwość - zarówno będąc w opozycji, jak i po dojściu do władzy - mówiło o możliwości likwidacji tego artykułu. Jednak nic się nie zmieniło.

Artykuł 212 Kodeksu karnegoisap.sejm.gov.pl

Prawo i Sprawiedliwość kilkakrotnie mówiło o możliwości likwidacji art. 212 kk. W 2019 roku wpisało taką obietnicę do swojego programu wyborczego - choć obwarowaną warunkami. O możliwości "dekryminalizacji" spornego artykułu Kodeksu karnego mówił w lutym 2019 roku również minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro: "Deklaruję gotowość spotkania z przedstawicielami różnych redakcji, żebyśmy to [zniesienie art. 212 kk] przedyskutowali. Nie wykluczam, że jeżeli nasza wspólna rozmowa doprowadzi nas do wniosku, że rzeczą właściwszą z punktu widzenia ochrony wolności słowa jest odejście od takich rozwiązań, to będę gotów przygotować rozwiązanie, które wprowadza dekryminalizację w tym zakresie".

Zaostrzenie art. 212 Kodeksu karnego
Zaostrzenie art. 212 Kodeksu karnegokktvn24

Po trzech miesiącach, 14 maja 2019 roku, do Sejmu trafił przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości rządowy projekt nowelizacji Kodeksu karnego - lecz nie tylko nie likwidował art. 212, ale jeszcze ten przepis zaostrzał. Sejm uchwalił tę zmianę, ale powszechna krytyka ze strony opozycji, organizacji dziennikarskich i obrońców praw człowieka zmusiła Ministerstwo Sprawiedliwości do złożenia w Senacie poprawki wycofującej zmianę art. 212 kk. Senat, a następnie Sejm tę poprawkę przyjął i art. 212 kk nie zaostrzono.

Po wyborach 2019 roku do Sejmu skierowano 25 projektów ustaw dotyczących zmian niektórych przepisów Kodeksu karnego. Tylko jeden dotyczył zniesienia art. 212 kk - i nie jest to projekt posłów PiS czy Zjednoczonej Prawicy, tylko posłów Koalicji Polskiej i Koalicji Obywatelskiej. Ten projekt trafił do Sejmu 2 marca 2022 roku i od tamtej pory tkwi w tzw. sejmowej zamrażarce.

Gdy 7 czerwca 2023 roku Suwerenna Polska zorganizowała Tweet Up z dziennikarzami, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro znowu zapowiedział likwidację art. 212 kk. "Postanowiliśmy wyjść z inicjatywą likwidacji przepisów, zakładających ściganie osób, które czasem w ferworze debaty wypowiedzą coś, co później skutkuje procesem w sądzie" - powiedział. Szczegółów nie podano.

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Obietnice minus. Kara więzienia za zniesławienie wciąż nie została zniesiona

"Sądy pracują sprawniej"? Dostępne dane nie potwierdzają. Nowych wciąż nie opublikowano

Prawo i Sprawiedliwość wraz z Solidarną Polską szły po władzę z postulatem reformy wymiaru sprawiedliwości, której skutkiem będzie między innymi skrócenie czasu postępowań sądowych. "Skrócimy czas rozpatrywania spraw" - takie zapewnienia znalazły się między innymi w programie PiS z 2014 roku, w expose zarówno Beaty Szydło, jak i Mateusza Morawieckiego. A w 2017 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński w telewizyjnym wywiadzie przekonywał, że szykowana wówczas przez jego partię reforma sądownictwa spowoduje, że sądy będą między innymi szybsze.

Jaki jest efekt  zmian wprowadzonych przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, opisywaliśmy obszernie w Konkret24.

CZYTAJ W KONKRET24: Demontaż wymiaru sprawiedliwości

Ministerstwo Sprawiedliwości i jego przedstawiciele zapewniali, że za obecnego rządu czas postępowań w sądach się skrócił, w 2019 roku wyprodukowano nawet specjalny spot radiowy o tym. Tyle że niemal zawsze pokazywano jedynie te dane, które pasowały do tezy rządu lub porównywano takie, których nie można porównywać. Tak było na przykład w maju 2022 roku na konferencji prasowej zorganizowanej pod hasłem "Sądy działają krócej". Wystąpili minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i odpowiedzialna za sądownictwo Małgorzata Frydrych. Jak wówczas sprawdziliśmy, na konferencji porównywano dane za pierwszy kwartał 2022 roku z danymi za cały 2021 rok, zamiast z danymi za pierwszy kwartał 2021 roku. Takie porównywanie było nieuprawnione i nie można było na jego podstawie wyciągać żadnych wniosków.

Podobna sytuacja była 27 sierpnia 2023 roku, gdy na zorganizowanej nagle w niedzielę konferencji prasowej minister Zbigniew Ziobro przekonywał, że sądy pracują sprawniej, a na stronie resortu napisano: "Średni czas postępowań w 2022 r. skrócił się w porównaniu z poprzednim rokiem o ponad miesiąc. W 2021 r. wynosił 7,1 miesiąca, podczas gdy w 2022 r. 5,9 miesiąca". Tylko że podano czas kilku wybranych rodzajów spraw w wybranych sądach – ale nie opublikowano na potwierdzenie na stronach ministerstwa średnich danych rocznych dotyczących długości postępowań sądowych. Tu należy przypomnieć, że Ministerstwo Sprawiedliwości zwyczajowo te dane publikowało regularnie co roku – zmieniło się to w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy. Po sierpniowej konferencji ministra Ziobry zapytaliśmy resort, kiedy pełne dane zostaną pokazane, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.      

Tak więc by sprawdzić, czy obietnice dotyczące skrócenia czasu trwania postępowań sądowych zostały spełnione, porównaliśmy dostępne średnie dane roczne dotyczące długości postępowań sądowych. Pod uwagę wzięliśmy 2015 rok (ostatni rok rządów koalicji PO-PSL) i 2021 rok (ostatnie dane obejmujące cały rok).

Statystyki resortu pokazują średni czas trwania spraw ogółem we wszystkich sądach oraz z podziałem na sądy rejonowe i okręgowe. W tych pierwszych dotyczy to postępowań w sprawach: cywilnych, karnych i wykroczeniowych, prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, rodzinnych, gospodarczych i upadłościowych. W przypadku sądów okręgowych - postępowań w sprawach: cywilnych, karnych, prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, gospodarczych.

Co pokazują więc dane ministerstwa? Jeśli chodzi o statystyki ogólne (czyli średnie dla wszystkich sądów), to średni czas postępowania w 2015 roku wynosił 4,2 miesiąca, a w 2021 roku - już 7,1. Zatem wydłużył się o 2,9 miesiąca (o niemal 70 proc.).

Średni czas trwania postępowań sądowychMinisterstwo Sprawiedliwości/Konkret24

W sądach okręgowych postępowania też nie trwają krócej. W 2015 roku było to średnio 8,4 miesiąca, a w 2021 roku - 10,2. Oznacza to spowolnienie o 1,8 miesiąca

Średni czas trwania postępowań sądowych w sądach okręgowychMinisterstwo Sprawiedliwości/Konkret24

Podobnie było w sądach rejonowych. W ostatnim roku rządów PO-PSL sprawy trwały tam średnio 4 miesiące. Ten czas w 2021 roku wydłużył się o trzy miesiące.

Średni czas trwania postępowań w sądach rejonowychMinisterstwo Sprawiedliwości/Konkret24

W przypadku poszczególnych kategorii spraw czas trwania procesów wydłużył się następująco:

Sądy rejonowe sprawy cywilne – wolniej o 3,6 miesiąca sprawy karne i wykroczeniowe – wolniej o 0,5 miesiąca sprawy z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych – wolniej o 3,9 miesiąca sprawy rodzinne – wolniej o 0,7 miesiąca sprawy gospodarcze – wolniej o 4,1 miesiąca sprawy upadłościowe – wolniej o 3,4 miesiąca.

Sądy okręgowe sprawy cywilne – wolniej o 1,2 miesiąca sprawy z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych – wolniej o 3,4 miesiąca sprawy gospodarcze – wolniej o 2 miesiące.

Spowolnienie widać więc do końca 2021 roku zarówno w danych ogólnych, danych z sądów okręgowych i rejonowych, jak również w 9 na 10 kategorii spraw ujmowanych w ministerialnych statystykach.

Posłanka Jadwiga Emilewicz z PiS, pytana w marcu 2023 roku w TVN24 przez Konrada Piaseckiego, jak ocenia rewolucję Zjednoczonej Prawicy w sądownictwie, przyznała: "Nie udało się przyspieszyć postępowań, nie udało się zrobić tego, aby sprawy w tym gospodarcze trwały krócej, sprawniej, szybciej się odbywały".

CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Obietnice minus. Sprawy w sądach miały trwać krócej. Trwają dłużej

Autorka/Autor:oprac. RG

Źródło: Konkret24

Źródło zdjęcia głównego: natasaelena/PawelKacperek/Damian Lugowski/Shutterstock

Pozostałe wiadomości

"Czym ci biedni ludzie mają palić"? - komentują internauci, którzy uwierzyli w rzekomy nowy zakaz planowany w Unii Europejskiej. Krążący w sieci przekaz jest skutkiem sugestii zbudowanej na bazie tytułu jednego z tekstów w specjalistycznym serwisie. Uspokajamy: w UE nie ma takich planów.

Nowy "zakaz Unii Europejskiej" dotyczy ogrzewania pelletem i drewnem? Wyjaśniamy

Nowy "zakaz Unii Europejskiej" dotyczy ogrzewania pelletem i drewnem? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

 W Kanadzie za "mówienie dobrze o samochodach spalinowych" grozi "dwa lata odsiadki", bo to "propaganda antyklimatystyczna" - twierdzą bohaterowie nagrań, które mają tysiące wyświetleń w sieci. Po pierwsze, to nieprawda. Po drugie, internauci mylą promowanie paliw kopalnych z chwaleniem samochodu.

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

W tym kraju nie wolno mówić "fajna fura" o aucie spalinowym? Nieporozumienie

Źródło:
Konkret24

Polscy policjanci będą od maja sprawdzać legalność pobytu w Polsce Ukraińców w wieku poborowym i jeśli trzeba, "eskortować" ich do ukraińskiej ambasady - taki przekaz rozpowszechniają polscy internauci. Nie jest to prawda, a film pokazywany jako rzekomy dowód jest klasyczną fałszywką.

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Policja "rozpocznie masowe kontrole" Ukraińców w wieku poborowym? MSWiA dementuje

Źródło:
Konkret24

Miliony wyświetleń w mediach społecznościowych ma nagranie pokazujące, jak mężczyzna podbiega do zatkniętej w polu flagi Autonomii Palestyńskiej, kopie ją - i tym samym aktywuje ukrytą bombę. Czy to się zdarzyło naprawdę? Czy film jest prawdziwy? Czy on przeżył? Internauci pytają, a udzielane odpowiedzi są rozbieżne. Wyjaśniamy więc.

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

"Przeżył?". "Fejk jak byk". Odpowiedzi są dwie. Różne

Źródło:
Konkret24

Wielu internautów wierzy w rozpowszechniany w sieci przekaz, jakoby środki z Krajowego Planu Odbudowy zostały nam wypłacone po bardzo zawyżonym kursie i że Polska będzie spłacała to przez pół wieku. Tyle że to nieprawda.

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Pieniądze z KPO według kursu 7,43 zł za 1 euro? Błąd w liczeniu

Źródło:
Konkret24

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski uważa, że nikt nie będzie mógł go zastąpić, jeśli zostanie zawieszony po ewentualnym postawieniu przed Trybunałem Stanu. Przestrzega, że nie będzie komu podpisywać dokumentów, a rynek medialny zostanie wręcz "zatrzymany", tak jak i działania koncesyjne. Prawnicy oceniają, że przewodniczący KRRiT się myli.

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Źródło:
Konkrtet24

Po głośnej imprezie w hotelu poselskim Łukasz Mejza tłumaczył z mównicy sejmowej, że w nocy bronił "tradycji polegających na wspólnym, chóralnym śpiewaniu". A w rozmowie z TVN24 tłumaczył się całodniową pracą w sejmowych komisjach i na posiedzeniach. Sprawdziliśmy więc aktywność parlamentarną tego posła PiS. Nie jest to długa analiza.

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Źródło:
Konkret24

To nie ściema kampanijna - tłumaczył minister nauki Dariusz Wieczorek, pytany o obiecane przez Lewicę tysiąc złotych dla studenta. I wyjaśniał, że nie była to obietnica, że "to jest pewien błąd, który wszyscy popełniamy". Przypominamy więc, kto z Lewicy publicznie obiecywał to w kampanii wyborczej.

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Źródło:
Konkret24

"Wystarczy spojrzeć na dane historyczne i zobaczyć, że zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i Platforma Obywatelska, to frekwencja jest niższa" - przekonywał dzień po drugiej turze wyborów samorządowych szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek. Dane PKW o frekwencji nie potwierdzają jego słów.

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Źródło:
Konkret24

Politycy Prawa i Sprawiedliwości forsują w mediach przekaz, że wraz z powrotem Donalda Tuska na fotel premiera źle się dzieje na ryku pracy. Mateusz Morawiecki jako "dowód" pokazuje mapę z firmami, które zapowiedziały zwolnienia grupowe. Jak sprawdziliśmy, takich zwolnień nie jest więcej, niż było za zarządów Zjednoczonej Prawicy. Eksperci tłumaczą, czego są skutkiem.

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Źródło:
Konkret24

"Ukraińcy mają większe prawa w Polsce niż Polacy" - stwierdził jeden z internautów, który rozsyłał przekaz o przyjęciu przez Senat uchwały "o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi". Posty te zawierają szereg nieprawdziwych informacji.

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

Źródło:
Konkret24

"Coś się szykuje" - przekazują zaniepokojeni internauci, rozsyłając zdjęcie zawiadomienia o wszczęciu postępowania administracyjnego w sprawie samochodu jako świadczenia na rzecz jednostki wojskowej. Uspokajamy: dokument wygląda groźnie, lecz nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym.

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Źródło:
Konkret24

Po pogrzebie Damiana Sobola, wolontariusza, który zginął w izraelskim ostrzale w Strefie Gazy, internauci zaczęli dopytywać, co wokół jego trumny robiły swastyki i czy były prawdziwe. Sprawdziliśmy.

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Tysiące wyświetleń w mediach społecznościowych ma fotografia dwóch mężczyzn jedzących coś na ulicy przed barem. Jeden to prezydencki doradca Marcin Mastalerek, drugi stoi bokiem, twarzy nie widać. Internauci informują, że to prezydent Duda, który podczas pobytu w Nowym Jorku poszedł ze swoim doradcą na pizzę do baru. Czy na pewno?

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Źródło:
Konkret24

Według krążącego w sieci przekazu po zmianie prawa Ukraińcom łatwiej będzie uzyskać u nas kartę pobytu na trzy lata. A to spowoduje, że "do Polski będą ściągać jeszcze większe ilości Ukraińców". Przekaz ten jest manipulacją - w rzeczywistości planowane zmiany mają uniemożliwić to, by wszyscy Ukraińcy mogli uzyskiwać karty pobytu i pozostawać u nas trzy lata.

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

Źródło:
Konkret24

Ponad milionowe zasięgi generuje w polskiej sieci przekaz, że od początku lipca nie będzie można w Niemczech w weekendy jeździć samochodami osobowymi. Powodem ma być troska o środowisko. Uspokajamy: nie ma takich planów.

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

Źródło:
Konkret24

Czy Amerykański Czerwony Krzyż nie przyjmuje krwi od osób zaszczepionych przeciw COVID-19? Taką teorię, na podstawie pytań z formularza tej organizacji, wysnuli polscy internauci. Kwestionariusz jest prawdziwy, teoria już nie.

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Źródło:
Konkret24

Internauci i serwisy internetowe podają przekaz, że polskie wojsko wysyła pracującym pierwsze powołania - że dostają "pracownicze przydziały mobilizacyjne". Wyjaśniamy, o co chodzi.

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Sceptycy pandemii COVID-19 i przeciwnicy wprowadzonych wtedy obostrzeń szerzą ostatnio narrację, jakoby "niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii". Wiele wpisów z taką informacją krąży po Facebooku i w serwisie X. Nie jest to jednak prawda.

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

Źródło:
Konkret24

W sieci pojawiły się dramatyczny zbiór nagrań, rzekomo z potężnej burzy, która przeszła nad Dubajem. Niektóre z nich nie mają jednak nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Wyjaśniamy.

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Źródło:
Konkret24

Posłanka PiS Joanna Lichocka zaalarmowała swoich odbiorców, że we Wrocławiu powstał "ruchomy meczet". W poście nawiązała do kwestii nielegalnych migrantów, Donalda Tuska i Unii Europejskiej. Posłanka mija się z prawdą. Pokazujemy, co rzeczywiście stoi przy Stadionie Olimpijskim w stolicy Dolnego Śląska.

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

Źródło:
Konkret24

"Głosują, jak im patroni z Niemiec każą", "lista hańby europosłów", "komu podziękować za pakiet migracyjny" - z takimi komentarzami rozsyłane jest w sieci zestawienie mające pokazywać, jak 25 polskich europosłów rzekomo głosowało "w sprawie pakietu migracyjnego". Tylko że grafika zawiera błędy i nie przedstawia, jak rzeczywiście ci europosłowie głosowali. Wyjaśniamy.

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

Źródło:
Konkret24